"Zawsze trzeba być ostrożnym z książkami i z tym, co w nich jest, bo słowa mają moc zmieniania ludzi."
Tytuł: Mechaniczny Anioł
Autor: Cassandra Clare
Liczba stron: 440
Rok wydania: 2010
Wydawnictwo: MAG
"Magia jest niebezpieczna, ale miłość jeszcze bardziej.
Kiedy szesnastoletnia Tessa Gray pokonuje ocean, żeby odnaleźć brata, celem jej podróży jest Anglia za czasów panowania królowej Wiktorii. W londyńskim Podziemnym Świecie, w którym po ulicach przemykają wampiry, czarownicy i inne nadnaturalne istoty, czeka na nią coś strasznego. Tylko Nocni Łowcy, wojownicy ratujący świat przed demonami, mogą jej pomóc…
Pierwszy tom trylogii "Diabelskie maszyny", będącej wstępem do świata "Darów Anioła"."
Mechaniczny Anioł leżał na mojej półce już od bardzo dawna. Potem dołączyła do niego zdobyta Mechaniczna Księżniczka, ale jakoś nie byłam gotowa, by sięgnąć po tą historię. Nadal żyłam w świecie Nocnych Łowców z Nowego Jorku, którzy zawładnęli mną totalnie i bałam się, że ta historia albo mnie rozczaruje, albo zatrze wrażenia z Darów Anioła. Jednak doszłam do wniosku, że nie da rady zmącić moich emocji względem poprzedniego dzieła pani Clare i zdecydowałam sięgnąć po prequel Darów. Moje obawy przybrały na sile, kiedy moim oczom ukazał się opis Willa, który swoją postawą i zachowaniem przypominał mi złotowłosego chłopca z poprzedniej serii. Czy się zawiodłam, czy może wręcz przeciwnie, przekonacie się czytając poniższą opinię na temat książki, a ja przejdę już do sedna, nie gawędząc już o moich obawach.
"-[...] Czasami mam ochotę go udusić. -Jak, u licha, się powstrzymujesz? -Idę do mojego ulubionego miejsca w Londynie, stoję, patrzę na wodę, rozmyślam o ciągłości życia, o tym, jak toczy się rzeka, niepomna na nasze małe troski. [...] -To działa? -Niezupełnie, ale potem sobie myślę, że gdybym naprawdę zechciał, mógłbym go zabić we śnie, i wtedy czuję się lepiej."
Trzeba nadmienić, że historia ma miejsce w Londynie w XIX wieku. Na sam początek poznajemy pewną niewiastę, Tessę Gray, która przybywa do Londynu za namową swojego starszego brata Nathana, po stracie swoich najbliższych. Tessa i Nathan są sierotami, których wychowywała ciotka Harriet. Po jej śmierci dziewczyna nie miała gdzie się podziać, a jej brat już wcześniej opuścił ją i ich opiekunkę. Dlatego też przystała na propozycję brata i wyruszyła w nieznane. Po dotarciu na miejsce spodziewała się swojego brata, jednak czekały na nią dwie starsze i groteskowo wyglądające kobiety, którym brat powierzył opiekę nad Tessą, do jego powrotu. Mroczne Siostry, które zabierają Tessę do swojego domu, można by rzec - torturują dziewczynę, wyzwalając jej moc i korzystając z niej, jak twierdzą w słusznym celu. Dziewczyna bowiem jest przygotowywana do pewnej ceremonii. Wykorzystywana i oszołomiona pragnie wydostać się z tego piekła i odnaleźć brata, który jest rzekomo przetrzymywany przez tajemnicze kobiety.
Jak się okazuje, ucieczka nie jest wcale taka prosta jakby się mogło wydawać. Na jej szczęście zjawia się pewien przystojny młodzieniec, który swoją urodą onieśmieliłby niejednego anioła. Jednak Tessa się szybko przekonuje, że anielski wygląd nie ma nic wspólnego z osobowością chłopaka. Otóż przed jej obliczem staje sam William Herondale jeden z najlepszych jak i z najzłośliwszych Nocnych Łowców.
I tutaj wszystko się zaczyna!
Muszę z przykrością stwierdzić, że książka nie wywarła na mnie aż takiego wrażenia jakiego się spodziewałam. Co prawda, od samego początku śledziłam losy Tessy z zapartym tchem, jednak później, gdy już trafiła do Instytutu Nocnych Łowców, nic tak bardzo porywającego się nie działo. Owszem, niektóre dialogi moje oczy pochłaniały pragnąc więcej, ale niektóre mnie nużyły. Co w Mieście Kości mi się nie zdarzyło - całą książkę czytałam z zapartym tchem, śledząc losy bohaterów. Przyczepię się również tego, że pani Clare zbyt mało uwagi poświęciła przedstawieniu realiów XIX-wiecznego Londynu. Sądziłam, że ukaże go w lepszej krasie, a tutaj są tylko suknie z tej epoki, ukazanie kilku manier - podstawowych, i to, że w tamtych czasach jeździło się dorożkami. Jakoś nie w pełni czuję oddanie tego klimatu.
"To w porządku kochać kogoś bez wzajemności, dopóki ten ktoś jest wart miłości. Dopóki na nią zasługuje."
Skoro już się czepiam, to uczepię się postaci Tessy, która z początku zlewała mi się z Clary - trochę nieporadna, trochę zagubiona i rozdarta emocjonalnie. Na starcie właśnie tak myślałam o pannie Gray. Później, kiedy już bliżej przypatrywałam się nie tylko jej uczuciom, ale również i czynom, stwierdziłam, że nie do końca jest taka, za jaką ją miałam na początku. Co nie zmienia faktu, że nadal mam wrażenie, że postacie takie jak: Will i Tessa są bardzo, ale to bardzo podobne do Clary i Jace'a tyle, że ukazane w nieco innych realiach i nieco innym świetle. Nie mam oczywiście tego za złe, wręcz przeciwnie.
Natomiast Will... Will jest postacią, która znowu padła ofiarą pani Clare. Jest cierpiącym, zdystansowanym, złośliwym chłopcem, który jednocześnie odpycha bliskich, jak i łaknie ich czułości. Dlaczego? Otóż jego przeszłość jest owiana dużą dozą tajemnicy i prawdę powiedziawszy, to właśnie jego osoba i jego przeszłość najbardziej mnie interesowały przez całą książkę, chociaż jak dla mnie niewiele było go akurat w tej części (jestem już po skończeniu Mechanicznej Księżniczki, stąd właśnie słowo "akurat").
Kolejną osobą, która skradła moje serce na samym początku jest srebrnowłosy i na pozór kruchy James Carstairs, znany również przez większość książki po prostu jako Jem. Jest on również Nocnym Łowcą, pochodzi z Szanghaju i jest parabatai (bratem krwi) Willa. Co mogę powiedzieć o Jemie? Jest wielkim plusem książki. Zupełnie inna i nietuzinkowa postać z ciekawą przeszłością oraz...Krótką przyszłością. Dlaczego? Tego nie zdradzę, ale ma to związek również z jego wyglądem.
Nie będę opisywała każdej postaci z osobna, wspomniałam o tych moim zdaniem ciekawszych. Jednak muszę wspomnieć, że autorka wykreowała nam ponownie całą gamę różnych i ciekawych bohaterów borykających się nie tylko z demonami świata cieni, ale również z własnymi demonami jestestwa. Charlotte, Jem, Will, Tessa, Sophie, Henry, Jessie oni wszyscy tworzą niebanalną ekipę.
Zatem, czy kreacja bohaterów wywarła na mnie pozytywne wrażenie? Bezapelacyjnie tak.
Jedynie nie czuję tego "zła" w czarnym charakterze, którym jest twórca mechanicznych istot, z pomocą których chce zawładnąć światem Nefilim. A na imię mu...Nie mogę zdradzić, gdyż to kluczowe zaskoczenie! Jednak Podziemni zwą go Mistrzem. Niemniej jednak nie umywa się on do złego charakteru z DA w samej osobie Valentine'a.
Spodziewałam się również większej dawki emocji, niż w rzeczywistości otrzymałam. Były momenty, w których wołałam o pomstę za doznane "przedzawałowe" sytuacje, ale było ich niestety mało, a miały one swój moment głównie pod koniec książki. W dodatku ich inicjatorem był tylko Will, osobiście nie narzekam, że to właśnie on przysparzał mnie o palpitacje serca, niemniej jednak brakowało mi porywu ze strony innych postaci, które mimo iż są wspaniałe, to nie narzucały się moim emocjonalnym doznaniom, a szkoda.
"Każdy ma coś, bez czego nie może żyć."
Na sam koniec mojej opinii pragnę zaznaczyć, że pani Cassandra Clare trzyma poziom. Pierwszy tom Diabelskich Maszyn może nie jest tak świetny, jak Mechaniczna Księżniczka, której opinię przedstawię Wam już niebawem, ale ma to COŚ! Styl autorki nadal jest nienaganny. Książkę czyta się bardzo szybko i z wielką przyjemnością przewracając kartki w poszukiwaniu kolejnych słów, które nami zawładną. Tak więc polecam szczególnie fanom Darów Anioła. Jednak również tym, którzy z Darami się nie spotkali, a uczynić to pragną w przyszłości oraz tym, których interesuje świat Nefilim opisany w sposób ciekawy i trzymający w napięciu od początku do końca.
Książce daję pomimo kilku minusów, jakie zauważyłam 8/10. Jak dla mnie książka jednak ma więcej plusów i jest wspaniałym rozpoczęciem kolejnej ciekawej historii.