wtorek, 29 października 2013

"Ocean na końcu drogi" Neil Gaiman

Te dwie okładki są świetne!
Dziękuję!

Zapraszam Was do świata, gdzie mały staw ma wielkość oceanu, a pewna dziewczynka żyje w świecie pełnym magii. Jest jeszcze chłopiec. Chłopiec, który wszystko to przeżył, a wspomnienia zacierają się nie bez powodu.
Z twórczością Neila Gaimana miałam już styczność czytając "Dym i lustra" - zbiór świetnych opowiadań. Dlatego też byłam przygotowana na to fenomenalne spotkanie, które zaprzątało ostatnio mój czas. Mało tego. Byłam przekonana, że autor mnie nie zawiedzie. I nie zawiódł  w najmniejszym calu! "Ocean na końcu drogi" to kolejna świetna książka, która zaskoczyła mnie jednym... Małą liczbą stron - zbyt małą.

Ostatnio często wpadają w moje ręce książki, których głównymi bohaterami są dzieciaki, w dodatku są to książki napisane w czasie przeszłym i, muszę przyznać, że taka forma przedstawienia świata książki bardzo przypadła mi do gustu.  Zazwyczaj zaczytuję się w książkach, które są przedstawiane w teraźniejszości i jestem przyzwyczajona właśnie do takiej perspektywy. Jednak - jak mówię - forma wspomnień bardzo mi się spodobała. Zwłaszcza, że została przedstawiona przez jednego z najwybitniejszych żyjących pisarzy fantasy.

Co prawda początek Oceanu rozpoczyna dorosła osoba, jednak cała reszta jest opowiadana z perspektywy siedmioletniego chłopca, z którym przeżywamy wspaniałą przygodę. Wszystko jest jednym wielkim wspomnieniem naszego narratora, który wraca do przeszłości, cofając się aż o 40 lat  i opowiada nam niewiarygodną, i wciągającą historię, która oczarowała mnie totalnie. 

Nie jest nowością, że Gaiman pisze niezwykle klimatyczne powieści - z tym nie można się kłócić. Dlatego pierwszym, co mnie uwiodło - był właśnie klimat. Baśniowo - mroczny, który wypełnia książkę po brzegi i, który czuć w każdym słowie. "Ocean na końcu drogi" to jedna z najbardziej magicznych książek, jakie dane mi było czytać. Poznając ją, czytelnikowi ciężko jest odróżnić,  co jest prawdziwe, a co magiczne. Neil Gaiman ma niebywałą wyobraźnię, której pozazdrościć może mu zapewne każdy z nas. Wielki pokłon dla autora za to, jak wspaniale tworzy swoje dzieła. Co wezmę jego książkę do ręki, to wydaje mi się jeszcze lepsza od poprzedniej. Niebywałe.
"Kiedy już trochę pożyjesz na tym świecie , zaczynasz wiedzieć różne rzeczy."
Świat światem, ale powiedzieć trzeba coś również o bohaterach, jakie wykreował na potrzeby książki autor. Poznajemy bardzo charyzmatyczne i eteryczne osobowości, które czarują czytelnika swoją egzystencją już od samego początku ich znajomości. Poznając dojrzałego mężczyznę, który przysiada nad małym stawem i wspomina niezwykłe chwile ze swojego dzieciństwa wiedziałam, że jego opowieść będzie niebywała. W przeszłości nasz główny bohater jest niepozornym małym chłopcem, dla którego książka jest najlepszym i jedynym przyjacielem. Wszystko się jednak zmienia, kiedy poznaje pewną żywiołową i tajemniczą dziewczynkę imieniem Lettie, która wprowadzi go do niebezpiecznego magicznego świata. Pozytywnymi postaciami są również panie Hempstock. Czarny charakter też jest rewelacyjnie stworzony, a to co wyczynia w świecie tego małego chłopca, jest wprost nie do opowiedzenia... Nic tylko czytać!

Jestem pod wrażeniem niniejszej lektury i z pewnością jeszcze kiedyś do niej powrócę. Klimatyczna, wciągająca... Świat dopracowany w najmniejszych detalach. Całość w mrocznej tonacji, momentami poruszająca, na pewno poetycka i, z całą pewnością baśniowa...Nie mylcie jednak tej baśni, z baśniami czytanymi dzieciom do snu. Nie zostaje mi nic innego, jak tylko polecić.



niedziela, 27 października 2013

"Krzyk" Jordi Sierra i Fabra

Dziękuję!

Książka "Krzyk" to taka typowa obyczajówka dla młodzieży, gdzie tytuł niesie ze sobą ogromny przekaz. W tej książce słowo "krzyk" jest niemal namacalne. Przyznać muszę, że pierwsze 20 stron było dla mnie dosyć rozczarowujące. Otóż kolejna nastolatka, która kompletnie nie jest rozumiana przez swoich rodziców - czyż nie jest to standardowa śpiewka w niemal każdej młodzieżówce? Niemniej jednak pociągnęłam przygodę z treścią i odkryłam, że dalej jest coraz bardziej znośnie, a później książka spodobała mi się na tyle, że skończyłam ją w jeden dzień. Jak widać - początki były trudne, ale opłacało się dobrnąć do końca, gdyż ta przygoda może nie jest nadzwyczajna, ale za to przyjemna. Przejdźmy zatem do samej fabuły, której nie mam zamiaru szczegółowo opisywać, lecz przytoczyć Wam co nieco.

Patricia jest w wieku dojrzewania, a jak wiadomo ten okres bywa trudnym momentem w życiu dla większości. Każdy w tym czasie szuka swojego "ja" i poszukuje sensu życia, przechodzi pierwszą miłość... Każdy pragnie być zrozumiany. Nasza główna bohaterka ma swoje pasje, których jej rodzice nie rozumieją, a nawet nie bardzo starają się zrozumieć - co jest jeszcze bardziej irytującą kwestią. Otóż Patricia uwielbia pisać teksty, czy to piosenek, czy też jakieś opowiadania, na dodatek świetnie odnajduje się w muzyce, grając na gitarze... Pragnie spełnić swoje marzenie i zostać pisarką... Czy jej się to uda? W końcu tyle przeszkód czeka na drodze...
"Tylko dzięki samoakceptacji możemy wydobyć z siebie to, co najlepsze. Każdy ma jakiś atut. Trzeba go pielęgnować. Porozumiewamy się ze światem poprzez pryzmat własnych spostrzeżeń, a te powinny być niezależne, nieskażone."
Język, jakim operuje autor jest dostosowany do grupy odbiorców właśnie zaliczającej się do młodzieży. Lekki i prosty, ale szczerze powiedziawszy nie wyróżniający się spośród innych tego typu. Podobała mi się przeplatana zwykła treść opowiadająca życie i przygody naszej bohaterki z głębokimi tekstami, które Patricia tworzyła. Ciekawy zabieg, który - nie ukrywam - bardzo mi się spodobał i zadziałał na plus. Co prawda twórczość Patrici nie porwała mnie w jakiś szczególny sposób, niemniej na pewno nie była zła.
Do tego krótkie rozdziały, dzięki którym przez książkę się wprost płynie. Osobiście wolę rozdziały krótsze od dłuższych, gdyż często bywa tak, że treść przeważa nad formą. Na szczęście nie w tym przypadku.

"Krzyk" odbieram jako dosłowne wołanie o pomoc i zrozumienie. Jest to książka z tych, które poruszają głębszy motyw. Podejmują ważny temat, odpowiadają na wiele pytań i, które pomimo całkiem lekkiej treści zmuszają nas do refleksji. Twór ten jest napisany głównie z myślą o nastolatkach i sądzę, że właśnie im przypadnie do gustu. Jeśli więc szukacie przyjemnej historii, która nie jest zapychaczem dnia, a posiada pewną wartość, to polecam Wam ową powieść.
"Życie jest niczym więcej niż sumą błędów i trafnych wyborów kształtujących wasze istnienie."

sobota, 26 października 2013

Colorful Media - językowo


Dzisiaj kolorowo i językowo!

Na początek przedstawię Wam wydawnictwo Corolful Media, które specjalizuje się w wydawaniu magazynów specjalistycznych, tudzież językowych. W Polsce pojawiło się nie tak dawno, ale również nie tak niedawno, bo w 2003 roku. Znaleźć je możecie tutaj: corolfulmedia i tutaj: facebook. Natomiast zakupić interesujące Was egzemplarze magazynów możecie tutaj: kiosk. Przyznam, że kiedy dostałam ofertę od niniejszego wydawnictwa, nie wahałam się ani chwili. Sądzę, że jest to świetna okazja do doszlifowania swojego języka, bądź poznania czegoś nowego - jak było w moim wypadku. Mam tutaj na myśli język hiszpański, którego chęć nauczenia się od jakiegoś czasu zaprząta moją głowę.

Powiem szczerze, że takie czasopisma przydałyby się w szkołach. Ponieważ dzieciaki i ogólnie - młodzież, z góry zakładają, że podręczniki to zło konieczne, a przecież takie kolorowe magazyny bardziej pobudziłyby chęć poznania interesującego nas języka. Nieprawdaż? Tak więc zacznijmy od języka angielskiego, który towarzyszy chyba nam wszystkim i przeważa wszędzie.


¿Español? Sí, gracias jest kwartalnikiem tworzonym przez hiszpańsko-polską redakcję dla każdego  zainteresowanego nauką języka hiszpańskiego. W kwartalniku tym znajdziecie całą masę słówek "wyrwanych" z artykułów, przetłumaczonych na język polski. W dodatku nie są to suche artykuły, lecz ciekawe fakty, czy to z życia gwiazd, czy opisy miejsc. Można powiedzieć, że zwiedzamy świat po hiszpańsku.

Znaleźć można taki działy jak:
Inicio, Noticias, Tema especial, Cultura, Sociedad, Idioma, Deporte, Cocina, Practica - Strona główna, Aktualności, Temat specjalny, Kultura, Społeczeństwo, Język, Sport, Gotowanie, Praktyka
Nie będę się rozwodziła na temat każdego działu, gdyż po nazwach wiemy, czego możemy się spodziewać.

English Matters to dwumiesięcznik z opracowanym słownictwem i podobnie, jak w przypadku  ¿Español? Sí, gracias znajdziecie w nim całą masę słówek, które przydadzą Wam się w życiu. W tych magazynach łatwiej było mi się odnaleźć, zważywszy na to, ile lat uczyłam się języka angielskiego - dlatego czytanie tekstów szło mi płynniej.

Działy:
This and That, People and Lifestyle, Culture, Travel, Language, Leisure - To i owo, Ludzie i styl życia, Kultura, Podróże, Język, Rozrywka.

Colorful Media nie wydaje tylko tych dwóch magazynów językowych. Moi drodzy jeśli interesuje Was coś innego, macie do wyboru:
StartUp Magazine

 Osobiście gorąco polecam. 

piątek, 25 października 2013

"Obca pamięć" Dan Krokos


Dziękuję!

Miranda nie wie kim jest. Zna tylko swoje imię i nazwisko, nic poza tym. W panice uwalnia z siebie pewną mroczną siłę, która jest niczym śmiertelny cios dla osób trzecich. Nie wie jednak, jak sobie z nią poradzić i jak ją kontrolować. Z pomocą przychodzi jej pewien młodzieniec imieniem Peter. Podając pomocną dłoń przekonuje Mirandę, by poszła z nim, gdyż tylko on może jej powiedzieć coś na temat przeszłości dziewczyny. Czy Peter jest wrogiem, czy może przyjacielem? Tego i wielu innych rzeczy, Miranda dowie się już niebawem.

Tytuł ten bardzo mnie zaintrygował. Dodatkowym czynnikiem, który skłonił mnie do sięgnięcia po tę pozycję był opis umieszczony na okładce. Chociaż można by rzec, że książka ta z owego opisu nie wyróżnia się zbytnio z tłumu innych książek o podobnej tematyce, gdyż amnezja, moce paranormalne i grupa nastolatków walcząca ze złem – jest znana wielu osobom bardzo dobrze. Dlatego nasunęło mi się pytanie: Czy coś jeszcze może mnie zaskoczyć w tej materii? Cóż, zaskoczyło mnie i to całkiem pozytywnie, i na tyle mocno, że najchętniej w tej chwili zaczytywałabym się w kolejnym tomie. Niestety, muszę jednak na niego poczekać.

Pragnę zwrócić uwagę, że „Obca pamięć” to debiut – bardzo obiecujący zresztą- Dana Krokosa. Debiut, który został okrzyknięty mistrzowskim. Czy mogę się z tym zgodzić? Niestety moim zdaniem do mistrzowskiego mu jeszcze sporo brakuje, aczkolwiek bardzo dobrym mogę go nazwać. Jak dla mnie „mistrzowski debiut” powinien, że tak powiem – powalić na kolana. „Obca pamięć” owszem jest ciekawa, wciągająca i niezaprzeczalnie niesztampowa, jednak na kolana mnie nie powaliła. Może kolejna część mną zawładnie, kto to wie? Na pewno nie mam wątpliwości, że Dan Krokos ma wielki potencjał i umie go wykorzystać, w związku z tym jestem pewna, że II tom będzie trzymał poziom – mam nadzieję, że się nie zawiodę.

Do stylu językowego i do tego, z jaką łatwością autor manipuluje swoimi postaciami i, tym samym – emocjami potencjalnego czytelnika – nie mam zastrzeżeń. Również akcja tocząca się w książce ma świetne tempo. Zwalnia na chwilę tylko po to, by znowu przyśpieszyć i wciągnąć czytelnika w wir wydarzeń. Idąc właśnie tym tropem, pragnę powiedzieć, że nie ma czasu na nudę. Ciągle coś się dzieje, coś wybucha, ktoś wpada w tarapaty – czytelnik jest dzięki temu tak zaabsorbowany przygodą, że nie ma nawet ochoty odkładać książki – a to jest jeden z wielkich pozytywów.

Przejdźmy zatem do tego, co mniej przyjemne. Muszę przyznać, że powieść jest trochę naiwna. Cały czas byłam w przekonaniu, że bohaterowie niniejszej pozycji mają nieco ułatwiane zadania. Może oczekiwałam, że skoro jest to thriller, to będzie tutaj kilka zwrotów akcji, gdzie ucieczka bohaterów będzie niemożliwa, a śmierć nieunikniona. Niestety za każdym razem miałam świadomość, że bohaterowie wyjdą z takich sytuacji bez szwanku – powiem szczerze, że czekałam aż autor uśmierci którąś z głównych postaci, co rozpaliłoby moje emocje jeszcze bardziej. A tutaj postaci z potencjalnie niebezpiecznych sytuacji, zagrażających ich życiu wychodzili w całości. Naiwność również głównej bohaterki dała mi się we znaki. Od samego początku – niby to nie chciała zaufać Peterowi, a jednak oddała swoje życie w jego ręce. I ta częsta, świadoma wymówka, której używała za każdym razem, że nie pamięta tego i owego. Ja rozumiem, że amnezja to jeden z głównych wątków, ale nie trzeba o tym non stop dobitnie czytelnikowi przypominać, bo to akurat było bardzo irytujące.

Ciężko było mi się zżyć z jakąkolwiek postacią. Pałam do nich tylko zwyczajną sympatią. Mimo, że narracja jest pierwszoosobowa, opowiadana z punktu widzenia Mirandy – nie pomogło mi to zrozumieć niektórych jej decyzji, ani samej jej osoby. Sądzę, że lepiej byłoby, gdyby autor opowiadał nam wydarzenia z punktu widzenia Petera, Mirandy, Olive i Noaha – taka wieloosobowa narracja pasowałaby do tej książki idealnie.

Przechodząc do ogólnego podsumowania sądzę, że książka jest naprawdę dobra i emocjonująca. Jeśli więc ktoś lubi szybką akcję, ciekawy wątek sensacyjny, to powinien sięgnąć po „Obcą pamięć”. Ja osobiście czekam na ciąg dalszy, który zapewne odpowie mi na wiele nurtujących pytań i jeszcze bardziej rozbudzi moją ciekawość.

Recenzję możecie znaleźć również na portalu Literatura Juventum

środa, 23 października 2013

"Lare i t’ae" Eleonora Ratkiewicz



Byłam bardzo ciekawa książki pani Ratkiewicz, w której główne skrzypce grają elfy. Nie ukrywam, że bardzo lubię te stworzenia i w każdej książce śledzę z wielkim zainteresowaniem to, jak przedstawia nam je autor. Dlatego kiedy przeczytałam zagadkowy i ujmujący opis oraz, kiedy rzuciłam okiem na cudną okładkę, powiedziałam sobie, że ta przygoda będzie zacna. Czy tak było? O tym nieco niżej.

Autorka strasznie namieszała mi tutaj z imionami postaci. Często się gubiłam, nie wiedząc o kogo w danej chwili chodzi co, nie ukrywam, było męczące i działało na niekorzyść całości. Raz zwracała się imieniem, raz rodowym nazwiskiem… Naprawdę ciężko było mi się połapać, a to negatywnie wpływało na całościowy odbiór książki. Tak więc, jeśli chodzi o postaci, nadal nie wiem do końca, kto jest kim. Niemniej bardzo polubiłam wszystkich, za ich charyzmę, humor, podejście do wielu różnych spraw. Każda z postaci jest dopracowana i barwna, ma swoje miejsce w książce. Autorka świetnie sobie poradziła z ich kreacją, tylko te imiona – tak, wiem, ciągle nad tym ubolewam.

Teraz coś o samej treści, pomyśle, fabule. Nigdy nie czytałam książki stricte o elfach, dlatego bardzo podobało mi się to, że autorka tak obrazowo i wyraziście przedstawiła ich krainę. Coś nowego, coś innego – ciekawy świat, przyswajalna i przyjemna treść.
Osiem mocarnych królestw od niepamiętnych czasów żyje w spokoju i ładzie, a ich mieszkańcy nie muszą obawiać się niebezpieczeństwa i najazdów z sąsiednich królestw – bajkowo, prawda? Jednak „nie wszystko złoto, co się świeci”.

Królestwom zagraża niebezpieczeństwo, któremu nie mogą zaradzić – susza. Czyżby przez klęskę żywiołową zapowiadały się zamieszki? W końcu taka wizja śmierci, spowodowana głodem i pragnieniem, nikogo nie cieszy. Aby zapobiec tym wszystkim nieszczęściom, młody i zdolny król Najlissu – Lermett – będzie musiał stawić czoło innym i spróbować zapobiec potencjalnym wojnom. Misja bardzo ciężka, ale i bardzo ważna.

Trzeba zaznaczyć, iż jest to część druga, chociaż szczerze powiedziawszy nie odczułam braku części pierwszej. Autorka stworzyła Lare i t’ae tak, jakby to była odrębna historia, więc bez przeszkód można sięgnąć po tę część, jeśli nie ma się możliwości przeczytać „jedynki” – jak w moim wypadku. Nie czuję braku „jedynki”, ale sam fakt tego, że ona jednak jest, zmusza mnie do sięgnięcia po nią i przekonania się, co było „przed”.

Osobiście nie przepadam za książkami, w których ilość opisów znacznie przeważa nad ilością dialogów. Lubię, kiedy to wszystko jest wyważone, a dzięki wypowiedziom poszczególnych postaci dowiaduję się czegoś o nich samych, o ich przeszłości i tym, co w danym momencie myślą, tudzież przeżywają. Dlatego trochę mi to nie odpowiadało, trochę również męczyło. Wszystko rekompensuje styl językowy pani Eleonory Ratkiewicz, który jest bez zarzutu – a ja mogę być dumna, że nasi rodowici autorzy tak pięknie władają słowem pisanym.

Reasumując, jeśli nie przeszkadza Wam rozbudowana akcja oraz bogate opisy – polecam. Ta przygoda jednych zachwyci i sprawi im niezwykłą frajdę, a innych niekoniecznie. Wszystko zależy od tego, co kto lubi, a jak wiadomo – gusta są różne. Niemniej sądzę, że warto dać książce szansę.

Recenzja napisana specjalnie dla portalu Nastek.pl

wtorek, 22 października 2013

"Bob Marley. Nieopowiedziana historia króla reggae" Chris Salewicz



Dziękuję!

"Boba Marleya opłakiwały miliony, kiedy po ciężkiej walce z rakiem odszedł w maju 1981 roku. Rastafariański gwiazdor reggae, dzięki któremu uwaga całego świata zwróciła się na jamajską muzykę, urzekał publiczność swoją wizją pokoju, harmonii i miłości. Jego bunt odmienił świat.
 Chris Salewicz, który spędził trochę czasu z Bobem Marleyem na Jamajce, daje nam kompletny obraz jego życia – od niepozornych początków do międzynarodowej sławy. Nigdy wcześniej niepublikowane wywiady z dziesiątkami osób, które znały Marleya, zostały poprzetykane narracją, która ożywia nie tylko rastafariańskie wierzenia i jamajską scenę muzyczną, ale także ducha samego króla reggae."
Rzadko kiedy sięgam po biografię sławnych ludzi. Zazwyczaj nie czuję takiej potrzeby, żeby poznać życie jakiejś osławionej osoby. Jednak Bob Marley towarzyszył mi przez, że tak powiem - młodzieńcze lata. Mam na myśli gimnazjum i szkołę średnią, gdzie to właśnie jego piosenki umilały mnie i moim znajomym czas. Również chodzi ogólnie o samą muzykę, ponieważ muzyka reggae królowała zawsze i wszędzie. Marley - dla mnie - zasłynął przede wszystkim z pozytywnej energii, którą jego piosenki aż kipiały. Mało tego - miały przekaz. Ja nie lubię piosenek bez przekazu, pustych, mdłych i takich - żeby tylko. Lubię wsłuchać się w tekst i zawsze próbuję zrozumieć, co dany artysta chce zakomunikować treścią i rytmem. Dzięki autorowi dowiedziałam się wielu ciekawych smaczków z życia króla reggae. Oj tak. Bob Marley zawsze będzie królem reggae!

Właśnie tak powinna wyglądać każda biografia! Nie suche i banalne fakty, które każdy może sobie bez trudu wyszukać w internecie, a tak, jak Chris Salewicz opisał historię Boba. Nie skupił się tylko i WYŁĄCZNIE na postaci samego tytułowego bohatera, lecz również dokładnie opisał nam historię Jamajki - z domieszką polityki - realiów wówczas tam panujących. Nie wspomnę o tym, jak świetnie przedstawił nam wszystkie postaci, zgłębiając nam również ich przeszłość. Jestem wprost zachwycona tą szczegółowością i chyba po raz pierwszy czytając taką książkę pochłaniałam te wszystkie szczegóły, łaknąc jeszcze więcej!

Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się takich emocji, podczas czytania tejże lektury. Dlatego to, co przeżywałam czytając tę historię zdziwiło nawet mnie samą. Boba Marleya bardzo szanuję już od dawna, a ta książka sprawiła, że mój szacunek wzrósł. I chociaż były momenty, w których przewracałam oczami na poczynania Marleya i bywałam na niego zła, za jego decyzje, tak pod koniec roniłam łzy. Tak, książka  Salewicza jest książką, która ma głębszy sens. Nie tylko zdradza nam wiele szczegółów na temat sławnego człowieka, ale również czasem zmusza do zadumy, smuci i sprawia, że się uśmiechamy. Jak mówię - tego wszystkiego się nie spodziewałam, ale zaskoczenie bardzo pozytywne. Dzięki tej biografii, jeszcze bardziej "zbliżyłam" się do Boba Marleya i wiem o czym są jego piosenki. Nie muszę ślepo doszukiwać się sensu, bo sens już znam... 
Na filmiku poniżej widzimy, że miłością Boba nie tylko była muzyka, ale również piłka nożna. Nowością i ogromnym zaskoczeniem były zdolności Boba, jako chłopca. Zdolności, które posiadał do śmierci. Z początku wydawało mi się to nierealne, jednak po czasie stwierdziłam, że jest to jednocześnie dziwne, co ciekawe.

Większości zapewne Bob Marley, czy też muzyka reggae kojarzy się głównie z popalaniem zioła/marihuany/konopi czy z dredami. Z tego, na co natknęłam się w internecie - właśnie tak jest. Modne jest również bycie rasta - sądzę, że połowa pseudo rastafarian nie wie co to oznacza, co jest tym samym śmieszne. Mnie osobiście trochę to irytuje. 
Ludzie stworzyli sobie taki, a nie inny pogląd i twardo się tego trzymają, a nie mają pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Dlatego też proponuję poznać historię Boba Marleya, w postaci niniejszej pozycji, która wyjaśni Wam naprawdę wiele.

Książkę polecam z całego serca tym, którzy miłują sobie rytmy reggae, ale nie tylko! Ta biografia to niezwykły rarytas, napisany tak smacznie, że nie sposób jest się od niego oderwać. Piękna opowieść o człowieku, który nie bał się wyrażać własnych myśli i potrafił stawić czoła światu, w którym żył. Dla jednych był wspaniałym i zawsze uśmiechniętym, ale lekko zamyślonym chłopcem, który ma swój świat. Dla innych zaś zawsze będzie... Królem reggae - człowiekiem, który potrafił muzyką zmienić świat.


niedziela, 20 października 2013

"Kafejka u lunatyków" Laurell K. Hamilton

Dziękuję!


Dzisiaj zaprezentuję Wam moje odczucia odnośnie czwartego już tomu o małej wzrostem, wielkiej duchem - egzekutorce wampirów, Anicie Blake. Jest to jedna z moich ulubionych serii książkowych. Czwarty tom ma bardzo ujmujący tytuł "Kafejka u lunatyków". Pragnę zauważyć, że każdy tom ma tytuł odnoszący się do miejsca, gdzie toczy się akcja. Moim zdaniem, to ciekawe i fajne rozwiązanie, gdyż niektóre książki mają tytuł wzięty z kosmosu, niemający kompletnie nic wspólnego z treścią. Pani Hamilton swoją serią ujęła mnie pod wieloma względami, o których możecie przeczytać poniżej. Zapraszam więc do lektury moich wrażeń z "Kafejki u lunatyków".

Zacznę od fabuły, która przekracza wszelkie możliwe bariery dotyczące tempa akcji. Od samego początku jesteśmy porwani w wir krwawej i nieustępliwej akcji, która coraz bardziej mnie zaskakuje. Wniosek prosty - nie sposób się nudzić. Tym razem Anita zostaje wplątana w gierki zmiennokształtnych. Jakaś istota pogrywa sobie z naszą egzekutorką i za każdym razem, kiedy ta już ma ją na oku, nasz tajemniczy morderca daje jej prztyczka w nos i zmyla trop. Dodatkowo Anita zostaje postawiona przed poważnym życiowym wyborem... Wampir czy wilkołak. Oto jest pytanie! Jean- Claude nie daje za wygraną i nie ma zamiaru zrezygnować z naszej bohaterki. Co, jak co, ale wampiry to jednak podstępne bestie. Anita umawia się z Richardem od kilku miesięcy i myśli o nim poważnie. Do czasu, kiedy dowiaduje się czegoś o jego drugiej naturze. Oczywiście Jean - Claude wykorzystuje wszystko, co tylko mu się nawinie, żeby zniechęcić Anitę do jej kudłatego chłopaka. Czy mu się to uda?
"Szczęśliwe zakończenia sprawdzają się na scenie, ale nie mają wiele wspólnego z normalnym życiem."
Zawsze podkreślam, że nie lubię trójkątów miłosnych, ale wierzcie mi... Jeszcze nigdy tak się nie ubawiłam czytając perypetie jakiejkolwiek trójki, jak właśnie tej. Kawał dobrej roboty pani Hamilton. Uwielbiam tę zawiłą relację. Te wszystkie przytyki Jean - Claude'a, po prostu poliki mnie bolą od czytania tych świetnych scen. Cieszy mnie fakt, że bohaterka ma tyle lat co ja, co więcej - mamy bardzo podobne charaktery, więc tym łatwiej mi się w nią wczuć i jeszcze bardziej (nie wiem czy jeszcze można) ją polubić. 

Gdzieś przeczytałam, że język, jakim napisana została owa seria jest nijaki - szczena mi opadła. Nie zgadzam się z tym kompletnie. Ja jestem zachwycona stylem językowym pani Hamilton - jest nie tylko obrazowy, lekki i przyjemny, ale dodatkowo łatwo przyswajalny - na Boga, na pewno nie jest przeciętny, tudzież nijaki!

Już w poprzednich recenzjach rozwodziłam się na temat przedstawienia w tym cyklu wampirzej natury. Autorka świetnie zobrazowała nam swoją wizję wampirzego świata, ale również świata zmiennokształtnych czy również nekromantów i czarownic. Nie wpuszcza nas, w tak zwane maliny i nie koloryzuje, że wampiry i inne paranormalne istoty to nie potwory, lecz pokrzywdzone, pragnące miłości i skrzące się w świetle słonecznym - wspaniałe stworzenie. Chyba, że "skrzące" się rozumiemy jako żywą pochodnię. Właśnie - między innymi - dlatego tak wielbię tę serię. 

Ogólnie rzecz biorąc... Co ja Wam mogę powiedzieć. Chyba sami widzicie, że z serią pani Hamilton warto się zapoznać. Nie zrażajcie się ilością tomów. Na pewno nie wieje nudą, a z tomu na tom - mam wrażenie - że ta seria jest jeszcze lepsza. Anita, do boju!

sobota, 19 października 2013

"Naga" Megan Hart

Dziękuję!

"Ona potrzebuje pieniędzy na czynsz, on potrzebuje mieszkania. Jasny układ, przecież nie są sobą zainteresowani. To nic, że Alex Kennedy jest wysoki, ciemnowłosy i nieodparcie pociągający. Olivia przecież – po poprzednich zawodach miłosnych – nie poszukuje kolejnego mężczyzny.
 Pewnego dnia przekraczają granicę i nie ma już powrotu. Nie ma też wyrzutów sumienia… Olivia jednak ciągle opiera się przed oddaniem Alexowi serca. Boi się związku z mężczyzną tak nietypowym."

Erotyk erotykowi nie równy. To na pewno. Dobry przykład (nie obrażając nikogo) "Pięćdziesiąt twarzy Greya" - dno, "Naga" - świetna lektura. Takim oto wstępem rozpoczynam niniejszą recenzję. "Naga" to nie pierwsza książka pani Hart, którą miałam przyjemność czytać. Sądzę jednak - że jak na chwilę obecną - najlepsza. Powiem więcej. Na pewno - jak dla mnie - jest to najlepsza książka erotyczna jaką kiedykolwiek czytałam, a to - wierzcie mi - jest już coś. Rzadko czytam typowe erotyki, jednak po książkę pani Hart sięgam z przyjemnością. Ta autorka potrafi pisać o czymś konkretnym, a nie tylko o samym seksie dla seksu - w dodatku bezsensownie, żeby tylko było. Dlatego wiem, że sięgając po jej powieść otrzymam coś więcej niż przeciętny i nieciekawy erotyk. Otrzymam ciekawą, wciągającą i wielowątkową fabułę, w której seks nie odgrywa najważniejszej roli.

Zacznijmy od tego, że w książce jest rozbudowany wątek psychologiczny. Tutaj mam na myśli nie tylko główną bohaterkę, gdyż autorka każdej postaci przypisała poszczególne problemy. A nawet jeden wspólny. Otóż, autorka porusza tutaj problem odnoszący się do orientacji seksualnej swoich bohaterów. Słowo problem może być lekko przesadzone. Raczej chodzi tutaj o zagubienie, o wybór, jakiego należy - czy też, jaki chce - dana postać podjąć. Pozwolę sobie zacytować: "Poszukiwanie miłości może skutkować niesłychanym zamętem w głowie. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy nic nie jest oczywiste. Nawet orientacja seksualna płata nam figle". Niezmiernie cieszy mnie fakt, że autorka w każdej swojej książce pragnie zaaplikować nam nie tylko dawkę erotyzmu, ale również pokazuje nam świat - całkiem realny - w którym opisuje uczucia, emocje, problemy, rozważania i na końcu - ważne wybory oraz zmiany, jakie zachodzą w jej postaciach.

Każda z postaci, jakie stworzyła nam pisarka jest postacią złożoną, a właśnie takie postaci czytelnik pochłania z ciekawością odkrywając je warstwa, po warstwie. Chodzi tutaj o zgłębienie specyficzności danej jednostki. Ja z początku nie wiedziałam czego może dotyczyć tytuł książki - swoją drogą, wiele mówiący - jednak po przeczytaniu ostatniego fragmentu wiem już wszystko, co chciałam wiedzieć na ten temat. 
"Szukanie swojego miejsca w świecie jest zupełnie naturalne, tak samo jak szukanie kogoś, kto zaakceptuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Czasami nakładamy na siebie mnóstwo warstw. Kiedy w końcu zostajemy z nich obdarci, ukazujemy się tacy, jacy jesteśmy naprawdę.
Nadzy"
Ten cytat wiele mówi nam o głównej bohaterce Olivii, która przez całe swoje życie poszukuje siebie. Pragnie odnaleźć własne ja, a nie tylko podążać za schematami, jakie narzuca jej życie. Od zawsze była inna i wyróżniała się w tłumie. Jedną z rzeczy, których pragnie - jest bycie akceptowaną i kochaną taką, jaką jest. Przeszła w swoim życiu zawód miłosny, z którego nadal ciężko jej się pozbierać, co więcej... Olivia nadal żyje w zażyłych relacjach - toksycznym związku - z tym, który złamał jej serce. Czy znajdzie się ktoś, kto spełni jej pragnienia i uwolni od demonów przeszłości? Może tym kimś będzie Alex.

Książka bardzo mi się podobała. Nie było w niej wulgaryzmów od których aż roi się w innych powieściach tego typu. Dla mnie to jeden mocny plus. Drugim plusem jest właśnie ta rozbudowana i wielowątkowa fabuła, trzecim - przyjemny język oraz dobrze skrojone postaci.

czwartek, 17 października 2013

Zdobycze książkowe + mały dodatek

Witam Was serdecznie!

Dzisiaj chcę Wam przedstawić moje nowości z tego i, z końca poprzedniego miesiąca. Zdjęcie nie jest szałowe, wiem. Chciałam zrobić moim telefonem, ale mi padł i - co widać - ładuje się zdrajca jeden. Niemniej zdjęcie jest - jakościowo nie powala, ale widać co się na nim znajduje. Jeśli nie... to pozwólcie, że Wam przedstawię :)

Na pierwszym planie mamy magazyny obcojęzyczne: 3 w wersji angielskiej oraz 3 w wersji hiszpańskiej - wydawnictwo Colorfulmedia. Po pierwsze utrwalę sobie język angielski, uszczknę czegoś z hiszpańskiego - dla mnie świetna sprawa!

Następnie po lewej stronie:
Cała seria o Georginie Kincaid autorstwa Richelle Mead - książki już dawno przeczytane, ale w formie ebooków. Dlatego postanowiłam zaopatrzyć się w wersję papierową - jedna z moich ulubionych serii. Recenzowania tej serii na chwilę obecną nie planuję. - efekt wymiany
"Bogowie muszą być szaleni" - nareszcie mam! Z racji tego, że pewna dobra duszyczka sprezentowała mi tom I, musiałam nabyć tom 2, ma ktoś na wymianę 3? - jw
"Zaklęcie dla golema" - od autora
"Posępna litość" - moja perełka w tym stosie! - stwierdziłam, że nie jadę w tym roku na targi książki, dlatego postanowiłam sobie ją sprezentować - od siebie, dla siebie :)
"Przewodnik Nocnego Łowcy" - jw

Teraz skromnie, recenzencko:
"Mroczna Geneza" - bardzo jestem jej ciekawa. Bardzo. - Literatura Juventum
"Cień Anioła" - Nastek.pl
"Zgon" - jw
"Ocean na końcu drogi" - MAG

A teraz ten mały dodatek, który widnieje w tytule niniejszego posta. Moim zdaniem rewelacyjna ta zapowiedź xD


 Coś więcej:

Ze śmiercią jej do twarzy!

Lex ma 16 lat i sporo ostatnio nabroiła. Bezsilni rodzice wysyłają ją na wakacje do wujka na wieś. Lex nie jest zachwycona wizją spędzenia lata na farmie. Okazuje się jednak, że wujek nie jest tylko zwykłym farmerem, lecz mrocznym żniwiarzem i przeprowadza dusze zmarłych na drugą stronę.


Śmieszne i straszne!

Zgon to całkiem nowoczesne miejsce. Tam na górze są Sosnowe Kwatery, gdzie mieszka trochę młodzieży, jest kilka dobrych sklepów przy Alei Zgładzonych. – Wskazał na boczną uliczkę wyłożoną brukiem, w odróżnieniu od gładkiego asfaltu, po którym jechali. Lex wyciągnęła szyję i dostrzegła tych kilka sklepów o dziwnych nazwach. Kwiaciarnia o nazwie „Kwiatki od spodu”, sklep z materacami „Wieczny sen” i sklep spożywczy z wielkim szyldem „Wyciągnięte kopyta”. Na skrzyżowaniu dróg z małej fontanny wyrastał obelisk.

GINA DAMICO

Wychowała się w Syracuse w stanie Nowy Jork. Zdobyła wykształcenie teatralne i socjologiczne. Zawsze fascynowała się tajemnicą morderstwa i zbrodni. Wykonywała różne zawody szukając dla siebie idealnej pracy. I znalazła. Zgon to jej debiutancka powieść, w której łączy zdobyte wykształcenie z zainteresowaniami. Mieszka pod Bostonem z mężem, dwoma kotami, psem i szafą pełną czarnych bluz
Strona autorki: http://ginadami.co/

wtorek, 15 października 2013

"To tylko plotki" Jill Mansell

Dziękuję!

Drodzy czytelnicy, macie czasami tak, że zasiadacie wygodnie z jakąś książką i tracicie poczucie czasu? Ja miewam takie chwile dosyć często z książkami fantastycznymi, aż tu nagle – niespodzianka – zwykły obyczajowy romans sprawił, że zapomniałam o mijającym czasie. Powiem Wam, że takie niezobowiązujące, acz przyjemne i lekkie lektury, to dobre czasoumilacze, które oderwą nas od rzeczywistości, kiedy bardzo tego potrzebujemy. Tytuł „To tylko plotki” właśnie do takowych czasoumilaczy należy. Nie twierdzę jednak, że jest to książka wybitna i powalająca, ale przecież nie tego spodziewałam się po tytule. Chciałam raczej odprężyć się, a treść bardzo mi w tym pomogła. Zacznijmy jednak od samej fabuły, którą pragnę Wam nieco przybliżyć.

Poznajcie Tilly Cole, która stała się singielką z wyboru – jak sama o sobie sądzi. Twierdzę jednak, że nie do końca tak jest, gdyż na początku książki Tilly rzuca chłopak – więc raczej nie z wyboru, a z konieczności nasza bohaterka została singielką. Nieprawdaż? Tak więc panna Cole po tym incydencie postanawia podjąć pewne kroki, zmierzające do kompletnej zmiany w jej życiu. Przeprowadza się do małego prowincjonalnego miasteczka w Anglii. Wiadome jest, że w takich małych mieścinach plotka goni plotkę i każdy o każdym wie wszystko – takie są uroki mieszkania na wsi. Właśnie w takim miejscu przebywa najlepsza przyjaciółka Tilly, która również z mężczyznami miewała już różne przeboje. Panna Cole znajduje pracę u pewnego dekoratora wnętrz, który ma wspaniałą córeczkę i jest… gejem. Jak to w romansach bywa – jest i on. Przystojniak, który łamie serca wszystkich dam w okolicy. W tej książce okazuje się nim Jacka Lucas, który ma opinię bawidamka i gorącego flirciarza, zaliczającego każdą pannę w miasteczku. Łatwo można się domyślić, że Jack i Tilly zapałają do siebie czymś więcej niż zwyczajną sympatią. Jednak czy na pewno naszą niepozorną Tilly łatwo uwieść?

Nie byłam wielce wymagająca w stosunku do tej pozycji. Znam już styl pani Jill Mansell, ponieważ miałam przyjemność czytać jej dzieło pt. „Tylko ty!” Powieść ta przypadła mi do gustu i wiedziałam, że nie zawiodę się na kolejnej książce tej autorki. Jak wspomniałam – wiedziałam, czego się spodziewać, i jestem zadowolona, że poznałam kolejną powieść pani Mansell. Język powieści jest przyjemny i nieskomplikowany. Humoru w treści oczywiście nie brakuje, co moim zdaniem działa jak najbardziej na plus.

Postaci są dobrze stworzone, aczkolwiek niestety sztampowe – jak i główny wątek. Niemniej muszę przyznać, że ich kreacja mnie osobiście się podobała. Jack to mężczyzna po przejściach, który kryje się pod skorupą macho; zaś Tilly to zdecydowana i bezkonfliktowa kobieta, która dla bliskich jest w stanie zrobić wszystko. W sumie powiedziałabym, że szablonowy jest tylko ten ich romans, gdyż cała reszta może nie jest czymś nowym w literaturze obyczajowej, ale nie jest też czymś nudnym i po stokroć powielanym. Pragnę również zaznaczyć, iż książka jest wielowątkowa. Brak w niej tylko jednej gry pomiędzy Tilly i Jackiem, znaleźć można również wiele innych, równie wciągających, wzruszających i zaskakujących, wątków.

Przechodząc do końcowego podsumowania, książkę mogę polecić każdej kobiecie. Drogie panie, wywoła ona u Was uśmiech, a czasem może nawet łzy, ale przede wszystkim dzięki niej zrelaksujecie się i zapomnicie o codziennych troskach. Jak najbardziej pozytywne czytadło.


czwartek, 10 października 2013

"Alchemia miłości" Eve Edwards


Dziękuję!

Już na samym początku niniejszej recenzji muszę Wam się do czegoś przyznać... Otóż haniebne myśli mnie naszły, że ów tytuł będzie miszmaszem tych wszystkich dobrych książek, o podobnej tematyce. Jednak sądziłam, że ten miszmasz będzie niefajny, nieciekawy i mało tego - nużący. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy wdrożyłam się w tę piękną historię! Żaden miszmasz, co to, to nie! Bardzo przyjemna i wciągająca powieść, która pozwoliła mi się oderwać od tych wszystkich (moich kochanych) książek fantasy i przypomniała mi, za co kocham książki osadzone w bardzo odległej epoce.

Piękna, klimatyczna i wciągająca - tymi trzema przymiotnikami określę tę książkę, a są to słowa, które pierwsze przyszły mi na myśl po jej przeczytaniu. Dodałabym jeszcze zniewalająca, ale ktoś mógłby pomyśleć, że to będzie kolejna oda do książki. Ostatnio czytam same dobre pozycje! Z jednej strony to dobrze, z drugiej zaś... Niemniej jednak, ja bardzo cenię sobie książki wydawnictwa Egmont i ciągle twierdzę, że są - nie tylko pięknie wydawane, ale w pełni dopracowane... O ich cudownym klimacie nie wspomnę. 

Jak sam tytuł mówi, książka pani Eve Edwards jest głównie o pięknym uczuciu zwanym miłością. Lecz! Lecz nie zrażajcie się tylko dlatego, że macie takich książek o błahej miłości aż po dziurki w nosie, bowiem przez takie podejście stracicie świetną powieść! Dlaczego tak zaznaczam to zdanie? Nawiązuję tym samym do wstępu niniejszej recenzji i moich podejrzeń względem tejże książki, nie chcę abyście czasem popełnili ten sam błąd. Książka ta jest naprawdę warta przeczytania, a miłość wcale nie jest tutaj przekoloryzowanym elementem, lecz czymś czego w książkach ostatnio brak. Mam tutaj na myśli rozkwitające uczucie pomiędzy dwójką bohaterów, a nie trzask prask i po krzyku. Wielka miłość od pierwszego wejrzenia - co to, to nie. Tutaj wszystko zaczyna się dosyć nieoczekiwanie, porywająco i tym samym napięcie rośnie. Wszystko dzięki świetnej relacji zdarzeń, a głównie kreacji osobowości poszczególnych bohaterów.

Skoro o bohaterach zaczęłam... Urodziwa, mądra i wykształcona Ellie - to na pewno nie słodka, nieśmiała i cicha dziewoja, która nie ma własnego zdania, a kiedy wpada w tarapaty nie czeka na księcia z bajki. Sama podejmuje ryzyko i sama płaci za swoje błędy - takich bohaterek mało, a szkoda. Natomiast Will? Można odnieść z początku dosyć mylne wrażenie, iż ów młodzieniec jest zapatrzony w czubek własnego nosa. Dopiero z biegiem treści odkrywamy, że hrabia Dorset dostrzega znacznie więcej i ma wielkie serce. Jednak w książce tej mamy naprawdę całą paletę barwnych postaci, z których każda pochłania naszą uwagę i, dzięki nim nie sposób się nudzić. 

W dodatku cała akcja toczy się w czasie panowania Elżbiety I, stąd też wiele wzmianek odnośnie religijności i kategorycznemu zakazowi praktykowaniu katolickich obrzędów. Bowiem katolicy w tych czasach byli prześladowani, torturowani i więzieni. Wszystkie te wzmianki świetnie oddają ducha epoki i czasów tudorowskich. Autorka bardzo dobrze poradziła sobie z przedstawieniem świata czytelnikowi - za co kolejny wielki plus. 

Intrygi, miłość, przyjaźń i władza, oraz panowanie Elżbiety I. Dla każdego kto lubi historyczne wzmianki w literaturze, będzie to ciekawa przygoda. Polecam ją tym, co  lubią takie klimaty, ale szukają również czegoś odmiennego od popularnych książek młodzieżowych, paranormali itp. Ja osobiście bardzo się cieszę, że miałam tą niewątpliwą przyjemność skosztowania "Alchemii miłości".

środa, 9 października 2013

"Odessa i tajemnica Skrybopolis" Peter van Olmen

Dziękuję!
"Odessa ma trzynaście lat, głowę pełną pomysłów i jedno pragnienie – chciałaby odszukać ojca, którego nigdy nie poznała. Pewnego dnia znajduje książkę wydzielającą z siebie dziwne światło. Chwilę później matkę dziewczynki porywają dziwne stwory. Córka musi ją ratować.
Trop prowadzi do Skrybopolis, miasta pisarzy, w którym prawdopodobnie przebywa również… ojciec. Niestety w mieście dzieje się źle – upadły pisarz Mabarak chce przejąć władzę i robi wszystko w swojej mocy, by pozbawić pisarzy inspiracji. Jak będą się bronić Szekspir, Dostojewski i Kafka? Co grozi Skrybopolis, w którym zadomowiły się stworzenia wypuszczone z najstraszniejszych historii? I jaką rolę w tym wszystkim odegra Odessa i towarzyszący jej nieznośny, gadający kanarek?"

Drogi czytelniku miłujący książki, chciałbyś żyć w świecie, w którym książki są żywe? Świat w nich stworzony byłby namacalny i można by z Twoich ulubionych powieści "wyciągnąć" cokolwiek/kogokolwiek byś chciał do swojego realnego, ale... To nie koniec. Bowiem w świecie tym najwybitniejsi pisarze żyliby wiecznie - sam Szekspir, Dostojewski, Kafka, Siostry Bronte i wielu innych. Dla miłośników książek, taki świat byłby nie lada gratką, tudzież rajem na ziemi! W dodatku samego Skrybopolis strzeże sir Lancelot i Rycerze Okrągłego Stołu.

Odessa to młoda dziewczyna, a w zasadzie trzynastoletnia dziewczynka, która wychowywała się bez ojca. Jej matka zabraniała wspominać o jej rodzicielu, nie mówiła nigdy kim był, czym się zajmował, a nawet jak miał na imię. Dziwne, prawda? Odessa coraz bardziej dociekała dlaczego matka nie chce jej niczego wyjawić - matka była jednak nieugięta. Sama - jako czytelnik zastanawiałam się, jaki w tym wszystkim jest cel... Niebawem wszystko się jednak wyjaśniło. Pewnego dnia Odessa poznaje świat z którego pochodzi jej matka i ... Ojciec. W dodatku dowiaduje się, że rzeczywistość da się urozmaicić - niekoniecznie w tym pozytywnym znaczeniu - książkami, a raczej - światem z książek. Dziewczynka zawsze miała słabość do słowa pisanego i, wraz ze swoją matką - opiekowały się całymi stosami książek. Każdy porzucony tom znalazł u nich swoje miejsce - nie bez powodu.

Nie powiem... Pomysł na książkę niezły. W sumie - genialny. Świat książki w książce. To tak, jakby nasze życie było zapisane w danym tomie, a my żyjemy dzięki temu, że ktoś ten tom właśnie czyta. Bardzo podoba mi się całokształt powieści. Począwszy od pomysłu, na kreacji postaci skończywszy. Cieszy mnie fakt, że główną bohaterką jest dziewczynką - w końcu dzieci mają bardzo rozbudowaną wyobraźnię i właśnie dlatego, że Odessa odgrywa główne skrzypce - to wszystko jest tak rzeczywiste i stosunkowo łatwo w to uwierzyć.

Książka napisana jest bardzo przyjemnym i przystępnym językiem. Autor świetnie dostosował go do każdego odbiorcy, dlatego nie można powiedzieć, że książka jest tylko i wyłącznie skierowana do młodszego odbiorcy. Każdy, kto łaknie niesamowitych przygód zasmakuje w tej książce i, zgodzi się ze mną w kwestii językowej. Dodatkowo świat skonstruowany przez pana Peter van Olmen jest bardzo barwny i dosyć specyficzny, tym samym zasługuje na plus.

Mnie Skrybopolis urzekło i na pewno szybko o nim nie zapomnę.

 "Odessa to niezwykła podróż przez świat postaci i motywów literackich, pełna humoru, magiczna opowieść o tym, co się dzieje, kiedy rzeczy opisane w książkach zdarzają się naprawdę"  - oczywiście się z tym zgadzam, a książkę, jak najbardziej polecam!

wtorek, 8 października 2013

"Zawrót głowy" Sophie McKenzie

Dziękuję!

"To nie próba teatralna, tylko samo życie. River bierze udział w castingu do międzyszkolnego przedstawienia Romea i Julii i zakochuje się we Flynnie, który gra Romea. River wierzy w miłość romantyczną i bardzo pragnie jej doświadczyć. Ale czy dla Flynna miłość jest tym, czym jest dla niej? Droga miłości rzadko bywa gładka i prosta"

Kto z nas nie zna Szekspirowskiego dzieła pt. "Romeo i Julia"? Chyba nie ma takiej osoby. Przyznam, że bardzo dobrze wspominam to dzieło. Jedna z moich ulubionych lektur szkolnych. Nikt nie musiał mnie zmuszać do jej przeczytania, z wielką przyjemnością przeczytałam ją więcej, niż jeden raz. Kiedy więc usłyszałam o książce "Zawrót głowy" autorstwa Sophie McKenzie i o tym, że ta historia wzorowana jest na "Romeo i Julia" byłam przekonana, że jest ona dla mnie.

Sophie McKenzie ma na swoim koncie już takie książki, jak np.: "Okup", "Jedna jedyna" czy "Jak zdobyć dziewczynę". Wszystkie z nich to obyczajowe powieści, skierowane głównie do młodzieży. Autorka urodziła się i nadal mieszka w pięknym Londynie. Niegdyś pracowała jako redaktor i dziennikarz w pewnym magazynie. Pani McKenzie zawsze pałała miłością do słowa pisanego, dlatego też postanowiła napisać i wydać swoją książkę, jak widać - udało się wydać nawet więcej. Koniecznie muszę przeczytać inne książki tej autorki. Ciekawa jestem, jak napisała "Okup", którego fabuła bardzo mnie intryguje.

River to dziewczyna, która żyje światem z Szekspirowskiego dramatu pt. "Romeo i Julia". Wierzy, że pewnego dnia zakocha się od pierwszego wejrzenia, a jej miłość będzie trwała aż po grób. Trochę naiwne, prawda? Niemniej sama River to niepoprawna romantyczka, więc nie ma czemu się dziwić. Mnie ta naiwność i niepoprawny romantyzm nie przeszkadza, gdyż postać River to naprawdę pozytywna i sympatyczna postać fikcyjna. Natomiast jeśli chodzi o postać męską, Flynna - autorka od początku ukazuje go, jako tajemniczego chłopaka borykającego się z kłopotami rodzinnymi. Jak łatwo można się domyślić, River i Flynn to postaci, które odgrywają kluczowe role w tej książce. Ona zapatrzona w niego, jak w obrazek, on - chłopak z przeszłością. Co się z tego rozwinie?
Ogólnie mówiąc postaci nie są bardzo skomplikowanymi osobistościami, łatwo je rozgryźć.

Trochę bałam się, że ta historia może wydawać mi się infantylna i niefajna. Przyznam, że czasami zakrawała o infantylność, a nawet o płytkość, jednak te momenty były naprawdę rzadkością. Książka jest przyjemną odskocznią od życia codziennego. Nie posiada wątku paranormalnego, za to posiada dużą dozę romantyczności. Przyjemna i lekka, ot powieść o miłości od pierwszego wejrzenia, o trudnościach w życiu codziennym i przewrotności losu. Jeśli ktoś czytał i lubi "Romea i Julię", to powieść pani McKenzie powinna przypaść mu do gustu. 

niedziela, 6 października 2013

"F@ceci z sieci, czyli w poszukiwaniu miłości" Katarzyna Gubała


Dziękuję!

"F@ceci z sieci, czyli w poszukiwaniu miłości" to książka napisana z humorem, ale - co widać - doświadczeniem. Sam tytuł idealnie odzwierciedla treść. Otóż autorka opowiada nam słowami  30-letniej Karoliny, która w internecie udziela się pod nikiem - Szarlotka.  Karolina stwierdziła, że aby znaleźć idealnego mężczyznę, musi poszukać go w sieci. Dlatego za pomocą odpowiedniej witryny zaczyna swój podbój. Najpierw poznaje bardzo miłego Pana Prąda, z którym - niestety - jej nie wychodzi. Spotkali się, nawet wyjechali na wspólny wyjazd, jednak między nimi nic nie zaiskrzyło - a przecież Maciek (Pan Prąd) to naprawdę sympatyczny i przystojny mężczyzna - niestety dla Karoliny nie idealny, za to przyjaciel wspaniały. Spotkania z kolejnymi kandydatami to czysta porażka. Jeden gorszy od drugiego, albo kłamca, maniakalny prześladowca, maminsynek, bądź też pan zbyt idealny, co to jedna plamka na drogiej koszuli to tragedia życiowa. Przyjemny spacer, to strata czasu, a pan zbyt idealny wolałby siedzieć w super drogiej restauracji zamiast romantycznie spędzić wieczór pod gwiazdami. Kilku, co prawda było - na pierwszy rzut oka - wspaniałych, jednak szybko okazywało się, że to tylko strata czasu i marnowanie energii. Karolina jednak nie zrażała się do poszukiwań i ... No właśnie, czy znalazła swój ideał?

Jak widać, książka jest napisana - że tak powiem - na czasie. Teraz każdy z nas spędza masę czasu przesiadując przed monitorem. Czy to w pracy, czy w domu. Znam wiele par, które poznały się w internecie, a następnie ich relacje przeniosły się "w real". Niektóre są ze sobą do dnia dzisiejszego, inne zaś nie przetrwały próby czasu. Niemniej jednak ja osobiście sądzę, że nie ma niczego złego w takich relacjach - oczywiście wiadomym jest, że w takich znajomościach trzeba zachować ostrożność. Przecież nie wiemy, kto jest po drugiej stronie, póki nie poznamy go dobrze. Prawda? Mało jest dzisiaj szaleńców? Jednak, jak mówię, znajomości przez internet to naprawdę fajna sprawa. Można poznać osoby, które zostaną naszymi przyjaciółmi na długie lata, wspierają nas i są dla nas oparciem. 

Podobają mi się takie książki, które są napisane z żartem, ale i na serio. Pani Katarzyna Gubała posługuje się bardzo przyjemnym stylem gawędziarskim. Opisuje wszystko tak, jakby to rzeczywiście miało miejsce, a "F@ceci z sieci, czyli poszukiwania miłości" to jej debiut literacki. Ja mam nadzieję, że pani Kasia napisze nam jeszcze niejedną taką książkę, po którą ja chętnie sięgnę. 
Narratorem powieści jest sama Karolina, dzięki czemu dokładnie znamy jej odczucia, ale i łatwo nam się jest wczuć w jej rolę, przeżywać wszystkie te szalone przygody, w które sama się wplątuje. Podoba mi się również, to jak podsumowuje każdy typ mężczyzny, z jakim dane jej się było poznać. Zabawnie, z nutą uszczypliwości, ale przede wszystkim bardzo dokładnie - przyznam, że kilka z tych typów pokrywa się z moimi.

Podsumowując, chcę tylko powiedzieć, że ta powieść jest głownie skierowana do kobiet, więc moje drogie panie, jeśli szukacie odprężającej i humorystycznej powieści z nutą romantyzmu polecam Wam książkę pani Gubały. 

sobota, 5 października 2013

"Jak cię wykraść, Phoenix?" Joss Stirling


Dziękuję!


On – przystojny student z paranormalnymi zdolnościami, wywodzący się z bardzo dobrej rodziny. Ona – zagubiona i biedna dziewczyna, która nie wie, co przyniesie przyszłość. Wystarczył jeden błąd, który sprawił, że się poznali. Nie wiedzą jednego… Przez nieuwagę ich życie zmienia się diametralnie. Łączą ich nie tylko zdolności, jakimi są obdarzeni, ale coś znacznie więcej.

Dzisiaj na tapecie kontynuacja serii o sawantach autorstwa Joss Stirling. Ostatnio mogliście przeczytać recenzję pierwszego tomu „Kim jesteś, Sky?”, który był naprawdę przyjemną lekturą, bogatą w akcję, miłość oraz paranormalne zjawiska. W tomie kolejnym znajdziemy dokładnie taką samą kombinację, z tym że tutaj mamy do czynienia z zupełnie innymi postaciami oraz nieco inną historią.

W pierwszym tomie poznałam rodzinę Benedictów – co prawda nie był to dogłębny opis każdego członka rodziny, niemniej jednak poglądowo wiem, kto jest kim i jakie posiada zdolności. Takie wprowadzenie do serii jest bardzo ważnym elementem – powiedziałabym nawet, że kluczowym. Dzięki temu, sięgając po kontynuację, mamy świadomość tego, z kim obcujemy, co dana postać potrafi i skąd pochodzi.

Pani Stirling postanowiła stworzyć serię, której każdy tom opowiada nam historię młodszych pokoleń Benedictów. Tom pierwszy to opowieść o Zedzie, teraz przyszła kolej na Yvesa – zdolnego studenta ze Stanów, który nie korzysta z rodzinnej sielanki. Tytułowy „Phoenix” to imię pewnej nastolatki żyjącej w świecie sawantów, umiejącej korzystać ze swojego daru. Oczywiście – bez tego w książkach dla młodzieży się nie obejdzie – mamy wątek miłosny, dosyć silny, rozbudowany, ale również oklepany – niestety. Co jednak działa na plus i niweluje notorycznie powielany romans? Na pewno problemy poruszane przez autorkę, nowość, jaką są sawanci.

Z pozoru książka może się wydawać sztampowa, ale po wdrożeniu się w treść dostrzegamy, że autorka przełamuje stereotypowość powieści dla młodzieży – stwierdzamy tym samym, że jest to coś nowego. Coś, z czym warto się zapoznać. Styl, jakim operuje pisarka, jest przyjemny i dostosowany do odbiorcy – głównie w wieku nastoletnim. Nie zmienia to jednak faktu, że każdy powinien się w nim bez problemu odnaleźć. Wiadome jest, że teraz, kiedy rynek zdominowany został przez całą masę paranormalnych książek młodzieżowych, ciężko stwierdzić, która publikacja jest niepowtarzalnym arcydziełem. Sądzę, że pani Stirling poradziła sobie całkiem nieźle i stworzyła naprawdę ciekawy cykl.

Recenzja ukazała się również na portalu Literatura Juventum:


piątek, 4 października 2013

Od "Miasta upadłych Aniołów" do "Miasta zagubionych dusz" Cassandra Clare



Dziękuję!


Dzisiaj zrelacjonuję Wam to, co myślę o kolejnych tomach Darów Anioła - mojej ulubionej serii młodzieżowej!

Cassandra Clare ma naprawdę wspaniały dar pisania książek, które znajdują swoich wiernych fanów na całym świecie. Oczywiście, jak widać - zaliczam się do jednego z nich. Uwielbiam nie tylko świat jaki nam kreuje, ale również nietuzinkowe i oślepiające wyrazistością postaci, których nie można nie pokochać! Potrafi również wyzwolić w czytelniku tak wiele emocji, które podczas czytania dramatycznych i smutnych scen znajdują ujście na przykład w postaci łez. W moim przypadku było ich wiele, bowiem jej książki nie tylko są fantastyczne, ale również emocjonujące.

Akcja jak zawsze mknie nieubłaganym tempem i nie daje czytelnikowi odpocząć, gdyż kartka po kartce coś się dzieje. A to jakieś ataki, a to intryga, czy też rozwiązanie jakiejś zagadki nurtującej czytelnika od jakiegoś czasu. Po prostu jestem pełna podziwu, że Cassandra potrafiła napisać książki tak, że każdy tom czytałam z wielkim zaciekawieniem. Język jakim posługuje się autorka jest idealnie dopasowany do każdego odbiorcy. Łatwy i lekki - jednym słowem: przyjemny.

Niektóre wątki czytałam jednym tchem. Pani Clare naprawdę potrafi wciągnąć w świat Nocnych Łowców. łatwo w ten świat wejść, ale z wyjściem już trudniej. Sama nabrałam ochoty, żeby po raz któryś zapoznać się od początku z losami bohaterów w oczekiwaniu na kolejny tom.

Wiele osób w swoich opiniach powtarzało, że DA powinny się zakończyć na trzecim tomie, że trylogia - to trylogia, a ja jestem pełna podziwu, ze autorka mimo, iż jej zamiarem była trylogia, pociągnęła przygodę dalej i w dodatku w tak ciekawy sposób, nie ujmując poprzednim tomom. Wręcz przeciwnie, moim zdaniem każda kolejna część trzyma poziom. Weźmy pod uwagę, że pani Clare chciała zakończyć serię na trzecim tomie, a znalazła całą masę wątków i tajemnic. Rozbudowała je i tworzy dalej. Kiedy czytałam "Miasto Upadłych Aniołów" i "Miasto Zagubionych Dusz" dziwiłam się, skąd ona to wszystko bierze. Książka trzymała mnie w napięciu od początku do samego końca, co z resztą nie jest niczym dziwnym, bowiem z całą serią tak miałam. 

Podsumowując. Oba te tomy są wielką bombą emocjonalną. Smutek, śmiech, żal, litość...Znowu śmiech, następnie wzruszenie, radość i znowu żal. Tak moi drodzy. Autorka nie szczędzi nas, biednych czytelników i fanów Darów Anioła, tylko wrzuca nas w wir pełen wielu wydarzeń, które wzbudzają w nas skrajne emocje. Ja osobiście (jak pewnie sami zdążyliście zauważyć) szanuję twórczość pani Clare, wielbię jej warsztat literacki, piękne opisy i wspaniałych bohaterów. Po jej dzieła sięgam z wielką przyjemnością, bo wiem, że się nie zawiodę i otrzymam dokładnie to, czego oczekuję. Kocham Dary Anioła i każdą część czytam z zapartym tchem. Genialne postaci, świetnie stworzony świat i wszystko to owiane dużą dozą tajemnicy. Zachwycałam się, zachwycam się i będę się zachwycała twórczością tej autorki. Pani Clare potrafi budować napięcie, pięknie opisywać uczucia, tworzyć dialogi pomiędzy bohaterami, które głęboko zapadają w pamięć i bezsprzecznie są wartościowe. Umie stworzyć postaci, które zdobywają serca w mgnieniu oka i, które posiadają wielowarstwową osobowość, którą odkrywamy z biegiem czasu, a kiedy już myślimy, że rozgryźliśmy daną postać, okazuje się, że wcale nie! Okazuje się, że ona tylko zrzuciła pierwszą warstwę i pokazała tylko skrawek tego kim jest, a jej dalsze losy uświadamiają nas, że odkrywanie jej, trwa nadal. Podoba mi się, że pani Clare z żadnej ze swoich postaci nie stworzyła płytkiej i nierozumnej istoty (poza oczywiście różnego rodzaju demonów).  

środa, 2 października 2013

Przedpremierowo zapraszam na "Czas Żniw" Samantha Shannon

Dziękuję!

Sajon.
 Nie ma bezpieczniejszego miejsca.
 "„Może nie wiesz, ale Żniwa nazywane są też dobrymi zbiorami. Wciąż mówią tak na ulicach: Dobre Żniwa, Zbiory Obfitości. Rozumieją to jako odbieranie nagrody, podstawowy warunek ich negocjacji z Sajonem. Ludzie oczywiście postrzegają je inaczej. Dla nich są symbolem nieszczęścia. Oznaczają głód. Śmierć. Dlatego nazywają nas kosiarzami. Ponieważ pomagamy prowadzić ludzi na śmierć”.
 Rok 2059. Dziewiętnastoletnia Paige Mahoney pracuje w kryminalnym podziemiu Sajonu Londyn. Jej szefem jest Jaxon Hall, na którego zlecenie pozyskuje informacje, włamując się do ludzkich umysłów. Paige jest sennym wędrowcem i w świecie, w którym przyszło jej żyć, zdradą jest już sam fakt, że oddycha.
 Pewnego dnia jej życie zmienia się na zawsze. Na skutek fatalnego splotu okoliczności zostaje przetransportowana do Oksfordu – tajemniczej kolonii karnej, której istnienie od dwustu lat utrzymywane jest w tajemnicy. Kontrolę nad nią sprawuje potężna, pochodząca z innego świata rasa Refaitów. Paige trafia pod protektorat tajemniczego Naczelnika – staje się on jej panem i trenerem, jej naturalnym wrogiem. Jeśli Paige chce odzyskać wolność, musi poddać się zasadom panującym w miejscu, w którym została przeznaczona na śmierć.
 Czas Żniw jest dziełem wyjątkowym. Samantha Shannon to młoda pisarka o ogromnych ambicjach i imponującej wyobraźni, która w swej debiutanckiej powieści stworzyła niezwykle sugestywną i inteligentnie skonstruowaną wizję świata."


Po pierwsze, nie spodziewałam się tak obszernej książki. Sądziłam raczej, że będzie to góra 300 stronicowa powieść fantasy. Okazało się jednak, że książka posiada o wiele więcej stron, a w dodatku nie nazwałabym jej "powieścią fantasy" a rewelacyjnym odkryciem roku. Nie sposób inaczej nazwać tej książki, jak właśnie tak. Szczerze powiem, że brak mi słów - wszystkie odebrał mi zachwyt. Musiałam wstrzymać się z napisaniem tejże recenzji, gdyż ciężko mi było zebrać te wszystkie myśli, które kołatały mi się w głowie. Teraz nadal nie jestem pewna, czy ochłonęłam - na pewno nie - ale tak bardzo chcę się podzielić z Wami moimi odczuciami, że nie wytrzymam dłużej. Po drugie? Ta książka jest nie tylko rewelacyjna... Jest fenomenem, który podbije rynek wydawniczy - tego właśnie się spodziewam i każdego mam zamiar namawiać, żeby się z nią zapoznał. Po trzecie. To jest debiut. Naprawdę, debiut! Szczena mi opadła. Jeszcze w życiu nie czytałam tak dopracowanego i zniewalającego debiutu. Wielki, ale to wielki szacunek żywię do Samanthy Shannon. To dzieło należy do rzadkiego gatunku... Otóż po skończeniu tej zniewalającej powieści, czytelnik nadal żyje jej  olśniewającą fabułą. Same ochy i achy, prawda? Nie da się inaczej. Zatem przejdę teraz do szczegółów, tak bardzo ważnych w każdej książce. 

Fabuła - na pewno nietuzinkowa, wielowątkowa, zdumiewająca, barwna, porywająca... Może już dość przymiotników? Mogłabym wymieniać i wymieniać, a wszystkie byłyby na wielkie TAK! Jednak chcąc Was zachęcić do sięgnięcia po ten niebanalny debiut, muszę powiedzieć o niej coś więcej. Rozbudowana jest bardzo, to fakt, ale rozbudowana jest rewelacyjnie. Najmniejszy detal jest dopracowany tak, że kiedy podczas czytania przypominałam sobie, iż to jest debiut - nie mogłam oprzeć się zdumieniu. Mało jest książek, gdzie autor stara się wprowadzić coś nowego, coś odróżniającego jego dzieło od innych książek. Zwłaszcza trudne jest to w książkach fantasy, gdzie głównie mamy styczność ze światami nierealnymi. Autorzy zazwyczaj powielają swoje dzieła, zmieniając co niektóre detale. Natomiast "Czas Żniw" jest książką od początku do samego końca oryginalną. Począwszy od pomysłu, na postaciach skończywszy.
Świat w którym znajdziemy takie istoty jak: Jasnowidze, Tułacze, Odmieńcy, Ślepcy, Emmici i Refaici - idealny. Właśnie takiej wyrazistej nuty brakuje mi w wielu książkach fantasy. Nuty świeżości - nowych postaci, które zawojują moją wyobraźnię! Dodatkowo jeszcze ta brutalność. Autorka nie cacka się - ani z czytelnikiem, ani ze swoimi postaciami - często rzuca im wyzwania, którym ciężko jest sprostać - co bardzo mi się podobało!

Postaci - tutaj również będę się zachwycać - ja uwielbiam relację damsko - męską, w takim wydaniu, jakie zaserwowała nam pani Shannon. Ta tajemniczość, które otacza Naczelnika (Arcturusa). Właśnie dzięki niej jest najbardziej atrakcyjnym i bohaterem niniejszego dzieła.  Główna bohaterka Paige już od samego początku przykuwa uwagę. Odpowiedzialna, zdeterminowana, lekko zagubiona ale odważna.  Wszystko w tej postaci jest idealnie wyważone - co bardzo mi się podoba, gdyż postać nie popada ze skrajności w skrajność.
Postaci pierwszoplanowe, jak i te wyłaniające się z drugiego planu, są świetnie stworzone. Począwszy od historii każdej z nich, a skończywszy na obłędnym opisie charakterów. Już wspomniałam, że autorka skupiła się na najmniejszym detalu, co widać chociażby po postaciach.

W dodatku autorka sporo się napracowała nad postaciami/istotami. Korzystając z wielu języków i tłumaczeń wymyśliła niebanalne (co prawda czasami trudne do wypowiedzenia) ale jakżeż zapadające w pamięć nazwy. Bardzo spodobał mi się ten pomysł. 

Język jest obrazowy, a wszystkie opisy miejsc, zdarzeń i postaci są tak realistyczne, że czytając książkę, wszystko to widziałam - oczyma wyobraźni - bardzo wyraźnie. Ostatnimi czasy nie zdarza mi się często, a to świadczy tylko i wyłącznie i tym, jak Samantha Shannon świetnie - nie tylko tworzy, ale również przekazuje czytelnikowi obraz, za pomocą słów - niezwykle rzadki dar.

Polecam ją nie tylko z ręką na sercu, ale i z czystym sumieniem. Niezwykłość tej książki rozpędzi waszą wyobraźnię na wysokie obroty, przyprawi Was o brak tchu, ale również sprawi, że zapomnicie o Bożym świecie. Ja osobiście pokochałam tę niebanalną historię i mam wielką nadzieję, rozbudzić miłość w niejednej istotce, które szuka oryginalnych książek, które powalają na łopatki. Jeszcze raz GORĄCO POLECAM!

Do tej książki - nie wiem czemu, ale - pasuje mi właśnie ta piosenka, którą bardzo lubię! :)
Nie jest to oryginalny wideoklip, ale ten jest zabawniejszy :D

wtorek, 1 października 2013

"Kim jesteś, Sky?" Joss Stirling


"Od momentu gdy Sky ujrzała Zeda po raz pierwszy, nie może o nim zapomnieć. Gdy okazuje się, że Zed porozumiewa się ze Sky bez słów i czyta jej myśli, powracają do niej głęboko skrywane cienie przeszłości i pojawia się zupełnie nowe zagrożenie. Znalezienie swojej drugiej połowy nigdy nie było tak niebezpieczne ".

"Kim jesteś, Sky?" to bardzo tajemniczy tytuł książki, która sama w sobie jest równie tajemnicza i ciekawa. Kim zatem jest tytułowa Sky? To nastoletnia dziewczyna, której przeszłości nie znamy. Jako mała dziewczynka została porzucona przez swoich opiekunów – nie zna nawet swojego prawdziwego imienia. Sky wraz ze swoimi przybranymi rodzicami przenosi się do małego miasteczka w Ameryce – Wrickenridge – znajdującego się nieopodal Gór Skalistych, w którym kompletnie nikogo nie zna. Jednak nie jest jej ciężko odnaleźć się w nowej sytuacji, szybko się aklimatyzuje, zdobywa nowych znajomych i… wpada w oko jednemu przystojniakowi, któremu na imię Zed. Dzięki niemu odkrywa tajemnicę swojego pochodzenia, która nie tyle ją przeraża, co pakuje w nie lada kłopoty.

Książka pani Joss Stirling jest przyjemna i ciekawa. Prawdę mówiąc, nie miałam pojęcia, że „Kim jesteś, Sky?” posiada w sobie wątek paranormalny, w dodatku bardzo interesujący i dosyć oryginalny. Dlatego też ta nowość przyciągnęła moją uwagę i skupiła na sobie całkowicie. Początek książki nie zapowiada niczego, co miałoby związek ze zdolnościami naszej uroczej Sky. A tutaj taka miła niespodzianka! Dlaczego miła? Dlatego, że w dobie, w której książek paranormalnych jest cała masa, oryginalne pomysły są w cenie. Jakie umiejętności posiada nasza główna bohaterka? Nie śmiem ich zdradzić, gdyż tym samym odebrałabym Wam dozę tajemniczości, jaką zawiera w sobie lektura.

"Kim jesteś, Sky" to pierwszy tom, rozpoczynający całą serię opowiadającą o sawantach, osobach posiadających pewien dar. W sklepach można już nabyć część kolejną, z której wynika, iż każdy tom prezentuje zupełnie inne postaci – co bardzo mi się podoba. Autorka bowiem ładnie zakończyła historię Zed’a i Sky, i śmiem tym samym sądzić, że więcej już mówić nie trzeba. Dzięki temu, że każdy tom opowiada o przygodzie innej pary, seria nie powinna Wam się znudzić.

Powieść jest kierowana głównie do młodzieży, do płci pięknej. Sądzę, że panowie mogliby trochę narzekać na wątek romantyczny, którego jest niemało. Niemniej jednak ja – jako ta „niemłodzież” - dobrze się bawiłam podczas czytania tejże książki. Dlatego jeśli szukacie niezobowiązującej lektury z przyjemnym i ciekawym wątkiem paranormalnym – zapraszam Was do sięgnięcia po "Kim jesteś, Sky?". Mnie urzekł klimatyczny styl autorki i wyraziste postaci oraz to, że główna bohaterka ma głowę na karku i potrafi poradzić sobie z przeciwnościami losu.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Literatura Juventum: