niedziela, 30 października 2016

"Kim jest ta dziewczyna?" Mhairi McFarlane



Dziękuję!

Gdy Edie zostaje przyłapana w kompromitującej sytuacji z panem młodym na jego własnym weselu, wybucha skandal. Powszechne oburzenie przenosi się do sieci, a przez profile społecznościowe Edie przetacza się fala hejtu. Nazwana złodziejką mężów i skazana na towarzyski ostracyzm, pragnie zapaść się pod ziemię.

Ponieważ atmosfera w biurze jest gęsta od plotek i komentarzy, szef wysyła ją do Nottingham na coś w rodzaju przymusowego urlopu, gdzie jako ghostwriterka ma napisać autobiografię wschodzącej gwiazdy filmowej, Elliota Owena.

Idealny plan? Niekoniecznie...

Hejt wciąż boli, współpraca z Elliotem od początku układa się fatalnie, a życie pod jednym dachem z ojcem i wiecznie niezadowoloną młodszą siostrą staje się źródłem kolejnych frustracji.

Gdy wydaje się, że cały świat sprzysiągł się przeciw niej, Edie musi udowodnić sobie i innym, że wie, kim jest, i potrafi żyć po swojemu.

Liczyłam na przyjemną, odprężającą i zabawną lekturę, która uprzyjemni mi czas. Liczyłam, że Mhairi McFarlane nie zawiedzie mnie, tak jak nie zawiodła mnie swoją poprzednią książką "To przez ciebie!", której recenzję możecie przeczytać [tutaj]. Liczyłam na szczyptę romansu, komedii i dobrej obyczajówki w jednym. Jak myślicie, przeliczyłam się?

"Kim jest ta dziewczyna?" to książka dla kobiet. Książka, która jest z myślą o nich napisana, a jej główna bohaterka, to równa babka z głową na karku. Jednak nie jest to książka, którą czyta się "ot tak", ponieważ sądzę, że jest to powieść, która zmusza do refleksji - ale tylko tych, którzy otworzą się na jej treść.

Mhairi McFarlane porusza ważny temat, który ciągle jest na czasie. Trochę w lekki sposób, bo gdyby się w to bardziej zagłębiła, książka byłaby zapewne dramatem, a nie lekką i uprzyjemniającą chwilę...powieścią. Mam tutaj na myśli temat hejtu w internecie. Autorka świetnie przedstawiła nam lawinę hejtu, jaką wywołuje jeden incydent. A w zasadzie może nie tyle incydent, co domysły osób opacznie go rozumiejące. Osób, które tak naprawdę nie wiedzą, co się stało, ale usilnie chcą przekazać swoją wersję wydarzeń.  McFarlane pokazuje, w jak łatwy sposób można zniszczyć człowieka.za pomocą słów. Słów, które potrafią zranić bardziej niż niejedna broń. Dlaczego? Ponieważ niszczą psychikę człowieka, sprawiają, że ten czuje się zastraszony, stłamszony... Nie powinno tak być, ale w ludziach jest tyle zawiści, że czasami aż się włos na głowie jeży i muszą to jakoś wylać. Może dzięki temu czują się lepsi? Nie wiem, ale naprawdę nie pojmuję tego.

Ponadto autorka na przykładzie Edie pokazała nam, czytelnikom, jak łatwo można wpaść w sidła "przyjaźni" i nieźle dać się poturbować. Skąd ten cudzysłów? Stąd, że jak to się mawia "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie", a Edie właśnie doświadczyła tego na własnej skórze. Chociaż w zasadzie, dzięki temu, co ją spotkało, dowiedziała się dla kogo tak naprawdę jest ważna i - co istotne - co tak naprawdę się dla niej liczy. Dowiedziała się również, że wielkie miasto, blichtr, imprezy i ciągłe udowadnianie innym, że jest się kimś dobrym -  nie jest tym, co powinno się liczyć. Po co komu udowadniać, jakim niezwykłym się jest? Odpowiedni ludzie tego od nas nie oczekują. Odpowiedni ludzie często mówią nam, jak bardzo jesteśmy ważni i, jak wyjątkowi jesteśmy dla nich. Właśnie na takich ludziach powinno nam zależeć.

Jeśli chodzi o całą resztę. Bardzo podoba mi się humor tej powieści. Te dialogi i przemyślenia - często czytając to wszystko, uśmiechałam się pod nosem i mówiłam sobie, że chętnie poszłabym z Edie, Elliotem, jego bratem i znajomymi Edie na piwo. Równi z nich ludzie. Poza tym, podoba mi się ich kreacja, nie mam jej absolutnie nic do zarzucenia.

Tak więc odpowiadając na pytanie, jakie zadałam we wstępie: nie przeliczyłam się. "Kim jest ta dziewczyna?" to książka mądra, zabawna, odprężająca, wciągająca i czasami rozbrajająca. I polecam ją gorąco każdemu, do kogo przemówiła moja recenzja. Myślę i jednocześnie mam nadzieję, że się nie zawiedziecie.

piątek, 28 października 2016

[Przedpremierowo] "Co mnie zmieniło na zawsze" Amber Smith

Premiera 9 listopada

Dziękuję!

To nie liceum ją zmieniło. To gwałt.
Pewnego wieczoru najlepszy przyjaciel jej brata – niemal członek rodziny – sprawia, że świat Eden wywraca się do góry nogami. To, co kiedyś wydawało się proste, teraz jest skomplikowane. To, co kiedyś wydawało się prawdą, teraz jest kłamstwem. Ci, których kiedyś kochała, teraz budzą tylko jej nienawiść. Nic już nie ma sensu. Wie, że powinna powiedzieć komuś o tym, co się stało, ale nie może tego zrobić. Więc ukrywa to w sobie, głęboko. Ukrywa też to, kim kiedyś była – bo teraz jest już inna. Na zawsze.
Chyba pierwszy raz czytałam taką książkę. Książkę o gwałcie, walce z własnymi lękami, z własnym ciałem... Bohaterka tejże powieści jest tylko nastolatką, a dotknęło ją coś okropnego. Coś, co dla każdej kobiety jest straszną tragedią. Kobiety... A przecież Eden  była niewinną i serdeczną dziewczynką. I stało się coś, co - jak w tytule - zmieniło ją na zawsze. Nie jest to książka lekka, zabawna i ciepła... Nie. Dlatego przygotujcie się na emocjonującą, dramatyczną i wciągającą lekturę. Otwórzcie się na treść, spróbujcie zrozumieć główną bohaterkę - myślę, że ta malutka rada Wam się przyda. Nie osądzajcie Eden przez pryzmat tego, co robi, ale przez pryzmat tego, co przeszła...

Wyobraźcie sobie, że ktoś, kogo szanujecie, kochacie... Ktoś komu ufacie, krzywdzi Was w straszny sposób. Ciężko, prawda? A bohaterka "Co zmieniło mnie na zawsze" doświadczyła właśnie czegoś takiego. A będąc zastraszaną przez swojego oprawcę, bała się komuś powiedzieć o tym, co ją spotkało i dusiła to w sobie. A to rosło... Tłamsiło ją od środka. Zmieniło jej myślenie i światopogląd. Całe to wydarzenie sprawiło, że jej samoocena totalnie podupadła. Sprawiło, że Eden czuła się niedowartościowana i straciła szacunek do samej siebie. Często raniła innych, nawet tych, którzy chcieli jej pomóc, ale jeśli - jak już wspomniałam - otworzycie się na jej przeżycia i spróbujecie postawić w jej sytuacji - to zrozumiecie, że wcale nie tak łatwo podnieść się z takim głazem na plecach. Zwłaszcza, że Eden trafili się tacy, a nie inni rodzice. Rodzice, którym nie chce się rozmawiać z dzieckiem, bo jakże to męczące. Ich postawa była druzgocąca. Ja sama miałam ochotę wejść do książki i nimi potrząsnąć. Po prostu pokazali jacy są ograniczeni i nazywając rzecz po imieniu - ślepi i głupi. Nie widzieli, że z ich córką dzieje się coś niedobrego, bo nie chcieli widzieć.

Amber Smith stworzyła świetną powieść. Dramatyczną i mocną... Poruszyła kontrowersyjny, niewygodny i smutny temat. Świetnie zobrazowała nam emocje i uczucia, jakie może przeżywać osoba, którą dotknęła taka tragedia i jestem usatysfakcjonowana tym, co otrzymałam. Naprawdę autorka spisała się na medal.

"Co mnie zmieniło na zawsze" to książka, której siłą napędową są emocje. Ciągle coś się dzieje, a w głównej bohaterce zachodzi wiele zmian. Właściwie nie tylko w głównej bohaterce, bo i w postaciach drugoplanowych. Ja lubię, kiedy w powieściach bohaterowie dojrzewają na kartach powieści. Lubię mieć dostęp do ich uczuć. Cieszę się, że Amber Smith pokazała nam większość z tego, co Eden odczuwała. Cieszę się, że nie zrobiła przeskoku od dramatycznego wydarzenia do "2 lata później", czy czegoś w tym rodzaju. Pokazała nam cały obraz tego wydarzenia i przeżycia nastolatki. Nie poszła... Bo ja wiem, na łatwiznę (?).

Zastanawia mnie komu mogę polecić niniejszą powieść, która porusza trudny temat. Nie każdy zrozumie zachowanie Eden... Nie do każdego dotrze sens tej powieści. Dlatego też sądzę, że mogę ją polecić dojrzałemu czytelnikowi, ale z drugiej strony, nastolatki też powinny ją przeczytać, bo być może ona może pomóc komuś, kto boi się powiedzieć głośno o swojej krzywdzie.

Książkę objęłam patronatem, więc tym bardziej Wam ją polecam!

wtorek, 25 października 2016

[Przedpremierowo] "November 9" Colleen Hoover

Premiera 9 listopada!
Dziękuję!

„Kryminał kończy się, gdy zabójca zostaje schwytany. Biografię wieńczy ostatnie słowo o opisywanym życiu. Historia miłosna powinna połączyć zakochanych, prawda? W takim razie to chyba nie jest opowieść o miłości...“
 9 listopada to data, która zaważyła na losach Fallon i Bena. Tego dnia spotkali się przypadkiem i od tej chwili zaczynają tworzyć dwie historie: jedna to ich życie, drugą pisze Ben zauroczony swoją nową muzą. Choć los postanawia ich rozdzielić, to wzajemna fascynacja jest na tyle silna, że nie może pokonać jej ani czas, ani odległość. Co roku 9 listopada rozpoczyna kolejny rozdział historii - tej realnej i tej fikcyjnej. Gdy nieubłaganie zbliża się koniec powieści, szczęśliwe zakończenie wydaje się jedynie mrzonką, bo historia na papierze zaczyna różnić się od tej, w którą wierzy Fallon…
 „Zagubiliśmy się między fikcją a rzeczywistością. Nieważne, jaką wersję poznacie. Nieważne, który z ostatnich rozdziałów okaże się tym prawdziwym. Ważne jest tylko jedno: zawsze będę ją kochał“.
Nowa książka Colleen Hoover to opowieść o młodym pisarzu, jego niezwykłej muzie i przeznaczeniu, które ukrywa między wierszami coś więcej niż miłość.

Nie wiem od czego zacząć. Od tego, że pokochałam tę powieść? Niezbyt banalne? Może od tego, że jest to najlepsza (moim zdaniem) powieść Hoover, jaką do tej pory czytałam? A czytałam wszystkie, prócz jednej, więc mam wyrobione zdanie na temat jej książek. Dlatego nie myślcie sobie, że rzucam te słowa na wiatr. Kurczę! "November 9" zawładnęło moim sercem. Wzruszyło mnie kilka razy do łez - tak bardzo odebrałam tę powieść i tak bardzo zżyłam się z jej bohaterami. Dlatego jeszcze raz powtórzę - kocham tę powieść. 

Jeden dzień w roku, który zmienił życie dwójki bohaterów na zawsze. W tym jednym dniu Ben przeżył coś ważnego, druzgocącego. Jeden dzień, jedna chwila i Fallon straciła szansę na przyszłość, o której zawsze marzyła. Straciła cząstkę siebie... Ten jeden dzień, każdego kolejnego roku będzie dniem wspomnień, dniem przeżyć... Dniem, na który oboje będą niecierpliwie czekać. 9 listopada - dniem, który wszystko zmienił. 

"November 9" nie jest zwyczajną książką. Jest piękną opowieścią o miłości, przeznaczeniu, cierpieniu i wybaczaniu. O drugich szansach, pierwszych miłościach, rozczarowaniach... Jest taka prawdziwa i piękna. Zachwycam się nią, ponieważ skradła moje serce i nie znajdziecie w tej recenzji żadnego negatywnego słowa o niej. Jestem nią totalnie oczarowana - co na pewno widać!

Emocji, jakie towarzyszyły mi podczas czytania książek Hoover nie da się zapomnieć. Pamiętam dokładnie każdą książkę tej autorki. Jednak "November 9", to moim zdaniem jej najlepsza i najbardziej emocjonalna powieść.Śmiałam się czytając niektóre wydarzenia, nawet czasami przez łzy. Wzruszałam się w tych odpowiednich momentach, emocjonalnie odczuwając to wszystko, co działo się w książce. Powiem tak, przez pierwszą połowę było niemożliwie uroczo. Autorka rozbudziła we mnie przekonanie, że będzie to powieść miłosna... Może nawet zbyt słodka, ale jak ją znam, to domyślałam się, że nastąpi przełom. Przełom, który albo mnie rozdrażni, albo powali na łopatki. Eh ta Hoover! Nie powiem, żeby ten przełom mi się podobał, ale w zasadzie nie mogę również powiedzieć, że nie przypadł mi do gustu. Na pewno był potrzebny. Przez to właśnie, ta historia wydawała się prawdziwa. Bohaterowie wydawali się realni.

Właśnie, bo ja tutaj paplam... Może nawet bez ładu i składu -  ale wybaczcie, emocje po przeczytaniu nie opadły. Przejdę może do tego, co większość może zainteresować. Wątek miłosny i ocena postaci. Wiecie... Ja nie przepadam za takim wątkiem miłosnym, gdzie wszystko dzieje się szybko (zupełnie tak, jak Fallon) i myślałam, że tutaj też tak będzie. Na hop siup, bo wszystko na to wskazywało. Autorka jednak mnie zaskoczyła. Podrzuciła pewną myśl, która z biegiem fabuły nabierała jasności, a tutaj bum! Nagle stała się ciemność. No, może przesadzam. Ciut się przyciemniło. Zaskoczeniom nie było końca. I chociaż kilka rzeczy było do przewidzenia, to jednak w większości było "ale jak to?!".  Wracając do miłości. "November 9" idealnie pokazuje jak mało ważny powinien być wygląd, jeśli się kogoś kocha. I za to chyba najbardziej uwielbiam Bena, bo chociaż Fallon jest "zniszczona" bliznami, to on kocha ją najbardziej na świecie i uważa, że jest piękna. Najpiękniejsza na świecie. Wręcz ją czci nie zwracając uwagi na to, co tak naprawdę mało ważne. Dlaczego? Dlatego, że liczy się to co ma w środku, to, kim jest. A jest dobrą, wrażliwą dziewczyną i naprawdę mało ważne jest to, że ma blizny. To jest jedna z wartości, jakie można wyciągnąć z tej książki i przemyśleć kilka spraw. 

Bohaterowie... Humor Bena jak najbardziej w moim guście. Uwielbiam tego chłopaka! Fallon należy do nielicznych bohaterek powieści tego typu, które obdarzyłam dużą sympatią. W jednym malutkim momencie mnie rozczarowała, ale szybko jej wybaczyłam. Postaci poboczne również super wykreowane. No i tak! Pojawia się Ian, Tate i uwaga fanki "Ugly Love" Miles! Osobiście uważam, że bohaterowie zasługują na ogromny plus!

Zatem... Czy warto poznać tę książkę? Czy polecam? Myślę, że jeśli przeczytaliście moją opinię na jej temat, to to pytanie jest zbędne. Niemniej odpowiem. Tak! Gorąco i z całego serca polecam Wam "November 9", ja osobiście jestem nią totalnie zauroczona. Polecam! Polecam! Polecam!

niedziela, 23 października 2016

"Nakarmię cię miłością" Anna Dąbrowska

Dziękuję!

Dla kilku przyjaciółek wieczór panieński ma być przede wszystkim dobrą zabawą i odskocznią od codzienności. Warszawski klub, muzyka, alkohol i dodatkowa atrakcja – losowanie zadań, które ma wykonać każda z uczestniczek. To, które przypadnie w udziale Laurze, przykładnej pracownicy banku, okazuje się wyzwaniem równie trudnym, co ekscytującym. Pocałunek z przystojnym nieznajomym… W ten sposób dziewczyna poznaje Tobiasza, charyzmatycznego muzyka. Wypełnienie zadania doprowadza do niezwykle zaskakującego poranka, a kiepski dowcip Tobiasza wywołuje nieprzewidziane skutki.

Mam niemały problem z tą książką... Niestety, podoba mi się tylko jej okładka i sam pomysł. Cała reszta wypadła niestety... Słabo. Myślałam, że będzie to przyjemna i całkiem lekka historia... Może nie koniecznie tematem, bo temat miał być ciężki - ale w odbiorze. A książka "Nakarmię cię miłością" była po prostu męcząca. Ciężko było mi dobrnąć do końca, ponieważ historia Laury i Tobiasza nie porwała mnie ani na moment. 

Zacznę od postaci, które są tragiczne. Wiecznie jęcząca Laura, która ciągle użala się nad sobą, jednocześnie nie robiąc niczego ze swoim życiem, aby to zmieniło się na lepsze. Dorosła kobieta żyjąca w toksycznym związku, ciągle idealizująca swojego nadętego, zapatrzonego w siebie, egocentrycznego chłopaka. Laura nie potrafi zawalczyć o swoje, co mnie strasznie drażniło. Niby kobieta wykształcona, a strasznie naiwna, głupiutka i nie używająca rozumu. Następnie Tobiasz... Tutaj, to porażka kompletna. Autorka na siłę pragnęła zrobić z niego takiego typowego bad boya - widać to gołym okiem. Te jego teksty - porażka! Jaki dojrzały facet się tak wysławia? Jeszcze nie spotkałam się z takim neandertalczykiem i mam nadzieję, że nigdy nie spotkam tak nieuprzejmego, niedojrzałego, prostaka, jakim jest Tobiasz. Nie wiem co Laura w nim zobaczyła. NAPRAWDĘ NIE WIEM! O przyjaciółkach rodem z najgorszej komedii nie wspomnę. Jak dla mnie kreacja bohaterów padła na całej linii.

Przeplotę minusy plusem, którym jest pomysł. Autorka chciała nam pokazać trudy życia i gdyby nie były one tak usilnie przerysowane, to mogłabym powiedzieć, że fajnie to wszystko zostało przedstawione. Chyba każdy z nas miał w życiu pod górkę, raz łatwiej się na nią wychodziło, a innym razem bardzo ciężko. Dlatego rozumiem, że główni bohaterowie nie mieli łatwo... Ale  po tych wszystkich swoich przejściach (i patrząc na ich wiek) powinni być bardziej dojrzali, a czasami miałam wrażenie, że zachowywali się jak rozwydrzone dzieciaki.
Podobał mi się pomysł problemów tej dwójki i gdyby był dobrze rozwinięty, zapewne ja byłabym zadowolona z treści.

Następnie emocje/uczucia... Hmm.. Niestety nie mogę powiedzieć, że ta książka jest jakoś wybitnie emocjonalna czy też uczuciowa. Jeśli ktoś ma za sobą przeczytanych kilkanaście takich historii, to zgodzi się ze mną, że "Nakarmię cię miłością" niespecjalnie jest lekturą emocjonującą. Ani mnie nie ujęła, ani nie wzruszyła. Jedynie zirytowała. Chociaż może chodzi tutaj właśnie o takie nie do końca pozytywne emocje... Jeśli tak, to mogę się zgodzić, że jest emocjonująca.

Na pewno jest to historia przewidywalna - ja od początku wiedziałam, jak to się skończy. A i niektóre wątki przewidziałam "z zamkniętymi oczami". Kurczę no... nie mogę przestać myśleć o tym, jakie nadzieje miałam po zapoznaniu się z opisem i, jak te nadzieje legły w gruzach po przeczytaniu pięćdziesięciu pierwszych stron. Szkoda. Naprawdę szkoda, zwłaszcza, że nie jest to debiut Anny Dąbrowskiej. Co prawda nie czytałam jej poprzedniej książki, ale chyba już nie mam na to ochoty. 

A czy Wy sięgniecie po "Nakarmię cię miłością"? Jestem bardzo ciekawa.

piątek, 21 października 2016

"Raze" Tille Cole

Dziękuję!

Aby przeżyć, musi zabijać...
Raze, szkolony w niewoli, aby okaleczać i zabijać, więzień numer 818, którego losem rządzi okrucieństwo i śmierć.
Po latach niewoli w piekle w głowie kołacze mu się tylko jedna myśl: zemsta. Krwawa, powolna, brutalna zemsta.
Zemsta na człowieku, który skłamał.
Na człowieku, który go skrzywdził.
 Który go skazał i zmienił w pałającą wściekłością maszynę do zabijania. Potwora odartego z człowieczeństwa.
Kisa jest jedyną córką Kirilla „Silencera” Volkova, przywódcy niesławnej „Trójcy” bossów rosyjskiej Braci w Nowym Jorku. Jest chroniona, choć tak naprawdę żyje w więzieniu bez krat.
 Kisa marzy o wolności.
 Zna jedynie okrucieństwo i poczucie straty. Pracuje jako managerka imperium śmierci swojego papy, a jej codzienność wypełniają jedynie smutek i ból. Jej narzeczony, Alik, kontroluje każdy aspekt życia Kisy, panuje nad każdą jej decyzją i pilnuje, by pozostała uległa i martwa w środku. Ale jeden wieczór wszystko to zmienia.
 Kisa wpada na ulicy na wytatuowanego i pokrytego bliznami mężczyznę, który obudzi w niej głęboko skrywane uczucia. Pragnienia znajome, choć zakazane.
 Dziewczyna od razu wie, że wpadła w tarapaty. Piękny i groźny mężczyzna ma w oczach śmierć.
Kisa ma na jego punkcie obsesję. Pragnie go. Łaknie jego dotyku. Musi zdobyć tego tajemniczego mężczyznę, którego zwą Raze.

Chciałam na wstępie zaznaczyć, że "Raze" nie jest moją pierwszą książką dark erotic, więc stwierdziłam, że fajnie będzie porównać ją do tych, które kiedyś czytałam. Sprawdzić, czy w tym temacie coś ruszyło do przodu. Czy też autorzy trzymają się utartych schematów. I bum! Już po pierwszych stronach "Raze" wiedziałam, że będzie to mega emocjonująca powieść. Nie są to emocje typu: wzruszenie do łez, uśmiechy i porywy serca z cyklu "ach jakie to urocze". Nie. To dawka emocjonalna z cyklu dark emotion.  I jeśli ktoś nie jest przygotowany na brutalność, erotyczność, przekleństwa, krew i ogólnie wielki bum! To sądzę, że powinien się zastanowić, czy chce sięgnąć po tę książkę. Chociaż... Sama jestem wrażliwcem, troszeczkę obawiałam się tej książki, ale kurczę... Bardzo mi się spodobała. Gdyby nie te brutalne sceny erotyczne, to powiedziałabym, że książkę polecić mogę każdemu. Jednak polecę ją tylko i wyłącznie dojrzałym osobnikom.

Tak, o emocjach wspomniałam. Te soczyste opisy nieźle działają na czytelnika. Podoba mi się oczywiście pomysł. Mafijne rodziny, walki na śmierć i życie. Porachunki z przeszłością i wrogami, a w tym wszystkim szczypta prawdziwej miłości. Można pomyśleć, że tego jest całkiem sporo, że może z tego wyszedł taki misz masz. Ale nie bójcie się, autorka świetnie sobie poradziła z mnogością wątków. Wydarzenia są dobrze przedstawione. Opisy krótkie, acz treściwe i w zasadzie oddające wszystko w idealnych barwach.

Podobały mi się te powroty do przeszłości bohaterów. Dzięki temu zabiegowi mogłam ich lepiej poznać. To samo tyczy się podziału książki na punkt widzenia Kisy i Raze'a. Bardzo fajny zabieg stylistyczny, który pomaga czytelnikowi zrozumieć bohaterów książki. 

Jednak... Mam małe "ale". Zabrakło mi tutaj rozwinięć... Rozwinięcia niektórych postaci - na ten przykład Alik czy Kisa, która jest główną bohaterką. Wszystko tak jakby skupia się na bohaterze tytułowym, chociaż w zasadzie może taki właśnie był zamysł autorki? Nie wiem. Historia Raze'a została przedstawiona najlepiej, ale też zabrakło mi tutaj "tego czegoś". Nie zrozumcie mnie źle, poczułam sympatię do niego i ogromnie współczułam mu tego, co go spotkało, ale jakoś... Za mało mi tego. Czuję lekki niedosyt. Mam jednak nadzieję, że Seria Poranione Dusze nasyci mnie w pełni. Toż to dopiero pierwszy tom. 

Dla tej książki zarwałam noc, więc pomimo mojego małego "ale", książka mną zawładnęła. Nie mogłam się od niej oderwać. Odłożyłam ją, zgasiłam lampkę nocną i... No właśnie. Sen nie przychodził, bo ciągle myślałam "Raze... i co dalej?!". I włączałam lampkę, brałam książkę i czytałam, póki nie skończyłam. Tak to już bywa ze mną i z dobrymi książkami. Nie mogę się im oprzeć. 

środa, 19 października 2016

Zapowiadam Wam!

Dzień dobry, cześć i czołem!

Oj sporo interesujących kąsków na nas, miłośników książek, czeka! Dzisiaj przedstawię Wam kąski, na które sama mam ochotę :)

Najpierw mój patronat. Książka, która swoim tematem może poruszyć każdego... Będę miała dwa egzemplarze na konkurs, więc się przygotujcie :)

To nie liceum ją zmieniło. To gwałt.
Pewnego wieczoru najlepszy przyjaciel jej brata – niemal członek rodziny – sprawia, że świat Eden wywraca się do góry nogami. To, co kiedyś wydawało się proste, teraz jest skomplikowane. To, co kiedyś wydawało się prawdą, teraz jest kłamstwem. Ci, których kiedyś kochała, teraz budzą tylko jej nienawiść. Nic już nie ma sensu. Wie, że powinna powiedzieć komuś o tym, co się stało, ale nie może tego zrobić. Więc ukrywa to w sobie, głęboko. Ukrywa też to, kim kiedyś była – bo teraz jest już inna. Na zawsze.


A teraz jedna z premier, na którą bardzo długo czekałam. Jestem ogromną fanką urban fantasy, a Briggs jest jedną z moich topowych autorek. Już 9 listopada kolejny tom o przygodach Mercy Thompson. Nie mogę się doczekać! Zwłaszcza, że będę miała możliwość przedpremierowego poznania tej książki :)

W życiu Mercy Thompson zaszła zmiana na miarę przesunięcia tektonicznego. Na szczęście wychodząc za Adama Hauptmana, charyzmatycznego Alfę lokalnej watahy wilkołaków, stała się macochą jego córki, Jesse, a relacja ta zapewniała jej chwile błogiej zwyczajności w całym tym szaleństwie. Jednakże w życiu na pograniczu świata ludzkiego, coś, co normalnie byłoby niefortunnym zdarzeniem, może zmienić się w coś znacznie więcej...
Po wypadku w korku, ani Mercy ani Jesse nie mogą skontaktować się z Adamem, ani też innym członkiem stada. Wszyscy zostali porwani.
Poprzez więź krwi Mercy czuje tylko, że Adam jest zły i cierpi. Podejrzewa, że zniknięcie może być związane z batalią polityczną, jaką prowadza wilkołaki, by zdobyć przychylność społeczeństwa i że Adam oraz wataha mogą znajdować się w poważnym niebezpieczeństwie. Pozbawiona wsparcia stada, osamotniona Mercy będzie musiała szukać pomocy wszędzie, nawet tam, gdzie jej uzyskanie wydaje się całkiem nieprawdopodobne.



Następnie książka, o której wspominałam w tamtych zapowiedziach. Jednak muszę o niej wspomnieć i w tych, bo to kontynuacja "Zapadliska". Jednej z lepszych serii, jakie czytałam. I tak, jestem jej fanką. Dlatego ma radość nie ma końca, że w końcu doczekam się tomu czwartego!

Złe nocne stwory grasujące po Cincinnati gardzą czarownicą i łowczynią nagród Rachel Moran. Jej nowa reputacja w dziedzinie czarnej magii sprawia, że ludzie i nieumarli pragną ją opętać, zaciągnąć do łóżka i zabić – niekoniecznie w takiej kolejności.

Wrócił nękany tajemną przeszłością śmiertelny kochanek Rachel, który ją wcześniej porzucił. A to, co posiada Nick, pragną przejąć brutalne bestie, gotowe w razie konieczności zniszczyć Zapadlisko i wszystkich jego mieszkańców.

Zmuszona do trzymania się w cieniu, bo inaczej grozi jej wieczny gniew mściwego demona, Rachel musi szybko działać, bo po raz pierwszy od tysiącleci zbiera się wataha, by siać spustoszenie i rządzić. I nagle stawką jest coś więcej niż dusza Rachel...

Taaak, o niej też już wspominałam... No, ale... Sanderson!

"Rozjemca" to opowieść o dwóch siostrach, które urodziły się księżniczkami, o Królu-Bogu, który ma poślubić jedną z nich, pomniejszym bóstwie, które nie wierzy w siebie, i o nieśmiertelnym człowieku starającym się naprawić błędy, jakich dopuścił się setki lat temu. W ich świecie ci, którzy zginęli w chwalebny sposób, powracają jako bogowie i żyją w zamknięciu w stolicy Hallandren. W tym samym świecie o potędze magii stanowi moc zwana Biochromą, oparta na Oddechach, które można zbierać jedynie pojedynczo od konkretnych osób. Dzięki Oddechom i czerpaniu koloru z nieożywionych przedmiotów Rozbudzający są w stanie zarówno dopuszczać się nikczemności, jak i tworzyć cuda. Siri i Vivenna, księżniczki Idris; Dar Pieśni, zniechęcony bóg odwagi, Król-Bóg Susebron i tajemniczy Vasher - Rozjemca, zetkną się z jednymi i drugimi.



Czyż ta okładka w swej prostocie nie jest cudowna?! Osobiście nie mogę oderwać od niej oczu, a na żywo na pewno będzie się wyśmienicie prezentowała.

Co by się stało, gdyby nastąpił koniec świata?

Kiedy kataklizm przemienia Ziemię w tykająca bombę zegarową, rozpoczyna się rozpaczliwy wyścig z tym, co nieuchronne. Zostaje opracowany ambitny plan, który ma zagwarantować przetrwanie ludzkości poza obszarem ziemskiej atmosfery, ale na nieustraszonych pionierów czyhają nieprzewidziane niebezpieczeństwa. Ostatecznie zostaje ich dosłownie garstka…

Pięć tysięcy lat później ich potomkowie – trzy miliardy ludzi zaliczające się do siedmiu odrębnych ras – rozpoczynają kolejną zuchwałą podróż w nieznane, na obcą planetę, którą kosmiczna katastrofa i upływ czasu zmieniły nie do poznania. Na Ziemię.

Neal Stephenson – obdarzony oszałamiającą wyobraźnią literacki geniusz i wizjoner – łączy naukę, filozofię, technikę, psychologię i literaturę w arcydziele prozy spekulatywnej, w którym wizja przyszłości jest zarazem niecodzienna i upiornie znajoma. Podejmuje ważne współczesne idee i niewiarygodne wyzwania w absolutnie wspaniałej sadze – śmiałej, wciągającej i zapierającej dech w piersi.

A teraz piękność, którą mam w swojej biblioteczce i, za którą niebawem się zabieram. Zapowiada się na emocjonującą historię :)

PORUSZAJĄCA OPOWIEŚĆ O NISZCZYCIELSKIEJ SILE NIEWŁAŚCIWYCH WYBORÓW.

O ZŁYCH DECYZJACH DOBRYCH LUDZI.

 O SZCZĘŚCIU, Z KTÓREGO TAK TRUDNO ZREZYGNOWAĆ...

Rok 1920. Tom Sherbourne, inżynier z Sydney, wciąż nie może się uporać ze wspomnieniami z Wielkiej Wojny. Posada latarnika na oddalonej o 100 mil od wybrzeży Australii niezamieszkanej wysepce Janus Rock i kochająca żona Isabel, która decyduje się dzielić z nim samotność, stopniowo przynoszą mu spokój i pozwalają pokonać upiory przeszłości.

Los wystawia ich jednak na ciężką próbę. Po dwóch poronieniach i wydaniu na świat martwego chłopca, Isabel dowiaduje się, że nie będzie mogła mieć dzieci, i popada w depresję. I wówczas zdarza się cud: do brzegu wyspy przybija łódź ze zwłokami mężczyzny i płaczącym niemowlęciem. Ulegając namowom żony, kierując się głosem serca, a nie zasadami moralnymi, Tom podejmuje decyzję, której konsekwencje położą się cieniem na życiu wielu ludzi...

Prawa do powieści kupili wydawcy z 41 krajów, przetłumaczono ją na 40 języków

PONAD ROK NA LIŚCIE BESTSELLERÓW „NEW YORK TIMESA”

Przez krytyków uznana za uniwersalną opowieść, która jest w stanie trafić do serc czytelników na całym świecie

WYRÓŻNIONA NAGRODĄ AUSTRALIAN BOOK INDUSTRY AWARDSW KATEGORIACH:
Najlepsza literacka fikcja
Książka roku
Najlepszy debiut

JEDNA Z 10 NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK ROKU 2015 WEDŁUG NEW YORK TIMESA

Zwycięzca w plebiscycie GOOD READ CHOICE AWARDS 2012


Na pewno okładka jest cudowna, zapowiada się na to, że treść również :)
Podnosząca na duchu historia dziewczyny, która myślała, że wszystko straciła

Kiedy Jodi Ann Bickley miała pięć lat, zmarła jej ukochana babcia. Mama Jodi zachęciła ją, by napisała list do babci, i zapewniła, że listonosz dostarczy go do nieba. Dziewczynka zapamiętała, jak napisanie listu pocieszyło nie tylko ją, ale i mamę. To doświadczenie sprawiło, że jako nastolatka Jodi zaczęła pisać pełne optymizmu liściki i notki, którymi podnosiła na duchu nieznajomych.

Latem 2011 roku Jodi wiodła szczęśliwe życie. Udało się jej przezwyciężyć różne trudności, angażowała się w działalność artystyczną i z nadzieją patrzyła w przyszłość. To właśnie wtedy zachorowała na zapalenie mózgu i na długie tygodnie trafiła do szpitala.

Przykuta do łóżka i załamana, Jodi doszła do wniosku, że albo się podda, albo wykorzysta ten czas, by zdziałać coś dobrego. Założyła stronę internetową, zachęcając tych, którym mniej lub bardziej nie układa się w życiu, by skontaktowali się z nią, a ona napisze do nich pokrzepiające listy.

Odzew był nieprawdopodobny.
Przeczytajcie inspirującą historię Jodi i jej miliona cudownych listów.

PAX to wzruszająca i ponadczasowa opowieść o chłopcu i jego lisie (lub lisie i jego chłopcu), o stracie i miłości, dzikiej naturze i wolności oraz wojnie. Dynamiczna akcja, głębokie emocje i uniwersalne tematy czynią z tej książki nowoczesną klasykę na miarę Małego Księcia.

Odkąd Peter uratował osieroconego liska, on i Pax byli nierozłączni. Pewnego dnia dzieje się jednak coś, czego Peter nigdy by się nie spodziewał: jego ojciec idzie do wojska i chłopiec musi się przeprowadzić do dziadka, którego słabo zna i raczej nie lubi (ze wzajemnością) – a lisa wypuścić do lasu.
Jednak już pierwszej nocy Peter wymyka się z domu dziadka i wyrusza do swojego, oddalonego o 500 kilometrów, gdzie ma nadzieję zastać Paxa.
Lis w tym czasie musi się nauczyć, jak przetrwać w dzikim lesie, i na nowo odkryć świat ludzi i zwierząt. Nigdy jednak nie traci nadziei, że jego chłopiec po niego wróci.
Czy dwunastolatek dotrze sam do domu? I czy odnajdzie tam Paxa?

Sara Pennypacker oddaje w nasze ręce pięknie napisaną, wprost urzekającą opowieść o dorastaniu i najistotniejszych prawdach, które decydują o tym, kim jesteśmy.

„Pax to książka, która jest jak lis Pax: na wpół dzika i absolutnie piękna”.
„New York Times”


„Potomkowie” Tosca Lee, I tom serii „Piętno Krwawej Hrabiny”:

Po przebudzeniu nie pamiętasz nic. Nie wiesz, jak się nazywasz i skąd pochodzisz. Nie rozpoznajesz twarzy ludzi, których kiedyś znałaś. Masz tylko ostrzeżenie, które napisałaś do siebie samej, zanim wymazałaś z pamięci całą przeszłość:
„Emily, to ja. Ty.
Nie pytaj o dwa minione lata… Nie szukaj ich w pamięci i nie staraj się grzebać w przeszłości.
Od tego zależy twoje życie. Życie innych ludzi również.
Tak przy okazji, nie masz na imię Emily…”

Masz 21 lat i zaczynasz wszystko od początku w obcym miejscu, z nowym imieniem i nowym życiem. Aż nadchodzi dzień, w którym nieznajomy mówi ci, że jesteś potomkinią „Krwawej Hrabiny” Elżbiety Batory, największej morderczymi wszech czasów. I jesteś ścigana.
Nie wierzysz mu, dopóki zabójca naprawdę się nie pojawia. Uciekasz.
Wszystkie odpowiedzi leżą w przeszłości, którą postanowiłaś pogrzebać. Tylko jedno wiesz na pewno: twoi bliscy zginą, jeśli nie odzyskasz utraconych wspomnień.

Jednak by ocalić innych, musisz najpierw sama nie dać się zabić…

„Potomkowie” to wypełniona adrenaliną i nagłymi zwrotami akcji opowieść o poszukiwaniu siebie i miłości pośród wielowiekowych intryg w podziemnej scenerii Europy… i o determinacji pewnej dziewczyny, aby przeżyć.

I książka, którą aktualnie czytam i powiadam Wam, że warto czekać na premierę!

„Kryminał kończy się, gdy zabójca zostaje schwytany. Biografię wieńczy ostatnie słowo o opisywanym życiu. Historia miłosna powinna połączyć zakochanych, prawda? W takim razie to chyba nie jest opowieść o miłości...“

9 listopada to data, która zaważyła na losach Fallon i Bena. Tego dnia spotkali się przypadkiem i od tej chwili zaczynają tworzyć dwie historie: jedna to ich życie, drugą pisze Ben zauroczony swoją nową muzą. Choć los postanawia ich rozdzielić, to wzajemna fascynacja jest na tyle silna, że nie może pokonać jej ani czas, ani odległość. Co roku 9 listopada rozpoczyna kolejny rozdział historii - tej realnej i tej fikcyjnej. Gdy nieubłaganie zbliża się koniec powieści, szczęśliwe zakończenie wydaje się jedynie mrzonką, bo historia na papierze zaczyna różnić się od tej, w którą wierzy Fallon…

„Zagubiliśmy się między fikcją a rzeczywistością. Nieważne, jaką wersję poznacie. Nieważne, który z ostatnich rozdziałów okaże się tym prawdziwym. Ważne jest tylko jedno: zawsze będę ją kochał“.

Nowa książka Colleen Hoover to opowieść o młodym pisarzu, jego niezwykłej muzie i przeznaczeniu, które ukrywa między wierszami coś więcej niż miłość.

Kolejna książka Sorensen, nie wiem jak Wy, ale ja jestem ciekawa :D

Życie Luke'a Price’a od zawsze zależało od porządku, kontroli i twardego stawiania czoła światu. Nic nieznaczące związki z kobietami były dla niego rozrywką - sposobem na wyciszenie chorych wspomnień z dzieciństwa. Luke rozpaczliwe pragnie zapomnieć o przeszłości, ale – nieważne, co zrobi - ona i tak będzie go prześladować.

 Los nie sprzyjał Violet Hayes. Już jako dziecko została sama na świecie, bez żadnej rodziny. Towarzyszyły jej jedynie wspomnienia o niewyjaśnionym morderstwie rodziców. Dorastała w domach zastępczych, żyjąc pod opieką nieodpowiedzialnych przybranych rodziców, w otoczeniu narkotyków. Nikt o nią nie dbał, gdy próbowała zwalczyć bolesne wspomnienia o nocy, w której odebrano jej rodziców. Ale niepamięć przychodzi z trudem, kiedy nie można zamknąć za sobą niektórych drzwi, a ona nie mogła przestać śnić o tym, co przydarzyło się tamtego tragicznego dnia. Aby poradzić sobie z życiem, dystansuje się do wszystkich wokół i nigdy nie pozwala sobie na uczucia.

I nagle Violet spotyka Luke'a. Obydwoje natychmiast ścierają się, ale równocześnie coś ich ku sobie pcha. Chociaż z tym walczą, powoli otwierają się przed sobą i czują coś, czego jeszcze nigdy nie poznali. Odkrywają, jak bardzo są do siebie podobni. Czeka ich jednak zderzenie z jeszcze jedną trudną prawdą: nie da się uciec od przeszłości...

Będę się musiała zaopatrzyć w Mroczną Serię wydawnictwa Filia. Na pewno zakupię (prędzej, czy później) między innymi tę książkę.

Dziewczyna w lodzie
ROBERT BRYNDZA
Jej oczy szeroko otwarte. Usta rozchylone, jak gdyby miała przemówić. Ciało zamarznięte w lodzie.
A to dopiero początek.

Kiedy młody chłopak odkrywa w londyńskim parku zamarznięte ciało kobiety, detektyw Erika Foster zostaje wezwana, by poprowadzić śledztwo w sprawie morderstwa.

Ofiara, piękna członkini londyńskiej socjety, wiodła pozornie idealne życie. Jednak kiedy Erika zaczyna drążyć, łączy ze sobą fakty między tym, a innymi zabójstwami – ktoś pozbawił życia trzy prostytutki. Wszystkie trzy uduszono, związano im ręce w przegubach i wrzucono je do wody.

Ostatnie dochodzenie Eriki poszło fatalnie, a w jego rezultacie zginął jej mąż. Kariera pani detektyw wisi na włosku, a ona sama mierzy się nie tylko ze swoimi demonami, ale też z mordercą bardziej przerażającym niż wszystko, z czym do tej pory miała okazję się mierzyć. Czy uda jej się dotrzeć do seryjnego mordercy zanim ten uderzy ponownie?

Jakie sekrety kryje dziewczyna w lodzie?

Detektyw Erika Foster dorwie psychopatycznego mordercę. Nieważne, jak to się dla niej skończy.
I coś typowo kobiecego, za co mam zamiar się niebawem zabrać :)

Pięć i pół roku po ślubie Hanna zamierza wreszcie oświadczyć mężowi, że odchodzi. Tymczasem zastaje go leżącego na podłodze w sypialni, sparaliżowanego po udarze.
To dla niej szok. Tom ma przecież zaledwie 32 lata. Teraz Hanna musi odłożyć wszystkie plany, by się nim zająć. Tom nie może chodzić, samodzielnie przygotować sobie posiłku ani pracować. Długa rehabilitacja oznacza jednak, że ma mnóstwo czasu, by na nowo przyjrzeć się swojemu życiu. To zaś prowadzi go do jednego wniosku: będzie próbował ocalić swoje małżeństwo. Hanna jest miłością jego życia.
Czy Tom zdoła stać się tym samym mężczyzną, który niegdyś zauroczył Hannę? Czy Hanna zrezygnuje ze swoich planów i na nowo zakocha się w Tomie?

poniedziałek, 17 października 2016

"Ściana sekretów. Wiem, kto go zabił" Tana French


Dziękuję!

Kryminał psychologiczny.
 W parku przy ekskluzywnej szkole dla dziewcząt na przedmieściach Dublina zostają odnalezione zwłoki szesnastoletniego Chrisa Charpera. Pomimo wielotygodniowego śledztwa, nie udaje się ustalić sprawcy zbrodni.
 Rok po tragicznej śmierci Chrisa na „ścianie tajemnic” – korkowej tablicy, na której dziewczęta ze szkoły Świętej Kildy anonimowo zwierzają się ze swych sekretów – pojawia się zdjęcie chłopaka, opatrzone podpisem: „Wiem, kto go zabił”.
Sprawa zostaje ponownie otwarta. Trop wiedzie do najbliższych przyjaciółek Holly Mackey oraz grupy dziewcząt uwikłanych we wzajemne relacje i animozje. Która z uczennic skrywa mroczny sekret? A może działają w zmowie? Świat nastolatek okazuje się o wiele bardziej niebezpieczny i złowrogi, niż mogliby przypuszczać doświadczeni detektywi.

Pierwszy raz spotykam się z twórczością Tany French i przyznaję, że to spotkanie jest całkiem udane. Nie będę się zachwycała tak, jak Mastertonem, ale jest dobrze. Autorka zgrabnie buduje napięcie, co mnie osobiście bardzo się podoba. Chociaż czasami wydawało mi się, że fabuła staje się trochę rozlazła... Można by ubrać trochę z opisów, a dodać na przykład w dialogach. Dlaczego? Może dlatego, że czasem miałam wrażenie, iż czytam po kilka razy to samo. Pewnie temu, że autorka często nawiązywała do pewnych wydarzeń, o których nie mogę Wam wspomnieć, nie zdradzając interesujących szczegółów. 

Nie mogę się zgodzić z rekomendacją Kinga. Mnie nie przeraziła ta książka. W zasadzie nie spodziewałam się tego po niej, dlatego nie czuję się oszukana. Niemniej nie wiem, co Stephen King "przerażającego, aż parzy" w niej znalazł. Zastanawiające. Zgadzam się natomiast z rekomendacją Flynn, która twierdzi, że Tana French jest doskonałą pisarką. Dlatego, że niewątpliwie książka French ma to coś, co sprawiło, że pomimo tych drobnych minusów, książkę czytałam z ogromnym zainteresowaniem. Powieść"Ściana sekretów. Wiem, kto go zabił" czyta się bardzo szybko.

Postaci są konkretnie zbudowane, aczkolwiek nie zapałałam jakąś szczególną sympatią do którejś z nich. Owszem polubiłam je i sądzę, że nieprędko je zapomnę, ale byłam bierna w ich odbiorze. Nie wczuwałam się w ich emocje, przeżycia i tak dalej. Może też dlatego, że autorka jakoś niespecjalnie zagłębiała się w ich życie? Głównie skupiła się na samym wątku kryminalistycznym/detektywistycznym. I w zasadzie dobrze, bo i ja również, jako czytelnik na nim się skupiłam. Chociaż zazwyczaj czerpię przyjemność z zagłębiania się w historię postaci... W tej książce ten brak wspomnianej przyjemności, niespecjalnie mi przeszkadzał. 

Warto wspomnieć o głównym wątku. Tajemnicza śmierć absolwenta jednej z lepszych szkół... Nikt nie wie co się stało, kto go zabił... Aż tutaj po jakimś czasie pojawia się świadek. Ha! Nie ma tak łatwo, bo w zasadzie... Sami nie wiemy kim ten świadek jest i właśnie to musimy, wraz z detektywami odgadnąć. Czyli nie tylko poszukujemy mordercy, ale również kogoś, kto może nam w tym pomóc. Przyznam, że bardzo mi się podobało to śledztwo. Wciągnęłam się! I chociaż zakończenie nie w moim guście, to jak najbardziej w klimacie całej książki, więc jak najbardziej na plus.

"Ściana sekretów. Wiem, kto go zabił", to książka przeznaczona dla czytelników, którzy lubią zagadki. Dla czytelników, którzy lubują się w tych klimatach i szukają niesztampowej historii. Osobiście polecam.

sobota, 15 października 2016

"Szóstka Wron" Leigh Bardugo

Dziękuję!



Sześcioro niebezpiecznych wyrzutków.
 Jeden niewykonalny skok.
 Przestępczy geniusz Kaz Brekker otrzymuje ofertę wzbogacenia się ponad wszelkie wyobrażenie – wystarczy w tym celu wykonać zadanie, która z pozoru wydaje się niewykonalne:
– włamać się do niesławnego Lodowego Dworu (niezdobytej wojskowej twierdzy)
– uwolnić zakładnika (a ten może rozpętać magiczne piekło, które pochłonie cały świat)
 – przeżyć dostatecznie długo, żeby odebrać nagrodę (i ją wydać)
Kaz potrzebuje ludzi wystarczająco zdesperowanych, żeby wraz z nim podjęli się tej samobójczej misji, oraz dostatecznie niebezpiecznych, żeby ją wypełnili. Wie, gdzie ich szukać. Szóstka najbardziej niebezpiecznych wyrzutków w mieście – razem mogą być nie do zatrzymania. O ile wcześniej nie pozabijają się nawzajem.

Wiecie...spodziewałam się po tej książce czegoś mistrzowskiego i to otrzymałam! Genialna treść, genialni bohaterowie i genialny język. Pokochałam "Szóstkę Wron" całym sercem i pragnę przeczytać tom drugi, który będzie jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier! Już na wstępie polecam Wam gorąco "Szóstkę Wron" i zapraszam do przeczytania mojej ody pochwalnej na jej temat.

Na początek to cudowne wydanie, które niesłychanie cieszy me oczy. Twarda oprawa, czerwona zakładka... czarne brzegi stron. Bardzo cieszy mnie to, że wydawnictwo nie pokusiło się o znaczące zmiany tego wydania. A teraz przejdę do równie cudownej jak wydanie, treści. Sama nie wiem od czego zacząć, ponieważ podobało mi się dosłownie wszystko. Akcja, kreacja bohaterów, świat przedstawiony, dialogi, humor, styl... Czytałam poprzednią Trylogię Grisza autorstwa Bardugo i również jestem jej fanką. Jednak "Szóstka Wron" jest o wiele lepsza! 

Zacznę może od postaci, które bardzo zapadły mi w pamięć i wątpię, żebym kiedyś zapomniała tak silne charaktery! Zachwycam się tym, jak autorka świetnie stworzyła swoje postaci. Każda z nich jest wyjątkowa, posiada swoją historię, której Bardugo nie pominęła, dzięki czemu stały się one jeszcze bliższe memu sercu. Nadała im niemalże namacalny kształt. Czytając przygody tej szóstki, miałam wrażenie, że jestem tam z nimi, że znam ich bardzo dobrze... Przeżywałam ich wzloty i upadki. Cieszyłam się z każdego powodzenia i smuciłam poznając ich nieprzyjemną przeszłość. Już dawno nie miałam tak ogromnej frajdy poznając bohaterów książkowych. Nie potrafię wymienić jednej postaci, którą polubiłam bardziej od innych. Oczywiście mogłabym napisać, że to właśnie Kaz skradł me serce, ale co z Inej, Jesperem, Niną, Waylanem i Matthiasem? Nie mogę wybrać jednej osoby. Każda z nich jest wyjątkowa na swój sposób. Leigh Bardugo stworzyła genialne osobowości, które wspólnie tworzą wybuchową całość. 

Akcja, akcja i jeszcze raz akcja. W tej książce nie ma czasu na nudę, ciągle coś się dzieje. Poza tym cieszę się, że jako czytelnik mamy możliwość poznania punktu widzenia każdej z postaci. Jak dla mnie jest to ogromny plus. Nie zawsze lubię, kiedy autor pokusi się o narrację wieloosobową, ponieważ zazwyczaj przez to mąci w odbiorze fabuły. Tutaj nic takiego nie ma miejsca. Bardugo poradziła sobie z tym w stu procentach.

Reasumując... Uważam, że ta książka jest GENIALNA i polecam ją gorąco i z całego serca każdemu! Po prostu musicie ją przeczytać. Zakochacie się w: bohaterach, dialogach, świecie przedstawionym, stylu... We wszystkim. Nie ma innej opcji! 

czwartek, 13 października 2016

"Uratuj mnie" Anna Bellon


Dziękuję!

Normalne życie Mai skończyło się, gdy zginął jej ukochany brat. Pogrążyła się w żałobie, zerwała kontakty z wszystkimi przyjaciółmi. Liczyły się tylko książki i muzyka.
Prawdziwe życie Kylera może się dopiero zacząć. Gdy skończy liceum, przestanie się przeprowadzać, zmieniać szkoły, gdy uwolni się od toksycznego ojca. Na razie jedyną ucieczką pozostaje muzyka. I prowokowanie otoczenia napisami na koszulkach.
„A później nauczyłam się wszystkiego od nowa. Pojawił się ktoś, kto przebił się przez wzniesiony przeze mnie mur. Wziął go szturmem i nie pozwolił mi się z powrotem za nim schować. Wszedł w moje życie, śpiewając lekko zachrypniętym głosem o dziewczynie ulotnej jak papierosowy dym”.
W nowej szkole Kyler poznaje Maię. I postanawia się z nią zaprzyjaźnić. Ale czy dziewczyna, która odtrąca od siebie wszystkich, jest na to gotowa? Czy Kyler ma w sobie tyle siły, by nie odpuścić?
I czy to na pewno przyjaźń?
„Uratuj mnie” to pierwsza część serii „The Last Regret”, opowiadającej o grupie przyjaciół z liceum, którzy zakładają zespół rockowy. Książka w zmienionej wersji była publikowana na Wattpadzie, gdzie uzyskała ponad milion odsłon.

Na samym wstępie pragnę poinformować, że ciężko było mi się zabrać za napisanie niniejszej recenzji, ponieważ spodziewałam się po tej książce czegoś zupełnie innego. Czegoś z polotem, z pazurem... A zawiodłam się na całej linii. I żeby być szczerą z Wami, a przede wszystkim ze sobą muszę jasno stwierdzić, że książka"Uratuj mnie" po prostu mnie rozczarowała. Ja rozumiem, że to debiut i rozumiem też, że autorka jest młoda, ale nie rozumiem braku dopracowania książki. Opowiadanie na platformie Wattpad, to jedno. Natomiast wydanie tego opowiadania w formie książki zobowiązuje do czegoś innego, bo w końcu ludzie mają zamiar wydać na książkę pieniądze. Jednak jeśli jest ona niedopracowana, a czytelnik zawiedziony - to szkoda wydawać pieniądze. Sądzę, że lepiej by było, gdyby to opowiadanie zostało opowiadaniem na platformie...

Przyznaję, że początek był całkiem fajny. Wciągnęłam się i liczyłam na coś odprężającego, lekkiego i niezobowiązującego. Niestety, im dalej brnęłam w fabułę, tym było gorzej. Czytanie "Uratuj mnie" po prostu mnie męczyło, a nie o to przecież chodzi, żeby zamęczyć czytelnika. Chodzi mi tutaj głównie o to, że książka jest strasznie infantylna, często nielogiczna i niektóre wydarzenia dzieją się ot tak... Po prostu. Na ten przykład - relacja głównych bohaterów, którzy w mig zaprzyjaźniają się rzucając "psiapsiółkowatymi" tekstami. Albo coś z cyklu "ej ty śpiewasz, ja gram... Może założymy zespół. Piąteczka!" Nie wiedziałam, że takie rzeczy dzieją się od tak, ale fajnie by było. Co prawda, może się czepiam, ale właśnie takie rzeczy u mnie minusują, ponieważ cała książka traci na tej cząstce prawdziwości. 

Poza tym bohaterowie. Sama zastanawiałam się jak ich "ugryźć"... Jak mogliby mnie do siebie przekonać, jak mogłabym ich polubić... I nie udało się. Ich osobowości - strasznie mdłe, nijakie. Maia niby zraniona, niby twardzielka, niby nieśmiała, niby wystraszona, niby dzielna. Właśnie - NIBY, ponieważ tego wszystkiego jest zbyt wiele, żeby mogła być choć przez chwilę autentyczna i konsekwentna w swoim "ja". A Kyler? Hm. Tutaj też konkretów brak. Po prostu postaci są mało charakterne (o ile w ogóle), mało charyzmatyczne i mało "jakieś". 

Dialogi, tworzone jakby od niechcenia. Relacje między bohaterami takie nijakie. Fabuła taka... Monotonna. Praktycznie nic się w tej książce nie dzieje. Przykro mi, ale ja nie mam zamiaru sięgać po kolejne tomy. Może komuś się spodoba ta powieść. Może ktoś przekona się do postaci i tego całego zagmatwania. Ja się nie przekonałam, a i na plusy się nie siliłam, ponieważ takowych nie znalazłam. Może pomysł był fajny, ale kompletnie niewykorzystany i niedopracowany. Sami zdecydujcie, czy chcecie przeczytać "Uratuj mnie". Ja ani jej nie polecam, ani nie odradzam. 

poniedziałek, 10 października 2016

"Sukienka w kolorze nocnego nieba" Karen Foxlee

Dziękuję!

Kiedy znika nastolatka, miasteczko aż kipi od plotek: wszyscy mówią o tym, w co była ubrana – o sukience w kolorze nocnego nieba uszytej z kawałków innych sukienek, sukience z historią…
Rose Lovell przez całe życie przeprowadza się z miasta do miasta ze swoim uzależnionym od alkoholu ojcem. Gdy trafiają do położonego na wybrzeżu miasteczka, Rose zastanawia się, czy tym razem zostanie tam dłużej. W szkole średniej poznaje popularną i lubianą Pearl Kelly, z którą się zaprzyjaźnia. Pearl udaje się przekonać dziewczynę do udziału w corocznej paradzie dożynkowej. Rose musi znaleźć suknię odpowiednią na tę okazję. W szyciu pomaga jej ekscentryczna Edie Baker, lokalnie uważana za czarownicę, która zna wszystkie sekrety miasta. Opowiadane przez nią historie z przeszłości budzą stare tajemnice i stają się tłem dla nieprzewidywalnych wydarzeń.
Bardzo podoba mi się okładka tej książki. Prosta acz bardzo sugestywna. Bardzo zaciekawił mnie również opis, który wskazuje na historię poruszającą, tajemniczą a nawet lekko mrożącą krew w żyłach. Przyznaję, że ciężko było mi się wciągnąć w fabułę. Trochę przeszkadzała mi forma językowa autorki... Jednak, po kilkudziesięciu stronach było już lepiej. Przyzwyczaiłam się do stylu autorki i było naprawdę dobrze. I chociaż historia nie zmroziła mojej krwi, ani nie spowodowała tak zwanych ciar, to przyznać muszę, że bardzo mi się podobała. Trochę emocji wzbudziła, ale i sprawiła, że zainteresowałam się poprzednią książką Karen Foxlee, która zebrała sporo nagród literackich. Dlatego też, będę się rozglądać za tytułem "Kruchość skrzydeł", bo naprawdę jestem jej ciekawa. 

Tajemnicze zaginięcie nastolatki. Magiczna albo może raczej przeklęta (?) suknia. Kilku podejrzanych. Interesujące relacje. Tragiczne zakończenie... To jeszcze nie wszystko, ale wystarczyło, abym zainteresowała się "Sukienką w kolorze nocnego nieba". Jak już wspomniałam, autorka w sposób specyficzny przedstawiła nam tę historię. W zasadzie przeplatała nam teraźniejszość z przeszłością i, jak z początku ciężko było mi się do tego przyzwyczaić, tak później robiło to mroczniejszy klimat. Nie będę opisywała fabuły, bo w zasadzie ciężko byłoby mi to zrobić. Sądzę, że w opisie jest ładne streszczenie. Ładne, ponieważ pobudza ciekawość czytelnika, ale nie zdradza ważnych aspektów.

Zatem wezmę się za ocenę postaci. Oceniam je na dobrze wykreowane, jednak nie do końca mnie one przekonały. Zarówno główna bohaterka, jak i poboczne, które mam wrażenie, że zapomnę bardzo szybko. I to może być minusem ich kreacji. Poza tym, są na pewno autentyczne jeśli wziąć pod uwagę wydarzenia, w jakich biorą udział. 

Jeśli chodzi o pomysł, to na pewno był potencjał i autorka go wykorzystała. Chociaż... Mam wrażenie, że mogłaby zrobić to lepiej, ale zaś z drugiej strony ten klimat, jaki stworzyła jest nie do podrobienia. Zapewne jednym się on spodoba, inni będą kręcić nosem - ja troszeczkę kręciłam podczas czytania. 

"Sukienka w kolorze nocnego nieba" jest pozycją godną zainteresowania. Jeśli więc lubicie tego typu książki, to myślę, że możecie brać ją pod uwagę. Na pewno nie jest to historia lekka, raczej skomplikowana, jak dla mnie idealna właśnie na jesienne wieczory. 

piątek, 7 października 2016

"Wszystko to, co wyjątkowe" Matthew Quick


Dziękuję!

Oto Nanette. Wzorowa uczennica, gwiazda szkolnej ligi piłkarskiej i posłuszna córka. Zawsze robi to, czego się od niej oczekuje.
Ale wszystko zmienia się w dniu, w którym dostaje podniszczony egzemplarz Kosiarza balonówki – tajemniczej, niewydawanej od lat kultowej powieści. Nanette czyta ją dziesiątki razy. Chce być taka jak główny bohater. Chce być buntowniczką.
Choć udaje wygadaną rebeliantkę, w środku to jednak ta sama Nanette, samotna introwertyczka, która usiłuje znaleźć swoje miejsce w nieprzyjaznym świecie. Zmuszona dokonać kilku trudnych wyborów nauczy się, że za bunt trzeba czasem zapłacić wysoką cenę.

Przyznaję, że zachęciło mnie samo nazwisko autora. Nie musiałam zapoznawać się z opisem, "Wszystko to, co wyjątkowe" wzięłam w ciemno i nie żałuję. Quick kojarzy mi się z takimi melancholijnymi i dramatycznymi powieściami młodzieżowymi. Często dosadnymi i na pewno dającymi do myślenia. Tak też jest w przypadku właśnie tej książki...

Spodziewałam się specyficznej, wzbudzającej emocje historii, która pomimo, iż jest kierowana do nastolatków, to i dorosłym da do myślenia. I właśnie to wszystko otrzymałam, co bardzo mnie cieszy. Quick, ma pewną tendencję do tworzenia całkiem oryginalnych i melancholijnych bohaterów, co mnie osobiście bardzo odpowiada. Nie zawsze musi być wesoło, kolorowo i pozytywnie. Chociaż... Żebyście mnie źle nie zrozumieli, nie jest to całkiem smutna powieść. Bywają zabawne momenty, ale jednak jest to książka poruszająca całkiem poważny i rzeczywisty temat. Temat inności, która prowadzi do wyobcowania. W dzisiejszych czasach najlepiej, żeby każdy szedł za tłumem. Wyciszał swoje własne "ja", nie wyrażał swojego zdania i w ogóle najlepiej żeby był tłem dla innych. Bohaterowie wykreowani przez autora pokazują, jak się temu przeciwstawić, nawet jeśli to wszystko prowadzi do zguby. 

I tutaj należy docenić osobowości wykreowane przez autora. Jak już wspominałam, są niesztampowe. Biorąc pod lupę główną bohaterkę Nanette, muszę przyznać, że nie do końca ją polubiłam. Jej postawa względem świata mi się podobała, jednak zaburzało ją podejście dziewczyny do innych ludzi. A już zwłaszcza do Alex'a. Dlatego nastolatka nie do końca mi spasowała. Natomiast wspomniany Alex, to chłopak petarda - i mam tutaj na myśli jego determinację, zwariowanie oraz chęć niesienia pomocy potrzebującym. Uparciuch z niego niesamowity. Wychodzi na to, że Alex:1 - Nanette:0. Poza tym... nie rozumiem podejścia rodziców Nanette do jej indywidualności. Dla nich to złe, że ich córka nie jest taka jak inni. Taka jak Shannon, która jest niesłychanie rozwiązłą, powierzchowną i głupią (trzeba prosto z mostu to nazwać) dziewuchą. Naprawdę, nie rozumiem tego i pewnie nie ja jedna.

Książkę bardzo, ale to bardzo szybko się czyta. Dosłownie pochłonęłam ją w jeden wieczór. Wszystko za sprawą lekkiego pióra autora. Treść przyswaja się błyskawicznie i jest to kolejny plus. 

"Wszystko to, co wyjątkowe" to książka oryginalna i naprawdę dobra. Osobiście porównałam ją do jednej z najlepszych książek młodzieżowych tego typu, jakie czytałam... Czyli do "Wszystkie jasne miejsca" Jennifer Niven. Sądzę, że mają one podobny wydźwięk. Osobiście polecam Wam "Wszystko to, co wyjątkowe"!

czwartek, 6 października 2016

"Siostry krwi" Graham Masterton

Dziękuję!

Thriller nawiązujący do filmu „Siostry Magdalenki” i do prawdziwych wydarzeń:
W latach 70. w irlandzkim hrabstwie Galway, w ogrodzie klasztoru, gdzie niegdyś mieścił się prowadzony przez siostry zakonne dom dla samotnych matek, znaleziono stosy kości dzieci, a ich o ich śmierci nie było jakiejkolwiek informacji w żadnym registrze.
 W domu opieki na przedmieściach Cork zostaje uduszona stara zakonnica. Można by to nawet uznać za akt miłosierdzia, gdyby nie święta figurka znaleziona w jej ciele. I gdyby niedługo potem okolicznym mieszkańcom nie ukazał się przerażający widok: przyczepiona do wypełnionych helem balonów, wykrwawiająca się zakonnica, która szybuje nad łąkami i rzeką.
 Choć ta druga nie została jeszcze zidentyfikowana, nadkomisarz Katie Maguire wie, że odpowiedzi należy szukać w przeszłości klasztoru Bon Sauveur, w którym właśnie dokonano makabrycznego odkrycia. Niestety, natrafia tam na mur milczenia.
A tymczasem Katie ściga się z czasem, bo znikają kolejne zakonnice.

Wszędzie, gdzie widziałam nazwisko Graham Masterton - były same pochwały. Przyznaję, że od dłuższego czasu chciałam zapoznać się z twórczością autora, bo ciekawił mnie ten jego fenomen. Kiedy miałam okazję na zapoznanie się z "Siostrami krwi" nawet się nie zastanawiałam. Liczyłam na wciągającą i emocjonującą historię... Nie zawiodłam się! Muszę koniecznie poznać inne książki autora. Koniecznie! Zwłaszcza, że lubię jesienią i zimą zaczytywać się w tego typu książkach.

"Siostry krwi", to piąta książka z serii o Katie Maguire. Wcześniejszych nie znałam, ale to z pewnością nadrobię. Pomimo, iż nie miałam znajomości poprzednich tomów, to nie przeszkodziło mi to w przyjemności czytania tomu piątego, ponieważ tutaj mamy zupełnie inną, odrębną sprawę, która nie nawiązuje do poprzednich. Aczkolwiek kilka wątków chciałabym znać, ponieważ są do nich nawiązania. Niemniej brak znajomości poprzednich tomów, nie przeszkadza w odbiorze tej części, a nawet zaostrza apetyt i ciekawość na poznanie serii od tomu pierwszego. 

Dwie sprawy. Dwa zespoły. Jeden wspólny mianownik. Od niemalże początku fabuła mnie porwała. Tajemnicze i bestialskie potraktowanie stada koni poruszyło mnie, i tak, jak pani nadkomisarz, chciałam rozwiązać tę sprawę. Później morderstwa zakonnic, straszne potraktowanie wiekowych pań, które za uszami miały sporo... Jednak to nie oznacza, że oprawca musiał tak je maltretować - dla wrażliwych czytelników, coś okropnego i mrożącego krew! Ale też dodającego pewnej autentyczności zbrodniom.

Dwie sprawy różniące się od siebie, a jednak coś je łączy. Może nie tyle coś, co ktoś. Nie zdradzę więcej, ale Masterton super to wszystko wykombinował i świetnie poradził sobie z przedstawieniem całości. Tyle zagadek, tyle tropów - dla detektywistycznych dusz "Siostry krwi", to nie lada gratka.


Ja z lektury jestem bardzo zadowolona. Pragnę poznać inne książki autora, które zapewne wciągną mnie w swój świat tak, jak "Siostry krwi". Idealna książka na czas taki jesienno - zimowy. Książka ciężka tematycznie, ale bardzo dobrze się ją czyta. Polecam!

wtorek, 4 października 2016

"Elantris" Brandon Sanderson


Dziękuję!


Elantris - gigantyczne, piękne, dosłownie promienne miasto, zamieszkane przez istoty wykorzystujące swoje potężne zdolności magiczne, by pomagać ludowi Arelonu. Każda z tych boskich istot była jednak kiedyś zwykłym człowiekiem, dopóki nie dotknęła jej tajemnicza, odmieniająca moc Shaod. A potem, dziesięć lat temu, magia zawiodła. Elantryjczycy stali się zniszczonymi, słabymi, podobnymi do trędowatych istotami, a samo Elantris okryło się mrokiem, brudem i popadło w ruinę. Shaod stał się przekleństwem. Nowa stolica Arelonu, Kae, przycupnęła w cieniu Elantris, a jej mieszkańcy ze wszystkich sił ją ignorowali. Księżniczka Sarene z Ted przybywa do Kae, by zawrzeć polityczne małżeństwo z księciem korony Raodenem. Sądząc z korespondencji, mogła się spodziewać, że odnajdzie miłość. Dowiaduje się jednak, że Raoden nie żyje, a ona uważana jest za wdowę po nim...

Kto mnie zna, ten wie jaką miłością darzę książki Brandona Sandersona. A te piękne wydania wydawnictwa MAG, to już w ogóle! Kiedy zobaczyłam wznowienie "Elantris", którego wcześniej nie czytałam, wiedziałam, że muszę je mieć, przeczytać i pokochać. Innej opcji nie było! Kolejny cudowny grubasek, który mimo niewielkiej czcionki, wielu opisów, kilku wątków oraz sporej liczby stron, pochłonęłam bardzo szybko. Nie ma się jednak czemu dziwić, skoro autor ma tak fenomenalny styl, co sprawia, że od książki nie da się oderwać.

Sanderson lubuje się w pewnym schemacie - imperium - poddani - dużo magii - mroczne istoty - walka o władzę. I chociaż ten schemat się powtarza, to i tak autorowi za każdym razem udaje się mnie zaskoczyć. W każdej jego książce znajdę coś oryginalnego. Coś, czego jeszcze nie czytałam w innych. Za to kolejny i ogromny plus! 

Tytułowe Elantris, było niegdyś szanowanym i niezwykłym miastem, stolicą Arelonu. Pewne wydarzenia sprawiły, że teraz jest zapuszczonym, brudnym i okpiwanym miejscem, którego lepiej nie odwiedzać. Jednak jest tam ktoś istotny dla całej fabuły. Ktoś, dzięki komu poznajemy tajemne zakątki tego miejsca. Kto? Tego nie zdradzę, ale jeśli weźmiecie się za czytanie "Elantris", to szybko się tego dowiecie. Jest też nowa stolica Arleonu, którą poznajemy dzięki Księżniczce Sarene i pewnemu sprytnemu lisowi - Hrathenie. Z tych postaci najbardziej chyba polubiłam Sarene, która jest silną osobowością, ma głowę na karku, jest sprytną lisicą i nie boi się przeciwstawić groźnemu przeciwnikowi. 

Szczerze powiem, że jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki. A w zdumienie wprawiła mnie informacja, iż jest to debiut Sandersona. Ciężko mi w to uwierzyć! Jak to debiut? Debiut? No nie, nie możliwe. Przecież ta konstrukcja świata przedstawionego... Te porywające wątki... Idealnie wykreowane postaci. Jedno, wielkie WOW! Nadal nie mogę wyjść z podziwu, że to debiut. Wiem, że Sanderson jest wybitnym autorem fantasy, ale żeby zacząć swoją karierę taką bombą? Czapki z głów.

Nie będę się rozwodzić nad obłędną treścią "Elantris", ponieważ musicie sami ją poznać. Bez dwóch zdań! To książka, która spodoba się każdemu fanowi fantasy. Ma wszystko, co dobre fantasy mieć musi: klimat, super przedstawiony świat, świetnie wykreowane postaci i wciągającą akcję. Polecam gorąco!