Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Podwieczność. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Podwieczność. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 6 marca 2016

"Podwieczność. Wieczna więź" Brodi Ashton


Dziękuję!
„Wieczna więź” jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń zawartych w powieści „Podwieczność” - pierwszym tomie tej serii.
Nikki Beckett mogła jedynie patrzeć, jak jej chłopak, Jack, poświęca się, by uratować jej życie, na wieczność zajmując jej miejsce w Tunelach Podwieczności. Ten dług powinien być jej. Teraz żyje pożyczonym życiem i nie ma pojęcia, jak poradzić sobie z poczuciem winy. A każdej nocy Jack pojawia się w jej snach – zagubiony, zdezorientowany i coraz słabszy. Nieważne jak bardzo sięga po jego dłoń, nigdy jej nie znajduje.
Zdesperowana, by znaleźć odpowiedzi, Nikki zwraca się do Cole’a – nieśmiertelnego, który chce uczynić ją swoją królową…i który jest ostatnią osobą skłonną jej pomóc. Nikki jednak porusza jego serce i Cole zgadza się jej pomóc w jedyny sposób, w jaki może: osobiście zabierając ją do Podwieczności...

Przyszedł czas na kontynuację przepięknie wydanej serii "Podwieczność". Pierwszy tom miałam okazję czytać dwa lata temu i z początku ciężko było mi przebrnąć przez karty powieści. Niemniej później było tylko lepiej. Zastanawiałam się czy "Wieczna więź" będzie trzymała poziom, a może będzie lepsza? Na pewno okładka jest w klimacie tej z pierwszego tomu, a kolory są takie piękne, że bardziej mi się podoba tom 2. A jak z treścią?

Na sam początek stwierdzić muszę, że wyrosłam chyba z tego typu powieści. Chociaż często sięgam po stricte młodzieżówki, to sytuacja, gdzie bohaterka nie wie kogo wybrać - częsty trójkąt miłosny - jest męcząca i zarazem mało realna. Ale to książka, wiem. Zdaję sobie z tego sprawę, że mało ma wspólnego z realnością, zwłaszcza, że jest w niej wątek paranormalny. Niemniej szczerze przyznaję, że treść mnie nie powaliła. Owszem piękno poświęcenia, jakie ukazała nam autorka jest ujmujące. Mitologia, którą uwielbiam - jest świetnie przedstawiona i urozmaicona. Tylko cała reszta niestety słaba.

Bohaterowie nie zmienili się nic, a nic... A ja lubię, kiedy postać przechodzi pewną widoczną zmianę na kartach powieści. Kiedy ja wraz z nim mogę odczuć to, co zmienia się w jego uczuciach, osobowości, kiedy dojrzewa na moich oczach. Niestety Nikki jaka była, taka nadal jest. Ani nie stała się odważniejsza, ani bystrzejsza, a już tym bardziej dojrzała. Często mnie drażniła i ciężko było mi się z nią zżyć. Szkoda, że tak mało Jacka, którego bardzo polubiłam. Cole? W zasadzie ten chłopak był mi przez cały czas obojętny, a w pierwszej części ciągle mnie intrygował. Brakowało mi tej iskry w postaciach. Mogłabym rzec - iskry życia.

Co za tym wszystkim idzie... Dialogi nie były porywające, a fabuła była przewidywalna. Owszem w książce dużo się działo, akcja była całkiem dynamiczna i w ogólnym rozrachunku książka jest całkiem dobra, ale nie lepsza od jedynki. Cieszę się jednak, że miałam okazję ją przeczytać, bo kontynuacja wiele wyjaśnia, znajdujemy w niej odpowiedzi na nurtujące nas pytania.

Komu polecam serię "Podwieczność"? Głównie nastolatkom, chociaż w zasadzie każdy pewnie znajdzie w niej coś dla siebie. 

piątek, 25 lipca 2014

"Posępna litość", "Podwieczność" oraz "Dziewczyna w stalowym gorsecie"


Podczas małych porządków w mojej biblioteczce odkryłam trzy książki, które łączą co najmniej dwa elementy na okładce. Raz: czerwona suknia, dwa: nastoletnia, smukła bohaterka. Zapytałam Was na Facebooku, którą książkę mi polecacie. Zdania - jak zawsze - były podzielone. W ostateczności padło na "Posępną litość"  i to od niej zaczęłam. Później sięgnęłam po "Podwieczność", a na końcu - najmniej głosów zebrała "Dziewczyna w stalowym gorsecie". Dzisiaj postanowiłam zrobić taką zbiorczą i krótką opinię na temat tych trzech tytułów. Zacznę od pierwszego przeze mnie przeczytanego.

"Posępna litość"
Robin LaFevers


Po co być owcą, skoro można być wilkiem.
 Zakłamanie, żądze i zdrada.
 Sam bóg śmierci naznaczył 17-letnią Ismae niezwykłym brzemieniem i zdolnościami.
 Jako assassin, może uchronić swój lud przed zatraceniem i zdradą. Jednakże, aby tego dokonać, musi zabijać. Nawet tych, których kocha.
„Noszę ciemnoczerwone piętno, biegnące od lewego ramienia po prawe biodro, ślad po truciźnie, którą matka dostała od znachorki, by pozbyć się mnie ze swego łona. Według znachorki, fakt, że przeżyłam, to nie żaden cud, a znak, że zostałam poczęta przez samego boga śmierci”

Muszę Wam się przyznać, że jest to najlepsza książka z tych trzech, wymienionych wyżej. Wciągnęła mnie od samego początku. Żałuję tylko tego, że nie zapoznałam się z nią wcześniej... Dużo wcześniej. W końcu zakonnica zabójca? Hello! Zakonnica? Zabójca? Sami przyznajcie. Spotkaliście się z zabójczą zakonnicą? Serio. Muszę przestać się powtarzać, ale... Zakonnica zabójca? Dobra! Już kończę. Już przechodzę na tryb: poważny ręcęzęt. 

Pokrótce: pomysł na książkę nie okazał się jakoś wybitnie oryginalny, bo przecież nastoletnich bohaterek cała masa (a to dziwne, co nie?). Zwłaszcza tych pokrzywdzonych przez los, które muszą dzielnie radzić sobie z trudami świata codziennego. O zabójcach też już wiele napisano, nawet o tych nastoletnich (może nie było o zabójczych zakonnicach... Dobra. Dość!), ale jednak temat powielany. Niemniej bohaterka "Posępnej litości" ujęła mnie swoim sposobem bycia. Swoją osobowością i prawdziwością (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi). Ismae ma to coś, czego nie da się nie lubić. Nie zapomnę wspomnieć o nim... Mężnym, sprawiedliwym i oddanym sprawie... Drogie panie, poznajcie Gavriela Duvala. Swoją drogą, wcale się nie dziwię, że Ismae straciła dla niego głowę. Lubię takie postaci męskie, jak Gavriel. Konkretny mężczyzna, z konkretną misją i konkretnym charakterem. Jednym i krótkim zdaniem: konkret facet. Ot, co!

Akcja powieści toczy się w Bretanii w XV wieku. Pełna jest intryg, knowań, zdrad, tajemnic i... Śmierci. Autorka zadbała o to, by czytelnik się nie nudził. Nie obyło się również bez wątku romantycznego, jednak nie przyćmiewa on ważniejszych aspektów książki. Jest jedynie miłą otoczką całości. 

Pierwszy tom cyklu "Jego nadobna zabójczyni" uważam za bardzo udany i z pewnością zapoznam się z kolejnym tomem, który nosi tytuł "Mroczny triumf".

"Podwieczność"
Brodi Ashton


Zeszłej wiosny Nikki Beckett zniknęła w podziemiu zwanym Podwiecznością.
 Teraz wróciła do swojego dawnego życia, do rodziny i chłopaka. Ma tylko sześć miesięcy na to, by pożegnać się, nim Podwieczność upomni się o nią – tym razem już na zawsze.
 Sześć miesięcy na to, aby znaleźć odkupienie, jeśli ono w ogóle istnieje.
 Nikki pragnie spędzić te cenne miesiące, zapominając o podziemiu, a jednocześnie próbuje ponownie zbliżyć się do swojego chłopaka, Jacka, którego kocha najbardziej na świecie. Istnieje tylko jeden problem: Cole, który śledzi Nikki z Podwieczności aż na Powierzchnię. Cole chce przejąć tron w podziemiach i jest przekonany, że to Nikki jest kluczem do jego sukcesu. I zrobi wszystko, aby ją ściągnąć do podziemi, jako swoją królową.
Czas Nikki na powierzchni zbliża się ku końcowi, a jej sytuacja wymyka się spod kontroli. Dziewczyna pragnie znaleźć sposób na oszukanie losu i uniknięcie powrotu do Podwieczności, gdzie czeka ją nieśmiertelność u boku Cole’a…

Następnie wzięłam się za "Podwieczność", która otwiera trylogię w której znajdziemy wątek zaczerpnięty z greckiej mitologii. Ja ogólnie przepadam za mitami, czy to greckimi, nordyckimi czy celtyckimi. Dlatego, kiedy przeczytałam, że niniejsza pozycja jest oparta na motywach zaczerpniętych z mitologii, nie mogłam przejść koło niej obojętnie. Sami rozumiecie...

W tej pozycji akcja nie mknęła w takim tempie, jak w "Posępnej litości". Szczerze powiedziawszy czasami wiało nudą, a i wydarzenia były przewidywalne. Co więcej... główna bohaterka niespecjalnie przypadła mi do gustu. Nie wiem, może to przez to, że tak szybko się poddała. Może temu, że okazała się słaba... Niemniej jednak, stopniowo się do niej przekonywałam w wyniku czego, pod koniec (w końcu) zapałałam do niej sympatią. Jak zapewne wiecie (albo i nie wiecie) - nie przepadam za trójkątami miłosnymi, które można spotkać niemalże w każdej książce młodzieżowej. Tutaj oczywiście i bez tego się nie obyło... Jednakże! Jednakże nie okazał się on tak przytłaczający, irytujący i słaby, jak się tego spodziewałam. Rzekłabym, że jest on do przełknięcia. 

Autorka świetnie poradziła sobie z motywem mitu o Persefonie, bogini Podziemia (tutaj Podwieczności), Hadesie i Demeter. Bardzo podobało mi się przeniesienie tej historii do teraźniejszości, co więcej - autorka nie zrobiła z tego kiczowatej opowiastki. Nie "upiękniła" jej, dzięki czemu mit nie stracił na swojej wartości. Duży plus dla autorki, zwłaszcza, że "Podwieczność" jest jej debiutem. Aż się nie chce wierzyć!

Książka o rozpaczy, cierpieniu, miłości i bolesnej stracie... Jednak przede wszystkim o nadziei.

"Dziewczyna w stalowym gorsecie"
Kathryn Smith (Kady Cross)


Skrzyżowanie epoki wiktoriańskiej z X-Menami
 Szesnastoletnia Finley Jayne nie ma nikogo i niczego za wyjątkiem pewnej rzeczy, która znajduje się w jej wnętrzu.
 Ciemna strona bohaterki sprawia, że jest ona zdolna zabić. W dodatku bardzo mocnym ciosem. Tylko jeden człowiek widzi magiczną aurę otaczającą dziewczynę.
Powieść osadzona w XIX wiecznej Anglii, która przenosi czytelnika w świat pełen przygód.

I oto książka, przez którą nie potrafiłam przebrnąć do końca. Od pierwszego rozdziału nie zapowiadała się dobrze. Nie wciągnęła mnie. Nie zaskoczyła. Nie porwała... Nie będę się tutaj rozwodziła nad całością, bo być może w połowie nastąpiłby pewien przełom typu: wow! Ale fantastyczna książka. Jednak jestem realistką i sądzę, że jeśli nie zaciekawiła mnie w ciągu tych 120 stron, to nie zaciekawi mnie po przekroczeniu tej magicznej liczby. 

Postaci... Jak one miały na imię? Pamiętam jedynie Sama, który był najbardziej wyrazistą postacią, jaką uraczyła mnie autorka. Reszta poszła w zapomnienie. Niestety, ale autorka nie postarała się w tworzeniu postaci. Nie poczułam z nimi tej więzi, jaką odczuwam z postaciami innych książek. Może właśnie dlatego książka do mnie nie przemówiła? A może dlatego, że akcja nie jest ciekawa... 

Wiem natomiast jedno. Po kontynuacje nie sięgnę.