czwartek, 28 kwietnia 2016

"Ponieważ wróciłam" Justyna Wydra


Dziękuję!


Po rewelacyjnie przyjętym debiucie autorka Esesmana i Żydówki powraca w nowej odsłonie.

 Jak to jest odejść, a potem powrócić z martwych? Otrzymać drugą szansę i anioła stróża, którego można zobaczyć, dotknąć, poczuć… i który przybywa z pomocą zawsze, gdy to konieczne. Dzieli się tym, co sam wie o ludziach i życiu, dobru i złu. Jedyny temat, na jaki milczy, to relacja z jego podopieczną, Magdaleną. Chłodną karierowiczką z wielkiego miasta, która tak naprawdę nie wie, po co ani dla kogo żyje. A przecież to ta sama kobieta, która kiedyś pragnęła umrzeć z miłości!


Historia, którą za moment przeczytasz, utkana została z moich wspomnień. Oczywiście nie poznasz ich w całości. Opowiem ci tylko najważniejsze wydarzenia z mojego życia. Życia z aniołem. Zanim zacznę, muszę cię ostrzec. Przypuszczalnie już jutro nie będziesz pamiętać mojej historii. Nie doszukuj się w tym magii. To normalne. „Możesz o mnie opowiedzieć innym ludziom, ale to bezcelowe. Niczego nie zapamiętają, nie zrozumieją” – to jego słowa, nie moje. Wierzę mu, ponieważ nigdy mnie nie okłamał. Nie potrafi oszukiwać. Nie posiada też wolnej woli. Ani poczucia humoru. Mimo wszystko liczę na to, że ty zrozumiesz...


Dzisiaj przychodzę do Was z moją opinią na temat książki pięknie wydanej, ale i skrywającej piękną treść. Przyznam szczerze, że jestem ogromnie i rzecz jasna, pozytywnie zaskoczona powieścią jaką napisała Justyna Wydra. Książka jest cieniutka i jest to jej jedyna wada - za szybko się skończyła. 

Książek, w których znajdował się motyw anioła stróża, czytałam już całkiem sporo. Każda jednak wyróżniała się na tle innych i tak samo "Ponieważ wróciłam" jest całkiem inna pod tym względem. Początek mnie zaintrygował. Był ciekawym wprowadzeniem w całą historię. Podobało mi się to, że autorka postanowiła zrobić z głównej bohaterki narratorkę, która opowiada nam swoją historię i prowadzi przez swoje życie. Mimo, iż w połowie fabuła zaczyna się robić chaotyczna, to jednak sama autorka, słowami swojej bohaterki uprzedza nas, że jej historia może być nieco chaotyczna. Jednak to nadaje jej swoistego, książkowego realizmu. Nie wszystko bowiem, musi być poukładane i idealne.

Główną bohaterkę, Magdalenę polubiłam od pierwszych stron, chociaż zdarzały się chwile, kiedy jej zachowanie było nieco irytujące, to jednak nie zmieniło to moich odczuć względem niej. Dziewczyna dzieli się z czytelnikiem swoimi wzlotami i upadkami. Nadziejami i zawodami w życiu prywatnym. Poznajemy ją jako nastolatkę u progu dorosłości, która przeżywa swój pierwszy zawód miłosny, który spowodował dalszą lawinę nieszczęść. Magdalena przeżywa własną śmierć i kiedy już ma się poddać, postanawia walczyć... Chciałaby cofnąć czas. Chciałaby dostać drugą szansę od losu. I wtedy właśnie stał się cud... 

Każdy z nas, chociaż raz w swoim życiu pragnął drugiej szansy. Chciał coś zmienić w swoim życiu. Właśnie o tym opowiada nam autorka, o drugich szansach. Tych dobrze wykorzystanych i tych zmarnowanych. O tym, że w każdej chwili można zmienić swoje życie, ale czy na lepsze, czy na gorsze? O tym decydujemy już sami. 

Powieść Justyny Wydry jest fajna, nieco skomplikowana, wciągająca i minimalnie chaotyczna. Troszeczkę zakończenie nie przypadło mi do gustu, niemniej i tak jestem pozytywnie nastawiona do innych dzieł autorki. A Wam polecam "Ponieważ wróciłam", bo jest to książka niebanalna i przyjemnie spędzicie z nią czas. 

wtorek, 26 kwietnia 2016

Mega zdobycze kwietniowe!

Uff! W kwietniu (mój ulubiony miesiąc!) przybyło do mnie mnóstwo wspaniałości. Nie przesadzam. Mam Wam do pokazania same czytelnicze smaczki, z których jestem ogromnie zadowolona. Część z nich to prezenty, a reszta to daniny wydawnicze, za które jestem wdzięczna, ponieważ nie mogę sobie pozwolić na zakupy książkowe (me serce płacze!). Niemniej nie drążąc tematu, przechodzę do sedna.


Po lewej stronie zdjęcia znajdują się pozycje do przeczytania w najbliższym czasie (recenzenckie):

"Calder" - przedpremierowo - Mia Sheridan wie jak pisać książki, oj wie! Wie również jak wzbudzać emocje w czytelniku. "Stinger" był świetną lekturą, ciekawe jak będzie z tym tomem. Jakoś się nie obawiam, że będzie źle :)
"Real" - okładka apetyczna, opis zachęcający, no i jedno z ulubionych wydawnictw! Spodziewam się zacnej lektury.
"Silos" - zachwalany przez wielu czytelników, ciekawe jak będzie ze mną.
"Dom służących" - jw.
"Gwiazda zaranna" - o matulu! Toż to już ostatni tom :( tak smutno! Zapowiada się epickie zakończenie :)
"Pani noc" - egzemplarz konkursowy, który już został wysłany do zwyciężczyni (instagram) zapraszam!
Dwie książki Pani Hanny Cygler - jeden właściwie skończony :)
"Mrok i mgła" - właśnie czytam i bardzo mi się podoba.
"PS Kocham Cię" - musiałam mieć tę książkę, to w końcu Ahern!
"Symfonia w bieli" - aktualnie czytana na zmianę z "Mrok i mgła".

Oraz stosik książek przeczytanych, zrecenzowanych:

"Ponieważ wróciłam" - recenzja już niebawem,
"Ugly love" - mój finalny egzemplarz 
"Chłopak, który stracił głowę" - jw 
"Piąta fala" - jw [recenzja]
"Pani noc" - Clare... uwielbiam jej książki! 
"Stinger. Żądło namiętności"
"Raven" - coś wampirzego, czyli coś czego dawno nie czytałam 
"Marsjanin" - jednak taki dobry, jak go malują tfu! Piszą.
"Broda zalana krwią" - niebawem recenzja.

Wygrana w konkursie "Miłość w czasach zagłady" oraz egzemplarz za inną książkę "Nowy rozdział".


I na koniec moje książkowe prezenty urodzinowe *.*:
Dwie się zdublowały, ale to nic!

"Art&Soul" - cudownie wyczekiwana przeze mnie powieść. Tak pięknie wydana. Tak bardzo się cieszę, że ją mam!
"Bez słów" - brak mi słów... nareszcie moja <3
"Zwodnicza miłość" - jeden egzemplarz już poszedł w dobre rączki :)
"Zapytaj księżyc" - już od dawna się na nią czaiłam i mam!
"Ostatni list od kochanka" - Moyes tak bardzo!
"Zaklinacz słów" - tak pięknie wydana, że oczu nie można oderwać :) A ta dedykacja? Aż się wzruszyłam.

Kwiecień okazał się szalony pod względem nowości książkowych w mojej biblioteczce. I w większości są to same perełki, więc jestem uradowana!

I na koniec - dobre bo polskie! Mogłabym jej słuchać godzinami :)

niedziela, 24 kwietnia 2016

"Wioska morderców" Elisabeth Herrmann

Dziękuję!

Pewnego majowego dnia w ogrodzie zoologicznym w Berlinie dochodzi do makabrycznej zbrodni. Kiedy na miejscu zdarzenia zjawia się policjantka Sanela Beara, zastaje chaos i zamieszanie. Kilka dni później prasa opisuje przerażające okoliczności zdarzenia i ujawnia nazwisko kobiety podejrzanej o popełnienie przestępstwa. Charlie Rubin przyznaje się, że to ona dopuściła się tej zbrodni. Sanela jednak ma wątpliwości i rozpoczyna własne dochodzenie w tej sprawie.
Profesor Gabriel Brock i młody psycholog Jeremy Saaler, którzy mają przygotować opinię na temat poczytalności Charlie Rubin, zaczynają podejrzewać, że zabójstwo ma coś wspólnego z dzieciństwem podejrzanej, spędzonym w Wendisch Bruch, niewielkiej wiosce w Brandenburgii, gdzie nie ma już ani jednego mężczyzny… I tylko psy szczekają tak jak przed laty, zwiastując swoim ujadaniem nadchodzące nieszczęście.

"Wioska morderców" to pierwszy tom wprowadzający nas do cyklu "Sanela Beara", czyli głównej bohaterce niniejszej powieści, która swoją drogą jest świetną postacią!

Czy Wy widzicie okładkę? Nie wiem, jak Wam, ale mnie się bardzo podoba. Idealnie oddaje tajemniczość, mroczność i sedno powieści. I ta kolorystyka! Nastawiłam się na dobrą, wciągającą powieść, która będzie mnie trzymała w napięciu przez od początku, aż do końca. I wiecie co? Kurczę! No udało się! "Wioska morderców" to świetna, ba! Rewelacyjna książka. Może nie każdy będzie się tak nad nią rozwodził z taką samą pozytywną reakcją, jak ja, ale ja inaczej nie potrafię. Ksiażkę przeczytałam w półtora dnia... Szybko. Może dlatego, że w formie ebooka czytam szalenie szybko? Ale to również zasługa świetnego stylu, jakim posługuje się Herrmann. Kobieta naprawdę ma dar! Umie pisać i tworzyć napięcie, oj tego nie można jej zarzucić!

Nad opisem nie będę się rozwodzić, ponieważ w krótkiej notce od wydawcy macie wszystko, co powinno Was zainteresować. Ja natomiast bardzo pragnę Was zachęcić do sięgnięcia po "Wioskę morderców", jeśli oczywiście lubujecie się w takich klimatach. Wiecie, krew, intryga, morderstwo, mrok, ciemność, tragedia, lekka nuta romansu. No jak dla mnie, palce lizać. Wprost nie mogę doczekać się kolejnego tomu. Już przebieram nogami, co też może jeszcze autorka wymyślić. 

Bardzo podobała mi się kreacja postaci w niniejszej książce. Autorka świetnie nakreśliła nam charaktery i losy swoich bohaterów. Mówiąc nakreśliła, mam na myśli to, że ledwie je nam zarysowała, a tak naprawdę nawet dzięki takiemu wprowadzeniu czytelnika do ich życia, dała mu ich dość dobrze poznać. Zaostrzyła czytelnikowi apetyt na to, aby ten chciał poznać ich jeszcze lepiej w kolejnych tomach. Nie mogę nawet wybrać postaci, którą najbardziej polubiłam... Zarówno policjantka  Sanela Beara, profesor Gabriel Brock, młody psycholog Jeremy Saaler  jak i naczelnik berlińskiego wydziału kryminalnego,  Lutz Gehring, cała czwórka przypadła mi do gustu. 

Dodatkowo ta cała zbrodnia, kto zabił, czy aby na pewno podejrzana? Sprawa ewidentnie ma drugie dno... I jeszcze ta tajemnicza wioska... Oj dzieje się! W końcu książka ta plasuje się kategorii: horror, sensacja i kryminał. Polecam gorąco! Każdemu.  

piątek, 22 kwietnia 2016

"Lady Midnight" Cassandra Clare

Dziękuję!

Nocni Łowcy z Los Angeles są głównymi bohaterami powieści „Pani Noc”, pierwszej odsłony najnowszego cyklu Cassandry Clare zatytułowanego „Mroczne Intrygi”, kontynuacji bestsellerowej serii „Dary Anioła”.
Minęło pięć lat od wydarzeń przedstawionych w „Mieście Niebiańskiego Ognia”, po których Nocni Łowcy znaleźli się na skraju zagłady. Emma Carstairs nie jest już pogrążoną w żałobie dziewczynką, lecz młodą kobietą, która zamierza za wszelką cenę dowiedzieć się, kto zabił jej rodziców, i pomścić ich śmierć.
Wraz ze swoim parabatai, Julianem Blackthornem, musi się nauczyć ufać swojemu sercu i rozumowi, gdy odkrywa demoniczny spisek obejmujący zasięgiem całe Los Angeles, od Sunset Strip aż po morskie fale roztrzaskujące się na plażach Santa Monica. Gdyby
jeszcze serce nie prowadziło jej na manowce…
Jakby mało było tych komplikacji, brat Juliana Mark – uprowadzony przez faerie przed pięcioma laty – zostaje teraz uwolniony w geście dobrej woli ze strony porywaczy. Faerie rozpaczliwie poszukują mordercy, który zbiera wśród nich krwawe żniwo – i w tych poszukiwaniach potrzebują pomocy Nocnych Łowców. Kłopot w tym, że w krainie faerie czas płynie inaczej i Mark nie tylko prawie się nie postarzał, ale na dodatek nie rozpoznaje nikogo ze swoich bliskich. Czy będzie w stanie naprawdę wrócić na łono rodziny? I czy faerie naprawdę na to pozwolą?
Oto rozdzierające serce wprowadzenie do nowej serii Cassandry Clare, „Mroczne Intrygi”, wciągająca gra pozorów, pełna magii i obfitująca w przygody Nocnych Łowców.
Pewnie nie tylko ja nie mogłam się doczekać najnowszej książki Clare, która rozpoczyna kolejną cudowną serię pt. "Mroczne intrygi". Każdą książkę Clare czytałam minimum dwa razy i tak, jestem wierną fanką Nocnych Łowców!

Przepadłam. Moje serce zostało złamane. Clare po raz kolejny wytrąciła mnie z mojej czytelniczej równowagi. Udaje jej się to za każdym razem. Nie wiem jak ona to robi, naprawdę nie wiem. Jednocześnie jej "nienawidzę" i ją "uwielbiam". Na pewno, z całą pewnością wielbię jej serie o Nocnych Łowcach. To wie każdy, kto mnie zna. Nic nigdy tego nie zmieni. Na miejscu pierwszym w mojej biblioteczce i czytelniczym sercu są Nocni Łowcy. Amen. Tyle względem wstępu. Możecie się domyślać, że ta opinia nie będzie do końca obiektywna. Ale na pewno będzie prawdziwa, z głębi mojego serca (złamanego swoją drogą) i na pewno bardzo emocjonalna. 


Zacznę od tego, że za chiny ludowe nie mogłam sobie przypomnieć kim była Emma Carstairs. Nazwisko znane oczywiście, bo Jem... ale Emma?  I ten Julian... hmm... Dopiero z biegiem fabuły rozjaśniało się w mojej głowie, kim są te postaci. Co wyczyniały w poprzednim tomie i jakie wrażenie na mnie wywarły. To właśnie Emma i Julian grają w "Mrocznych intrygach" pierwsze skrzypce, ale wiecie co jest najlepsze i za co szanuję autorkę? Za to, że pomimo, iż te dwie postacie są postaciami głównymi, całą resztę Clare przedstawia nam tak dokładnie, tak należycie, tak, że musimy się z nimi zżyć, bo gdyby tak nie było to... To znaczyłoby, że to nie jest książka Cassandry Clare, która słynie z tego, że każda jej postać jest dopracowana w najmniejszym szczególiku. Każda postać jest przedstawiona czytelnikowi tak, aby ten mógł się z nią zapoznać i zaprzyjaźnić. I to właśnie (między innymi) czyni tę autorkę tak wspaniałą!

Muszę przyznać, że postaci z "Mrocznych intryg" przypominają postaci z "Darów Anioła" oraz z "Diabelskich Maszyn". Owszem, są znaczące różnice i oczywiście wydarzenia. Jednak jeśli chodzi o wątki miłosne, to mamy podobieństwa. Niemniej mnie w ogóle, ale to, w ogóle nie przeszkadzają takie zabiegi "powielania" charakterów postaci czy też niektórych wątków. W zasadzie, to sądzę, że autorka specjalnie to robi... Daje nam, czytelnikom taką marchewkę żebyśmy myśleli "o fajnie, podobna sytuacja, może będzie tak jak..." i bum, tym kijem, do którego była przyczepiona marchewka daje nam niezłego łupa i pewnie śmieje się z nas po cichutku. Niedobra Clare... Niedobra!


A co jest drugie? Na pewno emocje, jakie serwuje nam pisarka. Przyznam, że chyba każda emocja, jaka tylko istnieje, została wyciągnięta ze mnie podczas czytania tej, jak i poprzednich książek o Nocnych Łowcach. Był płacz, było załamanie, była euforia, była rozpacz, było złamane serce, był moment zwątpienia, bywała nawet chęć mordu, ale to chyba u każdego fana Clare występuje. Czyż nie?

I elementy zaskoczenia, zwroty akcji, nieustępujące tempo wydarzeń... Jest cała masa rzeczy, za które uwielbiam tę autorkę. Często zastanawiam się, skąd ona to wszystko bierze, jak potrafi to wszystko przenieść na papier... I jeszcze tak manipulować emocjami czytelników... Pokłony! Naprawdę mało który autor to potrafi.


I oczywiście zakończenie... Po którym do tej pory nie mogę się pozbierać, chociaż przyznać muszę, że czegoś w dokładnie ten deseń się spodziewałam. W końcu to Cassandra Clare! Musiała wbić szpilę w serducho czytelników. Nie mogłoby być inaczej!

A już było tak dobrze, już wszystko szło po mojej myśli... 

środa, 20 kwietnia 2016

"Marsjanin" Andy Weir


Dziękuję!




Mark Watney kilka dni temu był jednym z pierwszych ludzi, którzy stanęli na Marsie.
 Teraz jest pewien, że będzie pierwszym, który tam umrze!
Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja, w której skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką z Czerwonej Planety. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje przytomność, stwierdza, że został na Marsie sam w zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej; zresztą, nawet gdyby wyruszyli po niego niemal natychmiast, dotarliby na Marsa długo po tym, jak zabraknie mu powietrza, wody i żywności. Czyżby to był koniec? Nic z tego. Mark rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie, w której równie ważną rolę, co naukowa wiedza, zdolności techniczne i pomysłowość, odgrywają niezłomna determinacja i umiejętność zachowania dystansu wobec siebie i świata, który nie zawsze gra fair…

Ile ja się nasłuchałam o "Marsjaninie"! Książkę tę polecał mi chyba każdy. Film również. Kiedy więc otrzymałam "Marsjanina" miałam niemałe oczekiwania względem tej historii. Czy były one za wysokie? Czy może w sam raz? A może przewyższyły moje oczekiwania? Przekonajcie się sami.

Mars - Czerwona, czwarta i ostatnia planeta ziemska w układzie słonecznym. Mawia się, że kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa. Na pewno Mark Watnej jest NA Marsie. To jest pewne, jak to, że nie umarł. Wszyscy sądzili, że to co wydarzyło się podczas burzy jest pewne. Mark oberwał. Nie było z nim kontaktu. A to znaczy, że nie żyje... Załoga musiała się z tym pogodzić i wracać na Ziemię. Potem wszystko się komplikuje...

Muszę przyznać, że początek książki nie był nader interesujący i często łapałam się na tym, że mało, naprawdę mało interesują mnie te wszystkie wyliczenia, jakie prowadził Mark. Jaka powierzchnia, ile ziemi, ile wody itp. Nic nie poradzę, że było to dla mnie mało interesujące. I to jest chyba jedna i jedyna rzecz, która nie przypadła mi do gustu. Cała reszta to kosmos. To Mars. To Mark Watney i jego rewelacyjne poczucie humoru. Hej Mark! Piąteczka!

Gdy przyzwyczaiłam się do tych wszystkich wyliczeń, a fabuła nabrała tempa i zaczęło się dziać coraz więcej, a emocje rosły - książkę pochłonęłam w szybkim tempie. Później trochę żałowałam, że przyjemność czytania "Marsjanina" tak szybko się skończyła. Ale co zrobić.

Najbardziej lubianą przeze mnie (jak zapewne, przez każdego czytelnika) postacią niniejszej książki, niewątpliwie był Mark. Sarkastyczny, ironiczny i nader wyluzowany, zważywszy na sytuację, w jakiej się znajduje. Chociaż z drugiej strony, sądzić można, że gdyby dał się zwariować, to nie przeżyłby tego wszystkiego... Nie poradziłby sobie z tym ciężarem przetrwania, z samotnością... Z myślą, że pewnego dnia skończy mu się woda, tlen i nadzieja. Nadzieja, która trzymała go w ryzach przez cały czas.

Reasumując, początek był dla mnie ciężki do przejścia, później było już tylko lepiej! Książka bardzo przypadła mi do gustu, a polecić ją mogę każdemu czytelnikowi, czy to tej z Marsa czy z Wenus. Niezapomniana przygoda!

sobota, 16 kwietnia 2016

"Pieśń Shannary" Terry Brooks

Dziękuję!

Bestsellerowa powieść z przeniesionego na ekrany cyklu „Kroniki Shannary”
Pradawne zło odradza się w nowej postaci, poprzysięgając zemstę na wszystkim, co żyje.
Druid Allanon wyrusza w niebezpieczną podróż, w której stawką jest istnienie całego świata. Z pomocą przychodzi mu jedyna spadkobierczyni magii elfów, władająca niezwykłą mocą pieśni, Brin. 
Lecz przepowiedziano im zagładę. Zło bowiem knuje, aby związać Brin z losem straszniejszym niż śmierć...

O serialu na podstawie książek Brooksa dowiedziałam się niedawno temu od dobrej duszy. Obejrzałam jeden odcinek, później drugi, i tak dalej. I co? I bardzo polubiłam całą tą fantastyczną otoczkę. Szczerze przyznam, że nie wiedziałam, iż u nas zostały wydane (jak się okazało, już dawno!) książki z cyklu "Kroniki Shannary". Taki ze mnie ignorant niedobry. Chociaż kiedyś szukałam i nie wiem dlaczego mi nic nie wyskoczyło - tyle mam na swoją obronę. 

Muszę przyznać, że książka "Pieśń Shannary" trochę zaspoilerowała mi pewien wątek serialu, ale co tam! Na szczęście jest po mojej myśli, co mnie niezmiernie cieszy. Poza tym, to wydarzenia przedstawione w tej książce opowiadają losy młodego - nowego pokolenia pewnego półelfa i jego wybranki. Nie będę zdradzała jakiej, ażeby Wam nie zaspoilerować i być może, psuć zabawy.

Postaci przedstawione przez autora ciężko mi ocenić. Na początku polubiłam każdą z nich, później niektóre podejmowane przez nich decyzje, bądź zachowanie sprawiało, że moja sympatia nieco malała... By potem (jak się okazało) znowu wzrosnąć. Jak więc widzicie, nie mogę ich jednoznacznie ocenić. Chociaż muszę przyznać, że Brooks stworzył ciekawe postaci.

Kroniki Shannary to cykl fantasy, który spodoba się osobom zaczytującym się właśnie w tym gatunku literackim. Chociaż sądzę, że nawet nie sami miłośnicy fantastyki pokochają świat pełen elfów, gnomów, demonów i innych stworzeń. I choć powieść ta nie jest bez wad, to jednak i tak jest wysoko na mojej półce. 

czwartek, 14 kwietnia 2016

"Stinger. Żądło namiętności" Mia Sheridan

Dziękuję!

Los czasem płata figle...
 Kto powiedział, że konferencje branżowe muszą być nudne? Nawet jeśli tak bywa, to na pewno nie w Las Vegas, mieście, w którym wszystko może się zdarzyć. To właśnie tam pewna poważna młoda osoba, Grace Hamilton, uczestnicząca w Międzynarodowym Zjeździe Studentów Prawa, poznaje Carsona Stingera, aktora z branży erotycznej, z którym spędza kilka upojnych chwil. Ale cóż może na dłużej połączyć dwoje tak odmiennych ludzi, mających całkowicie inne poglądy na świat i życie?
 Grace to dziewczyna, która uparcie dąży do realizacji swoich celów, a Carson żyje z dnia na dzień i na niczym szczególnie mu nie zależy. Oboje doskonale wiedzą, że ich drogi skrzyżowały się tylko na chwilę... A jednak nie potrafią o sobie zapomnieć.
Kiedy szczęśliwym zrządzeniem losu wpadają na siebie ponownie, nie mogą odrzucić tej szansy. Zwłaszcza że w międzyczasie oboje nieco dojrzeli, a Stinger porzucił branżę porno na rzecz służby w armii USA. Romans pięknej pani prokurator i przystojnego komandosa nie przypomina sielanki, ale czy życie bez emocji jest ciekawe?

Na wstępie powiem tak - ci, którzy mnie znają (mojego bloga), wiedzą jak to jest ze mną i z powieściami erotycznymi. Jakoś nieszczególnie się z nimi ostatnio lubiłam. Dlaczego więc sięgnęłam po "Stinger"? Okładka przykuła mój wzrok, opis dodał swoje trzy grosze, ale najbardziej przykuła mnie sama autorka, która jest wszędzie wychwalana. Jak zatem ma się sprawa ze mną i z tą powieścią, która jest, jak to oceniłam "grzmotliwa"? Przekonajcie się sami.

Pierwsze porównanie, jakie wpadło mi do głowy, podczas oceny "Stinger" to papryczka chili. Tak jak jej skórka, początek powieści był gładziutki i subtelny. Potem pierwszy gryz - i doznanie szoku zarówno w smakowaniu papryczki, jak i w treści książki. Następnie ogień! O tak w książce jest ogień! Rozgrzewa czytelnika do czerwoności. Potem sięgamy po kolejną papryczkę ale tym razem słodką -  druga część książki. I doznajemy szoku smakowego, jak i czytelniczego. Dlaczego? Ponieważ Mia Sheridan nie poszła na łatwiznę i nie napisała swojej książki jednotorowo. Nie ma tutaj czasu na nudę smakową, ot co! Druga część książki jest zupełnie inna od pierwszej. Stąd moje ogromne zaskoczenie i zachwyt. Spodobało mi się to, jak autorka najpierw szokuje czytelnika, a potem spokojnie przestawia go na spokojniejsze tory powieści. Daje mu teraz czas na oswojenie się z tym, co wydarzyło się w części pierwszej i przybliża nam charaktery postaci. A potem? Potem to już tak fajnie się czyta perypetie bohaterów, że nawet się nie zdaje sprawy z nieuchronnego ich zakończenia.

Może w kilku słowach przedstawię zarys postaci, które bardzo polubiłam. Na pierwszy ogień pójdzie postać męska, tytułowy Stinger, który za tą całą fasadą lovelasa, podrywacza i gościa, który ma wszystko gdzieś, skrywa prawdziwego i ciepłego mężczyznę. Mężczyznę, który jako dziecko został zmuszony przywdziać maskę obojętności. Takie życie. Drugą postacią jest Grace, która czasami dawała mi swoim zachowaniem w kość - ale u mnie to normalne, że główne bohaterki jakoś tak... lubią mnie drażnić. Grace, która wydaje się opanowaną kobietą, ale jednak nie do końca czerpiącą z życia przyjemności, jakie to nam daje. Wtedy pojawia się On. I zaczyna się zabawa!

Dlatego też nie zaliczam Stingera do zwyczajnej erotycznej książki. Nie. "Stinger" ma interesującą i wciągającą fabułę. Nie znajdziecie tutaj pustego, erotycznego (często niesmacznego) przekazu. Nie. Autorka postarała się, aby czytelnik czerpał radość z czytania i poznawania postaci. Dlatego też z ogromną przyjemnością i dużą dozą ciekawości czekam na kolejną powieść z tego cyklu!

środa, 13 kwietnia 2016

"Piąta fala" Rick Yancey

Dziękuję!
"Czy ludzkość jest w stanie stawić czoła inwazji obcej cywilizacji tysiąckrotnie bardziej zaawansowanej niż nasza?
Nie.
Wystarczyły cztery fale kosmicznej inwazji, by z siedmiu miliardów ludzi ocalała zaledwie garstka. Rozrzuceni w różnych miejscach okupowanej planety walczą o przetrwanie. Od wymarłych miasteczek, przez płonące metropolie, po obozy uchodźców i tajne bazy wojskowe - każdy z bohaterów powieści Yanceya próbuje przetrwać i zrozumieć, co się stało i kim są kosmici, którzy postanowili wymordować całą ludzkość.
 Pierwszy tom doskonałej sagi Ricka Yanceya przywodzi na myśl dokonania klasyków literatury i kina science fiction, ale prezentuje całkowicie świeży i nowy obraz kosmicznego konfliktu"

Nareszcie i ja zapoznałam się z tą wychwalaną przez wszystkich książką, za co dziękuję Księgarni Dobreksiążki.pl. Nie będę ukrywała, że po tych wielu zachwytach, postawiłam książce naprawdę wysoko poprzeczkę i bardzo nie chciałam się na niej zawieźć. Opis sam w sobie już zapowiadał najazd obcych na planetę Ziemia... Spodziewałam się czegoś przeciętnego w kwestii tego głównego wątku. Dlatego też wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy odkryłam, że ten nalot obcej cywilizacji na naszą planetę okazał się strzałem w dziesiątkę. Z tego, co sobie przypominam, to chyba nigdy nie miałam styczności z kosmitami w książce... Aczkolwiek, pamięć bywa zawodna, więc nie dam sobie ręki uciąć. Obawiałam się, że z takiego innowacyjnego pomysłu mogłaby wyjść jakaś - że tak powiem - kaszana... Ale nie! Książka wypadła w moich oczach rewelacyjnie! Naprawdę jestem zadowolona z lektury, a teraz nastawcie się na ochy i achy.

Pomysł na fabułę nie dość, że oryginalny, to jeszcze (na końcową ocenę) wyszedł rewelacyjnie. Wyobraźcie sobie, że z dnia na dzień Wasz świat staje "do góry nogami". Tracicie wszystkich znajomych, bliskich, dom i poczucie bezpieczeństwa... Pierwsze pytanie, jakie przychodzi mi na myśl, to: Co dalej?
Dlatego nawet nie chciałabym sobie wyobrażać takiego koszmaru. Autor świetnie przedstawił nam obie strony: dobrą i złą - za co ogromny plus. Dodatkowo zasiał we mnie pewną niepewność. A co jeśli kiedyś faktycznie coś takiego będzie miało miejsce? Oby nie!

Stworzenie świata, który opanowali obcy, na pozór dla każdego może wydawać się prosty do skonstruowania. Ot, co. Ziemia, najazd obcej cywilizacji, chaos i tyle. Otóż moi mili... NIE. Żeby napisać dobrą książkę o upadku ludzkiej cywilizacji i przejęciu Ziemi przez obcych, trzeba się postarać. Stworzyć dzieło z pasją. Opisać przygodę, która przepełni czytelnika gromem emocji! To wszystko udało się autorowi "Piątej fali". Genialnie skonstruował świat, w którym niczego nie można być pewnym, a już na pewno nie można nikomu ufać.

Następnie kreacja postaci. Nic dodać, nic ująć. Uwielbiam czytać książki, w których bohaterowie są rozgarnięci, mają swoje zdanie, przekonania i nie szukają dziury w całym. W niniejszej pozycji nie znajdziecie irytujących postaci, ba! Z przyjemnością będziecie szli śladami głównych bohaterów, którzy uatrakcyjnią Wam czas. Bardzo podobało mi się to, że książka została podzielona na części, a jeszcze bardziej to, że widzimy sytuację z kilku punktów widzenia. Autor bowiem skupił się na odkryciu przed czytelnikiem tego, co czuje i widzi Cassie, Evan, Ben czy też Sams. Ja zawsze podkreślam, że bardzo lubię, kiedy autorzy stosują właśnie ten zabieg - narracji wieloosobowej.

Jak dla mnie "Piąta fala", to kawał dobrej roboty. Autor wprowadzając zróżnicowane tempo akcji, która sprzyja czytaniu, a nudzie mówi stanowczo - precz! Przyjemności czytania tego dzieła nie sposób określić. Powiem tylko, że jestem usatysfakcjonowana i polecam "Piątą falę" każdemu. Przez treść się dosłownie płynie, a wszystko za sprawą przystępnego i przyjemnego języka, jakim posługuje się Rick Yancey. 

"Raven" Sylvain Reynard

Dziękuję!
Niepełnosprawna, poruszająca się o lasce Raven Wood zajmuje się renowacją starych obrazów w galerii Uffizi we Florencji. Pewnego wieczoru, w drodze powrotnej do domu, jest świadkiem brutalnego napadu na bezdomnego. Próbując interweniować, sama ściąga na siebie wściekłość napastników. Wydaje się, że już nic nie może jej ocalić... A jednak. Z mroku wyłania się tajemnicza postać, która bezwzględnie rozprawia się z bandziorami. Kiedy zagadkowy wybawca pochyla się nad nią i szepcze jej do ucha niezrozumiałe słowa, Raven traci przytomność. Odzyskawszy ją stwierdza ze zdumieniem, że uległa niewytłumaczalnej przemianie: po jej ułomności nie został żaden ślad, jest teraz przepiękną, atrakcyjną kobietą. Jeszcze bardziej zaskakuje ją fakt, że minął tydzień, że w galerii wszyscy traktują ją jak obca osobę oraz że ze zbiorów znikła kolekcja bezcennych ilustracji Boticellego. Traktowana przez policję jako główna podejrzana, Raven szuka pomocy u najbogatszego i najbardziej wpływowego człowieka w mieście. Poszukiwania sprawców zuchwałej kradzieży oraz próby ustalenia tożsamości jej anonimowego wybawcy prowadzą ją w mroczne zakamarki Florencji, gdzie słowa "namiętność" i "strach" nabierają nowego znaczenia, i gdzie mieszkają istoty rodem z przerażających legend i sennych koszmarów.

Dawno już nie czytałam żadnej wampirzej powieści. Kiedy zobaczyłam okładkę "Raven" stwierdziłam, że mam ochotę przeczytać tę książkę. W dodatku jej autorka jest znana z bestsellerowego cyklu "Piekło Gabriela", który to rozkochał w sobie rzeszę fanek na całym świecie. Przyznaję, że tamtego cyklu nie czytałam, ale na "Raven" się skusiłam.

Od razu Wam piszę, że nie jest to "Zmierzch". Nie ma tutaj nieustannego przygryzania wargi, świecenia w świetle słonecznym (czy nawet księżycowym). Nie ma tutaj nastoletniej miłości aż po grób. Nie ma tego wszystkiego ponieważ, jest to książka skierowana do dojrzałego odbiorcy. Jest kilka scen erotycznych, ale nie są one tak - że tak powiem - wyłuszczone. Nie są przesadne i niesmaczne.

Przez moje ręce przewinęło się naprawdę sporo książek z wątkiem wampirzym. Niektóre były tragiczne, inne po prostu słabe, a jeszcze inne rewelacyjne. "Raven" zalicza się do tych dobrych, ale w zasadzie nic nowego w świat wampirzy niewnoszących. Ot, kolejna, przyjemna powieść o wampirzym władcy, którego serce mięknie na widok pięknej niewiasty. Może się to wydawać oklepane, ale szczerze mówiąc, mnie się podobało. Nic w tej książce nie sprawiło, żebym dała jej jakiś minus. Jest konkretna fabuła, są dobrze przedstawione postaci i relacja między nimi.

"Raven" polecić mogę osobom, które lubują się w nieco ostrzejszych klimatach, wampirzym świecie oraz tym, którzy po prostu lubią tego typu literaturę. Mnie się podobało. Miło spędziłam czas podczas czytania książki Reynard.

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

"Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno" Kirtsy Moseley


Dziękuję!

Od zawsze unikam jakiegokolwiek fizycznego kontaktu. Dotykać może mnie tylko mama, mój brat Jake i… Liam. Od ośmiu lat co wieczór chłopak z domu naprzeciwko zakrada się przez okno do mojej sypialni i zasypiamy niewinnie przytuleni. Gdyby Jake wiedział, że Liam spędza u mnie każdą noc, chybaby go zabił. Liam to największe szkolne ciacho. Szaleją za nim wszystkie dziewczyny, a on zmienia je jak rękawiczki. Nie mogę go rozgryźć. W dzień zachowuje się jak megadupek, a w nocy jest ciepły i kochany. Wiem, że nie mogę się w nim zakochać – związki Liama nie trwają dłużej niż kilka nocy…
Lubię czytać wszelakie młodzieżówki. Jeszcze z tego nie wyrosłam, więc kiedy zobaczyłam w zapowiedziach Harper Collins "Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno" stwierdziłam, że bardzo chętnie się z nią zapoznam. Okładka miła dla oka, opis zachęcający. Czego chcieć więcej? Ano, może porównania do Colleen Hoover? Ha!

Książka Kirsty Moseley to taka typowa młodzieżówka, która ma w sobie elementy całkiem nietypowej młodzieżówki. Co chcę przez to powiedzieć? Jest to książka o nastolatkach, którzy mają swoje problemy, jak się okazuje wcale nie są one błahe. Na szczęście nie ma w niej (jakże oklepanego!) trójkąta miłosnego. Na całe szczęście, bo obawiałam się, że takowy będzie. Jest to książka, która opowiada o patologii w rodzinie. Amber jako mała dziewczynka była molestowana przez swojego ojca. Jej brat był traktowany jak śmieć, a matka była traktowana przedmiotowo. Pewnego dnia ojciec Amber posunął się za daleko... Chciał ją zgwałcić i pewnie by to zrobił gdyby nie dwóch opiekuńczych chłopaków (brat Abmer Jake oraz tytułowy chłopak o imieniu Liam). Od tamtej pory wszystko się zmieniło... 

Kiedy czyta się coś takiego, to krew w żyłach zamarza. Osoba, która powinna być opoką, która powinna dbać o swoich bliskich staje się ich najgorszym koszmarem. Ciekawiło mnie, jak Moseley poradzi sobie z tematem. I mimo, że nie do końca jestem zadowolona z tego, że tak ogólnie się do niego zabrała - ponieważ ta relacja nie do końca jest tak dopracowana, jak powinna - to jednak jestem w stanie to zrozumieć. Autorka nie chciała zszokować odbiorcy, ponieważ pomimo, że książka jest dla każdego, to zapewne większość jej czytelników to nastolatki. 

Nie będę się rozpisywała na temat relacji pomiędzy Amber i Liamem, ponieważ nie chcę psuć Wam przyjemności z odkrywania niniejszej powieści, to jednak przyznaję, że bardzo mi się ona podobała. Czasami zachowanie Amber wprost przeczyło temu, jak powinna zachowywać się osoba, która doznała takiej krzywdy. Chociaż w zasadzie, nie mogę tak do końca ocenić negatywnie tych zachowań, bo przecież nie wiem jak powinna zachowywać się taka osoba... Jednak sądzę, że autorka nieco poszalała. Niemniej i tak postaci polubiłam. Amber czasami miała swoje humorki, ale w zasadzie, która z nas, kobiet ich nie ma?

"Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno", to książka godna polecenia. Jest dobrze napisana, ciągle coś się w niej dzieje. Postaci są dobrze nakreślone, a język przystępny. Mam ochotę na kolejną powieść Kirsty Moseley, a to już świadczy o tym, że bardzo polubiłam jej styl pisania. 


środa, 6 kwietnia 2016

"Serce w kawałkach" Kathrin Lange

Dziękuję



Juli i David mieszkają w Bostonie. Oboje z pomocą terapeutów usiłują dojść do siebie po wydarzeniach ubiegłej zimy. Niestety ponownie muszą zjawić się na przeklętej wyspie Martha’s Vineyard.
 David postanawia rozliczyć się z przeszłością i wraca na klify, by przypomnieć sobie chwile poprzedzające tragiczną śmierć Charlie. Jedyne, co pamięta, to echo wystrzału. Obawia się najgorszego – że to on zastrzelił narzeczoną.
Dziwne zachowanie Davida i natrętna Lizz, która zagięła parol na przystojnego dziedzica, wystawiają związek nastolatków na ciężką próbę.Kiedy policja trafia w morzu na kobiece szczątki, Juli ogarnia zwątpienie. Co naprawdę wydarzyło się zimą na klifie? I jaką rolę w tym wszystkim odegrał David?

"Serce w kawałkach" to kontynuacja "Serca w szkle". Książki, którą polecić mogę głównie nastolatkom, bo właściwie, to właśnie do nich jest ona kierowana. 

Muszę przyznać, że "Serce w szkle" jakoś bardziej przypadło mi do gustu. Kontynuacja jest dobra i sądzę, że potrzebna, aby autorka mogła wyjaśnić czytelnikom, co tak naprawdę wydarzyło się na wyspie Martha’s Vineyard. A zagwozdkę o tym, co tam się działo, musicie sobie nakreślić czytając w tomie pierwszym (taka mała zachęta). Niemniej jednak, wszystko w tomie drugim jest takie... Leniwe. Jednym czytelnikom się to zapewne spodoba, inni mogą trochę kręcić nosem. Ja kręcę nosem, bo lubię, kiedy w książce akcja jest konkretna, bądź nie taka całkiem monotonna, czy może lepiej zabrzmi - spokojna. 

W zasadzie Juli i David nie zmieniają się na kartach powieści. David nadal jest cichym, spokojnym chłopakiem, który przeżył coś strasznego i ciężko mu się po tym pozbierać. W sumie nic dziwnego, skoro nadal nie jest pewien co właściwie się wydarzyło tego feralnego dnia. Juli nadal jest... Właściwie sama nie wiem jaka ona jest. Autorka przedstawia ją jako twardą i niefrasobliwą, ale też często jako niepewną siebie sierotkę. Ciężko więc stwierdzić, do której z tych kategorii nasza bohaterka się zalicza. 

Kurcze, trochę mi szkoda tego, jak autorka z powieści, która ma potencjał, stworzyła - nie będę oszukiwać - słabą trylogię. Dlaczego? Postaci niedopracowane. Powieść jak już wspominałam taka leniwa i monotonna, język pozostawia wiele do życzenia jeśli chodzi o osoby ceniące sobie dobrą literaturę. I gdzie ta odrobina mroku, czy tam grozy? Napięcia? Szkoda, wielka szkoda. Ale co zrobić.