sobota, 29 marca 2014

Zdobycze marcowe!

Witam wszystkich, którzy jeszcze tutaj zaglądają i o mnie nie zapomnieli :) Co prawda rzadko udzielam się na blogach, ale jest to spowodowane brakiem czasu i mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Postaram się nadrobić wszystkie zaległości i zaglądnę do Was czym prędzej!

Ostatnio czuję się rozpieszczona przez listonosza i kurierów (a w głównej mierze portali i wydawców). Dlatego też przedstawiam Wam cudowny stosik, na który nie mogę się napatrzeć. Zwłaszcza na cudowną kolekcję od Galerii Książki!

Zatem zacznijmy od samego dołu, gdzie dostrzec możecie książki Cindy Williams Chima, którą uwielbiam. "Karmazynowa korona", "Dziedzic wojowników", "Dziedzic czarodziejów" oraz "Dziedzic smoka" - otrzymane od wydawcy, dzięki  Literatura.juventum.pl
"Krwawy szlak" - wydawnictwo Egmont. Książka zapowiada się naprawdę interesująco.
"Chwila szczęścia" - MUZA
"Rzeki Londynu" - od MAGa  - bardziej podobała mi się poprzednia okładka z dodatkiem pięknej czerwieni, ale co zrobić :)
"Nie ma tego złego" oraz "Mroczny Anioł" - od wydawcy, dzięki Literatura.juventum.pl
"Dziecię ognia" od Fabryki Słów oraz "Polowanie" otrzymane dzięki Nastek.pl

Ja już zdążyłam przeczytać "Chwilę szczęścia" i porwać "Karmazynową koronę".

W najbliższym czasie zabiorę się za napisanie recenzji: "Morze spokoju", "Złota krew", "Niewolnica", "Zapomniana miłość" oraz "Chwila szczęścia". 

Pozdrawiam Was cieplutko!

czwartek, 27 marca 2014

"Książę cierni" Mark Lawrence

Dziękuję!

Zanim ciernie udzieliły mi bolesnej lekcji i zabiły we mnie słabość, miałem tylko jednego brata, którego kochałem całym sercem. Te dni minęły bezpowrotnie, a to, co po nich zostało, spoczywa w wraz z moją matką w grobie. Dziś mam wielu braci, wytrawnych nożowników i szermierzy, którzy nie cofną się nawet przed najgorszym okrucieństwem. Napadamy na to upadłe imperium i plądrujemy jego truchło. Ludzie mówią, że nastały niespokojne czasy, gdy nocą zmarli wstają z grobów i budzą się potwory, mówią, że to koniec naszych dni. To wszystko prawda, lecz w ciemności czai się również coś gorszego; coś znacznie gorszego.
Podejść do tej książki miałam naprawdę wiele. Nie chodzi tutaj o to, że zaczynałam ją czytać i rzucałam w kąt, bo albo treść nie ta, albo coś mi nie podobało się w danym momencie. Nie. Po prostu obawiałam się, że nie spełni moich wysokich wymagań, które stawiam praktycznie każdej książce fantasy. Obawy okazały się nieuzasadnione, gdyż w chwili, kiedy wczytałam się w pierwszy fragment, przepadłam… Nie powiem żadnego złego słowa o tej książce… Niestety, nie mogę. Jak się okazało, „Książę cierni”, to kawał dobrego fantasy, po którego kontynuację na pewno sięgnę (a spróbowałabym nie!).
  Tam gdzie miłość zawodzi, siłę daje nienawiść.
Zacznijmy od fabuły, która od pierwszych słów mnie zaczarowała. Zapewne wszystko przez ciekawy styl autora, który w niezwykle obrazowy sposób opisuje świat przedstawiony. Główną postacią, wokół której koncentrują się wydarzenia, jest młody, ale doświadczony już przez życie książę Jorg. Chłopak ma dopiero piętnaście lat, ale doskonale wie, czym jest brutalne morderstwo, które musiał oglądać, a które zaważyło na całym jego życiu. Kiedyś Jorg Ancrath był dzieckiem otoczonym matczyną miłością. Prawowitym następcą tronu i po prostu – szczęśliwym chłopcem. Jednak po jednym wstrząsającym wydarzeniu, jego życie zmieniło się diametralnie. Jorg musiał porzucić życie dziecka i wkroczyć w dorosłość. Teraz jest młodym mężczyzną, który przewodzi bandzie nieciekawych i bezwzględnych „żołnierzy”. Jest młodym, cynicznym, odważnym i nieczującym przed nikim strachu (sądzę że również lekko zagubionym) mężczyzną, który może nie boi się żadnego człowieka, jednak istnieje coś, co spędza mu sen z powiek…
To, czego nie jesteś gotów poświęcić, obezwładnia cię, trzyma w szachu. Sprawia, że jesteś przewidywalny, osłabia cię.
Analizując bohaterów, mogę stwierdzić, że autor rewelacyjnie przedstawił postać młodego księcia. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej kreacji. Jest ona – mimo młodego wieku – niezwykle złożona, zaskakująca i bardzo charakterystyczna. Czytając książki, w których bohaterami głównymi są nastolatkowie, zawsze zastanawiałam się, kiedy trafię na postać tak wyrazistą i niebywale oryginalną, że zapadnie mi ona na długo w pamięci. Gdy sięgnęłam po „Księcia cierni”, już po pierwszych trzech stronach wiedziałam, że właśnie ją znalazłam. Charakterny ten nasz Jorg, przy okazji mam wrażenie, że jest to czarny charakter tej książki, a takie lubię najbardziej. Przechodząc do reszty postaci, cóż… Nie powiem zbyt wiele na ich temat, gdyż postać tytułowa przyćmiła je wszystkie. Na tyle, na ile sądzę, że mogę je ocenić, to napiszę, że postaci drugoplanowe są równie ciekawe, jak postać księcia cierni.

Język książki jest dostosowany do czasów, w których toczy się fabuła: z rzadka łagodny, często ostry, szorstki i cóż… Nie jest to książka dla wrażliwców. Mark Lawrence ciekawie przedstawia nam wydarzenia, jakie mają miejsce w fabule, a wierzcie mi, że dzieje się naprawdę dużo. Na pewno nie będziecie się nudzić. Autor doskonale zaprezentował nie tylko postać Jorga, ale również motywy, jakie nim kierują. Największym bodźcem napędzającym go do działania jest niewątpliwie brudna i wściekła zemsta za to, co spotkało jego najbliższych.

Na koniec zostawiłam sobie ocenę okładki, ale co tutaj dużo mówić… Papierowy Księżyc zawsze ma niebanalne i przykuwające wzrok okładki, a ta jest genialna.

Książkę polecam każdemu, kto lubi typowe fantasy. Jeśli cenicie sobie postaci wyraziste i niebanalną treść, która jest jeszcze mroczna i mrozi krew w żyłach, to z pewnością się nie zawiedziecie.
Ostatnio nie daję ocen książek pod recenzjami, ale tym razem zrobię wyjątek i daję 10/10.

Recenzja ukazała się również na portalu literatura.juventum.pl

poniedziałek, 24 marca 2014

"Taka jak ty" Maureen Lindley



Książka o nadziei i stracie tak bolesnej, że prawie śmiercionośnej. Niewątpliwie poruszająca, wstrząsająca i wspaniała.

Nie czytuję często książek o tematyce azjatyckiej, ale jeśli już sięgnę po jakąś, to mam przeczucie, że okaże się ona strzałem w dziesiątkę. Tak też było w tym przypadku. „Taka jak ty” to książka opowiadająca nam losy Satomi, córki Amerykanina i Japonki. Dziewczyna dla wszystkich jest „inna”, postrzegana w kategoriach mieszańca. Autorka, Maureen Lindley, nakreśliła nam sytuację, jaka panowała w Stanach Zjednoczonych po zbombardowaniu Pearl Harbor przez Japończyków. Dlatego też los głównej bohaterki oraz każdego, w czyich żyłach płynęła chociażby kropla japońskiej krwi, stawał się niepewny. Amerykanie bali się, że sytuacja z Pearl Harbor może się powtórzyć, dlatego też podejrzenia padały na każdą osobę japońskiego pochodzenia. Postrzegani oni byli jako szpiedzy i intruzi, których należy odizolować od Amerykanów. Satomi wraz ze swoją matką i innymi jej podobnymi trafia do obozu dla internowanych, gdzie warunki są okropne, a ludzi traktuje się jak zwierzęta.

Ostatnio miałam ochotę przeczytać coś innego i cieszę się, że trafiła mi się powieść pani Lindley. Książka daje wiele do myślenia i poszerza wiedzę czytelnika na temat wojny USA z Japonią. Mamy możliwość poznania sytuacji niejako z tej drugiej strony. Autorka zaznacza, że wszystkie informacje miała z pierwszej ręki, więc sądzę, że książka jest napisana w sposób jak najbardziej realistyczny. Nie wiem, czy postać Satomi jest prawdziwa, czy też wykreowana na potrzeby książki. Nie ma to jednak większego znaczenia w kontekście doświadczeń bohaterki. Jej przeżycia i emocje są tak realistyczne, że poruszają do głębi. Czytając, nie mamy wątpliwości, że taka historia mogła wydarzyć się naprawdę.

Jeśli wziąć pod uwagę postaci, jakie nakreśliła nam autorka, trzeba przyznać, że świetnie wykreowała nie tylko główną bohaterkę, ale również postaci drugoplanowe, które miały duży wpływ na losy Satomi: przyjaciółka, ojciec, matka… Każda z nich była na tyle wyrazista, że nawet po zakończeniu książki potrafiłam wymienić wszystkie z imienia i powiedzieć, jaką rolę odgrywały w powieści. To wielka zaleta pisarstwa Lindley, gdyż często postaci poboczne są mdłe i zbyt nieciekawe, żebym mogła je wszystkie zapamiętać, ale w przypadku tej powieści było inaczej.

„Taka jak ty” to książka, która zmusza nas do zadumy i refleksji. Po jej zakończeniu zastanawiałam się, jak ja zachowałabym się na miejscu tej dziewczyny. Poddałabym się po tak tragicznych doświadczeniach czy może walczyłabym, tak jak ona, do samego końca? Te pytania nurtują mnie jeszcze teraz. Najważniejsze pytanie jednak zostaje bez odpowiedzi: „Dlaczego ludzie robią sobie takie rzeczy? Dlaczego skazują innych na tak okrutny los?”
Miłość skłania człowieka do robienia rzeczy, o których nigdy by nawet nie pomyślał, że w ogóle jest do nich zdolny.
Książka bardzo przypadła mi do gustu i na pewno długo pozostanie w mej pamięci.

Recenzja napisana dla portalu literatura.juventum.pl

czwartek, 20 marca 2014

"Brudny świat" Agnieszka Lingas – Łoniewska


Wstrząsająca opowieść o demonach przeszłości, głęboko skrywanych tajemnicach i o wielkiej miłości. Opowieść o zagmatwanych i dramatycznych losach Kati i Tommy’ego. On jest wielką gwiazdą, wokalistą grupy Semtex, do którego wzdychają całe rzesze fanek. Ona, to zwyczajna dziewczyna skrywająca pewien sekret. Dziewczyna, która wie, jak sobie radzić w trudnych sytuacjach. Jednak kiedy poznaje Tommy’ego, nie wszystko idzie tak, jakby sama tego chciała. Przeznaczenie czasami lubi płatać figle. Nieoczekiwane uczucie, które rozkwita pomiędzy tą dwójką, wiele zmieni w ich życiu.

Z twórczością Agnieszki Lingas – Łoniewskiej miałam już styczność kilka razy. Zazwyczaj czytałam jej książki/opowiadania, które publikowała w Internecie. Przyznam, że wszystko, co napisała, pochłaniałam z przyjemnością. Wtedy dopiero wkraczałam w świat tekstów fan fiction, a utwory tejże autorki były dla mnie czymś nowym i interesującym. Później było coraz głośniej o twórczości pani Lingas – Łoniewskiej, a teksty ze stron, z których można je było pobrać, znikały w trybie natychmiastowym… Stwierdziłam, że jeśli nadarza się okazja, to chętnie sobie przypomnę „Brudny świat”, który był jednym z tych lepszych utworów fan fiction, jakie miałam okazję poznać. Takie odświeżenie treści było kuszące, ale też lekko mnie rozczarowało. Nie odczuwałam już tych samych emocji, które towarzyszyły mi podczas pierwszego czytania, kiedy poznawałam bohaterów i ich historię. Muszę przyznać, że niestety, ale wiele rzeczy mnie irytowało.

Książkę czyta się przyjemnie, lekko zagłębiając się w jej treść, stopniowo poznajemy każdego z bohaterów. Nie mają tutaj wyłączności tylko postaci główne, ale z zaciekawieniem poznajemy również bohaterów drugoplanowych, za co należy się wielki plus autorce. Jednak, jak wiadomo, to właśnie główne postaci najbardziej przykuwają naszą uwagę i to właśnie na nich skupia się autorka, sprawiając tym samym, że ich kreacja jest bardziej wyrazista aniżeli całej reszty. Wszystko to decyduje o tym, że czytelnik zżywa się w pewnym stopniu z danymi postaciami, bardziej lub mniej. W moim przypadku jest tak, że porównuję odczucia po przeczytaniu książki z tymi, które towarzyszyły mi podczas czytania jej za pierwszym razem. Mam wrażenie, że postaci się zmieniły, jednak jest to złudzenie, gdyż treść i one same pozostały przecież takie same. To tylko moje podejście się zmieniło i nie pokochałam ich teraz tak, jak uczyniłam to za pierwszym razem. Tak więc jest mi trochę trudno ocenić postaci, mając w pamięci obraz bohaterów sprzed kilku lat i to teraźniejsze ich postrzeganie. Niemniej jednak spróbuję temu podołać.

Postać kobieca jest bardzo dobrze dopracowana. Pani Lingas – Łoniewska stworzyła kruchą i jednocześnie bardzo silną kobietę, która radzi sobie bardzo dobrze z przeciwnościami losu. Natomiast jeśli wziąć pod lupę postać męską… Nie powiem, że jest ona źle nakreślona, gdyż byłabym w swej ocenie niesprawiedliwa. Sądzę jednak, że Tommy urasta do rangi typowego macho, który myśli, że wszystko może – a takie zachowanie mnie bardzo drażniło. Jednak w tej postaci zachodzi wielka zmiana – a ja metamorfozy w bohaterach zawsze sobie bardzo cenię.

Wspomniałam, że wiele rzeczy mnie w książce irytowało, więc czas wymienić kilka z nich. Denerwujące było postępowanie niektórych postaci (w głównej mierze tych głównych). Często zachowywały się one jak rozwydrzone nastolatki, a nie dojrzałe osoby, które mają za sobą całkiem spory bagaż doświadczeń życiowych. Niektóre dialogi sprawiały, iż miałam ochotę jak najszybciej przewrócić kartkę, żeby nie musieć ich dłużej czytać. I na koniec ta schematyczność, która, niestety, jest coraz częstsza, jeżeli chodzi o jakikolwiek gatunek literacki.

Oczywiście fabuła jest do bólu przewidywalna, jednak nie spodziewałam się tutaj jakichś innowacyjnych posunięć w kwestii miłosnego wątku. I, jak nie lubię przewidywalności, tak w tym przypadku nie przeszkadzała mi ona kompletnie. Książka ta ma za zadanie nas rozluźnić i uprzyjemnić nam czas. Ale w „Brudnym świecie” znalazł się również wątek, który zmusza do refleksji, do pewnych przemyśleń nad tym, co w życiu jest ważne, a czym nie należy się przejmować. Dlatego też uważam, że jest to pozycja, która może zainteresować miłośników romansów i książek, w których nie wszystko jest piękne i kolorowe. Warto poszukać jej więc na półkach księgarskich, nawet jeśli nie jest to utwór oryginalny i wybitny.

Recenzja napisana dla literatura.juventum.pl

poniedziałek, 17 marca 2014

"Ciemny Eden" Chris Beckett

Dziękuję!


Kolejna książka Uczty Wyobraźni, tyle, że tym razem padło na tak zakręconą fabułę, ale jednocześnie wciągającą, jak i czasami niezrozumiałą, że szok! To oczywiście uważam za plus, prócz tego, że czasami nie rozumiałam niektórych rzeczy, ale nie umniejsza to fantastyczności tego dzieła. Lubię czasami przeczytać książkę, która przedstawia zupełnie inny świat, niż te, które poznałam dotychczas, a Chris Beckett stworzył niesamowicie genialne dzieło.

"Ciemny Eden" to książka (jak każda z Uczty Wyobraźni), która nie należy do łatwych książek. Ona pochłania całą naszą uwagę i trzeba się porządnie skupić, żeby nie zgubić wątku. Dla jednych będzie to ogromnym plusem, dla innych zapewne minusem. Ja znalazłam się w gronie tych szczęśliwców, którzy uważają, że im większą uwagę zajmuje książka, tym lepiej. Lubię, kiedy treść "pożera" mnie całkowicie, tak, że zapominam o całym świecie. Z początku sądziłam, że "Ciemny Eden" nie będzie książką, którą polubię. Z  początku - muszę przyznać - że ciężko było mi się polubić z treścią. Wydawała mi się zbyt ciężka i topornie szło mi jej czytanie. Jednak, jak się później okazało, wszystko diametralnie się zmieniło i nie mogłam "wyjść" z tej specyficznej tytułowej planety.

Dlaczego "Ciemny Eden"? Całkiem logiczne wytłumaczenie, otóż, planeta ta nie posiada naturalnego światła, a na jej terenie (?) panuje wszechogarniająca ciemność, a jedyne światło dają rośliny. Proste i logiczne wytłumaczenie. Jak żyć bez światła słonecznego? Czy na planecie, na której panują wieczne ciemności jest życie? Jak się okazuje jest. Rośliny nie są jedynymi organizmami żywymi, jakie znajdują się na Edenie. Nieszczęśnikami, którym przypadło istnienie na tej ciemnej i nieprzyjemnej planecie są oni - Rodzina, grupa ludzi, którzy są potomkami rozbitków (Ziemian). Żyją z nadzieją, że któregoś pięknego dnia ktoś ich odnajdzie, ktoś po nich wróci...

Beckett stworzył świetne science fiction, które mrozi krew w żyłach i sprawia, że na skórze pojawiają się ciary. Dosłownie. Zawsze powtarzałam, że Uczta Wyobraźni to seria, która jest jedną z najlepszych (o ile nie najlepsza), która skupia w swoich zbiorach rewelacyjne kąski literackie. Zdania nie zmienię, gdyż do tej pory wszystkie książki, jakie czytałam, a które wyszły pod nazwą UW były wprost genialne. Jeśli ktoś jest fanem fantastyki w najwybitniejszym wydaniu, to koniecznie powinien sięgnąć po którąś książkę z serii wydawnictwa MAG. Osobiście ciężko było mi się zabrać za recenzję tej książki. Nie umiałam ubrać wszystkich emocji w odpowiednie słowa i sądzę, że nadal nie oddałam wszystkiego, co odczułam po jej przeczytaniu... Polecam gorąco "Ciemny Eden", gdyż przygoda którą przeżyjecie z bohaterami sprawi, że będziecie chcieli więcej.

sobota, 15 marca 2014

Zdobycze marcowe!

Dzień dobry, cześć i czołem!

Dzisiaj miała być recenzja "Księcia Cierni", ale mocy twórczej zabrakło. Niestety. Ostatnio (co widać po ciszy na blogu) lekki zastój tutaj panuje, ale tragedii nie ma :) 
Nie recenzja, więc co?
Kilka zdobyczy, które udało mi się upolować pod koniec lutego i w połowie marca. 

Trzy pozycje z góry, to pozycje do recenzji. Niebawem zabiorę się za czytanie "Złotej krwi", a następna w kolejności jest "Zapomniana miłość" napisana przez młodziutką polską autorkę. "Morze spokoju" już za mną i recenzja powinna się pojawić już niebawem. Reszta książek z tego stosu, to książki pozyskane z wymiany. "Zaklinacz czasu", "Portret Doriana Graya", "Bezgrzeszna", "Dziewczyna, którą kochały pioruny" oraz "Zagrożeni" były w jednej mega paczce. Natomiast samotnie przywędrowała do mnie książka "Z miłości do prawdy", której szukałam już od dłuższego czasu. 

Tak skromnie tym razem. Krótko i na temat :)

Pozdrawiam ciepło!

poniedziałek, 10 marca 2014

"Rozkosze nocy" i "Żar nocy" Sylvia Day


Zacznę od tego, że teraz rzadko sięgam po literaturę erotyczną, a jeśli już po coś sięgam, to zazwyczaj wcześniej zapoznaję się opiniami na temat danej książki, tudzież serii. Tak też było w przypadku dzieł pani Day. Głównie recenzenci wypowiadali się pozytywnie na temat trylogii o Crossie, więc stwierdziłam: dlaczego nie? Z tym, że postanowiłam zapoznać się z serią pt. "Strażnicy snów". Jest to moje pierwsze spotkanie z autorką. Przyznać muszę, że wiele o niej słyszałam, ale zazwyczaj przechodziłam koło niej obojętnie. Czy styl autorki i treść jej książek przypadła mi do gustu? Zobaczcie sami. 

Bywają takie zmysłowe przyjemności, których można zaznać tylko w nocy… Przychodzi o Zmierzchu pomiędzy snem a rzeczywistością, aby spełnić jej tajemne pragnienia. Lyssa Bates nigdy nie doświadczyła takiej ekstazy, którą przyniósł jej mężczyzna o głębokich, przenikających duszę, niebieskich oczach, w których tkwi obietnica kuszącej bliskości i dekadenckich doznań. Ale ten nieznajomy, kochanek, nieśmiertelny uwodziciel jest tylko snem – fantomem z nocnych fantazji, który pewnego dnia materializuje się w drzwiach jej mieszkania.
Kapitan Aidan Cross wypełnia misję a namiętność, która trawi ich oboje, zrówna ich ciała jak i dusze, może mieć niebezpieczne konsekwencje w świecie snów… po obudzeniu zresztą też.

Oto on, Aidan Cross (swoją drogą ładne imię) przystojniak nie z tej ziemi (dosłownie), na którego widok wszystkie laski zrzucają kiecki i, którego pragną mieć tylko dla siebie  - znajomo brzmi, prawda? W prawie każdym paranormal romance są identyczne bożyszcza. Jest również ona, Lyssa Bates, zagubiona duszyczka, która pragnie schronienia w szerokich i silnych ramionach przystojnego mężczyzny. - To również pewnie brzmi znajomo. Dlatego jeśli idzie o postaci, to niczego szczególnego nam autorka nie zaserwowała, ale w sumie sami powiedzcie (i wskażcie mi) w dobie, gdzie tego typu książki rządzą, inny schemat. Także jeśli chodzi o tom I nowej serii pani Day, to szału nie ma. 

Za to podoba mi się świat snów. Książek, gdzie akcja rozgrywa się dużą (o ile nie większą) ilość czasu w snach poszczególnych postaci, jest niewiele. Albo ja nie miałam z nimi styczności. W dodatku podoba mi się, że autorka nie przesadzała z opisami, a już w ogóle byłam zachwycona, że nie wrzucała co piąte słowo wulgaryzmów. Wszystko było w miarę stonowane i czytało się to ze smakiem. 

Stacey Daniels zawsze pociągali niewłaściwi faceci, dlatego przeczuwa, że nieziemsko przystojny mężczyzna, który stanął na jej progu, jest wyjątkowy pod wieloma względami. Connor Bruce stanowi uosobienie jej najskrytszych fantazji erotycznych, jest bogiem, który przybrał postać oszałamiająco zmysłowego mężczyzny. Stacey zdaje sobie sprawę, że jeśli podda się namiętności, będzie musiała stanąć twarzą w twarz ze śmiertelnym niebezpieczeństwem, mimo to nie potrafi oprzeć się kochankowi, bo jest on wszystkim, o czym zawsze marzyła. Niestety, Connor Bruce dźwiga brzemię, którego żadna kobieta nie udźwignie. Chociaż znajduje pocieszenie w ramionach Stacey, nie może ani na chwilę zapomnieć o swoim świecie nękanym przez przemoc i wojnę...

Muszę jednak przyznać, że tom II pt. "Żar nocy", bardziej przypadł mi do gustu. Szczerze powiem, że nie wiem z czego to wynika, skoro tematyka identyczna. Może dlatego, że to inne postaci wiodą tutaj prym. Może to właśnie one bardziej przypadły mi do gustu. Tak. Zapewne chodzi o to. Connora polubiłam już w pierwszym tomie (ah, szkoda, że to nie on ma na imię Aidan!). Connor jest taki bardziej przyziemny (albo tylko ja odniosłam takie wrażenie).

Trzeba przyznać autorce, że co, jak co, ale erotyki to ona umie pisać. Ma do tego głowę kobieta, więc do treści erotycznej nie mogę się kompletnie doczepić, jednak jeżeli chodzi o świat fantastyczny... Cóż, ta strona jest dużo słabsza. Wszystko wydaje się takie (sama nie wiem jak to określić, może) naciągane? Nie wczułam się w ten świat paranormalny kompletnie, aczkolwiek, jak wspomniałam wcześniej - świat snów wywarł na mnie całkiem pozytywne wrażenie.

Serię mogę polecić osobom, które lubują się właśnie w tym gatunku, gdyż jeżeli zwracacie uwagę na "namiętne" opisy, to nie powinniście się zawieźć. Ja, jeśli będę miała okazję, to zapoznam się z tomem kolejnym, skoro (moim zdaniem) II był lepszy od I, to może III będzie jeszcze lepszy? Kto wie.

Za ciekawą i rozkoszną przygodę dziękuję wydawnictwu Akurat!




piątek, 7 marca 2014

"Tak wygląda szczęście" Jennifer E. Smith



 "Czy odpowiada się na maile, które przysyła los?
Czerwiec to według siedemnastoletniej Ellie O”Neill najgorszy miesiąc w roku. W tym czasie jej rodzinne miasteczko przeżywa najazd turystów, a na dodatek w tym roku do inwazji przyłączyła się ekipa filmowa. Nawet przyjazd idola z Hollywoodu nie może poprawić dziewczynie humoru.
Ale jest jednak COŚ, co uszczęśliwia Ellie. Od kiedy przed kilkoma miesiącami trafił do niej przez przypadek pewien e-mail, koresponduje z tajemniczym nieznajomym. Dzielą się ze sobą szczegółami z życia, żartują, ale też piszą o nadziejach i lękach. Jednak nie mówią sobie wszystkiego. On nic nie wie o tajemnicy ukrytej w jej drzewie genealogicznym, ona zaś nie ma pojęcia, kim tak naprawdę jest jej korespondencyjny przyjaciel. Kiedy wreszcie ich znajomość przeniesie się do rzeczywistości, sprawy skomplikują się jeszcze bardziej. Czy dwoje tak bardzo różnych ludzi, którzy spotkali się przez przypadek, ma szansę pokonać przeciwności?
Nowa powieść Jennifer E. Smith, która rozgrywa się w ciągu jednego pamiętnego lata, dowodzi, że życie jest pełne nieoczekiwanych spotkań i szczęśliwych pomyłek."
Dla każdego szczęście wygląda inaczej. Dla jednych najszczęśliwszym dniem będzie wygrana na loterii, dla innych wyjście z poważnych tarapatów. Dla rodziców szczęściem zapewne będzie dziecko i wszystkie jego powodzenia. Szczęściem pisarzy będzie wydanie książki… Szczęśliwi są ci, którzy sprawiają, że na twarzy ich bliskich pojawia się uśmiech… Natomiast dla bohaterów niniejszej pozycji szczęściem jest spotkanie drugiej połowy. Spędzanie z nią czasu i dzielenie się czasem. A Ty, jak wyobrażasz sobie szczęście?

„Tak wygląda szczęście” to już druga książka Jennifer E. Smith, którą miałam przyjemność czytać. Po ponadczasowej historii, jaką zaserwowała w poprzedniej książce pt. „Serce w chmurach”, byłam przygotowana na coś równie dobrego i porywającego. Szczerze Wam powiem, że się nie zawiodłam! Pani Smith po raz drugi zaserwowała nam świetnie skrojoną powieść miłosną, która pozwala nam oderwać się od codzienności, jak i zapomnieć o wszystkich problemach. Niewątpliwie „Tak wygląda szczęście” to pozycja, która pozwoli nam się w pełni zrelaksować. 
Bo serce to tylko różowy kleks...
Poznajcie Ellie O’Neill i Grahama Larkina, to dwie główne postaci, które są bardzo sympatyczne i nie sposób ich nie polubić. Ellie to zwyczajna dziewczyna, która prowadzi swoje nastoletnie życie w małym i cichym miasteczku. Graham natomiast nie jest takim zwyczajnym nastolatkiem, a już na pewno nie prowadzi zwyczajnego i nudnego życia, ponieważ jest… Gwiazdą filmową, za którą ugania się rzesza fanek. Co łączy te dwie postaci, które pochodzą z zupełnie różnych światów? Ta dwójka bohaterów poznaje się w całkiem przypadkowy sposób, można nawet rzec (zupełnie nie mijając się z prawdą), że przez pomyłkę. Wystarczyła jedna wiadomość wysłana na nieprawidłowy adres mailowy i nowa znajomość gotowa!

Podobał mi się błyskotliwy i niewymuszony humor. Podobały mi się postaci i ich historia… Język, jakim posłużyła się autorka również przypadł mi do gustu. Opisy miejsc, postaci i uczuć… Wszystko to mi się spodobało, więc czy było coś, co wywarło na mnie negatywne wrażenie? Hm… Nic nie przychodzi mi do głowy.

Nie jest to wybitna książka, ale muszę przyznać, że jest bardzo dobra – oczywiście jeżeli chodzi o książki tego typu. Sądzę, że mogę polecić ją każdemu, aczkolwiek zapewne najbardziej przypadnie do gustu nastolatkom, bądź kobietom, które lubią niezobowiązujące, odprężające historie miłosne o nastolatkach.
Są różne rodzaje szczęścia. Niektóre nie potrzebują żadnych dowodów.
 Recenzja napisana dla portalu literatura.juventum.pl

środa, 5 marca 2014

Egmont, ale frajda!

Po pierwsze: kto nie lubi gier?
Po drugie: kto nie lubi gier planszowych?
I, po trzecie: kto nie lubi zacnych gier planszowych?

Na wstępie muszę przyznać, że od zawsze wolałam gry planszowe tudzież karciane od tych komputerowych. Nie powiem, że w nie nie grywałam, ale częściej i z uśmiechem na twarzy sięgałam po planszówki. One zmuszają nas do myślenia... One sprawiają, że przyjemniej spędzamy czas w towarzystwie bliskich. Dlatego też zachęcam dzieciaki (te mniejsze i większe) w mojej rodzinie do grania właśnie w gry planszowe. Z taką grą możemy wyjść na taras i piękny dzień spędzić na świeżym powietrzu, świetnie się bawiąc. Z grą komputerową tak się nie da. Ha! Kolejny plus. Z racji tego, że moja rodzina jest liczna i jest w niej pokaźna liczba dzieciaków i młodzieży w każdym wieku, postanowiłam skorzystać z okazji i zrecenzować kilka gier planszowych. Powiem jedno: ALE TO JEST FRAJDA! Taka mała słodka rywalizacja - oczywiście nie na poważnie. 

Żeby napisać tę recenzję musiałam odzyskać gry. Kto mi je podwędził? Jedną brat dla swojej córy, który lepiej się bawił niż ona - przynajmniej ja mam takie wrażenie :) Dwie inne podwędzili mi bratankowie i wiecie co? Nikt nie chciał mi ich oddać! Skandal! Chociaż z drugiej strony wydawnictwo Egmont może być z siebie dumne. Nie dość, że wydaje cudne - zarówno graficznie jak i treściwie - książki, to jeszcze rewelacyjne gry. Przejdźmy jednak do konkretów. Na dzień dzisiejszy powiem Wam o trzech grach, dla młodszych... Chociaż starsi mieli równie wielką radochę.

Basia, łap kolory!

Do gry były dołączone dwie książeczki, które są ulubienicami moich bratanic (dobrze, że są dwie). Jeśli chodzi o samą grę, to oczywiście można grać według jej prostych zasad, albo dodać coś od siebie. Elementów do tej gry jest naprawdę sporo, ale graczy jest 4 - czyli standardowo, jeśli chodzi o takie gry. Gra polega na tym, że kto szybszy, ten lepszy, więc śmiechu jest naprawdę sporo. Wiek graczy to od 5 do 105. Nie będę Wam tutaj streszczała instrukcji, bo przecież nie o to chodzi.


Tak wygląda zawartość pudełka ---->
Z początku może się wydawać, że trochę skomplikowane to wszystko, jednak, kiedy zacznie się już grać, wszystko okazuje się bardzo proste, więc przy takiej grze (jak i tych dwóch poniżej) można się wieczorem totalnie rozluźnić. Przyznam, że w tę grę grają akurat moje bratanice, a zabawa zajmuje je na bardzo długo :)



Wyprawa do dżungli!

Za to ta gra poszła na pierwszy ogień u mnie w domu. Grali dosłownie wszyscy, ale niestety i tutaj graczy jest max 4, więc musieliśmy się zmieniać. Muszę przyznać, że ta gra bardzo przypadła mi do gustu. Podczas tej wyprawy do dżungli trzeba się skupić. Oj trzeba! Znacie może grę pt. Memory? Ta jest bardzo podobna, ale szczerze powiem, że nawet lepsza. Wyćwiczy Waszą pamięć w trymiga.
Takie małe, a jak cieszy - nawiązuję do małego opakowania tejże gry. Przyznaję, jest niepozorna.
Na opakowaniu jest napisane: Dobra gra w dobrej cenie - cóż, ciężko się z tym nie zgodzić :) Przedział wiekowy graczy, to 6 - 106 lat. Gra polega na tym, aby rozłożyć na stole karty ze skarbami, następnie gracze starają się jak najlepiej zapamiętać, gdzie dany skarb się znajduje, gdyż potem karty zostają odwrócone. Jako, że są dwie talie kart z takimi samymi obrazkami, jedną talię rozdaje się graczom, którzy po kolei obstawiają, gdzie jaki skarb się znajduje, a za wszystko otrzymują punkty. Oczywiście wygrywa gracz, który ma najwięcej punktów.



Mniam... Mniam, czyli: Znikające ciasteczka!

Ach, cóż za smaczna nazwa gry, prawda? Kafelki z ciasteczkami wyglądają na naprawdę apetyczne. Cóż, Znikające ciasteczka, to trzecia gra planszowa, która skradła moje (ale nie tylko moje) serce i w którą chętnie grywam, jeśli mam z kim. Ta gra również wygląda niepozornie, ale zawiera całkiem pokaźną liczbę płytek do gry.
Standardowo max 4 graczy.
Wiek graczy: 6-106
Ta gra jest pełna emocji i również musimy się dobrze skoncentrować żeby wygrać. Aczkolwiek nie chodzi tutaj głównie o wygranie, ale przede wszystkim o relaks, spędzenie czasu z bliskimi i dobrą zabawę. Niewątpliwie wszystkie te gry właśnie to Wam zapewnią, ale Znikające ciasteczka różnią się trochę od dwóch poprzednich, gdyż jeden gracz może robić innym małego psikusa...
Na początku rozkładamy wszystkie kafelki ze smakowitymi ciasteczkami, a następnie tylko jeden gracz odwraca jeden kafelek, a reszta graczy w tym czasie ma zamknięte oczy i nie podgląda (łobuzy!). Gracze otwierają oczy i ten który najszybciej wskaże odwrócony kafelek zdobywa punkt, później wszyscy mają okazję na zdobycie punktów zgadując, jakież to pyszności znajdują się na odwrocie. Wierzcie mi, że podczas tej gry zapomnicie o trudach dnia!

Gier nie oddam nikomu i za nic, tak świetnie się przy nich bawię wraz z rodziną. Są dobre na spędzanie i uprzyjemnianie zimowych wieczorów, letnich dni na zewnątrz, a ich kompaktowe pudełka sprawiają, że zmieszczą się w każdej torbie i możemy je śmiało zabrać na wakacje. A to zabić nudę w pociągu/busie/autobusie czy aucie, a to na plaży zamiast tylko leżeć plackiem, możemy leżeć plackiem i grać! Rewelacja. Polecam każdemu :)

A sama serdecznie dziękuję za te wspaniałości wydawnictwu Egmont!


niedziela, 2 marca 2014

Książkowe królestwo Sol

Witam Was serdecznie!

Już od jakiegoś (dłuższego) czasu, na fb bloga  pojawiła się krótka zapowiedź dotycząca mojego zbioru książek. Postanowiłam więc (w końcu!) zabrać się za tego posta. Widziałam już sporo Waszych biblioteczek i uważam, że moja w porównaniu z nimi jest dosyć uboga... Dzisiaj będzie w poście sporo zdjęć, a mniej treści :) Zapraszam!


Na samym początku nie miałam kompletnie żadnej koncepcji, jak je poukładać... Standardowo padło na ułożenie wydawnictwami.



Zaczynamy!
Tutaj mamy książki z wydawnictwa Fabryka Słów. Wszystkie książki duetu Ilona Andrews przeczytane i zrecenzowane (coś wspaniałego!) Ciężko je zdobyć, a ja jestem przeszczęśliwa, że mam je na własność. Briggs... tutaj przystopowałam i przede mną (ciągle) tom III, nie posiadam niestety  Znaku kości, więc stwierdziłam, że będę kontynuowała wtedy, kiedy wpadnie on w moje ręce :) Nieprzeczytane są: Wybór (poszukuję tomu I Odnaleźć swą drogę), cztery śliweczki, Dziewczyna w stalowym gorsecie, Posępna litość, Hunter, dwa tomy Jadowskiej i Szamanka od umarlaków.


Tutaj, na tej samej półce pozwoliłam sobie umieścić książki dwóch wydawnictw. Bishop ciągle przede mną, niestety tom pierwszy Czarnych kamieni jakoś na razie mnie bardziej zmęczył, aniżeli zachwycił... Natomiast niebawem mam zamiar się zabrać za Pisane Szkarłatem. Jeśli chodzi o Uroborosa, to do przeczytania została mi jedynie książka Tancerze burzy.
Tutaj półeczka na której rządzi Papierowy Księżyc wraz z Jaguarem. Z Papierowego mam przeczytane już prawie wszystko, jeszcze została mi Podwieczność. Natomiast jeśli chodzi o Jaguar, to tutaj mam pole do popisu, gdyż przede mną seria Gone, Sasha, Klątwa Opali, Zwiadowcy, Miłość, flirt i inne...
Z wydawnictwa SQN wszystkie przeczytane. Jeśli idzie o Miszczuk, to niestety I tom diablicy, jak dla mnie straszna słabizna, może kiedyś przemogę się do kolejnych tomów... Seria o Anicie oczywiście przeczytana i jest to rewelacyjna seria o wampirach!
Tutaj króluje Egmont wraz z Otwartym. Jak z Egmontu wszystko jest już za mną, tak z Otwartego przede mną cykl o Wybranych, Poradnik... oraz Wyspa motyli.
Tutaj taki misz masz wydawniczy :)

Z tych książek Władca wilków woła do mnie już od dłuższego czasu, zaś Włada Palownika polecam dosłownie każdemu - rewelacja!
Pocałunek kier... niepozorna, jakże świetna lektura. Tutaj większość, to nieprzeczytane książki, więc jak widzicie mam co czytać! Oj mam :)
Seria Akademia wampirów - na dzień dzisiejszy tylko I tom za mną. Seria o sukkubie - tutaj został mi ostatni tom do przeczytania - uwielbiam ją! Seria o Osobistych demonach - czytana już daawno temu, niektórzy uważają, że jest denna, a ja się pozwolę z tymi opiniami nie zgodzić. Tę półkę zdominował całkowicie Amber, bo...
zobaczcie sami, oto ciąg dalszy :) Seria o Wampirach z Morganville - cud, miód i orzeszki. 
Półka, która w większej mierze należy do MAGa. Seria o Zapadlisku, ksiażki Cassandry Clare oraz Moning - wszystko to polecam gorąco!
Galeria książki, za mną tylko cztery książki z tego wydawnictwa, ale szybko nadrobię :)

A tutaj taki misz masz z innych zakątków, gdzie goszczą te książki:

Mam nadzieję, że post się spodobał. Jak widać, większość to książki z gatunku fantasy, znajdzie się kilka obyczajówek, romansideł itp. Bardzo mnie irytuje, kiedy czytam tudzież słyszę jak ludzie wylewają swoje "żale" odnośnie tego, co czytają i recenzują inni. Według co poniektórych nie do przyjęcia jest to, że można zaczytywać się namiętnie w fantasy i  równocześnie czytać (o zgrozo!) inny gatunek, np. obyczajówki. No błagam... Ludzie, trochę pomyślunku... Co w tym złego? Chore. Po prostu... chore. Niektórzy są totalnie ograniczeni. Cóż, tym ograniczonym, życzę powodzenia.

Jeśli ktoś chciałby się zapoznać z przedpremierowym fragment pewnej zacnie zapowiadającej się książki, to zapraszam: KLIK
Życzę Wam miłego dnia!