sobota, 28 marca 2015

"Eleonora&Park" Rainbow Rowell


Eleonora… nie sposób jej nie zauważyć: rude włosy, dziwne ciuchy. Czyta mu przez ramię. Uważa Romea i Julię za bogate dzieciaki, które dostawały wszystko, co chciały. Najbardziej nie lubi weekendów, bo spędza je bez niego.
 Park… Dobrze mu w czerni. Denerwuje się, gdy musi prowadzić samochód w obecności taty. Uwielbia imię Eleonory i nie skróciłby go ani o sylabę. Wie, która piosenka jej się spodoba, zanim ona zacznie jej słuchać. Śmieje się z jej dowcipów, zanim ona dotrze do puenty.
Oto tocząca się w ciągu jednego roku szkolnego opowieść o dwojgu szesnastolatkach urodzonych pod nieszczęśliwą gwiazdą – dość mądrych, by zdawać sobie sprawę, że pierwszej miłości prawie nigdy nie udaje się przetrwać, ale na tyle odważnych i zdesperowanych, by dać jej szansę.

Eleonora&Park. Sama nie wiem co mogę powiedzieć o tej książce. Wiele się o niej nasłuchałam już od zagranicznych bloggerów, których opinie zazwyczaj pokrywają się z moimi.
I w tym przypadku było podobnie. Nigdzie nie widziałam złego słowa o tej historii, ale to też dlatego, że może specjalnie się nie rozglądałam. Można by pomyśleć: historia dla nastolatków, jakich wiele.
Z tym, że nie jest ona tylko dla nastolatków i na pewno nie jest historią, jakich wiele. Posiada to „coś”, co wyróżnia ją na tle innych powieści tego typu.
Pierwszy raz spotkałam się z nieidealną bohaterką.
W sensie nie urzekającą, nie szczuplutką kruszynką
i pięknością jakich mało. Ogromnie mi się to spodobało. Nie dość, że Eleonora nie jest wyidealizowana pod względem wyglądu, to jeszcze autorka dołożyła jej niczym Chuck Norris z półobrotu beznadzieją sytuacją materialną... Dodatkowo stała się popychadłem w szkole. Może być gorzej? Jednak nie myślcie sobie, że autorka użala się nad swoją postacią. Nie. I właśnie to jest takie... GENIALNE! Eleonora wcale nie robi z siebie ofiary... No, może czasem jej się zdarzy (jak każdemu). Nie szuka pocieszenia i nie przechodzi cudownej metamorfozy swojego wyglądu. I żadna manna z nieba jej nie spada. Nie ma tutaj również tego bolącego schematu: ona biedna szara myszka i on, cudowny chłopiec jakżeż urzekający przy którym ona rozkwita i zmienia się w przepięknego łabędzia (mysz
w łabędzia?! Autorko opinii, co Ty wymyślasz! -  Wyobra
źnia jest w rozkwicie).

Teraz coś o drugim głównym bohaterze, którym jest tytułowy Park. Rainbow stworzyła nieidealnego, niemrocznego, ale jednak tajemniczego chłopaka, który nie jest żadnym bożyszczem. Ot taki, Park, który skradł serce wielu czytelniczek. Zwyczajny chłopak, jakich wielu. Jednak przedstawiony już nie w tak zwyczajny sposób. Park ma ciekawą osobowość, która wnosi wiele barw do całości. 

Podoba mi się to, jak Rainbow stworzyła swoje postaci. Podoba mi się również ta prosta
i chwytająca pod wieloma względami za serce historia. Natomiast nie podoba mi się to, że książkę czyta się szybko... Chciałabym aby powieść Eleonor&Park trwała i trwała, a ja mogłabym ją wtedy czytać i czytać.

Jeśli chodzi o uczucie rodzące się pomiędzy dwójką głównych bohaterów, nie będzie zachwytów. Oszem, autorka fajnie wszystko sobie obmyśliła i ciekawie przelała to na papier. Jednak te uczucia miały dla mnie taki zamazany/mdły obraz. Za mało emocji i wzruszających momentów. Kilka tekstów, które trąciły mnie
w serce, jednak za nie nie złapały. Wydawało mi się, że otrzymam to wszystko, co taka rzesza bloggerów obiecywała. Niestety, ale tak nie było. Kilka wycinków z opinii umieszczonych
w książce moim zdaniem nie do końca pokrywa się z prawdą.

Język, jakim posługuje się Rowell jest przystępny i łatwy w odbiorze. Pragnę zauważyć, że
w książce znajduje się naprawdę sporo przekleństw, a książka jest skierowana w głównej mierze w stronę młodzieży... Wiem jakie są czasy i wiem też, że młodzież bardzo lubi używać „łaciny”, ale nie trzeba im jej więcej dokładać w dodatku w książkach. Może ktoś powiedzieć, że się czepiam, ale tak nie jest. Ja zwracam tylko uwagę na ten szczegół. Ot, tyle. 
Zwróciłam również uwagę, że niektóre wątki nie są doprowadzone do końca. Autorka coś zaczęła
i skończyła po łebkach, przechodząc do kolejnej „akcji”. Jak mniemam niniejsza powieść jest powieścią jednotomową (chyba, że się mylę), więc nie powinna zawierać tak wielu niedokończonych, że tak powiem - spraw. Dużo trzeba się domyślać, co w zasadzie nie jest takie złe. Chociaż to też zależy od czytelnika, bo jednemu to przeszkadza, a innemu nie. I w dodatku to zakończenie, którego kompletnie nie rozumiem i, które wzięło się  znikąd. Tak naprawdę autorka chyba sama nie wiedziała co ma zrobić ze swoimi bohaterami i dlatego zakończenie takie, a nie inne. 


Wydaje mi się, że Eleonora&Park, to taka współczesna forma wielkiego dzieła Szekspirowskiego, jakim jest "Romeo i Julia". Oczywiście, jak czytałam te teksty typu „Romeo i Julia mogą iść w niepamięć, bo teraz jest Eleonora&Park” to łapałam się za głowę i wołałam
o pomstę do nieba. Sądzę, że nie tylko ja. Owszem, książka jest dobra, ale gdzie z czym do czego!

Podobał mi się ten specyficzny humor, jakim autorka obdarzyła tę historię, chociaż więcej
w niej smutku i dramatu, niż śmiechu. Rowell poruszyła  wiele ważnych kwestii, a co najlepsze całkiem zgrabnie nam je opisała. Chociaż w zasadzie tylko jednej z nich poświęciła więcej uwagi. O innych tylko napomknęła. Mam na myśli przemoc domową, znęcanie się psychiczne wśród rówieśników, poszukiwanie własnej osobowości, rasizm, miłość, przyjaźń, poświęcenie, samotność, brak zrozumienia, akceptacja... Można by wymieniać naprawdę wiele. 

czwartek, 26 marca 2015

"Kroniki Bane'a" C. Clare, S. Brennan, M. Johnson


Najnowsza książka Cassandry Clare ze świata Nocnych Łowców.
Zbiór opowiadań jak nigdy przedtem przybliża wielbicielom „Darów Anioła” i „Diabelskich Maszyn” postać czarownika Magnusa Bane’a, którego uwodzicielska osobowość, ekstrawagancki styl i cięty dowcip oczarowały fanów bestsellerowych cykli.

Wielbię świat Nocnych Łowców. Wiem, że nie każdemu ten świat przypadł do gustu, ale ja go uwielbiam. Postaci, wydarzenia, uczucia, opisy, dialogi, język... Wszystko. Dlatego, kiedy w księgarniach pojawiła się książka, w której to Magnus opowiada nam swoje dzieje, nie mogłam sobie odpuścić tej przyjemności jej nabycia i przeczytania. Przyznać muszę, że z początku czytanie szło mi opornie. Mało zabawne i mało interesujące były opowieści Magnusa, aż do chwili gdy ten poznał się z pewnym Nocnym Łowcą. Sądzę jednak, że to wina tego, iż książki nie tworzyła sama Clare. Jej teksty od razu rozpoznałam i to właśnie je czytało mi się niebiańsko dobrze. Czytając Kroniki poczułam ponownie ten magiczny klimat, który skradł me serce w serii o NW.

Jak już wyżej wspomniałam, trochę boleję nad tym, że książki nie pisała sama Clare, co da się wyczuć. Każdy, kto pokochał jej pióro pozna, które opisy i dialogi należą do niej, a które nie. Dlatego całość miesza się w słabsze z lepszymi. Niemniej niewiele umniejsza to całości. Książkę oceniłam  wysoko mimo, iż nie jest ona szczególnie wybitna.

Wiele fanek tudzież fanów świata Nocnych Łowców uwielbia Magnusa, ja do fanklubu nie należę. Owszem lubię tę postać, ale nie jakoś specjalnie. Dlatego nie jarałam się tym, że to Magnus jest narratorem w najnowszej książce Clare. Jeśli już, to jarałam się wzmiankami o przeszłości i zarazem historii moich ulubieńców z serii "Dary Anioła" oraz "Diabelskie Maszyny". W końcu jak sama nazwa wskazuje, czarownik opisuje swoją historię nawiązując do różnych okresów swojego życia. A wierzcie mi, Magnus "trochę" przeżył.

Książka jest dobra. Polecam ją głównie fanom DA i DM. Ktoś, kto nie zna tych serii, na pewno się pogubi i nie zrozumie treści. "Kroniki Bane'a" nie jest żadną kontynuacją serii o Nocnych łowcach, jest jedynie dodatkiem do całości i jej uzupełnieniem. Jest pełna humoru, natomiast mało w niej dynamicznej akcji, zaś wiele historii, które naprawdę wciągają czytelnika. Ogólnie rzecz biorąc, książka bardzo mi się spodobała.

piątek, 20 marca 2015

Zdobycze marcowe!

Dzień dobry, cześć i czołem!

Dzisiaj przyszedł czas na nowości, które zasiliły moją zacną biblioteczkę i, z których jestem baaardzo zadowolona. W sumie prawie wszystkie tytuły pochodziły z mojej niekończącej się chciejlisty, więc... jestem z siebie dumna. Trochę w tym miesiącu poszalałam z zakupami, ale tłumaczę się promocyjnymi cenami :)
Ostatnio bardzo dużo czytam, a mało piszę. Ciągle brakuje mi czasu, ale jak tylko go znajduję to staram się Wam coś naskrobać. Chociaż takie pisanie "na raty" nie jest dobrym rozwiązaniem, bo mam zaczęte 4 teksty i właściwie nie wiem czy je dokończę. Jeśli mi się to nie uda, to wrzucę Wam w jednym poście krótkie opinie. Przechodząc do meritum Oto on!


"Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania" - do recenzji, którą znajdziecie tutaj KLIK
"Nie uśmiechaj się, bo się zakocham" - książkę wygrałam na fb wydawnictwa
"Próba ognia" - jw. Niebawem coś Wam o niej napiszę. Okładka jest piękna!
"Mara Dyer. Tajemnica" - pozycja z mojej chciejlisty *_* Przeczytana. Pokochana.
"Piętno rzeki" - Briggs. I wszystko jasne!
"Kroniki Bane'a" - Jak miło było ponownie przenieść się w świat Nocnych Łowców i poznać ich historie :)
Kolorowy trening antystresowy - jak ja to mówię, kolorowanka dla dorosłych. Świetna zabawa!

To był pierwszy stosik, a teraz przejdźmy do kolejnego...

Dwie pozycje z góry nabyłam drogą wymiany na LC
Czyli "Hopeless", które już czytałam jakiś czas temu w formie ebooka oraz "Nieskończoność", której lektura ciągle przede mną.
Teraz moje małe szaleństwo z wyprzedaży w Aros!
"Eleonora&Park" - tyle się nasłuchałam o tej książce, że grzechem byłoby jej nie posiadać!
"Czerwona królowa" - bardzo chciałam w twardej oprawie, ale nigdzie nie było -.-
"Will Grayson, Will Grayson" - bo Green.
"Nieprzekraczalna granica" - o ile dobrze pamiętam, to pierwszy tom średnio mi się spodobał. Ponoć ten lepszy, więc zobaczymy. I tak chcę mieć u siebie całą kolekcję książek Hoover, więc kupiłam :)
"Psia story" - wydaje się być fajna. W dodatku o psach, a ja kocham psy!
"Mara Dyer. Przemiana" - Pamiętam jak wyczekiwałam, aż ta książka pojawi się u nas! Pierwszy tom pochłonęłam jakiś czas temu i bardzo mi się spodobał. Dlatego też zaopatrzyłam się w drugi. Okładki są przepiękne.

I to tyle jeśli chodzi o zdobycze marcowe.
Pozdrawiam cieplutko!

środa, 18 marca 2015

"Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania" Katarzyna Bonda


Dziękuję!
Pisania, jak każdego zawodu, można się nauczyć. "Kurs kreatywnego pisania" Katarzyny Bondy, królowej polskiego kryminału, da początkującym pisarzom narzędzia, by mogli swoje pisarskie pomysły realizować pewnie, świadomie i coraz doskonalej. Wyjaśni, jak wygląda struktura powieści i w przystępny sposób uporządkuje teorię konstruowania tekstów literackich. Pomoże także przyszłym pisarzom w odkrywaniu ich mocnych stron, otworzy ich na inną percepcję świata, nauczy samodyscypliny oraz tego, jak szukać tematów i pomysłów.
Napisanie własnej książki nie jest łatwym zadaniem. Katarzyna Bonda w swojej książce/poradniku udziela kilku cennych wskazówek, jak zabrać się do napisania książki, jak umiejętnie ją rozwinąć i przede wszystkim, jak epicko ją zakończyć. Co prawda kilkanaście pierwszych stron nie wniosło w moje kreatywne myślenie niczego nowego, aczkolwiek nie było też zbędne. Jako osoba, która od dawna pragnie napisać tudzież skończyć swoją własną powieść uważam, że książka Bondy jest pomocna. Autorka uwzględniła w niej wiele przydatnych informacji zaczerpniętych z własnego życia. Pisze w sposób konkretny i - co najważniejsze - obrazowo i interesująco.

Bonda poruszyła wiele ciekawych aspektów powstawania historii i muszę zgodzić się z jednym -€“ nie każdy może pisać. Nasunęły mi się ze trzy tytuły nastoletnich rodzimych autorek, które stanowczo powinny sięgnąć po taki poradnik. Mniemam, że siadanie do pisania własnej powieści ot tak, żeby tylko ją stworzyć  jest bezsensowne. A mam wrażenie, że właśnie z takim podejściem powstaje masa książek. Ktoś podłapie temat, który już był i nie dodaje mu kompletnie niczego od siebie, tylko jakby zmienia z deczka fabułę, coś dopisze, coś wymaże i gotowe. Sztampowość w książkach powala. Bonda wspomina, że na rynku wydawniczym jest cała masa podobnych do siebie historii, ale można stworzyć na ich bazie własną, inną, oryginalną. Wystarczy trochę inwencji twórczej, a nie - kolokwialnie mówiąc - lanie wody. Trzeba sobie zadać podstawowe pytanie: piszemy dla kasy czy piszemy z pasji? Jeśli piszemy dla kasy, to może sobie darujmy na starcie. Dla kasy można pisać artykuły do prasy czy też scenariusze. Powieść pisze się z serca, z pasji... Z miłości do literatury. Takie jest moje zdanie.

Po przeczytaniu niniejszej pozycji nasuwa się wiele pytań, ale też na wiele pytań otrzymujemy odpowiedzi. Podoba mi się forma, w jaką autorka ubrała treść. Zmusza nas, czytelników do zadawania sobie ważnych pytań dotyczących naszej twórczości i każe nam samemu sobie na nie odpowiedzieć. Tym samym mamy obraz tego co chcemy napisać, czy w ogóle mamy chęć pisać, czy jesteśmy dostatecznie zdeterminowani do stworzenia ciekawej książki, ponieważ jej napisanie może nam zająć kilka lat. Cóż... w miesiąc książki nie napiszesz. W trzy również nie. Chyba, że chcesz stworzyć coś po łebkach i do szuflady. Wtedy możesz próbować.

Śmiem sądzić, że każdy, kto ma w planach napisanie czegoś własnego, powinien sięgnąć po takie poradniki. Dlatego jeśli ktoś jest ciekaw jak wyglądają mocne i słabe strony, szanse i zagrożenia (wyszła analiza SWOT pisania powieści!), to polecam książkę "Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania".

wtorek, 10 marca 2015

"Za cudze winy" Kresley Cole


Wampir, który był żołnierzem, a teraz ma dość życia…
 Setki lat temu Sebastian Wroth został zmieniony w wampira – w jego mniemaniu najpotworniejszą istotę na ziemi - wbrew swojej woli. Chory z nienawiści do samego siebie i samotny od wielu lat, nie widzi powodu, aby ciągnąć dalej swe nędzne życie. Do chwili, kiedy wyjątkowa, czarodziejska istota przybywa do jego zamku, aby go zabić, a tak naprawdę, nieświadomie, ratuje mu życie.
 Walkiria – zabójczyni wysłana po to, aby go zabić
 Kaderin Zimne Serce straciła ukochane siostry w bitwie, dawno temu. Kiedy zostały zabite przez wampira, tajemnicza boska siła stłumiła w Kaderin żal i smutek – pozbawiając walkirię także innych uczuć. Jednakże, kiedy Kaderin spotyka Sebastiana, jej uczucia… a właściwie głównie pożądanie… wracają ze zdwojoną siłą. Po raz pierwszy w życiu nie jest w stanie zabić wampira.
 Zostają współzawodnikami w legendarnym rajdzie…
Dawno nie wpadła w moje ręce książka tak słaba, żenująco schematyczna i kompletnie jednopoziomowa. Już czytając wstęp nie miałam dobrego zdania o całości i, jak się później okazało, słusznie. Będąc w drugim rozdziale wznosiłam oczy do góry i pytałam "za jakie grzechy", popatrzyłam na okładkę i na tytuł i już wiedziałam "Za cudze winy".

Książki nie polecam. A nawet gorąco ODRADZAM. Kiedyś zaczytywałam się w gatunku Paranormal Romance i wierzcie mi, ale książki, jakie przewinęły się przez moje ręce w tamtym okresie były o całe lata świetlne lepsze od niniejszej pozycji. Może były schematyczne, ale na pewno nie żenujące i męczące, jak książka Kresley Cole. Przyznaję, nie doczytałam jej do końca. Nie na moje nerwy, a i szkoda męczyć oczu i zaśmiecać wyobraźni takim badziewiem. Jak dla mnie to w tej książce nic nie było dobre. Postaci i ich zachowania były kompletnie irracjonalne, niespójne, denne i w ogóle żenua pełną parą. Miałam wrażenie, że czytam historię napisaną przez napaloną nastolatkę.

Do wątku wampirzego w książkach nie mam żadnego „ale”, kiedy ten jest w miarę dobrze dopracowany. Jednak w książce "Za cudze winy" miałam wiele "ale". Praktycznie co rusz załamywałam ręce. Z początku myślałam, że książka obroni się pomysłem... Później zmieniłam zdanie, bo i pomysł kuleje. Wampir żyjący w samotni, użalający się nad swoim losem i pragnący śmierci oraz wojowniczka, której głównym celem jest zabijanie wampirów i... Wielki bum. Pierwsze spotkanie: ona z mieczem i chęcią mordu. On  wielki wampir, który poddaje się losowi, jaki ona chce mu zgotować, ale... Ale! A co to? Pożądanie, ba! Miłość. Wielka, ogromna, rozsadzająca trzewia. No błagam. Ludzie no! 



Gdzie tu jakiś rozwój wątku? Łopatologicznie: ona, on i w sekundzie wielka miłość. W dodatku pragnę przypomnieć, że Kaderin nienawidzi wampirów. To tak tylko... przypominam, gdyby ktoś się zastanawiał.

Przechodząc do postaci i ich porażających, wręcz oślepiających osobowości. Ah, oh i eh... Głównie z naciskiem na Ehh. Wiecie takim zmęczonym, bezsilnym "ehh". Sebastian do tej pory nie miał ochoty na dalsze egzystowanie. Pragnął śmierci, która uwolni go od samotni i tym samym cierpienia, jakie zgotowało mu wampirze życie. Właściwie to sama nie wiem co mam o nim myśleć, ale te myśli zmierzają ku pozytywnej drodze. Natomiast jeśli chodzi o Kaderin, to sprawa wygląda dokładnie tak samo, jak u Sebastiana. Chociaż bohaterka zapowiadała się na gorącą, pewną siebie i waleczną laskę. Z gorącej wystygła, z pewnej siebie zrobiła się głupiutka, a z walecznej... No chociaż to się uratowała. Chwała autorce!

Bohaterowie, jak i cała ich historia jest nudna, jak flaki z olejem. Czytając ją czułam niesmak, znużenie i irytację. Powiedziałabym, że jest to erotyk osadzony w świecie paranormalnym, który jest kompletnie niedopracowany i... I tyle. Jestem rozczarowana i nie polecam nikomu tej książki. Nikomu.

niedziela, 8 marca 2015

"Kocham cię nad życie" Jill Mansell

Dziękuję!

Nie pamiętam kiedy ostatnio pierwsze pięć stron książki mnie wzruszyło, tak jak było w przypadku "Kocham cię nad życie". Po przeczytaniu pierwszego rozdziału, byłam przekonana, że książka bardzo mi się spodoba. Mam za sobą już kilka książek Jill i każda trafiła w moje gusta, więc kiedy zobaczyłam w nowościach jej dwie kolejne powieści, musiałam się z nimi zapoznać. Autorka ponownie mnie nie zawiodła. Spodziewałam się przyjemnej treści, która pozwoli mi się odprężyć i właśnie to otrzymałam.

Wyobraź sobie, że kochasz kogoś nad życie, planujecie wspólną przyszłość i, ten ktoś nagle ginie w wypadku. Jak sobie poradzisz z taką tragedią? Z tym wszechogarniającym cierpieniem? Ja sobie nawet nie wyobrażam czegoś podobnego. Ciężko nawet pomyśleć o czymś takim, a co dopiero coś takiego przeżyć, przetrwać... Przeboleć. Czas nie leczy ran, on je tylko w małym stopniu pomaga zagoić. Zaś wspomnienia potrafią je na nowo otworzyć. Taką tragedię przeżyła Ellie, główna bohaterka "Kocham cię nad życie". Ellie jest młoda, atrakcyjna i może ułożyć sobie na nowo życie, jednak ciężko jej pomyśleć, że mogłaby to zrobić. To tak jakby zdradzała swojego nieżyjącego męża. Wszystko się jednak zmienia, kiedy Ellie dostaje nową pracę.

Postać Ellie jest postacią wiodącą w niniejszej pozycji, jednak nie tylko jej perypetie śledzimy. Poznajemy lepiej wątki pobocznych bohaterów. Często jest tak, że drugoplanowe postaci są po prostu tłem tej głównej. W tym przypadku jest inaczej. Autorka pozwala nam wczuć się w sytuację nie tylko Ellie, ale również jej przyjaciół, teścia i pracodawcy, co uważam za duży plus.

Lekki styl autorki przypadł mi do gustu już dawno i na szczęście Mansell nadal nie pisze niczego na siłę. Mam tutaj na myśli to, z jaką lekkością prowadzi dialogi, życie bohaterów, wątki... W ogóle całość. Czytając romanse obyczajowe, nie lubię wczytywać się w tekst i doszukiwać jakichś głębszych znaczeń. Lubię płynąć przez treść i nie skupiać się na siłę na opisach. Na szczęście czytając niniejszą pozycję mogłam jedynie się relaksować i przyjemnie zaczytywać wieczorami. Może to też ze względu na to, że powieść nie należy do wymagających, ale w końcu taka właśnie ma być.

Powieść jest kierowana głównie w stronę płci pięknej, więc moje drogie Panie jeśli szukacie odprężającej, wzruszającej a zarazem zabawnej historii, to gorąco Wam polecam „Kocham cię ponad życie”. Nie zawiedziecie się.

Poprzednie książki Mansell, które zrecenzowałam:

piątek, 6 marca 2015

Wywiad: Wioletta Sawicka!

Prószyński i S-ka
Wioletta Sawicka urodziła się i mieszka na Warmii. Z wykształcenia pedagog, z pasji dziennikarka radiowa, prasowa, a przez chwilę telewizyjna. Zawodowo realizuje się w pisaniu reportaży i przeprowadzaniu wywiadów z ciekawymi ludźmi. O sobie wie jedno – że składa się z samych sprzeczności. Prywatnie szczęśliwa żona wciąż tego samego męża, matka bardzo dorosłego syna oraz dorastającej córki. Pasjami lubi czytać książki. Najlepiej kilka naraz. Wycieczki – tylko w odludne miejsca. Najlepiej rowerem do lasu. Po pięciu latach emigracji w Szwecji, z ulgą wróciła do rodzinnego Olsztyna, gdzie narodził się pomysł napisania pierwszej powieści.

1. "Wyjdziesz za mnie kotku?" to książka, która mnie zaskoczyła. Sama nie wiem, ale spodziewałam się przewidywalnego romansu. A tutaj wielki bum i zaskoczenie. Przyjemna i zaskakująca powieść o problemach, jakie mogą dotykać również nas, zwykłych ludzi. Skąd pomysł na właśnie taką książkę?

Pomysł narodził się spontanicznie. Wiedziałam jednak od początku, że chcę pokazać miłość trudną. Nielukrowaną, z jej problemami, rozterkami, mniejszymi i większymi radościami, dokładnie tak jak wygląda to w życiu. 

 2. Bardzo lubię Patryka, ale jest on strasznym zazdrośnikiem. Również częste wywody na temat roli kobiety w życiu rodzinnym nie stawiają go w dobrym świetle. Zastanawiam się skąd pomysł na chorobliwie zazdrosnego i despotycznego męża Anny?
Też go trochę lubię. Oprócz owych negatywnych cech, to jednak wrażliwy facet. A pomysł? No cóż, zazdrość jest również ważnym problemem w związku, jak pozostałe dylematy z którymi się borykamy. Dla mnie ważne nie są problemy same w sobie, ale to jak sobie z nimi poradzić. A co za tym idzie, jak poradzą sobie z nimi moi bohaterowie. 

3. Czy w tej powieści umieściła Pani skrawki ze swojego życia, czy jest ona całkowicie wymyślona przez Panią?

Jest tam bardzo dużo w mojego życia. Miejsca, zwłaszcza mój ukochany Olsztyn i Bieszczady, choć próżno na mapie szukać Niepamięci. To akurat wymyśliłam. Prawdziwi są niektórzy bohaterowie i radiowa pajsa Anny. Pracowałam w Polskim Radiu piętnaście lat. Myślę też, że Anna ma moją wrażliwość, choć zdecydowanie więcej cierpliwości niż ja. Jednak to co naprawdę obie nas łączy, to potężny, niczym niewyrównany deficyt ojca. Ja też go nie miałam, bo wypisał się z mojego życia. Musiałam go sobie wymyślić, i też rozmawiałam z nim w wyobraźni przez długie lata. Tak jak moja bohaterka.  

Ja: Czyli coś nas łączy.

4.  Czy tytuł „Wyjdziesz za mnie kotku?” był tym pierwszym, który zrodził się w Pani głowie, czy może były też inne? Jeśli tak, to mogłaby nam Pani zdradzić, jakie były pomysły?

Pierwszy tytuł był zupełnie inny i pod takim wysłałam powieść do wydawnictwa. Książka przeszła w całości bez zmian, a tytuł nie. Trzeba było prędko poszukać bardziej kobiecego, no i na gorąco, wymyśliłam tego „kotka”, bo takie pytanie pada w powieści i jest dość kluczowe dla mojej bohaterki. Wydawca zaakceptował. Mam taką wadę, że nie przywiązuję zbytniej wagi do tytułów. Nawet jak piszę reportaże w gazecie gdzie pracuję, tytuł niestety jest dla mnie kwestią drugorzędną.

5. Okładki Pani książek bardzo ładnie się prezentują. Są takie ciepłe, prawdziwe, aż chce się po sięgnąć. Czy ich projekt narzuciło wydawnictwo, czy Pani wybierała  ostateczny wygląd szaty graficznej?

Nie miałam żadnego wpływu na wybór okładek ani szaty graficznej. Sama byłam bardzo ciekawa jak będą wyglądać. O wszystkim zdecydował wydawca. Ja zobaczyłam już finale dzieło. Ale też uważam, że są ciepłe i kobiece.

6. Czy wydanie własnej książki jest trudnym zadaniem?

Ja w ogóle nie planowałam wydać książki. Pisałam tego „kotka”, dla siebie jako rodzaj terapii, po przeżyciach które mnie spotkały. Taki domowy sposób na depresję, którą przechodziłam po nieudanej emigracji. Ta pisanina po prostu mi pomagała. Tworzyłam jakąś historię, która zaczęła mnie pochłaniać, wciągać, odrywać od czarnych myśli w których tkwiłam. To mąż po przeczytaniu, namówił mnie, abym spróbowała to wydać. Z początku w ogóle nie chciałam o tym słyszeć. Wstydziłam się pokazywać profesjonalistom swoje jakieś tam wynurzenia. Bałam się, że mnie zwyczajnie wyśmieją. Potrzebowałam paru miesięcy, aby w końcu wysłać książkę. Tylko jednemu wydawcy. Prószyńskiemu. Po trzech miesiącach odpowiedź, że biorą. Tak to u mnie wyglądało.

Ja: Chwała mężowi!

7.Ciekawi mnie też jakie  uczucie towarzyszy autorowi, kiedy ten trzyma w dłoniach swój pierwszy egzemplarz świeżo) wydanej książki, czy zdradzi Pani, jak to wyglądało w Pani przypadku?
Ja dopiero na drugi dzień, po premierze wzięłam ją do ręki, bo pierwszego dnia uciekłam z księgarni. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. Okazałam totalny brak pewności siebie. A jak ochłonęłam, to wróciłam następnego dnia. Pierwsza myśl była taka: „Jak ja mogłam napisać coś tak grubego?” Tekst w komputerze liczył około 250 stron, a wydrukowany ponad 500. To był szok.

8.  Zawsze zastanawia mnie ile autor czasu poświęcił swojemu dziełu. Dlatego zadam Pani pytanie, jak długo zbiera pani materiały, obmyśla plan powieści, zanim zaczęła pisać? Czy może pisanie przychodzi Pani spontanicznie?


Pierwsza części „Kotka”, napisała się spontanicznie. Zarys fabuły wymyśliłam w ciągu chyba jednego dnia. Ściślej, po spotkaniu z koleżanką, która jest pisarką. To ona, czyli Kasia Enerlich, widząc mnie w totalnym dole psychicznym, namówiła mnie do pisania książki. Powiedziałam jej coś takiego „Puknij się w głowę, ja nie potrafię” a ona: „Pisz tak jak czujesz, dla siebie. Zacznij już dziś”. Posłuchałam. Wracałam do domu i obmyślałam fabułę. Wiedziałam, że jeśli będę pisać to o miłości. Trudnej, bo sama byłam w dołku. Moja bohaterka po części będzie mną, bo łatwiej pójdzie mi wewnętrzny katharsis. A potem to już samo zaczęło się układać pod palcami. Czasem miałam wrażenie, że wszystko się ze mnie wylewa, a ja po prostu odżywam. Pisałam parę miesięcy. Przy kolejnych częściach, działałam w sposób bardziej planowy i zamęczałam pytaniami znajomą psycholog , która jest kopalnią wiedzy o trudnych relacjach na linii kobieta – mężczyzna.

Ja: Czuć to lekkie pióro, dzięki któremu przez Pani powieść się po prostu płynie.


9. Na pewno lubi Pani czytać książki i zatracać się w świecie wykreowanym przez innych pisarzy, czy zdradzi Pani jakiego typu są to powieści? Jaki autor (może nawet nie jeden) skradł Pani czytelnicze serce?


Lubię szwedzkich pisarzy: Mankell, Lacberg, Larson. Uwielbiam afgańskiego pisarza K. Hosseini. Jego „Tysiąc wspaniałych słońc” i „Chłopiec z latawcem”, skradły mi serce. Chętnie czytam Nurowską. „Nakarmić wilki”, połknęłam. Mam też dwie książki zaczytane niemal na śmierć i darzę je dozgonną miłością. To „ Dzieci z Bullerbyn” i „Lalka”.

10. Czym  (oczywiście prócz pisania) interesuje się Pani na co dzień? Jakie ma pani zainteresowania i hobby?


Interesuje mnie historia. Dlatego w gazecie piszę głównie reportaże historyczne. Poświęcone m.in. losom Mazurów i Warmiaków, czasom NKWD i UB, czyli nie aż tak odległej historii. Jestem raczej samotnikiem, dlatego lubię odludzia. Najlepiej czuję się zaszyta gdzieś w głębi lasu, albo w moich ukochanych Bieszczadach. No i od wiosny do jesieni częściej zamieniam samochód na rower.

11.  Skoro było pytanie dotyczące książek i hobby, to teraz czas na pytanie dotyczące muzyki. Kilka razy w Pani książce przewijają się pewne cytaty np. zespołu Dżem. Stąd też moje pytanie, jakiej muzyki Pani słucha? Czy ma Pani ulubionych wokalistów? A może podczas pisania powieści gdzieś w tle tworzy się jakiś soundtrack?


Lubię Dżem. Kiedyś nawet chodziłam na Olsztyńskie Noce Bluesowe. Prócz tego jestem absolutną fanką polskiego rocka, ale tego nieco dawniejszego, na którym się wychowałam. Perfect, to mój Nr 1. Nieżyjący Joe Cocker, to też jeden z moich faworytów. Ale mam tak, że często dobieram muzykę do nastoju. Czasem mam ochotę na poezję śpiewaną i katuję Grechutę, a czasem na coś absolutnie popowego i wtedy chętnej słucham, co tam mi córka muzycznego podrzuca. Ostatnio Pink i Daft Punk.

12. Co według Pani jest najtrudniejsze w pisaniu własnej powieści, a co najprzyjemniejsze?


Najprzyjemniejszy jest ten moment, kiedy wszystko rodzi się w głowie. Ten cały proces obmyślania, sceny, dialogi, emocje. Samo pisanie, to już praca. Najczęściej nocą, gdy wszyscy śpią i nikt niczego ode mnie nie chce. Jestem tylko ja i moi bohaterowie. Dla mnie najgorszy moment, to ten kiedy kończę pisać. Czuję wtedy wielki żal, że rozstaję się z moimi bohaterami. Dlatego, od razu kiedy skończyłam pierwszy tom (jeszcze nie wiedziałam czy zostanie przyjęty) zaczęłam pisać drugi. Ledwo go skończyłam, zabrałam się za trzeci, który też już mam niestety za sobą. Za parę dni powędruje do wydawcy. A ja siadam do następnej powieści, bo pisanie stało się moją rzeczywistą potrzebą. Jak tego nie robię, zwyczajnie czegoś mi brak.

13. Jakich rad udzieliłaby Pani osobom, które przymierzają się do napisania własnej powieści?

Nie ośmielę się dawać żadnych rad. Przecież sama stawiam dopiero pierwsze kroczki. Nie jestem jeszcze pisarką. Jedyne co przychodzi mi do głowy, to tylko to, że jeżeli czuje się w sobie potrzebę pisania, to zwyczajnie trzeba to robić.

14. Teraz pytanie kluczowe, nad czym pani obecnie pracuje?


Jak już nadmieniłam, skończyłam pisać trzeci i ostatni tom ”Kotka”, bo przecież drugi ma wiele otwartych wątków. Prawdopodobnie część trzecia ukaże się jeszcze w tym roku, ale co w niej będzie, nie mogę wyjawić. Mogę tylko powiedzieć, że emocji nie zabraknie.

15. Mam nadzieję, że niebawem ukaże się Pani powieść o innych bohaterach i innym świecie. Dlatego też pytanie, ma Pani już pomysł na innych bohaterów i ich perypetie? Jeśli tak, to uchyli nam Pani rąbka tajemnicy?

Właściwie to mam w głowie całą nową powieść. Również obyczajową, ale niczego nie zdradzę. Bo niestety tak mam, że zaplanuję sobie coś, a moi bohaterowie w procesie pisania, i tak zrobią po swojemu. Nie chcą mnie do końca słuchać. Kiedyś przeprowadzałam wywiad z pisarzem, który powiedział mi coś podobnego, że jego bohaterowie robią z nim co chcą i nawet spać nie dają po nocach. Z początku w to do końca nie wierzyłam. Teraz przekonałam się sama, że tak jest.

Ja: Jestem niezmiernie ciekawa nowej powieści, aczkolwiek rozumiem, że aura tajemniczości musi być.

Serdecznie dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi, które zaspokoiły moją ciekawość i mam nadzieję, że nie tylko moją. Już nie mogę doczekać się kolejnych Pani książek. A najbardziej trzeciego tomu z cyklu „Wyjdziesz za mnie kotku”. Tyle pytań czeka na odpowiedzi!

Przypominam Wam, że 10 marca ukaże się druga część przygód Anny i Patryka. Recenzję przedpremierową możecie przeczytać tutaj: KLIK
A samą książkę możecie zdobyć, biorąc udział w konkursie o którym więcej tutaj: KLIK

środa, 4 marca 2015

"Powód by oddychać" Rebecca Donovan


Pierwsza z trzech części chwytającej za serce i pełnej trudnych emocji serii dla dziewcząt pt. Oddechy.Gdy Emma wraca do miejsca, które nazywa domem, bo nie ma żadnego innego, o którym mogłaby tak myśleć, nigdy nie wie, co ją tam spotka. Tylko wyzwiska? A może bolesne uderzenia? Ile kolejnych ran i siniaków będzie musiała skrywać pod długimi rękawami?Dlatego Emma nie ma przyjaciół i robi wszystko, by mieć jak najlepsze wyniki w nauce – marzy o dniu, w którym będzie mogła wyrwać się z tego piekła.
Tylko jedna osoba zna jej tajemnicę. Ale jest jeszcze ktoś, kto bardzo pragnie się do niej zbliżyć. Emma jednak za wszelką cenę chce tego uniknąć. Chociaż to rozrywa jej serce na kawałeczki.Poruszająca historia o próbie normalnego życia za wszelką cenę… i o miłości, która pozwala w końcu zaczerpnąć powietrza.
Naczytałam się sporo pochlebnych opinii o tej książce. Sama oceniam ją, jako książkę na jeden raz. Lekko irytującą, zagmatwaną, odrobinę nielogiczną, ale ciekawą i wciągającą. Natomiast nie nazwałabym jej mianem: bardzo dobra tudzież świetna. Na pewno nie. Pewnie gdybym miała 13 - 17 lat mogłabym ocenić ją wyżej, ale nie teraz. Uważam, że książka "Powód by oddychać " jest kolejną sztampową opowieścią o nastolatce z trudnościami życiowymi. Zwłaszcza biorąc pod uwagę schematy takie jak: dwie najlepsze przyjaciółki, jedna piękność zaś druga zwykły przeciętniak. Super przystojniak zainteresowany szarą myszką. Szkoła i związane z nią problemy nastolatków.  Brzydkie kaczątko zmieniające się w pięknego łabędzia.

W ogóle co to za chore  relacje Emmy z jej ciotką? Czy tylko mnie wydaje się to śmieszne i wyrwane z kontekstu? Nierealne i jakby na wzór bajki o Kopciuszku. Jakoś nie wyobrażam sobie takiego traktowania przez rodzinę. Ja wiem, że przypadki patologiczne są różne, ale w tej historii wydaje mi się to wymuszone i takie... Sztuczne, narzucone. Ciągnięcie za włosy, "uściski" przynoszące siniaki, w dodatku wszystko bez najmniejszego powodu. Przecież ciotka Emmy jest kochającą matką dla swych pociech, więc tym bardziej wydaje mi się to śmieszne. Chyba, że kobieta ma zaburzenia osobowości, to wiele by tłumaczyło. Kolejne pytanie, dlaczego dziewczyna pozwala sobą tak pomiatać? Dlaczego nie porozmawia z wujkiem, który wydaje się być w porządku? Chociaż z drugiej strony, to ślepy głupek, albo po prostu woli nie widzieć pewnych niewygodnych wydarzeń, jakie mają miejsce w jego domu. No ale dziewczyna też do najmądrzejszych nie należy. Ot co! To chyba rodzinne. W dodatku zachowania osób ze szkoły do której uczęszcza Emma i jej przyjaciółka. Serio? Dziewczyna nie rozmawia z nikim, wręcz stroni od towarzystwa, a na imprezie wszyscy mają ją za najlepszą przyjaciółkę. Uściski, śmichy chichy, propozycje matrymonialne... Autorka trochę przesadnie podeszła do tematu. Stanowczo się to kupy nie trzyma, no ale może tak miało być? Mnie to nie przekonało. Kompletnie nie nie.

Tak naprawdę całość kręci się wokół relacji pomiędzy Emmą a Evanem. Tajemniczy nowy chłopak, którego ciągnie do zamkniętej nastolatki. Powolne podchody. Przyjaciółka, która chce ich ze sobą zeswatać. Następnie etapowo zbliżają się do siebie, aż w końcu zauroczenie przeradza się w coś więcej. Plusem jest oczywiście ta etapowość, której autorka nie przedstawiła po łebkach, tylko na spokojnie wdrażając czytelnika w tę relację. Właśnie to najbardziej podobało mi się  w tej książce. Ta metodyczność.

Autorka niestety niczym mnie nie zaskoczyła dlatego uważam, że książka jest po prostu przeciętna. Po kontynuację raczej nie sięgnę.

poniedziałek, 2 marca 2015

"Wiem o tobie wszystko" Claire Kendal

Dziękuję!

Wstrząsający thriller psychologiczny dla wszystkich, którym spodobały się "Zaginiona dziewczyna" i "Zanim zasnę".Clarissa z każdym dniem czuje się coraz bardziej osaczona przez Rafe’a. Gdziekolwiek spojrzy, widzi jego twarz, w którąkolwiek stronę się odwróci, dostrzega jego cień, dokądkolwiek pójdzie, on podąża za nią. A wszystko dlatego, że Rafe się w niej zakochał.Śmiertelnie.Stalking – to słowo budzi coraz większy lęk nie tylko wśród celebrytek, ale i wśród całkiem zwyczajnych kobiet. Omotane pajęczą siecią intrygi, prześladowane za dnia i w nocy, zastraszone i zagubione, rozpaczliwie szukają pomocy… lecz nie zawsze mogą ją znaleźć. A czasem, nawet jeśli pomoc nadchodzi, jest już za późno.

Na sam początek ukłony w stronę wydawnictwa, za akcję promującą ich książkę "Wiem o tobie wszystko". Każdy recenzent dostał ciekawie zapakowaną książkę (zdjęcie w tekście), a na papierze napisane były ciekawe fakty z życia. Widać, że pracownicy wydawnictwa nie poszli na łatwiznę, bo chcąc zrobić taką akcję trzeba poszperać i znaleźć niniejsze fakty. Bardzo podoba mi się takie dbanie o szczegóły.

Przechodząc do treści książki, muszę wspomnieć, że pomysł jest bardzo ciekawy i całkiem fajnie przeniesiony na stronice książki. Nie wciągnęłam się jednak od samego początku. Byłam nieco zagubiona, ponieważ treść była trochę zawiła i ciężko było mi się w nią "wbić". Później było coraz lepiej. Kiedy już dotarło do mnie o co chodzi, kto jest kim i jakie jest istotne przesłanie, przez książkę przeszłam jak burza.

Jak sami wiecie, ja nie zaczytuję się w thrillerach czy sensacyjnych lekturach, ale czasami, gdy coś mnie zaintryguje, to sięgam po dany tytuł. Dlatego też dla mnie zjawisko stalkingu w powieści jest czymś nowym i ciekawym na tyle abym mogła nazwać "Wiem o tobie wszystko" czymś innowacyjnym. Jeśli ktoś tak jak ja nie zaczytuje się w takich książkach, to z pewnością mogę stwierdzić, że będzie to dla niego oryginalny twór. Kendal świetnie skonstruowała swoją książkę... Świat, jaki ukazała czytelnikowi, strach osoby prześladowanej i pokazanie mechanizmu stalkingu - to wszystko przypadło mi do gustu. Naprawdę genialny thriller psychologiczny. Powiem Wam, że w niektórych momentach sama zaczynałam się bać, a to świadczy tylko o tym, jak dobrze autorka nakreśliła problem stalkingu. Ogromny plus!

Jeśli chodzi o postaci z jakimi dane mi było się zapoznać czytając niniejszą pozycję, to sama nie wiem jak mam określić swoje odczucia względem ich. Z jednej strony żal mi Clarissy, której błędem było okazanie uczucia względem jej prześladowcy, a ówczesnego kolegi z pracy Rafe’a. Z drugiej zaś strony ciężko było mi się wczuć w jej sytuację... Jednak oceniając kreację postaci muszę stwierdzić, że autorka sobie poradziła i odwaliła kawał dobrej roboty.

Książka interesująca i jeśli ktoś lubuje się w psychologicznych tworach, które trzymają w napięciu, to polecam!