piątek, 10 listopada 2017

"Psi dar" Claire Guest


Dziękuję!

Węch psa jest tysiąc razy lepszy niż ludzki. Psy potrafią rozłożyć zapach na składniki i rozpoznać każdy oddzielnie, dzięki czemu znajdują narkotyki lub materiały wybuchowe nawet wtedy, gdy próbuje się je zamaskować innym zapachem.

Oraz psy są w stanie zidentyfikować zapach nowotworu.

Claire pamięta tamten dzień doskonale – na spacerze labradorka Daisy parę razy szturchnęła ją nosem w pierś. Kilka dni później badania wykazały, że Claire miała głębokiego, trudnego do zdiagnozowania raka piersi. Zrozumiała, że psy takie jak
Daisy mogą uratować o wiele więcej istnień ludzkich. Ale okazało się, że psy umieją znacznie więcej! Potrafią u chorych na padaczkę lub cukrzycę wyczuć zbliżający się atak i ich ostrzec.

Psi dar to opowieść o tym, że nasi najlepsi przyjaciele mogą codziennie ratować nam życie, w zamian oczekując tylko pełnej miski i naszej miłości. 

Przyznaję, że nie czytałam opisu i nie zapoznawałam się z żadnymi recenzjami na temat tejże historii. Dlatego byłam lekko zdziwiona, że otrzymałam opowieść prawdziwą, realną, a nie fikcję literacką. Nie, żebym była zaskoczona negatywnie, co to, to nie! Po prostu nie nastawiałam się na coś tak poruszającego. Chociaż łez może nie było, to nadal uważam, że Psi dar, to książka poruszająca. Muszę również przyznać, że niektóre momenty w książce mi się po prostu dłużyły, nużyły mnie. Nie było ciągle kolorowo z tym czytaniem Psiego daru. Niemniej koniec końców, jestem zadowolona z lektury. Jako fanka psiaków, miałam ogromną przyjemność poznając historię Claire, Minstrela, mojego ulubieńca Koperka, Stroszka, Tarki czy Daisy. 

Książka Guest nie tylko pokazuje nam jak piękna jest więź pomiędzy psem a człowiekiem. Pokazuje również, że psiaki mają moc pomagania człowiekowi, nie tylko będąc przy nim, ale również wyczuwając coś wrogiego w organizmie. Co prawda słyszałam przypadki, gdzie również koty dawały znaki swoim właścicielom, że w ich ciele jest coś niedobrego, a wręcz coś zabójczego. Jednak książka Psi dar pokazuje nam dokładnie, co, jak i dlaczego. Jak to wszystko działa, czy każdy pies ma takie możliwości, jak psiaki bohaterki Psiego daru. Co prawda nie słyszałam, żeby w Polsce ktoś używał zwierzaków w takim celu, w jakim używają go Anglii (z przykładu na książce), ale może po prostu to zignorowałam.

Nie jest jednak tak, że historia jest tylko o psach. Nie. Autorka dużo napisała o swoim życiu. O wzlotach i upadkach, które tylko ją wzmocniły i sprawiły, że koniec, końców, wyszła na tym lepiej. Poznajemy życie jej czworonogów, jej kariery i jej życie osobiste. Można powiedzieć, że Guest otwarła nam drzwi do swojego domu i pokazała nam zarówno miłość do swoich zwierzaków, ale i miłość do drugiego człowieka. Pomimo to, wspomina o chorobie, która jest zmorą dla ogromu ludzi... Rak sieje spustoszenie na ogromną skalę, a psi węch może go wytropić i pomóc tym samym w walce z nim. Jeśli więc Wasz pupil uporczywie trąca nosem pewne miejsce na Waszym ciele, jest niespokojny i dziwnie się zachowuje, to może daje Wam znak. Może warto udać się do lekarza...

Psi dar to interesująca powieść, którą polecam dojrzałemu czytelnikowi. Czytelnikowi, który lubi psy i powieści oparte na faktach. Mnie bardzo się podobała.

czwartek, 9 listopada 2017

"Cała prawda o szczęściu" Sawyer Bennett

Dziękuję!

Młody weteran wojenny, Christopher Barlow cudem uniknął śmierci. Jest zdruzgotany. Nie potrafi już kochać, za to nienawidzi z pasją; nie potrafi wyrwać się z kręgu cierpienia, mrocznej zasłony przesłaniającej mu cały świat. Dopiero gdy przymusowo dołącza do grupy równie nieszczęśliwych, walczących z własnymi problemami osób, ponownie zaczyna przyglądać się swojemu życiu.
Czego ci ludzie mogą się od siebie nauczyć? Jak mogą nawzajem sobie pomóc? Christophera nieustannie dręczy też pytanie, czy będzie w stanie ponownie obudzić w sobie miłość.
Odpowiedź uzyska wyruszając w podróż z piękną kobietą, która stopniowo traci wzrok, umierającym nastolatkiem w terminalnym stadium raka i molestowaną w dzieciństwie dziewczyną, która nie potrafi zdecydować czy chce dalej żyć.

Cztery osoby, które prócz przeznaczenia nie mają ze sobą nic wspólnego. Cztery osoby, które spotka przygoda, strach, ból i miłość. Podczas swej podróży odrobią najważniejszą w życiu lekcję.

Dowiedzą się czym jest cała prawda o szczęściu…

Cała prawda o szczęściu skojarzyła mi się z książką Quinn pt. Drogie życie. Grupa zagubionych osób, spotkania, które mają pomóc im dojść do siebie. Z tym, że tutaj historia nie dla wszystkich kończy się dobrze. Z początku sama nie wiedziałam co o niej myśleć. Nie porwała mnie za bardzo. Dopiero później się wciągnęłam. A autorka zaskoczyła mnie kilka razy. Niby mogłabym spodziewać się pewnych zwrotów akcji, ale tak do końca nie byłam przekonana czy to coś konkretnego się wydarzy, czy może nie.

Poznajemy czworo zupełnie sobie obcych i różnych postaci. Bohatera wojennego, ciężko chorego nastolatka, któremu nie zostało już wiele życia, mroczną dziewczynę, która nie miała łatwego życia i kobietę, która jest wieczną optymistką. Tak, tutaj też jest podobnie, jak w przypadku Drogie życie. Nie wiem czemu, ale podświadomie ciągle porównywałam ze sobą te dwie historie. Chyba jednak książka Quinn bardziej przypadła mi do gustu. Przynajmniej pod względem historii poszczególnych bohaterów. Natomiast książka bardziej podobała mi się pod względem relacji pomiędzy postaciami. Nie było tutaj tak dużo erotyzmu, słodkości itp. Jednak Drogie życie bardziej mnie przekonało i jednak okazało się, w moim przekonaniu, lepsze.

Historia przyjemnie napisana, bardzo szybko się ją czyta. Właściwie, ja skończyłam ją w jeden wieczór. Jest dość skąpa objętościowo, co może być minusem, i dla mnie owym minusem jest. Dlaczego? Brakuje mi rozwinięcia pewnych wątków, pociągnięcia historii. Nie lubię, kiedy jakiś wątek fajnie się zapowiada, a później puff… Umiera śmiercią tragiczną i ja się muszę zastanawiać co dalej.Poza tym postać Christophera strasznie działała mi na nerwy. Były momenty, kiedy go rozumiałam i nawet lubiłam, ale więcej było takich, w których mnie drażnił. 

Cała prawda o szczęściu, to książka, która nie należy do najłatwiejszych, ale nie dałabym jej również łatki tej "ciężkiej", pomimo poruszanego tematu. Tematu utraty, ukazanej na różne sposoby, chęci życia i śmierci, chęci zmian, zrozumienia. I radzenia sobie z chorobą, bądź z trudnymi przeżyciami. Polecam ją tym, którzy lubują się w tego typu lekturze. Ja mam małe "ale" względem tej powieści, niemniej myślę, że jeszcze kiedyś do niej wrócę.

sobota, 4 listopada 2017

"Jesteś moim zawsze" M. Leighton


Dziękuję!
– Dobranoc, księżycu. Gwiazdki, dobranoc – mamroczę, dotykając palcami niewielkiego okienka. – Dobranoc, świetliki, przylećcie znów rano.
Ta książka nie jest baśniowym romansem. To podróż pełna cierpienia i straty, nadziei i szczęścia. Jest zarówno boleśnie tragiczna jak i niesłychanie piękna. To historia miłosna. Opowiada o prawdziwym uczuciu – takim, które dostrzega Cię w nocy i tuli, gdy płaczesz. O miłości, z której nie chcesz zrezygnować i odpuścić – takiej, o której wszyscy marzą, ale tylko nieliczni ją znajdują. Oto nasza historia. Prawdziwa opowieść o łączącej nas miłości.

Kolejna mocna i wzruszająca książka od wydawnictwa Filia. Nie wiem skąd w Internecie biorą się porównania do Promyczka, skoro jest to zupełnie inna powieść, inny przekaz, inne postaci, inaczej ukazane emocje i po prostu zupełnie inny obraz choroby. Jedyne co jest podobne to to, że książka jest emocjonująca, smutna i to, że główna bohaterka cierpi na nieuleczalną chorobę. Niemniej proszę moich czytelników, aby nie patrzyli na powieść Leighton przez pryzmat Promyczka. Absolutnie nie!

Jesteś moim zawsze ujęła mnie już samym tytułem, okładka zrobiła swoje, natomiast opis nie do końca mnie przekonał… Wydawał mi się taki infantylny, za słodki i mało mówiący o treści książki, która naprawdę jest dobra, a z infantylnością nie ma za wiele wspólnego. Przyznać muszę również to, że początek książki (gdzieś do ok 80 str.) dawał mi w kość. Nachodziły mnie myśli, że książka mi się nie spodoba. Dlaczego? Główna bohaterka ciągle wspominała o tym co ma nastąpić, wspominała o chorobie, aczkolwiek autorka nie wyjaśniła na co choruje jej bohaterka, przez co te podchody wydawały mi się co najmniej śmieszne i drażniące. Później, kiedy już wyjaśniło się na co choruje Lena, było dużo lepiej. Brak dziwnych zagadek – jak najbardziej na plus.

Teraz przejdę do tego, że autorka bardzo fajnie ukazała nam rzeczywistość ciężkiej choroby, z jaką zmagała się główna bohaterka. Chociaż obyło się bez szczegółów i można byłoby to dopracować, to jednak punkt widzenia Leny i tego, co przechodziła, jak najbardziej na plus. Nie można nie wspomnieć o cierpieniu Nathana, który bezsilnie musiał patrzeć na cierpienie żony i ze strachem rozmyślał o tym, co będzie. Ta ich miłość i więź, pomimo lekkiego odrealnienia, była naprawdę czymś wspaniałym. Takiej ciepłej i pełnej empatii książki potrzebowałam. Takiego bumu emocjonalnego i Jesteś moim zawsze ten bum mi zapewniła. Nie napiszę, że się nie wzruszyłam i, że łzy nie poleciały, bo poleciały. Co prawda pojawiły się dopiero pod koniec książki, niemniej ważne, że były.

Wiecie… Są takie choroby, które niszczą człowieka, ale również jego bliskich. Odbierają mu nadzieję, kradną czas, siły, wspomnienia. Są złodziejami wszystkiego, co dobre. Ktoś, kogo nie dotyczy ten temat, ponieważ nie stracił bliskich, nie patrzył na ich cierpienie, pewnie nie zrozumie przesłania tej książki. Natomiast sądzę i jednocześnie mam nadzieję, że pozostali je zrozumieją.

Czy polecam? Wrażliwcom i tym, którzy lubią takie historie. Polecam. Warto się z nią zapoznać.