piątek, 30 września 2016

"Urodzeni, by przegrać" Iga Wiśniewska

Mieli się już nigdy nie spotkać. Los jednak chciał inaczej...
 Diana – ukrywa tajemnicę, która nie pozwala jej żyć normalnie. Pięć lat temu przez jej nieuwagę wydarzyła się tragedia. Odtrącona przez rodziców wyjechała na studia do innego miasta, nie potrafi jednak zapomnieć o przeszłości. Kiedyś najbardziej pragnęła przebaczenia. Teraz nie pragnie już niczego.
 Karol – z wyglądu niegrzeczny chłopiec, wychowany „na złej ulicy”, student ekonomii i bokser. Kiedyś, w innym życiu, Diana i Karol spotykali się. Nie traktowali tego poważnie, ale to, co ich rozdzieliło, było śmiertelnie poważne. Pięć lat później wpadają na siebie na studenckiej imprezie. Przypadek? Żadne z nich nie wierzy w przypadki. Szybko okazuje się, że stają się dla siebie bardzo ważni. Czy razem uda im się zbudować wspólną przyszłość? Bez względu na wszystko…
Niezwykła opowieść o młodych ludziach, którzy zdążyli już poznań gorzki i słodki smak życia oraz o ich walce o szczęście.

Pierwsze co, to okładka, która idealnie oddaje klimat tej książki, a co najlepsze - nie odbiega niczym od zagranicznych książek NA. Jak dla mnie jest to bardzo duży plus, bo w końcu pierwsze co, to zwracamy uwagę na wydanie. Drugie, to opis... Może i sugeruje on, iż historia ta jest sztampowa, jakich wiele na rynku, jednak jeśli poznacie treść, to stwierdzicie, że jednak ma to coś. A trzecie... Zakończenie, które zaskoczyło mnie TOTALNIE! 

Przyznaję, że nie znam książek Igi Wiśniewskiej i obawiałam się, że "Urodzeni, by przegrać" będzie przesłodzoną powieścią, w której autorka będzie się siliła na dramaty - już kilka takich książek polskich autorek mam za sobą i nie wspominam ich dobrze. A tutaj zaskoczenie! Kurczę, no nie spodziewałam się, że aż tak ta powieść mi się spodoba, złapie za serce i zaskoczy. Naprawdę jestem pod wrażeniem, bo może i nie jest to wielce oryginalna książka, to i tak bardzo, ale to bardzo mi się podobała.

Już sam początek książki sugerował, że polubię postać Karola i będę łaknęła jego historii. Kiedy poznałam Dianę było podobnie, chociaż zdarzyło jej się jeden, czy dwa razy mnie wkurzyć swoim zachowaniem. Podoba mi się kreacja tej dwójki. Podoba mi się również to, jak autorka umiejętnie, krok po kroku przedstawiała ich tajemnicę z przeszłości. Chociaż w zasadzie nie tyle tajemnicę, co dramat, który kiedyś w ich życiu się rozgrywał, co rzutowało na to, jacy teraz są. Sponiewierani przez życie, próbujący się pozbierać... Chcący normalnie i szczęśliwie żyć. 

"Urodzeni, by przegrać" porównać mogę do słodko - gorzkiej pigułki, którą czytelnik przełknie. Dlaczego? Dlatego, że bywają zabawne i wesołe momenty, ale jest też sporo tych poruszających i smutnych. Cieszę się, że autorka nie siliła się ani na przesłodzoną miłość, ani na dramaty. Wszystko jest wyważone i w punkt, co sprawia, że treść jest prawie realna, a bohaterowie prawdziwi. Książka "Urodzeni, by przegrać" bardzo mi się podobała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz