niedziela, 29 listopada 2015

Zdobycze listopadowe!


Dzisiaj przychodzę do Was z moimi nowościami książkowymi, jakie zawitały w mojej zacnej biblioteczce domowej, w listopadzie.  Tak wiem, sporo ich jest, ale połowa z nich już przeczytana ;) Gdzieś wyczytałam (naprawdę nie pamiętam gdzie, chyba fb) "jak można tyle książek tygodniowo/miesięcznie przeczytać. Skąd się bierze na to czas? Nie ma się normalnego życia?" Otóż jeśli ktoś szybko czyta i przyswaja treść, nie ogląda za wiele, bądź w ogóle tv, to spokojnie da się dużo książek czytać. Nie ma spiny, naprawdę. A przy tym normalnie funkcjonować, pracować, zajmować się obowiązkami domowymi, spotykać się ze znajomymi. Wystarczy dobra organizacja czasu :)

Nie przedłużając, oto stosiszcze listopadowe!


Z Krakowskich Targów Książkowych udało mi się przywieźć aż dwie książki. Już gdzieś wspominałam, że "promocje" to jedna z rzeczy, jaka się nie udała. "Dziewczyna z pociągu" w twardej oprawie! oraz "Co ze mnie zostało" u Papierowego Księżyca. Nabyłam też masę ebooków, które staram się czytać na zmianę z papierowymi. Przechodząc dalej...
Katarzyna Bonda - "Tylko martwi nie kłamią", "Sprawa Niny Frank" (niebawem recenzja) oraz "Florystka" - do recenzji.
"Stigmata" - do recenzji, przeczytana.
"Serce ze szkła" - do recenzji.
"Ostatni dzień roku" - jw [KLIK]
"Utopce" - finalny egzemplarz [KLIK]
"Mistery" - upolowany w Biedronce
"Red Rising. Złota krew" i "Złoty syn" - do recenzji. Pierwszy tom przeczytany i nawet zrecenzowany już dawno, jeszcze jako pierwsze wydanie [KLIK]. A drugi czytam.
"Anioł burz" i "Złodziejska magia" - marzyły mi się i w końcu mam. Szkoda, że nie w twardej oprawie, ale nie gardzę! Pierwszy tom przeczytany. Niebawem recenzja. Od Galerii Książki.
"Posłuchaj, a zrozumiesz" - [KLIK]
"Niezwyciężona. Pojedynek" - przeczytana, muszę pozbierać myśli i napisać opinię ;)
"Skok" - od Fabryki Słów
"Zima koloru turkusu" -  z wymiany. Pierwsza cześć bardzo mi się spodobała.

I na koniec klimat z Kosogłosa ;)

czwartek, 26 listopada 2015

Zapowiadam Wam Księżycowe nowości!

Dzień dobry, cześć i czołem!

Dawno nie było zapowiedzi, a że w najbliższym czasie wychodzi (bądź już wyszło) tyle świetnych nowości, to aż grzech o nich nie wspomnieć! 

Papierowy Księżyc

Jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie książek!

Premiera: 5 grudnia 2015
Tytuł: Rok Szczura. Wędrowniczka
Autor: Olga Gromyko
Stron: 450

Ledwo co parę tygodni temu Ryska była zwykłą wiejską dziewczyną, którą od rówieśniczek odróżniały wyłącznie zdolności widzącej, czyli umiejętność dokonania najlepszego wyboru.

A teraz tuła się po drogach i wiesiach w towarzystwie Żara, młodego złodziejaszka – przyjaciela z dzieciństwa i Alka – gadającego szczura, którego największym życzeniem jest zmienić się z powrotem w człowieka.

I wszystko byłoby dobrze (a przynajmniej względnie dobrze), gdyby nie to, że dokonane dawno temu wybory często miewają nie do końca spodziewane a równocześnie daleko idące konsekwencje...


Już w sprzedaży!
Tytuł: Drugie kuszenie płomienia
Autor: Jeaniene Frost
Stron: 400

„Drugie kuszenie płomienia” jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń zawartych w powieści „Pierwszy dotyk ognia” – pierwszym tomie tej bestsellerowej serii.

Paranormalne zdolności Leili zawodzą ją i dziewczyna nie wie, co niesie ze sobą przyszłość. Na domiar złego jej kochanek, Vlad, zaczyna trzymać ją na dystans. Chociaż jest zwykłą śmiertelniczką, jest również nowoczesną kobietą, która nie zgadza się wiecznie znosić chłodnego zachowania, szczególnie ze strony przystojnego wampira, który wciąż nie chce przyznać, że ją kocha. To jak wybór między wieczną miłością, a wiecznością bez miłości.

Wkrótce okoliczności posyłają Leilę z powrotem na cyrkowy festyn, gdzie ma miejsce tragedia. A kiedy znajduje się na celowniku zabójcy, który może być bliżej niż jej się wydaje, Leila musi zdecydować, komu ufać: ognistemu wampirowi, który rozpala jej zmysły jak żaden inny, czy udręczonemu rycerzowi, który pragnie być kimś więcej niż przyjacielem? Przy czającym się na każdym kroku niebezpieczeństwie wystarczy tylko jeden ruch, by skazać ją na wieczne potępienie.


Już w sprzedaży!
Tytuł: Wieczna więź
Autor: Brodi Ashton
Stron: 400

„Wieczna więź” to drugi tom niezwykle pięknej i romantycznej trylogii o miłości, stracie i nieśmiertelności, opartej na motywach zaczerpniętych z mitologii.

Nikki Beckett mogła jedynie patrzeć, jak jej chłopak, Jack, poświęca się, by uratować jej życie, na wieczność zajmując jej miejsce w Tunelach Podwieczności. Ten dług powinien być jej. Teraz żyje pożyczonym życiem i nie ma pojęcia, jak poradzić sobie z poczuciem winy. A każdej nocy Jack pojawia się w jej snach – zagubiony, zdezorientowany i coraz słabszy. Nieważne jak bardzo sięga po jego dłoń, nigdy jej nie znajduje.

Zdesperowana, by znaleźć odpowiedzi, Nikki zwraca się do Cole’a – nieśmiertelnego, który chce uczynić ją swoją królową…i który jest ostatnią osobą skłonną jej pomóc. Nikki jednak porusza jego serce i Cole zgadza się jej pomóc w jedyny sposób, w jaki może: osobiście zabierając ją do Podwieczności.

Nikki, Cole i Max, członek zespołu Cole’a, schodzą do Podwieczności jedynie po to, by przekonać się, że ich podróż będzie o wiele trudniejsza niż oczekiwali… i śmiertelnie groźna. Od Jeziora Krwi i Winy po zwodnicze sztuczki Syren i niepokonane mury ognia i skał, cała trójka znajdzie niejeden powód, by poddać się i zawrócić. Jednak Nikki przysięgła, że nie spocznie, póki nie uratuje Jacka. Nawet, jeśli oznacza to poświęcenie z jej własnej strony.

Już w sprzedaży!
Tytuł: Rozkaz zagłady
Autor: James Dashner
Stron: 420

„Rozkaz zagłady” to  prequel bestsellerowej trylogii „Więzień labiryntu”.

Co się stało zanim Thomas i reszta Streferów znaleźli się w labiryncie? Jak rozwijała się Pożoga? Jak i dlaczego w ten sposób potoczyły się losy bohaterów i całego świata? Jakie pułapki tym razem przygotował dla czytelników James Dashner?

Sądzili, że koniec świata już nastąpił.
Zanim powstał Dreszcz, zanim zbudowano Strefę, zanim Thomas znalazł się w Labiryncie, rozbłyski słoneczne wypaliły powierzchnię Ziemi, zabijając większość populacji globu.
Najgorsze dopiero nastąpi.
Mark i Trina byli tam, gdy to się stało. Przetrwali. Ale teraz wśród ocalałych szerzy się wirus. Wirus, który sprawia, że ludzie wpadają w morderczy szał. Nie ma leku. Nie ma dokąd uciekać. Są przekonani, że istnieje sposób, aby uratować tych, którzy ocaleli – jeśli uda im się przeżyć. Bo w tym nowym, spustoszonym świecie każde życie ma swoją cenę. A dla niektórych jesteś więcej wart martwy niż żywy.
Koniec to zarazem początek.

Już w sprzedaży!
Tytuł: Stacja jedenaście
Autor: Mandel Emily St. John
Stron: 400


Wstrząsająca, niesamowicie przejmująca Stacja Jedenaście to powieść, której akcja toczy się w ponurych czasach po upadku cywilizacji i przedstawia niezwykłą historię hollywoodzkiego gwiazdora, jego niedoszłego ratownika oraz wędrującej grupy artystów, przemierzającej zniszczone tereny Wielkich Jezior i gotowej oddać wszystko w imię sztuki i człowieczeństwa.

Pewnej zimowej nocy znany aktor, Arthur Leander, umiera na zawał serca podczas wystawiania Króla Leara. Były paparazzi, Jeevan Chaudhary, szkolący się teraz na ratownika medycznego, jest na widowni i rusza Arthurowi na pomoc. Dziecięca aktorka, Kirsten Raymonde, obserwuje w przerażeniu jak Jeevan próbuje bez skutku uratować aktora. Arthur umiera. Tej samej nocy, kiedy Jeevan wraca z teatru do domu, rozprzestrzenia się straszliwy wirus.

Mija piętnaście lat. Kirsten jest aktorką wędrującą z Podróżującą Symfonią. Ta mała grupa artystów przechadza się między osadami tego nowego, odmienionego świata i razem wystawia dzieła Szekspira oraz gra muzykę dla tych nielicznych, którzy przeżyli epidemię. Z boku ich karawany oraz wytatuowana na ramieniu Kirsten, widnieje kwestia ze Star Treka: „Samo przetrwanie nie wystarcza”. Kiedy jednak Symfonia dociera do St. Deborah Przy Wodzie, napotyka tam nieobliczalnego proroka, wykopującego puste groby dla tych, którzy odważyli się opuścić jego osadę.

Ta wzruszająca, melancholijna powieść, której akcja rozgrywa się na przestrzeni wielu lat, wyjątkowo realistycznie przedstawia życie przed i po epidemii. Stacja Jedenaście skupia się na relacjach, które dają nam siłę przetrwania, na znaczeniu sztuki w naszym życiu i na ulotnym pięknie otaczającego nas świata.

Już w sprzedaży!
Tytuł: Kroniki dziwnego królestwa. Tom 1. Przekraczając granice
Autor: Pankiejewa Oksana
Stron: 520

„Przekraczając granice” to pierwszy tom niezwykle złożonego cyklu fantasy, który spodoba się wszystkim fanom Olgi Gromyko. Oksana Pankiejewa stworzyła tak barwny i rozbudowany świat, że jego odkrywanie jest prawdziwą gratką dla miłośników gatunku.

"Kroniki Dziwnego Królestwa" to cykl urzekający humorem, mnogością wątków i postaci, wędrówkami między światami równoległymi, złożonością intryg i tajemnic oraz niepowtarzalnym stylem, który czyni obcowanie z prozą Oksany Pankiejewej niepowtarzalną czytelniczą przygodą.

Jeśli przypadkiem traficie do równoległego świata, gdzie spotkacie elfy, mężnych rycerzy i królów, nie sądźcie, że trafiliście do świata baśni i od tej pory będzie cudownie. Skoro w poprzednim życiu wszystko było u was nie „jak u normalnych ludzi”, to dlaczego teraz miałoby się to zmienić? Stare problemy pozostały i jeszcze dołączyły do nich nowe.

Dwudziestoletnia studentka Olga, znalazłszy się w królestwie Ortanu, nadal nie ma chłopaka, ani porządnej pracy, a do tego jeszcze musi walczyć z kopcącym piecem, obowiązkowym noszeniem spódnicy do kostek i czepeczka – cóż począć, średniowiecze! I do tego wszystkiego nigdzie nie ma kawy! Zainteresowanie sympatycznego króla Szellara również sprowadza na nią kłopoty – zazdrosne damy dworu, z których każda widzi siebie jako przyszłą królową, knują przeciwko ekscentrycznej „przesiedlence”. Kto wie, może król się z nią ożeni, a wtedy żegnaj korono! Najlepiej wszystko zakręcić tak, by bezczelną dziewuchę złożono w daninie smokowi.

Czujecie się zainteresowani powyższymi nowinkami?

wtorek, 24 listopada 2015

"Dar morza" Diane Chamberlain


Dziękuję!

Wcześnie rano w dniu swoich jedenastych urodzin Daria Cato na plaży koło swojego domu w Karolinie Północnej znajduje niewiarygodny dar morza: porzuconego noworodka. Tożsamości maleńkiej dziewczynki nie udaje się odkryć i zostaje ona adoptowana przez rodzinę Darii. Ale jej tajemnice nadal dręczą Darię.
Teraz, dwadzieścia lat później, Shelly jest niezwykłą, eteryczną młodą kobietą, którą Daria nadal ochrania. Kiedy jednak Rory Taylor, przyjaciel Darii z dzieciństwa, a obecnie producent telewizyjny, wraca, by na prośbę Shelly zrobić program o okolicznościach jej przyjścia na świat, w miasteczku Kill Devil Hills zachodzi dziwna zmiana.
Im więcej pytań zadaje Rory, tym większy niepokój ogarnia małą społeczność, bo ściśle chronione sekrety i grzechy tamtego lata sprzed wielu lat zaczynają wydobywać się na światło dzienne. Tajemnica dziecka, tego „daru morza”, zostaje fragment po fragmencie ujawniana, a jest to tajemnica, na spotkanie z którą nikt zainteresowany – ani Shelly, ani Daria, ani nawet Rory – nie jest przygotowany.
Prawda zawsze zmienia przyszłość.
Czy chciałabyś poznać prawdę?
Co byś zrobiła?

Okładka najnowszej książki Chamberlain podoba mi się najbardziej ze wszystkich, jakie dotychczas ukazały się w polskim wydaniu. Kolory są stonowane, ciepłe, przez co i sam czytelnik spodziewa się ciepłej historii. I chociaż nie do końca jest ona wesoła, to jednak można w niej znaleźć ciepłe aspekty. Chociażby miłość i oddanie swojej rodzinie czy przyjaciołom. Natomiast smutnym wątkiem, jest wątek główny... Porzucone nad brzegiem morza niemowlę. Swego rodzaju samotność, zagubienie, chęć zdobycia odpowiedzi na wiele pytań typu: dlaczego? Co skłoniło matkę, do tak okropnego czynu? Czy nie można było zrobić tego inaczej?

Mimo, iż książka nie wywołała we mnie łez, to swego rodzaju żal na pewno. Chamberlain potrafi w sposób ujmujący przekazać czytelnikowi historię, którą spisała na kartach powieści. Robi to w sposób prawdziwy, często nie owijając w bawełnę i za to ją lubię. Nie koloruje nam rzeczywistości rozgrywającej się na kartach powieści, nie przesadza z dramatem. Wszystko jest dawkowane, często zaskakujące... Podoba mi się to, jak autorka buduje napięcie i dozuje czytelnikowi moc tajemnicy, podrzucając maleńkie tropy, po czym i tak na sam koniec zaskakuje go całkowicie. 

Jednym słowem, jeśli jesteście fanami smutnych, dramatycznych i obyczajowych historii, to z pewnością nie zawiedzie Was "Dar morza". Ja jestem pod wrażeniem i z niemałym zainteresowaniem czekam na to, co też następnym razem zaserwuje nam Diane Chamberlain.

Jest to moje kolejne spotkanie z twórczością Chamberlain. Autorką, której historie pokochało wiele kobiet. Nie ma czemu się dziwić, skoro w swoich powieściach, Chamberlain porusza życiowe, wzruszające tematy. Jej styl porównałabym do stylu Jodi Picoult, czy samego Nicholasa Sparksa - oczywiście na plus, ponieważ obojgu udało się mnie oczarować swoimi powieściami.

sobota, 21 listopada 2015

"Ostatni dzień roku" Katarzyna Misiołek

Dziękuję!

Patrząc na okładkę, można się nieźle pomylić co do samej treści. Przyznam, że kiedy pierwszy raz ją ujrzałam, pomyślałam sobie, że będzie to taka typowa obyczajówka, jakich na rynku wydawniczym jest wiele. Niemniej jednak, kiedy zagłębiłam się w treść, odkryłam coś zupełnie innego...

Tytuł jest adekwatny do samej treści, ponieważ główna bohaterka, Monika, znika w ostatni dzień roku, w którym rozgrywa się powieść. Wychodzi z domu bez torebki, bez komórki... Nie zostawia żadnego listu. Po prostu znika. Nikt nie wie dlaczego, co się stało, gdzie się podziewa. Czy gdzieś wyjechała? Ktoś ją porwał? Ktoś zrobił jej krzywdę? Przecież była szczęśliwą mężatką, kochaną córką i siostrą. Miała dobrą pracę... Co się stało z Moniką?

Mijają pełne rozpaczliwych poszukiwań dni, tygodnie i miesiące. Rodzina zaginionej szuka jej wszędzie: w sektach, szemranych spelunach ze striptizem, za granicą. Zgłaszają się anonimowi życzliwi, których jedyną motywacją jest szansa na wyłudzenie paru groszy. Historią młodej mężatki, która przepadła bez śladu, zaczynają się interesować media. Przy okazji na jaw wychodzą skrzętnie dotąd ukrywane rodzinne tajemnice, a cały dotychczasowy, bezpieczny świat głównej bohaterki bezpowrotnie się rozpada. Magda dowiaduje się, że kilka miesięcy przed zaginięciem siostra usiłowała popełnić samobójstwo. Słyszy też od matki, że tato nie jest biologicznym ojcem Moniki. Dziewczyna stara się być podporą dla zrozpaczonych rodziców i pogrążonego w depresji szwagra, sama jednak kompletnie traci kontrolę nad własnym życiem. Rzuca studia, zrywa z chłopakiem i włóczy się po nocach, wikłając w przypadkowe znajomości z mężczyznami, jakby chciała się ukarać za to, że jej siostrę spotkał tak okrutny los. Mija rok i półtora. Pomimo pracy kilku detektywów, pomocy jasnowidzów i starań całej rodziny po dziewczynie wciąż nie ma śladu. Ale nadzieja umiera ostatnia, a w oczekiwaniu na cud zawsze jest cień nadziei.

Powiem tak, pierwsze (około) sto stron było wciągające. Powiedziałabym nawet, że świetne. Ten element dramatu okraszonego tajemnicą i małą dozą czegoś strasznego, był nie tyle ujmujący, co przekonujący. Miałam nadzieję, że książka będzie utrzymana w tym tonie do samego końca. Niemniej, gdzieś, coś zaczęło się psuć... Magda (siostra Moniki), której oczami przemierzaliśmy stronice powieści zaczęła mnie irytować. Jak wcześniej pałałam do niej dużą dozą sympatii, tak gdzieś powoli ta sympatia malała. Może przez jej niedojrzałe zachowanie? Może przez to, że ciągle się nad sobą użalała i oczekiwała, że inni również będą się nie tyle nad nią, co nad sobą użalać. Ileż można? Ja rozumiem, że to, co spotkało tę rodzinę jest czymś okropnym. Ta niewiedza, ciągła nadzieja, że Monika gdzieś tam jest, że wróci... Niemniej, takie "radzenie" sobie z tą traumą, z tym żalem, jakie zaserwowała nam Magda nie jest czymś, co ja aprobuję, nie przekonało mnie to.

Pomysł i wykonanie jak najbardziej na plus. Chociaż autorka mogła się bardziej skupić na tym wątku zaginionej Moniki, a nie na tych jednopoziomowych uczuciach, jakimi zarzucała nas Monika. Chciałam więcej tego dreszczyku emocji, napięcia, które trzymałoby mnie do samego końca w swoich szponach. A tutaj otrzymałam monotematyczność. Magda smutna. Magda zraniona. Magda sama nie wie czego chce. I tak w kółko. Sądzę, że gdyby Katarzyna Misiołek poświęciła więcej uwagi na wątek Moniki, wyszłoby to o wiele bardziej na plus. Jednak to jest moje zdanie. Widziałam kilka opinii, które wskazywały na to, że odbiorca był zachwycony powieścią i sądzę, że wielu z Was może się zachwycić "Ostatnim dniem roku"; tego Wam życzę.

Książka jest fajnie napisana. Przez treść się po prostu płynie. Porusza bardzo ważny temat, który (niestety) zawsze będzie na czasie, ponieważ coraz więcej osób ginie w nieznanych okolicznościach. Rodzina i przyjaciele ich poszukują, często bez rezultatu. Nie chciałabym się znaleźć w podobnej sytuacji, a ta książka z jednej strony sprawiła, że poczułam się jakby Monika była moją siostrą. Z drugiej zaś strony autorka pokazała mi, że nie wolno tracić ani chwili, trzeba spędzać jak najwięcej czasu z bliskimi i docenić to, że się ich ma. I pomimo kilku minusów, i tak bardzo mi się podobała i czytałam ją z niemałą przyjemnością. Chociaż coś z tym zakończeniem nie do końca wyszło...

wtorek, 17 listopada 2015

"Śmiertelne maski" Jim Butcher

Dziękuję!

Harry Dresden, jedyny profesjonalny mag detektyw w Chicago, ma powód do zadowolenia - interesy idą świetnie. Ale ma też powód do zmartwień - pojedynek z diukiem Ortegą z Czerwonego Dworu i kradzież całunu, który posiada ogromną magiczną moc. Nie wspominając o powrocie dziewczyny Harry'ego, półwampirzycy Susan...

Jakiś czas temu mogliście poczytać o mojej literackiej i platonicznej miłości do Akt Dresdena. Nic się w tej kwestii nie zmieniło, a może ociupinkę bardziej polubiłam twór Butchera. 

Jak to na okładce napisano "Doskonała humorystyczna fantasy" - nie sposób się z tym nie zgodzić. Humoru w niej bez liku, a sam główny bohater (jak i postaci drugoplanowe) są the best! 

Tym razem Harry Dresden wkopał się w tarapaty wagi życia i śmierci. Właściwie, Harry uwielbia ładować się w tarapaty... Nic dziwnego, skoro podejrzane typy lgną do niego jak magnes. Do naszego maga detektywa, z prośbą odnalezienia Całunu Turyńskiego zwraca się pewien ksiądz. Można pomyśleć, bułka z masłem, co to jest, odnaleźć taki Artefakt. Wszystko byłoby okay, gdyby w kradzież nie były zamieszane demony. I to nie byle jakie demony. Dodatkowo pojawia się Susan, półwampirzyca, była dziewczyna Harry'ego. Naprawdę w tej części nie idzie się nudzić. Non stop coś się dzieje. Walki, magia, kreatury nie z tego świata, pożądanie, miłość... Praktycznie wszystko, czego dusza zapragnie.

W poprzedniej notce na temat "Krwawych rytuałów" wychwalałam świat przedstawiony, postaci, humor i styl, jakim posługuje się Jim Butcher, więc powiem tylko: rewelacja. I na tym pozwolę sobie poprzestać. Zauważyłam również, że miłośników Butchera, zarówno w naszym kraju, jak i poza jego granicami jest cała masa. Nic dziwnego, w końcu to świetny pisarz, który stworzył świetny cykl fantasy.

Jeśli szukacie czegoś z tak zwanym powerem, czegoś, co sprawi, że nawet przez minutę nie będziecie się nudzić... To nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zachwalić i polecić wam Akta Dresdena. Z tomu na tom jest coraz lepiej! 

poniedziałek, 16 listopada 2015

"Na imię mi Zack" Mons Kallentoft i Markus Lutteman

Dziękuję!

Na imię mi Zack to pierwszy tom serii "Herkules" autorstwa pisarskiego duetu: Mons Kallentoft i Markus Lutteman
Wszyscy bohaterowie zrodzili się z tragedii.
Leży w ciemnościach. Kiedy chce wstać, uderza się w głowę. Próbuje usiąść, ale to niemożliwe.
Chropowate drewno.
Z każdej strony.
To trumna? Pogrzebali mnie żywcem?
Próbuje poruszać nogami; zauważa, że może nimi swobodnie przebierać.
Zawadza o coś udami. Wygląda na to, że nogi wystają ze skrzyni.
Co to takiego? Gdzie ja jestem?
Słychać warczenie.
W mieszkaniu w Sztokholmie zostają znalezione cztery brutalnie zamordowane Azjatki. Piątą, poważnie okaleczoną, ktoś porzuca pod szpitalem. Obrażenia kobiety wskazują, że została zaatakowana przez psy.
Dwudziestosiedmioletni Zack robi błyskotliwą karierę w policji. W ciągu dnia jest pełnym pasji nadkomisarzem w Jednostce do Zadań Specjalnych. W nocy ucieka od rzeczywistości, ćpając po klubach. Dobrze wie, że długo tak się nie da, ale bolesne wspomnienia z dzieciństwa sprawiają, że wciąż balansuje na skraju przepaści. Po piętach depczą mu śledczy z wydziału spraw wewnętrznych. A on wspólnie z koleżanką po fachu próbuje rozwiązać zagadkę najpotworniejszych morderstw we współczesnej historii Szwecji. Czy mają do czynienia z chorobliwą nienawiścią do kobiet, rasizmem, a może z handlem ludźmi? Pewne jest jedno: zginą kolejne kobiety, jeżeli nie uda im się odnaleźć mordercy.

Zacznę od tego, że jak nigdy nie miałam parcia na kryminały, tak teraz czytałabym je i czytałabym. Kryminał musi być jednak niebywale dobry, żebym chciała doczytać go do końca. W przypadku książki "Na imię mi Zack" nie wiem jak ja do tego doszłam, że cały czas byłam przekonana, iż to książka młodzieżowa. Nie pytajcie, sama się z siebie śmieję. Ale powiem Wam, że bardzo się cieszę, że otrzymałam taką, a nie inną historię. Jestem bardzo usatysfakcjonowana dawką zbrodni, jaką zaserwował mi duet pisarski Mons Kallentoft oraz Markus Lutteman. Powiem: panowie, czapki z głów, głównie za Zack'a!

Jak już wyżej wspomniałam, kryminał musi być niebywale dobry. Ktoś pewnie zapyta: no dobra, niebywale dobry, ale co to znaczy? A znaczy to tyle, że musi nas trzymać od samego początku, do samego końca w napięciu. Musi sprawić, że będziemy chcieć rozwiązać sprawę wraz z bohaterami, a sprawa w "Na imię mi Zack" nie jest łatwa, a czasami nawet mrożąca krew w żyłach. I po trzecie, musi być przekonujący. A od siebie dodam, że i bohaterowie muszą nas do siebie przyciągać. I właśnie to wszystko ma niniejsza powieść.

Jak ja się cieszę, że nie jest to jednotomowa historia! O tym zapewne powinnam wspomnieć na samym początku, ale co tam. "Na imię mi Zack" to tom rozpoczynający serię "Herkules", której już jestem wielką fanką. Zakończenie pierwszego tomu było idealnym wstępem do kontynuacji, na którą mam nadzieję - nie będę musiała długo czekać.

Sama nie wiem jak mam określić główną postać... Zack nie należy do postaci, które można wrzucić do określonego, tak zwanego "wora". Jest pełen sprzeczności. Nie jest to typ słodziaka, chociaż... Kurczę, czasami nim się staje. Głównie jednak jest takim twardzielem, który często podejmuje się ryzykownych akcji, często przy tym ocierając się o śmierć. Coś w stylu "przybijam żółwika Panu/Pani z Kosą". Jest to zabawny, narwany, dwudziestosiedmioletni chłopak, który wiele przeszedł w swoim życiu. Chłopak, którego bardzo polubiłam, bo nikogo nie udaje. Możecie się ze mnie pośmiać, bo tak mówię o postaci fikcyjnej, ale sądzę, że zapalony czytelnik, zapalonego czytelnika zrozumie. 

I na koniec te zbrodnie. Wiele opisów było tak obrazowych, że... Dużo brutalności, krwi i tego typu rzeczy. Dlatego nie polecam młodszym czytelnikom. Trochę drażniło mnie wymienianie tych wszystkich marek i nazw z metek, ale zauważyłam, że skandynawscy autorzy lubują się w takich niepotrzebnych detalach. Niemniej jest to jedyny i malusieńki minusik, jaki mogłam znaleźć w książce.

piątek, 13 listopada 2015

"Summoner. Zaklinacz. Początek" Taran Matharu


Potrafi przywoływać demony, ale czy zdoła wygrać wojnę?
 Fletcher, uczeń wioskowego kowala, odkrywa przypadkiem w sobie rzadki wśród ludzi talent do przyzywania żyjących w innym wymiarze demonów. Fałszywe oskarżenia o zbrodnię zmuszają chłopaka do ucieczki z rodzinnej wsi. Wraz ze swym własnym demonem, Ignatiusem, Fletcher trafia do Akademii Vocanów, gdzie podobnie jak on utalentowani młodzi ludzie ze wszystkich warstw społecznych królestwa studiują sztukę zaklinania magicznych istot. Wyczerpujący kurs ma na celu wykształcić studentów na magów bojowych, którzy dołączą do wojsk królestwa Hominum toczących krwawą wojnę z dzikimi, bezlitosnymi hordami orków. Tymczasem jednak nad nowymi przyjaźniami chłopaka zbierają się ciemne chmury. Wśród uczniów akademii narasta rywalizacja. Mając pewne oparcie jedynie w Ignatiusie, Fletcher musi dokonywać wielu trudnych wyborów. W dodatku coraz więcej wskazuje, że w rękach chłopaka spocznie los całego królestwa…

Ostatnio trafiają w moje łapki same rewelacyjne książki z wątkiem fantasy. Normalnie żyć, nie umierać. A omawianego dzisiaj Summonera pokochałam patrząc na samą okładkę. Treść mnie powaliła na kolana i... Ja chcę drugi tom! Teraz, już natentychmiast!

Tak polubiłam historię jaką stworzył Matharu, że ciężko mi napisać niniejszą opinię. Sama nie wiem, co w niej zawrzeć, i żeby to jeszcze wszystko miało ręce i nogi... Spróbuję, bo aż grzech nie napisać nic o tej książce, która na pewno skradnie serce niejednemu czytelnikowi. Ot co!

Wiedziałam już nieco, czego się spodziewać. Głownie mam na myśli to, że domyślałam się, iż będzie tutaj dużo magii  i interesujących momentów, ale również to, że będę śledziła poczynania nastoletniego chłopaka. Poprzeczkę postawiłam wysoko, a Matharu wraz ze swoją książką ją przeskoczył w bardzo dobrym stylu. Mam za sobą naprawdę ogrom powieści z wątkiem fantasy i wiem czego w takich powieściach szukać. Przede wszystkim główny bohater musi posiadać tak zwane to "coś". W zasadzie, w większości takich powieści, albo w większości tych, które ja czytałam, głównymi bohaterami są nastolatkowie. Nie przeszkadza mi to tylko wtedy, kiedy bohater nastoletni wykazuje swoim postępowaniem dojrzałość emocjonalną. I tutaj Fletcher, główna postać w Zaklinaczu jest nakreślona bardzo fajnie. Fletcher to dojrzały, pracowity i odważny chłopak, który posiada szereg zasad, którym jest wierny.

W książce "Summoner. Zaklinacz" nie tylko Fletcher jest wyrazistym bohaterem... Nie. Jest ich cała masa, począwszy od orków, przez krasnoludy, a na elfach skończywszy, albo właściwie nie skończywszy, bo sądzę, że autor nas jeszcze zaskoczy! Nie mogę zapomnieć o Ignatiusie, którego pieszczotliwie nazywam Ignasiem. O kim mowa? A widzicie na okładce tego słodkiego, czerwonego stworka? To demon. Aczkolwiek, jeśli się nie zaczepia jego i jego pana, to jest niegroźny. Chyba. 

Zaznaczę również, że "Summoner" jest debiutanckim utworem Taran Matharu. Wielkie wow i w ogóle pokłon. Już kilka razy spotkałam się z debiutanckim dziełem, które wywołało u mnie ciary i niewątpliwie ten tytuł należy do niniejszego grona. Wyobraźnia na ogromną skalę. Wykorzystanie jej bardzo owocne. 
W zasadzie nie ma tu się czemu dziwić, skoro autor na platformie wattpad.com, gdzie publikował rozdziały o Fletcherze i zdobył tym samym... UWAGA! 7 milionów czytelników. Sukces ogromny. Mam nadzieję, że i w Polsce ta książka odniesie taki sukces, bo ja chcę, żeby u nas wydano każdą jedną część o zaklinaczach. Zresztą sami zrozumiecie, jak przeczytacie. 

Wiem, jestem nudna. Ostatnio wiele książek Wam zachwalam i polecam. Mam to ogromne szczęście, które sprawia, że w moje ręce wpadają (dobra passo trwaj!) świetne powieści. Dlatego z całym sercem polecam Wam ten fenomenalny debiut. Kupujcie, czytajcie i zarażajcie wszystkich wkoło miłością do Zaklinacza. 

środa, 11 listopada 2015

"Utopce" Katarzyna Puzyńska



Dziękuję!
Upalne lato tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego czwartego roku na zawsze pozostanie w pamięci mieszkańców odciętej od świata wsi Utopce. To wtedy ofiarą krwiożerczego wampira padły dwie osoby. Wśród przepastnej puszczy pełnej leśnych duchów łatwo jest uwierzyć w działanie sił nadprzyrodzonych. Czy gwałtowna śmierć obu ofiar naprawdę jest dziełem upiora? A może to któryś z mieszkańców wsi miał swoje powody, żeby zabić?

Trzydzieści lat później sprawę rozwikłać muszą Daniel Podgórski i kontrowersyjna Klementyna Kopp. Perturbacje w życiu prywatnym śledczych utrudniają dotarcie do prawdy. Czy uda im się odkryć tożsamość mordercy? A może tylko obudzą przyczajonego przez lata wampira i nic nie będzie już w stanie powstrzymać nadchodzącego zła?

„Utopce” to piąty tom sagi kryminalnej o policjantach z Lipowa.Opowieści o Lipowie łączą w sobie elementy klasycznego kryminału i powieści obyczajowej z rozbudowanym wątkiem psychologicznym. Porównywane są do książek Agathy Christie i powieści szwedzkiej królowej gatunku, Camilli Läckberg.

Katarzyna Puzyńska, dotąd nieznana mi postać.
Katarzyna Puzyńska, odtąd autorka, której książki muszę mieć na swojej półce. Wszystkie!

Tak, wiem. Zaczęłam przygodę z cyklem "Lipowo" od środka. Co zrobić. Nie miałam wcześniej o niej pojęcia. Dopiero niedawno zostałam uświadomiona o tym, jak wiele straciłam, nie zapoznając się z tomem pierwszym. Ale spokojnie, nadrobię to! Przejdę teraz do opisania pozytywów niniejszej pozycji. A jest ich sporo. Nie pytajcie o negatywy, bo takowych nie znalazłam. 

Utopce, to taka mała miejscowość, a dobitniej mówiąc - dziura zabita dechami. Ludzie znają się na wylot, a przesądy, bieda i religijność są tam na porządku dziennym. Pewnego dnia dochodzi do szokującego incydentu, który zapoczątkuje lawinę nieszczęść. Wieść niesie, że w Utopcach pojawił się wampir! Chociaż pojawił, to przesadzone słowo. Na jednej działce dokopano się (przez przypadek) do drewnianego wieka trumny, w której spoczywały szczątki "wampira". Skąd wiadomo, że wampir? Ano, wszystko przez ułożenie szczątek i cegły spoczywającej w ustach nieboszczyka. Jak legenda głosi, tak chowało się wampiry. Jakiś czas później ginie dwoje ludzi. Wszyscy oczywiście oskarżają wampira. Czy jednak na pewno mają rację? I tutaj wkraczają specjaliści, którzy dążą do prawdy za wszelką cenę.

Już dawno nie zdarzyło mi się zarwać nocy z książką. "Utopce" czyta się z taką zachłannością, że chce się ją połknąć na raz. A potem się żałuje, że tak szybko zagadka rozwiązana, że tak pospiesznie chciało się zakończyć przygodę z bohaterami. Przygodę pełną napięcia, emocji, dreszczyku grozy i tej chęci rozgryzienia twardego orzecha, jakim poczęstowała nas sama autorka.

Sherlock Holmes może się schować, bo do akcji wkraczają Daniel, Emilia i Klementyna!

Bardzo polubiłam postaci, jakie wykreowała Puzyńska. Każda z nich jest jedyna w swoim rodzaju. Różnią się od siebie pod wieloma względami i właśnie to, czyni ich tak wyrazistymi. Nie dajcie się jednak zwieźć, że to oni wiodą tutaj prym. Moim zdaniem cała gama postaci, jakie nakreśliła autorka są interesujące i  czytelnik stopniowo zagłębiając się w życie każdej z nich, stwierdza, że drugoplanowi bohaterowie są równie dobrzy, co pierwszoplanowi. To jest jeden z ważnych elementów, których ja szukam w książkach.

Kolejnym elementem jest zaskoczenie. Autorka tak świetnie zagmatwała całą akcję, że wcielając się w jednego z detektywów, nie lada gratką jest dla nas odnalezienie prawdziwego czarnego charakteru. Zwłaszcza, że każdy ma coś na sumieniu i, każdy jest podejrzany. Mówiąc "zagmatwała", nie mam na myśli, że można się pogubić w treści, ależ skąd! Świetnie prowadzona akcja, która coraz bardziej się zagęszcza, a przy tym tak klarownie i obrazowo przedstawiona. Lubię to!

Reasumując. Polecam. Polecam. Polecam. Ja się nie zawiodłam, a jeśli Wy lubicie tajemnicze historie z dreszczykiem emocji, to również się nie zawiedziecie.

niedziela, 8 listopada 2015

"Krwawe rytułały" Jim Butcher

Dziękuję!

Harry’emu trafiały się już gorsze zlecenia niż praca tajemnego agenta na planie filmu dla dorosłych. Na przykład uskakiwanie przed płonącymi małpimi odchodami. Albo stanięcie twarzą w liść z chodzącą rośliną-potworem. Mimo to najnowsza sprawa zapowiada się bardzo niepokojąco. Producent filmu uważa, że jest celem zabójczej klątwy entropijnej – ale to otaczające go kobiety umierają w coraz bardziej widowiskowy sposób.
Harry dał się w to wciągnąć wyłącznie za namową Thomasa – zaprzyjaźnionego wampira, flirciarza i zarozumialca, któremu nie do końca może ufać. Thomas ma w całej sprawie jakiś własny interes, Harry
jednak nie jest w stanie go przejrzeć, a tymczasem tropy prowadzą wprost do seksownych krewnych wampira. Odkrycie szkieletu w rodzinnej szafie Thomasa na zawsze zmieni jego życie.

Na samym początku niniejszej notki, wspomnę, że mam ogromny żal do samej siebie, że wcześniej nie zapoznałam się z Aktami Dresdena. Dlaczego?! Wystarczyły mi trzy pierwsze strony, żeby z góry stwierdzić, iż książka jest świetna. I nie, nie przesadzam. Ona naprawdę jest świetna. Musicie sami przeczytać, żeby przekonać się na własnej skórze o jej świetności (stanowczo za wiele słowa: świetność).

Jakąż przyjemnością było poznanie Harry'ego Dresdena, niezwykłego maga detektywa. Będę się teraz zachwycała kreacją tejże postaci, która oczarowała mnie swoją osobowością (pewnie rzucił na mnie czar, w końcu to mag!). A tak poważnie, to bardzo lubię takie sympatyczne postaci, które swoimi tekstami rozwalają system. Naprawdę, Harry jest taką wyszukaną perełką, którą Butcher stworzył i, którą wielu czytelników pokochało. Jak nie pokochać tej zawadiaki? No jak?! Próbowałam mu się oprzeć, no ale, próby spaliły już na starcie, bo jak wspomniałam na samym początku, już pierwsze trzy strony sprawiły, że zapałałam niemałą sympatią do tej postaci...

Swoją drogą, wydawnictwo Mag lubi wydawać dobre książki (gdyby ktoś jeszcze nie wiedział), ale zauważyłam, że często w tych książkach znajduję postaci, które trafiają do grona moich ulubionych. Są bardzo zabawne, charyzmatyczne, wyraziste, nie dają sobie w kaszę dmuchać, są sprytne i sarkastyczne. Baaardzo lubię takich bohaterów, bo z nimi nie sposób się nudzić.

Upodobałam sobie również świat, w jakim toczy się seria Akta Dresdena. Niby realia, a jednak istnieją wampiry, demony, magowie i innego rodzaju postaci nadprzyrodzone. Nie musze chyba wspominać, że to również kręci mnie w książkach. Oczywiście jeśli jest smacznie i tak świetnie przedstawione, jak w książkach Jima Butchera.

Kolejnym plusem będzie język i ta lekkość przedstawienia niniejszej historii. Czułam się jakbym oglądała film. Czytanie "Krwawych rytuałów" było nie lada gratką. Cieszy mnie niezmiernie fakt, że na podstawie tej serii powstał serial o nazwie "Akta Dresdena", z którym na pewno się zapoznam, jak już przeczytam całą serię, albo przynajmniej większość tomów niniejszego cyklu.

Co tutaj dużo mówić: polecam Wam gorąco nie tylko "Krwawe rytuały", ale całą serię o magu detektywie, który jest nieznośnie uroczy. Ot co! Ja sama muszę zaopatrzyć się we wcześniejsze tomy, które spokojnie można czytać oddzielnie, ponieważ każdy opowiada o innych wydarzeniach. A jeśli obawiacie się, że będziecie się czuć zagubieni, to nie ma się czego bać, bo autor wyjaśnia na bieżąco powiązania z innymi istotami, czy wydarzeniami, więc śmiało można czytać serię nie po kolei. Aczkolwiek jeśli macie możliwość, to zacznijcie od jedynki. Na pewno zapragniecie więcej i więcej, a to skutkuje częstymi wizytami w księgarni czy bibliotece. Zapewniam!

sobota, 7 listopada 2015

"Czy wspominałam, że Cię kocham?" Estelle Maskame



Dziękuję!
Rodzice Eden Munro rozwiedli się już kilka lat temu, i od tego czasu dziewczyna nie widziała swojego ojca. Teraz jedzie z Portland do Santa Monica w Kalifornii, by spędzić lato z nim i jego nową rodziną: żoną i jej trzema synami, z których każdy jest obdarzony silnym charakterem. Najstarszy z nich, Tyler Bruce, to zbuntowany nastolatek o wybuchowej naturze i wybujałym ego, kompletne przeciwieństwo przyrodniej siostry. On i jego paczka biorą Eden pod swoje skrzydła, pozwalając jej doświadczyć zupełnie nowych dla niej przeżyć – imprez, plażowania i… łamania zasad. Tyler pozostaje dla niej zagadką, a im bardziej stara się go rozgryźć, tym mniej o nim wie i tym bardziej czuje, że rodzi się między nimi coś więcej. A przecież nie powinna interesować się swoim przyrodnim bratem w ten sposób. To zakazane!
Ale jak powstrzymać uczucia, których nie da się opanować?
Książka Estelle Maskame, to taka typowa młodzieżówka. Sięgnęłam po nią, ponieważ chciałam przeczytać coś lekkiego i niezobowiązującego. Coś, przy czym nie będę musiała za bardzo myśleć - tak, wiem jak niefajnie to brzmi. Niemniej, "Czy wspominałam, że cię kocham?" idealnie sprawdziła się na tę daną chwilę. Chociaż sądzę, że jest to powieść, na tak zwany "raz", więc jeśli szukacie, bądź spodziewacie się po niej czegoś głębszego, to... Szukajcie dalej. 

Omawiany w tym tekście tytuł przywiódł mi na myśl "O krok za daleko" autorstwa Abbi Glines, gdzie wątek jest niemal identyczny. Jednak porównując te dwie powieści: niebo a ziemia. Maskame o wiele lepiej stworzyła swoją powieść, a przede wszystkim postaci. Jak w "O krok za daleko" główna postać bardzo mnie irytowała, tak w "Czy wspominałam, że cię kocham?" dużo mniej. To samo tyczy się obiektu westchnień głównej bohaterki. 

Główny temat może niektórych razić. Wiecie, dziewczę zakochało się w swoim przyrodnim bracie. Ale zaraz, zaraz! Przecież nie łączą ich żadne więzy krwi, ani żadna zażyłość z dzieciństwa. Jeśli więc z tej strony patrzeć, to wszystko powinno być ok. Aczkolwiek, ja rozumiem, że nie każdy będzie na tyle tolerancyjnie podchodził do tej sprawy i na starcie skreśli niniejszy tytuł. Sądzę jednak, że warto dać szansę czemuś nowemu.

Wiecie co, ja ogólnie nie przepadam za tego typu miłostkami, ale zapewne gdybym miała dużo mniej lat, sądzę, że mogłaby mi się bardzo podobać. I dlatego też polecam ją głównie nastolatkom.

środa, 4 listopada 2015

"Playlist for the dead. Posłuchaj, a zrozumiesz" Michelle Falkoff

Dziękuję!

Najpierw była impreza. Potem bójka. Następnego ranka Hayden, najlepszy przyjaciel Sama, nie żyje. Zostawił tylko playlistę z dołączonym liścikiem: "Dla Sama – posłuchaj, a zrozumiesz". Chcąc poznać prawdę o tym, co się wydarzyło, Sam musi polegać na piosenkach z listy i własnych wspomnieniach. Z każdym kolejnym utworem jednak uświadamia sobie, że jego pamięć nie jest tak wiarygodna, jak sądził. I że uda mu się poskłada historię swojego przyjaciela z rozrzuconych kawałków tylko wtedy, gdy wyjmie z uszu słuchawki i otworzy oczy na ludzi dookoła. I że to może zmienić jego własną historię.

Dzisiaj premierowo!

"Playlist for the dead. Posłuchaj, a zrozumiesz" jest trzecią książką, która opowiada o samobójstwie nastolatka, jaką ostatnio miałam okazję czytać. Trzecią równie poruszającą, jak dwie poprzednie. Owszem, poruszany w niej temat jest ciężki, ale bardzo prawdziwy. Nie ma tutaj zabawnych anegdotek, głupawych postaci... Jest przemyślany wątek, który utkwi w pamięci każdego czytelnika. I właśnie to, tak bardzo mi się podoba. Historia, która mnie poruszy. Historia, która utkwi w mojej głowie. 

Wiecie co jest najlepsze? Każda z tych trzech książek, które czytałam się od siebie różni. Każda jest inaczej przedstawiona. "Playlist for the dead" jest oryginalna dzięki temu, jak całą historię zobrazowała nam autorka. Plus za tajemniczość i za tych kilka wskazówek, dzięki którym mogliśmy sami dążyć do prawdy. Co takiego wpłynęło na decyzję Haydena? Co nim kierowało? I tym podobne. Michelle Falkoff co jakiś czas podrzucała nam poszlakę, dzięki której mogliśmy się nieco pogłowić i spróbować zrozumieć motywy kierujące chłopcem, który targnął się na swoje życie. Ale nie tylko... 

Postać Sama jest główną postacią w niniejszej pozycji, ale ja bardziej zżyłam się z Haydenem, którego historia bardzo mnie poruszyła. Nie zrozumcie mnie źle, Sam również jest fajną postacią i to dzięki niemu odkrywamy, co się wydarzyło. Jednak jakoś nieszczególnie się z nim polubiłam. Drugoplanowe charaktery również odgrywają ważną rolę w powieści, bo mają wiele wspólnego z wydarzeniami, które miały miejsce w przeszłości Haydena i Sama. Dlaczego o nich wspominam? Ponieważ warto zaznaczyć, że cała gama tych wszystkich postaci jest barwna i różnorodna. Są czarne charaktery, te szare i... Chciałoby się napisać "te białe", ale niestety... W tej książce nie ma podziału na : czarny i biały. Jest w niej wiele szarości, a to czytelnik decyduje czy te szarości są bardziej w stronę białą, czy czarną. I to jest kolejny plus powieści Falkoff.

Co jeszcze mi się spodobało? Tytuły piosenek z playlisty Haydena, które rozpoczynały każdy rozdział. Wiele z tych utworów znam i kiedy takowy się pojawił, kiwałam głową z aprobatą. Hayden miał gust co do muzyki, to trzeba mu przyznać. 

Teraz przychodzi czas na to, czy i komu polecam tę powieść. Nie jest to powieść lekka i niezobowiązująca - to na pewno. Dlatego polecam ją osobom, które nie szukają byle czego. Osobom, które lubią dokopywać się do sedna sprawy... W zasadzie mogłabym ją polecić każdemu, bo mnie bardzo się podobała. Tak więc wybór należy do Was.


wtorek, 3 listopada 2015

"Bohater wieków" Brandon Sanderson


Dziękuję!

Czy zabicie Ostatniego Imperatora, by obalić Ostatnie Imperium, było właściwym krokiem? Wraz z powrotem zabójczej formy wszechobecnych mgieł, wzmagającymi się opadami popiołów i coraz potężniejszymi trzęsieniami ziemi, Vin i Elend zaczynają mieć wątpliwości. Przed wieloma laty Zniszczeniu – jednej z pierwotnych istot, które stworzyły świat – obiecano prawo do unicestwienia wszystkiego, co istnieje. Teraz, gdy Vin została podstępem nakłoniona do uwolnienia go ze Studni Wstąpienia, Zniszczenie pragnie wyegzekwować swoje prawo.
Nie wiem czy się cieszyć, czy smucić, że to już koniec. Zrobię więc to i to. Cieszę się, że miałam możliwość poznać cykl "Ostatnie imperium". Była to niesamowita przygoda, pełna fantastycznej akcji i zupełnie nowego świata. Pokochałam ten cykl i smutno mi z tego powodu, że to już koniec. Nie będzie moich cudownych bohaterów. Etap zamknięty. Ale mam ten luksus, że będę mogła do nich wrócić i zacząć przygodę z Vin i Elendem od samego początku. Będę mogła przeżyć to wszystko na nowo i zapewne na nowo ujrzę wiele rzeczy, których nie dostrzegałam wcześniej. Brandonie Sanderson, uwielbiam Twoje dzieło!

Jeśli macie ochotę, zapraszam do zapoznania się z moją opinią na temat poprzednich tomów:


Tak wiele działo się w poprzednich tomach, że myślałam, iż autor już nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Jak bardzo się myliłam! Sanderson ma niewątpliwy talent twórczy. Naprawdę (już wspominałam to kilka razy) mam wielki szacunek do tego pisarza, który w niesamowity sposób i z niesamowitą lekkością rozkochał mnie w swoich dziełach. 

Postaci od samego początku mnie do siebie przekonały, gdyż są bardzo wyraziste. Co prawda autor ich nie oszczędza, rzucając im pod nogi kłody coraz większych rozmiarów. Ba! Nawet uśmiercił kilka z nich. Bardzo podoba mi się to, że nie są jednowymiarowe. Przechodzą duże zmiany, zarówno w wyglądzie, jak i w zachowaniu. Ich charaktery się umacniają - jeśli mogę to tak określić - co nadaje historii swoisty "smaczek". Dlatego jeśli chodzi o kreację bohaterów, to oceniam ją bardzo wysoko.

Świat przedstawiony w cyklu "Ostatnie imperium" jest światem fantastycznym (wiem, Ameryki nie odkryłam). Jako czytelnik, który pochłaniał/pochłania w głównej mierze większość książek fantasy, sądziłam, że nic mnie już nie zaskoczy. Kolejny raz się myliłam! Allomancja, to coś, z czym nie miałam wcześniej styczności. Brandon Sanderson ma ogromne pokłady wyobraźni i umiejętnie je wykorzystuje.

W książkach fantasy jest wiele tak zwanych "opisówek" miejsc, historii, legend itp. Ja ogólnie nie przepadam za przydługimi opisami, jednak jeśli są one ciekawe, to wciągają mnie bardzo, przez co chcę jeszcze i jeszcze. Na szczęście Sanderson wie jak pisać, żeby zniewolić czytelnika swoim "piórem". Dlatego z przyjemnością zatraciłam się w opisach oraz dialogach. W "Ostatnim imperium" jest dużo powagi, ale i sporo humoru. Inteligentne dialogi i interesująco przedstawiony krajobraz oraz obraz postaci. Nic dodać, nic ująć. Naprawdę nie jestem w stanie przedstawić Wam najmniejszego minusa tej powieści, ponieważ żadnego nie znalazłam. Dlatego...

Gorąco polecam Wam ten cykl. Jeśli lubujecie się w fantasy, spodoba Wam się seria "Ostatnie imperium". 

poniedziałek, 2 listopada 2015

"To przez ciebie!" Mhairi McFarlane


Dziękuję!

Niesamowicie śmieszna powieść o tym, jak radzić sobie z życiem, które ciągle rzuca ci kłody pod nogi.
Czy jeden esemes może wywrócić świat do góry nogami? Jeszcze jak!
Trzydziestotrzyletnia Delia postanawia coś zmienić w swoim długim związku z Paulem i nieoczekiwanie oświadcza mu się na moście. Paul jest kompletnie oszołomiony. W pobliskim barze ukradkiem wysyła esemes, który trafia do Delii – przez pomyłkę.
Esemes przeznaczony dla Tej Drugiej…
To dopiero początek serii niepowodzeń, porażek i wpadek. Jednak dystans do siebie i poczucie humoru pozwalają Delii pokonać niejeden życiowy zakręt.
Patrząc na sam tytuł i okładkę, wiedziałam, że ta książka będzie zabawna i, że podczas jej lektury uśmieję się po pachy. Wyraziste, powiedziałabym nawet, że komiksowe kolory rzucają się w oczy i ciężko przejść obok niej obojętnie. W dodatku opis z tyłu książki, który wskazuje, że będzie to śmieszna powieść... Nie trzeba mi więcej!

"To przez ciebie!" jest rewelacyjną książką na poprawę humoru. Jest komedią pisaną. Jest... Po prostu brak mi słów na to, jak dobrze się przy niej bawiłam. Bardzo, ale to bardzo potrzebowałam właśnie takiej powieści. Czegoś, co sprawi, że zaśmieję się w głos, wzruszę i znowu zaśmieję. Taka zdrowa huśtawka nastrojowa. 

Książka McFarlane, którą dzisiaj Wam przedstawiam, jest książką, której treści tak łatwo nie zapomnicie. Już sama główna bohaterka należy do oryginalnych, coś na wzór Bridget Jones. Delia jest przebojowa, nieporadna, wesoła, wyrazista, zabawna... Same ochy i achy, nie sposób jej nie pokochać. Raz, jedyny raz straciłam do niej cierpliwość, ale nie zdradzę kiedy, bo nie chcę psuć Wam zabawy poznania tej cudownej bohaterki. 

Poznajcie Delię. Trzydziestoletnią kobietę, która oświadcza się swojemu mężczyźnie, po czym w ten sam dzień z nim zrywa, odkrywając nieprzyjemną prawdę o swoim związku. Delię, która ma bezpieczną, ale dość nudną i nieprzyszłościową pracę. Jednak dzięki pewnemu zadaniu, które zleca jej szef nawiązuje interesującą znajomość. Wszystko byłoby dobrze, gdyby... Chwilę później nie straciła pracy, przez właśnie tę znajomość. Jak widzimy, Delię dopadło pasmo szczęść i nieszczęść w jednym. Dlatego nasza bohaterka postanawia zmienić swoje dotychczasowe życie i przeprowadza się (na jakiś czas) do swojej przyjaciółki, która mieszka w Londynie. A tam to się dopiero zacznie! Nowe znajomości, nowa praca, a może nawet nowa miłość? Kto wie.

"To przez ciebie!" jest książką ciepłą, zabawną, sympatyczną. Jest lekturą skierowaną głównie dla płci pięknej i to właśnie jej gorąco polecam zapoznanie się z niniejszą pozycją. Na pewno Wam się spodoba i miło spędzicie z nią czas. Tak, jak ja.