środa, 3 maja 2017

"Dziewczyna z piosenki" Chrissy Cymbala Toledo

Dziękuję!

Chrissy, córka pastora z kościoła w obskurnej części Brooklynu, widziała codzienne dramaty ludzi żyjących na ulicy. Niemniej, jej rodzinny dom był prawdziwą oazą ciepła, spokoju i miłości.
 W pewnym momencie coś jednak burzy tę harmonię. Jak gdyby pod wpływem złego czaru, Chrissy coraz bardziej pogrąża się w iluzji, w której wszystko koncentruje się na jednym – zewnętrznej doskonałości. Pragnąc akceptacji, lansuje się na dziewczynę z piosenki i angażuje w toksyczny związek. Tajemnice i kłamstwa sprawiają, że nie poznaje już samej siebie. Co się stanie, gdy dosięgnie dna?
Dziewczyna z piosenki to nie tylko autobiograficzna historia o losach zagubionej dziewczyny i doświadczeniu upadku. To przede wszystkim opowieść o nadziei, która może wyrwać nas z największego zła i poprowadzić ku pełni szczęścia.
Wiecie co? Po tej książce spodziewałam się czegoś lekkiego, przyjemnego... A to, co otrzymałam bardzo mnie zaskoczyło. I to na plus! Nie wiem jak mogłam przeoczyć wzmiankę, że historia ta jest oparta na faktach i napisana przez główną bohaterkę. Z początku treść przypadła mi do gustu, nieco dalej w treść i zaczęły się schody... Nie mogłam zrozumieć poczynań głównej bohaterki. Zastanawiało mnie, co też nią kieruje, że dziewczyna podejmuje tak dziwne decyzje, pogrążając się coraz bardziej. Jednak im bardziej otwierałam się na Chrissy, tym lepiej rozumiałam to, co nią kierowało. Niemniej, nie zmienia to faktu, że sama Chrissy co rusz mnie osłabiała. Cóż, taka jej rola, więc doskonale to rozumiem.

Pragnę zaznaczyć, że książka ta nie należy do lekkich i przyjemnych, jeśli chodzi o samą treść. Co nie znaczy, że książka jest zła, czy słaba... Nie, po prostu jej temat jest dość ciężki i w zasadzie do przyjemnych nie należy, aczkolwiek całość jest na plus. W ogóle ta okładka! Taka dziewczęca i te cudowne pierścionki, chcę takie! Pierwsze co, to właśnie uwagę zwróciłam na samą okładkę, taka ze mnie sroka okładkowa. Przejdę teraz do treści, ale nie będę Wam streszczała książki, więc spokojnie.

Poznajemy małą Chrissy, córkę pastora, grzeczną, ułożoną i oddaną tacie dziewczynkę, której życie będziemy śledzili, aż po dorosłość. Jak mała Chrissy była słodka, tak ta coraz starsza już niekoniecznie. Widzicie, nie wiem czy ta cała opieka rodziców, oddanie Bogu, spowodowało, że dziewczyna dojrzewając, buntuje się temu wszystkiemu. Pragnie być idealna, piękna, zauważalna, niezwykła... Pragnie miłości, oddania, a na mężczyzn patrzy ciągle przez różowe okulary.. Zwłaszcza na  jednego. Po pewnym czasie okazuje się, że kiedy ściągnie okulary, szarość ukochanego, oraz cała reszta ją po prostu przytłacza.

Jeśli chodzi o postać głównej bohaterki, to już wspominałam, że raz ją lubiłam, a raz nie. Takie mieszane uczucia mną zawładnęły. Jeśli chodzi o postaci poboczne, to są one fajnie nakreślone, ale myślę, że autorka mogła ciut bardziej się na nich skupić. Były wzmianki, lekkie opisy, które w zasadzie mało nam mówiły. Jest to chyba jedyny minus, jaki znalazłam, bo pozostałe wątki są na plus. 

Poruszyło mnie to, że ta przygnębiająca, poruszająca i pełna emocji powieść, jest oparta na faktach. Po jej przeczytaniu długo zastanawiałam się nad jej sednem. Nawet jeśli zrobimy coś złego, zmarnujemy kilka "drugich" szans, to jest ktoś, kto zawsze w nas wierzy, ufa nam, pomaga. Może jest niewidzialny, może nie każdy w niego wierzy, ale on tam jest. Tam na górze, obserwuje nas i zawsze ma dla nas pomocną dłoń. Jest to druga powieść o obecności Boga w naszym życiu. I ten wątek wiary, nadziei i miłości, bardzo do mnie przemówił. Ogromny plus!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz