poniedziałek, 29 lutego 2016

"Kamień i sól" Victoria Scott


Dziękuję!
Jak daleko się posuniesz, by przeżyć?
 Tella ma za sobą przerażającą przeprawę przez dżunglę i pustynię. Nie może się już wycofać. W kolejnych etapach wyścigu zmierzy się z ukrytymi niebezpieczeństwami oceanu, mrożącym oddech górskim zimnem oraz… nowymi, pokrętnymi zasadami wyścigu.
 Co jednak, jeśli niebezpieczeństwo leży jeszcze głębiej? Jak można ufać komukolwiek, skoro wszyscy mają jakieś sekrety? Co zrobić, gdy osoba, na której najbardziej polegasz, nagle przestaje cię wspierać? Jak wybrać między jednym życiem a drugim?
Wyścig dobiega końca. Wystartowało stu dwudziestu dwóch uczestników. Kiedy Tella i ci, którzy przeżyli, stają do ostatniego etapu, jest ich zaledwie czterdziestu jeden… i tylko jedna osoba może zwyciężyć.
Oszałamiający thriller Victorii Scott sprawi, że twój puls przyspieszy!
Dzisiaj przyszedł czas na kontynuację książki "Ogień i woda", a mianowicie "Kamień i sól". Szata graficzna bardzo ładna, chyba większości się podoba. Podoba mi się w niej to, że nawiązuje do treści, może nie jest to najważniejsze, ale jednak ja uważam to za plus. Pierwszy tom był moim zdaniem taki niepozorny, mało znany (przynajmniej mojej osobie), a okazał się rozpoczęciem naprawdę godnej uwagi serii. Podoba mi się to, że zaskoczył mnie pozytywnie. Bywa tak, że kontynuacje są, albo lepsze od tomów pierwszych, albo gorsze. Są też takie, które są na równi z "jedynką". I właśnie "Kamień i sól" pd początku oceniłam, jako godną kontynuację.

Wiele się naczytałam i nasłuchałam, że ta seria jest podobna do osławionych "Igrzysk śmierci". W zasadzie mam wrażenie, że teraz każda książka tego typu jest do nich porównywana. W mojej ocenie NIESŁUSZNIE! Igrzyska to igrzyska i  naprawdę nie ma sensu porównywać do nich wszystkiego. W opinii poprzedniego tomu zaznaczyłam, że owszem da się wyczuć pewne podobieństwa, ale bez przesady. Cykl "Ogień i woda" jest interesujący, ma oryginalne elementy - albo nazewnictwo i definicje, jak kto woli. Nie jest słodką powieścią, nie należy też do takich przy których się wynudzimy. Ciągle coś się dzieje... Jest, krew, pot i łzy. Każdy z bohaterów walczy o życie, swoje, przyjaciół i jednej osoby, dla której wziął udział w Piekielnym wyścigu. Rozpoczyna się trzeci etap wyścigu... I choć, wcześniejsze etapy dawały w kość, to ten będzie jeszcze intensywniejszy, niebezpieczniejszy i trudniejszy... 

Podoba mi się, że autorka nie owija w bawełnę i nie chucha, i dmucha na swoje postaci. Nie stworzyła wyidealizowanego świata i bohaterów. Jest walka o przetrwanie i ktoś ginie, ktoś zostaje ranny, ktoś cierpi. Może i brzmi to okrutnie, ale jeśli taki jest zamysł, to nie może być sielanki, przynajmniej tego właśnie oczekiwałam i to otrzymałam. 

Były słabe momenty, zwłaszcza kiedy główna bohaterka chciała wszystkim udowodnić, że jest twardzielką i po dziesięć razy autorka o tym wspominała. A wystarczyłoby może ze dwa razy wspomnieć. Te jej rozterki i przemyślenia nie były spójne z kreacją jej postaci. Przynajmniej takie jest moje wrażenie. Gdyby nie te fochy i pokazywanie, że ona tutaj "rządzi", albo w zasadzie chce rządzić, wszystko byłoby dobrze. W takich właśnie momentach myślałam sobie "dziecko drogie, tyś taka kruchutka, naiwniutka i głupiutka, DAJŻE JUŻ SPOKÓJ!" Właściwie tylko tego mogę się przyczepić, bo cała reszta mi się podobała.

Jeśli jesteście zainteresowani fabułą, to polecam. Książka jest przyjemna, dużo się dzieje i jest moc atrakcji!

piątek, 26 lutego 2016

[Przedpremierowo] "W ramionach gwiazd" Amie Kaufman, Meagan Spoone

Premiera: 2 marzec 2016


Dziękuję!
"Jedno jego spojrzenie wystarczy, by rozpalić we mnie krew. Zdaje mu się, że nie widzę, jak wyciąga rękę w moją stronę i jak powstrzymuje się w ostatniej chwili. Jest niecierpliwy, ale potrafi się hamować – chce mnie odzyskać, ale czeka. Myśli, że mamy czas."
Ikar, największy prom kosmiczny w całej galaktyce, rozbija się podczas rejsu. Jedyni ocaleni to Lilac – córka najbogatszego człowieka w całej galaktyce, i Tarver – młody bohater wojenny, który nie należy do elity. Muszą zjednoczyć siły, by wrócić do domu i rozwiązać zagadkę tajemniczych wizji, jakie zaczynają ich nękać.
 Wkrótce rodzi się między nimi uczucie. Jednak w świecie, z którego pochodzą, ich związek jest skazany na potępienie. Czy mimo to nadal będą chcieli opuścić planetę?"

Już dawno nie czytałam książki tego typu, której akcja dzieje się w kosmosie. Przyznam, że okładka mnie nie powaliła jakoś specjalnie i jeśli miałabym patrzeć przez jej pryzmat, to sądzę, że nie pokusiłabym się o jej kupno. Pomyślałabym sobie, że to kolejna banalna opowiastka dla nastolatków, która nie wniesie w moje czytelnicze życie nic nowego. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że wiem, iż większość z nas ocenia książki po okładce i nie chcę, żebyście - oczywiście jeśli Wam się szata graficzna nie spodoba - nie sugerowali się "wyglądem", bo książka jest świetna!

Z początku ciężko było mi się w nią "wbić". Jednak szybko odnalazłam się w treści i było coraz lepiej i lepiej. Zaskoczenie, to jeden z elementów, który zwrócił moją największą uwagę. Wielokrotnie autorkom udało się mnie zbić z tropu i sprawić, że szczęka mi opadła. Wielu rzeczy się nie spodziewałam, owszem są elementy do przewidzenia, ale jednak prym wiedzie zaskoczenie. Co mnie jak najbardziej się podoba. Drugim elementem są postaci, które jak najbardziej oceniam na plus. Ci, którzy czytają mojego bloga i śledzą moje wpisy wiedzą, że ja lubię, kiedy postaci przechodzą zmianę na kartach powieści. I tutaj największą zmianę przeszła główna bohaterka - Lilac, która z księżniczki z dobrego domu musiała przeobrazić się w waleczną kobietę.  Tarver może nie przeszedł jakiejś diametralnej zmiany ( o ile w ogóle jakąś przeszedł), ale jest tak sympatycznym gościem, że lubię go za samo istnienie. 

Świat, jaki wykreowały nam Amie Kaufman oraz Meagan Spoone bardzo przypadł mi do gustu. Powiem więcej... "W ramionach gwiazd" przebija inne tego typu książki. I u mnie jest numerem jeden.

W książce jest sporo opisów krajobrazu, miejsc i tym podobnych, jednak mi to kompletnie nie przeszkadzało, ponieważ wszystko jest napisane w ciekawy sposób. W ogóle książka jest napisana lekkim i przejrzystym stylem, dlatego przyjemnie i całkiem szybko się ją czyta. A to kolejna jej zaleta - oczywiście przyjemność czytania, bo to, że za szybko się kończy, już niekoniecznie. 

Zakończenie nie zaskoczyło mnie jakoś specjalnie i właściwie mogłoby oznaczać, że książka jest jednotomowa... Ale jak gdzieś doczytałam, będzie kontynuacja - chyba, że się mylę, więc proszę mnie poprawić. Jeśli kontynuacja będzie, to ja jestem ogromnie ciekawa, jak potoczą się dalsze losy bohaterów i co też autorki wymyślą. 

Komu polecam "W ramionach gwiazd"? Każdemu, kto szuka wyrazistej fabuły i nietuzinkowego świata. Każdemu, kto lubi tego typu książki, zaskakujące zwroty akcji i dobrą zabawę. Powieść Amie Kaufman i Meagan Spoone czyta się z ogromną przyjemnością!


sobota, 20 lutego 2016

Zdobycze lutowe!

Dzień dobry, cześć i czołem!

Przez ostatnie kilka miesięcy  na książki wydałam bardzo mało. W ogóle książek prawie nie kupowałam... Za to w lutym sobie pofolgowałam. A co! Ostatnio też dużo więcej uwagi poświęciłam kolorowankom. Od marca tamtego roku zaczęłam przygodę z kolorowankami dla dorosłych, ale dopiero ostatnio zaszalałam :)
Nie sądziłam, że tak się wciągnę, ale jak się ma taką jedną wariatkę, która tylko kusi... To co zrobić!

Proszę Państwa oto stosik :)


"Kamień i sól" - drugi tom od wydawnictwa IUVI, przeczytany. Niebawem recenzja.
"Szklany miecz" - pierwszy tom był bardzo dobry, mam nadzieję, że na kontynuacji się nie zawiodę.
"Ta dziewczyna" - prezent od takiej jednej kochanej Zmorki <3
"Magia zabija" - Andrews... Nie ma opcji, żebym nie kupiła książki tego duetu. Curran i Kate <3
"Magonia" - tutaj przyznaję, że kupiłam książkę ze względu na okładkę. W dodatku promocja empiku 3za2 - za nią zapłaciłam uwaga: 2 grosze.
"Angelfall. Penryn i kres dni" - nie doczekałam się otrzymania egzemplarza do recenzji, więc zakupiłam sobie. I w końcu mam całą trylogię, którą uwielbiam, w komplecie!
"Porwana pieśniarka" - okładka jest obłędna, ale nie tylko ona zwróciła moją uwagę, również opis mnie przekonał - 3za2.
"Odkąd cię nie ma" - czytałam poprzednie książki tej autorki i bardzo mi się podobały, więc nie mogłam jej sobie odmówić 3zaa2.
"Martwy rewir" - genialna kontynuacja serii Akta Dresdena. Do recenzji od wydawnictwa MAG [recenzja]
Pakiet książek z serii "Jeździec miedziany" w twardej oprawie za uwaga 60zł. No jak nie korzystać z takiej okazji? No jak?! Skoro normalnie jest ciężko dostępna ta seria w twardej oprawie, a jeśli już, to ponad 130 zł.
"Co? Jak? Narysować" - szkicownik i książka od wydawnictwa Egmont.
I czas na kolorowanki: przepiękne rysunki "Po drugiej stronie snu", "Tajemny ogród" (czaję się jeszcze na "Zaczarowany las" bo jest piękny, ale na razie mam bana), "Tatuaże", rozlatująca się -.- "Animorphia" -.-, i prezent od kuzynki "Zwierzęta".

Trochę tego jest. Ale ja to jestem trochę jak taki chomik... Książkowy chomik. Chomikuję na zapas :D Na czytnik też sporo przybyło :)

Czytaliście coś z powyższego stosu? Polecacie coś szczególnie?



Pozdrawiam ciepło!

czwartek, 18 lutego 2016

"Martwy rewir" Jim Butcher

Dziękuję!

Poznajcie Harry’ego Dresdena, pierwszego (i jedynego) chicagowskiego maga-detektywa. Okazuje się, że w naszym „zwykłym” świecie wprost roi się od niezwykłych, magicznych istot, które najczęściej mają z ludźmi na pieńku. I tu na scenę wkracza Harry.
Na szczęście, nie jest w swojej roli osamotniony. Wprawdzie większość ludzi nie wierzy w magię, ale w chicagowskiej policji istnieje Wydział Dochodzeń Specjalnych, którym kieruje serdeczna przyjaciółka Harry’ego, Karrin Murphy. WDS zajmuje się… niezwykłymi sprawami.
I właśnie z powodu Karrin Harry udaje się na cmentarz Graceland na potajemne spotkanie z wampirzycą imieniem Mavra. Mavra dysponuje materiałami, które mogłyby zniszczyć karierę Karrin, i ma jedno bardzo proste żądanie: chce dostać Słowo Kemmlera i posiąść związaną z nim moc. Najpierw jednak Harry musi się dowiedzieć, co dokładnie zgodził się jej dostarczyć. W ten właśnie sposób rozpoczyna się jego wyścig z czasem i sześciorgiem nekromantów, którego stawką jest nie tylko Słowo, lecz także powstrzymanie Halloween, w czasie którego umarli naprawdę powstaną z grobów.

Akta Dresdena, Akta Dresdena. Harry Dresden, Harry Dresden. Jim Butcher, Jim Butcher - mniej więcej to dzieje się w mojej głowie, tuż przed sięgnięciem po tę serię (jej kolejne części), podczas jej czytania i po zakończeniu każdego tomu. Moje myśli przez dłuższy czas krążą wokół maga detektywa. Jeszcze mogłabym dodać: kiedy następny tom Dresdena, ile mam czekać, dlaczego, dlaczego, dlaczegooo... W sensie, że wariacja na punkcie tego fantasy? Nieee... Skądże. 

Uwielbiam serię o magu detektywie. Jest jedną z najlepszych moim zdaniem i za każdym razem wypatruję kolejnego tomu. Na szczęście jest ich dużo. Nie wiem co będzie, kiedy dotrę do ostatniego tomu. Chyba się załamię. Moje czytelnicze serce pęknie. A tak poważnie...

Są tacy, co znają Dresdena z poprzednich części i wiedzą, że Harry lubi pakować się w tarapaty. Chociaż w zasadzie, można też stwierdzić, że to kłopoty szukają Harry'ego. Można na to patrzeć z każdej strony i każdy punkt widzenia będzie odpowiedni. Dlatego też, ci wszyscy, którzy znają maga detektywa wiedzą, że co część, to niezła zabawa. Moc przygód, ciągle coś się dzieje, akcja goni akcję. Jim Butcher narzuca czytelnikowi dobre tempo, dzięki czemu nie ma ani chwili na nudę. W każdej z poprzednich (czytanych przeze mnie) części autor serwował nam całą gamę przygód. Tym razem do akcji wkroczyli nekromanci z hordą duchów i trupów. A Harry musi sobie z nimi wszystkimi poradzić. Zaznaczyć należy, że mimo iż jego moc jest naprawdę ogromna, to tamci przewyższają go potęgą przynajmniej z trzy razy (jak nie dziesięć).

Cieszy mnie to, że autor nie wyidealizował głównego bohatera. Nie jest on wszechpotężnym magiem, który to bez szwanku radzi sobie z przeciwnikami, a jego moc jest oślepiająca, niczym grom z jasnego nieba. Harry w zasadzie jest wykreowany na prostego, inteligentnego, zabawnego i silnego mężczyznę, który gdyby tak spojrzeć z boku (trochę powierzchownie)- nie wyróżnia się niczym szczególnym. Dopiero kiedy go poznajemy i wchodzimy z czytelniczymi buciorami w jego życie, dostrzegamy, że jest niezwykły w swojej prostocie. Obrywa, czasem do nieprzytomności. Traci bliskich i rozpacza. Walczy o życie swoje, swoich przyjaciół i w zasadzie każdego śmiertelnika, bo przecież na tym też polega jego rola.

Uwielbiam Jima Butchera za humor, jaki wplata w tę serię. Humor, który idealnie wpasowuje się w mój. Również klimat powieści bardzo, ale to bardzo przypadł mi do gustu. O postaciach nie wspominając - są genialne. Język łatwy w odbiorze, nie ma tutaj żadnych zawikłanych opisów, przez co książkę szybko i przyjemnie się czyta. Dlatego też, jeśli lubicie niebanalne i humorystyczne fantasy, to polecam Wam gorąco wszystkie części serii Akta Dresdena. Piekielnie warto!

Już w kwietniu kolejny tom "Dowody winy"!

poniedziałek, 15 lutego 2016

"Kuracja samobójców. Program 2" Suzanne Young

Dziękuję!


Sloane i James uciekli przed epidemią i programem, ale nie udało im się uciec przed niebezpieczeństwem. Bo program nie chce o nich zapomnieć…
Teraz, dołączywszy do grupy buntowników, muszą uważać na to, komu mogą zaufać, i znaleźć sposób na obalenie programu i powstrzymanie epidemii. A to jest bardzo trudne, gdy w pamięci mają tyle białych plam. Pomóc im może tylko Kuracja – tajemnicza tabletka, która może przywrócić wspomnienia. Za bardzo wysoką cenę.
I istnieje tylko jedna dawka.

Dzisiaj przyszedł czas na kontynuację serii "Program". "Kuracja samobójców" wypadła w moim odczuciu nieco słabiej niż jej poprzedni tom. Wydaje mi się, że autorka skupiła się bardziej na wątku miłosnym i rozterkach głównych bohaterów, a mniej poświęciła akcji z programem. Więcej tutaj trójkąta miłosnego - co nigdy mi nie odpowiada w powieściach, aniżeli treści, która trzyma w napięciu. Z tomem pierwszym było odwrotnie.  Może to tylko moje odczucie, sama nie wiem. Niemniej książka nie jest zła. Cała seria ma potencjał, wykorzystany, ale nie do końca. Tom pierwszy mnie mile zaskoczył o czym możecie się przekonać, czytając moją recenzję: "Plaga samobójców".

Jak w opisie widniejącym na okładce jest napisane - bohaterowie uciekli przed programem, ale czy przed epidemią? Jak się okazuje, nie do końca. Nie tak łatwo przecież uciec od swoich myśli czy uczuć. Niebezpieczeństwo w postaci agentów depcze im po piętach. Program nie pozwala na takie zachowanie. Nie pozwala na ucieczkę... Tropi, znajduje i likwiduje to, czego nie uda im się uleczyć. 

Jest też wątek buntowników, który tak naprawdę nie jest w pełni wykorzystany tak, jakbym tego oczekiwała. Ta garstka buntowników prawdę powiedziawszy nic nie robi. Buntuje się tak jak nastolatkowie buntują się przeciwko swoim rodzicom: coś odburkuje, mruczy pod nosem. Brakowało mi akcji. Akcji, która pokaże na co stać prawdziwych buntowników. Stało się to dopiero pod koniec książki, a szkoda, że nie wcześniej. 

Tytułowa kuracja, czyli tabletka, która może pomóc przywrócić wspomnienia, co jednak nie pozostanie bez trwałych uszkodzeń. Przynajmniej tak wywnioskowałam czytając kilka opinii na jej temat. Tabletka jest tylko jedna, i nasuwa się pytanie co teraz? Jak jedna tabletka może pomóc tylu osobom? Nie powiem, interesujący wątek wymyśliła autorka. Do końca byłam ciekawa jak to będzie. Czy im się uda i co zrobią bohaterowie. Tylko gdyby to wszystko było przedstawione nieco spokojniej, nie tak chaotycznie... Sama nie wiem dlaczego autorka zmieniła swoje podejście do tej serii i w tym tomie zaserwowała nam taką wariację. 

Jak w tomie pierwszym główna bohaterka zaskarbiła sobie moją sympatię, tak w tym niestety ją straciła. To jej ciągłe użalanie się nad sobą i niezdecydowanie dawało mi w kość. I to bardzo. Żal mi było Jamesa, który musiał znosić to wszystko. Ale również Michaela, którego Sloane wodziła za nos...

Niemniej jeśli czytaliście tom pierwszy, to polecam Wam kontynuację. Nie wierzę, że nie zżera Was ciekawość, co też przydarzyło się bohaterom po zakończeniu "Plagi samobójców". 


wtorek, 9 lutego 2016

"Czerwony rycerz" Miles Cameron


Dziękuję!

Zapomnijcie o Jerzym i smoku. Zapomnijcie o sir Lancelocie i rycerskich opowieściach. To będzie brudna robota. Poleje się krew, pofruną flaki. Oto najemny rycerz, jakiego jeszcze nie widzieliście.
 Dwadzieścia osiem florenów miesięcznie to wygórowana opłata dla człowieka, który ma stawić czoło Dziczy.
 Dwadzieścia osiem florenów miesięcznie to stanowczo za mało, kiedy w bitewnym tumulcie szczęki wiwerny zatrzaskują się człowiekowi na hełmie i potwór zaczyna mu odgryzać głowę. Sama taka walka to nie przelewki; dowodzenie kompanią ludzi – a nawet gorzej, kompanią najemników – w obliczu zabójczo przebiegłych bestii z Dziczy jest jeszcze trudniejsze. Trzeba mieć do tego odpowiednie urodzenie, wyszkolenie i diabelne szczęście.
 Czerwony Rycerz dysponuje tymi wszystkimi przymiotami, na dodatek jest młody i żądny zarobku. Kiedy więc najmuje się wraz ze swoim oddziałem do ochrony żeńskiego klasztoru, traktuje to zadanie jako jedno z wielu zleceń. Klasztor jest bogaty, siostrzyczki zakonne śliczne, a zagrażający im potwór – wcale nie taki straszny.
Kłopot w tym, że to nie będzie zwykłe zlecenie. To będzie wojna…

Kiedy usłyszałam o tej książce, to wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała ją nabyć. Uwielbiam fantasy i nie mogę się oprzeć książkom wydawanym przez wydawnictwo MAG, które zawsze daje czytelnikom ogromną dawkę dobrego fantasy. W dodatku opis: rycerze, zamki, wiwerny...No żyć, nie umierać. Nie spodziewałam się, że książka jest tak obszerna i jeszcze te niezbyt duże litery. Pomyślałam sobie, że czytanie zajmie mi mnóstwo czasu. Jak się jednak okazało, książkę czyta się tak rewelacyjnie i szybko, że aż sama się dziwię. Ledwie odłożyłam książkę po jej przeczytaniu, to zachachmęcił mi ją brat, który kocha fantastykę jeszcze bardziej ode mnie. Swoją drogą już by chciał tom II, ale w zasadzie... Ja też!

Powieść Camerona jest wielowątkowa, a co za tym idzie, jest w niej cała masa bohaterów, którzy mają swoje odrębne historie i przygody. Niemniej łączy ich świat przedstawiony i dzieje. Jeśli wielowątkowe tomiszcza są napisane ciekawie, to nie można się od nich oderwać. Jeśli jednak autor rozwleka fabułę, to ciężko się "wbić" w treść i z zainteresowaniem śledzić losy bohaterów. Miles Cameron na szczęście stworzył bardzo emocjonującą, przekonującą i fantastyczną powieść, która wciąga w swoje odmęty i nie puszcza. A kiedy już przygoda dobiega końca, pozostaje swoisty smutek... Przynajmniej tak było ze mną.

Bohaterów, co już wspomniałam, jest całkiem sporo. Zdarzało mi się czasem ich mylić, czy też co nieco o nich zapomnieć. Niemniej jednak działo się to sporadycznie. Cameron stworzył swoje postaci dość wyraziście przez co zapadli mi w pamięć dość silnie. Najbardziej polubiłam tytułowego i tajemniczego Czerwonego rycerza, który wraz ze swoją barwną kompanią stawia czołu potworom Dziczy. Ta jego tajemniczość i skrawki jego przeszłości, które bohater ujawnia nam podczas rozmów z przeoryszą zakonu dawały mi do myślenia i zaogniały mą ciekawość. Czerwony rycerz nadal pozostaje dla mnie zagadką, którą ciężko jest mi rozgryźć. Może właśnie dlatego tak bardzo go polubiłam?

Me serce się raduje na wieść, że to nie koniec przygody i zarazem wojaczki bohaterów "Czerwonego rycerza". Bardzo podobał mi się świat przedstawiony i jak uwielbiam fantasy, tak ta trafiła do mego czytelniczego serca i pewnie z niego nie wyfrunie. Jestem niezmiernie ciekawa, co jeszcze zaserwuje swoim bohaterom i czytelnikom Miles Cameron. Nie mogę się doczekać!

Komu polecam niniejszą pozycję? Na pewno fanom fantasy, czytanie "Czerwonego rycerza" będzie dla nich nie lada gratką. Tego jestem pewna. Polecam każdemu, kto nie zadowala się banałami, bo powieść ta jest oryginalna. W zasadzie jeśli lubujecie się w tego typu klimatach, to jestem pewna, że Wam się spodoba. 


poniedziałek, 8 lutego 2016

"Nie patrz w tamtą stronę" Marcin Grygier


Dziękuję!

Czy zdarza ci się odwracać wzrok od ludzkiej krzywdy? A może przeciwnie - lubisz patrzeć?
W Puszczy Kampinoskiej zostają znalezione zmasakrowane zwłoki nastolatki. Wszystko wskazuje na rytualny mord dokonany przez okrutnego i żądnego zemsty oprawcę. Morderca zapowiada kontynuację i wciąga ścigającego go policjanta w makabryczną grę cieni. Nadkomisarz Roman Walter rozpoczyna wyścig z czasem i zabójcą. Podejmuje dramatyczną walkę, w której stanie twarz w twarz z demonami przeszłości.

Dzisiaj przychodzę z moją opinią na temat kryminału. Jak zapewne wiecie, nieczęsto czytuję ten gatunek. Czytałam kilka kryminałów zagranicznych autorów i jakoś mnie nie porwały. Jakiś czas temu poznałam te, wydawane przez wydawnictwo Prószyński i S-ka, nasze, polskie, dobre. Zaczęło się od Puzyńskiej i jej książki "Utopce", która wbiła mnie w fotel. Zawsze sądziłam, że kryminały to nie moja bajka, a tutaj bum!

Miałam okazję zapoznać się z kryminałem Marcina Grygiera i zastanawiałam się, czy to będzie tak dobre, jak myślałam. Okazało się świetne! Teraz wiem, że mogę ufać Prószyńskiemu, jeśli chodzi o rodzime kryminały, bo jak się okazuje... Nasi autorzy piszą lepiej od zagranicznych. Aczkolwiek mówię to tylko na podstawie przeczytanych dotąd książek. Taka moja luźna opinia, która mnie samą zaskakuje.

Marcin Grygier stworzył bardzo wciągający kryminał, w którym nie owija w bawełnę. Opisy są drastyczne, więc jeśli macie słabe nerwy to... I tak czytajcie, bo książka jest - kolokwialnie mówiąc - super! Treść "Nie patrz w tamtą stronę" jest konkretna, a opisy wydarzeń wcale się nie dłużą, jak to bywa w większości tego typu książek. Dlatego też nie wieje tutaj nudą, co jest ogromnym plusem. Ciągle coś się dzieje, a postaci nie da się nie lubić. Każda z nich jest charakterna i barwna. A ja najbardziej polubiłam Maćka. Nie to, żebym nie zapałała sympatią do Alicji czy Romana, bo ich też polubiłam. Jednak Maciek ma to coś, co bardzo lubię w postaciach fikcyjnych (i nie tylko), a mianowicie ten niewymuszony luz.

W dodatku z początku nie wiedziałam, że ta książka jest debiutem autora. Jestem w szoku. Tak zgrabnie napisana historia, żadnej wpadki. Szacun. I mam nadzieję, że niebawem będę mogła się zapoznać z kolejnymi książkami Marcina Grygiera, bo jeśli "Nie patrz w tamtą stronę" jest debiutem, to ja chcę wiedzieć, co będzie z następnymi książkami!

Gorąco polecam Wam ten debiut (debiut! ciągle nie mogę w to uwierzyć). Naprawdę warto zapoznać się z tak dobrą literaturą. Wciągającą, mocną i trzymającą w napięciu do samego końca. 

czwartek, 4 lutego 2016

"Nie jesteś sobą" reż. George C. Wolfe


Źródło
reżyseria: George C. Wolfe
scenariusz: Shana Feste, Jordan Roberts
gatunek: Dramat
produkcja: USA

Dawno nie pisałam o filmie, więc dzisiaj będzie tekst o "Nie jesteś sobą", który jest świetny, a jakoś wydaje mi się, że mało znany. Dlatego pragnę Wam nieco przybliżyć o czym jest, jak bardzo i co mi się w nim spodobało. Kto wie, może Was przekonam, że warto go obejrzeć. A jeśli oglądaliście, to dajcie znać, jak wrażenia. Film jest z 2014 roku, a jego oryginalny tytuł brzmi "You're Not You".  

Bec (Emmy Rossum) to zwariowana studentka szukającego swojego miejsca w życiu. Ma na swoim koncie nieudaną rockową karierę i burzliwy romans z uniwersyteckim profesorem. Pewnego dnia odpowiada na ogłoszenie o pracę i staje się opiekunką Kate (Hilary Swank) – 36-letniej pianistki, u której lekarze zdiagnozowali stwardnienie zanikowe boczne. Choroba postępuje, sprawiając, że jeszcze do niedawna aktywna, pełna pasji artystka dziś skazana jest na inwalidzki wózek i pomoc innych. Czy niepokornej Bec uda się przywrócić Kate radość życia?

Kate i Evana poznajemy jako młode, zdrowe i kochające się małżeństwo. Podczas przyjęcia organizowanego w ich domu Kate zauważa, że z jej ręką dzieje się coś złego. Następnie akcja pokazana jest półtora roku później, gdzie widzimy Kate niepełnosprawną, potrzebującą opiekuna całodobowego. Małżeństwo postanawia dać ogłoszenie, oczekując odpowiedzialnej osoby, która zna się na opiece osób chorych na stwardnienie zanikowe boczne, bądź miała doświadczenie z osobami niepełnosprawnymi. Na rozmowę przychodzi dziewczyna imieniem Bec. Dziewczyna, która nie sprawia wrażenia ani odpowiedzialnej, ani posiadającej oczekiwane doświadczenia. Wygląda raczej na dziewczynę z kapeli rockowej, która nie ma pojęcia co ją czeka. Niemniej Kate daje jej szansę pomimo tego, że jej mąż jest temu przeciwny. Z początku relacja pomiędzy chorą a opiekunką nie jest najlepsza, czas jednak pokazuje, że wystarczy trochę cierpliwości, otwarcia się na drugiego człowieka, aby lepiej go poznać, zwłaszcza kiedy życie daje nam kolejnego kopa, tym razem prosto w serce.

Emocje, emocje, emocje... Film daje taką dawkę przeróżnych emocji, że głowa mała. Głównie jest to swego rodzaju nostalgia, smutek... I refleksja typu: co by było gdyby... Film jest też wyciskaczem łez, więc jeśli lubicie sobie popłakać podczas seansu, to z pewnością Wam się spodoba. A jak nie lubicie i raczej Wam się to nie zdarza, to i tak radzę mieć pod ręką kilka chusteczek. Wiecie, tak na wszelki wypadek. Film skojarzył mi się z historią opisaną w książce Jojo Moyes "Zanim się pojawiłeś". Może dlatego, że tematami są sobie bliskie? Swoją drogą w tym roku ma się ukazać ekranizacja, na którą czekam z żywszym biciem serca. Albo z filmem "Nietykalni".

Teraz czas na grę aktorską, która jest na wysokim poziomie.

Hilary Swank wcielając się w główną postać, Kate, która jest ciężko chora - odegrała swoją rolę fenomenalnie. Nie mogę się nadziwić. W ogóle bardzo lubię ją jako aktorkę. Kunszt aktorski pokazuje w każdej postaci, którą odgrywa. Na pewno ciężko jej było wcielić się w Kate, ale podołała, za co ogromne brawa! Kolejne brawa należą się Emmy Rossum, która wcieliła się w nieokrzesaną opiekunkę o imieniu Bec - chciałabym tę aktorkę widzieć w "Znim się pojawiłeś", ale role są już obsadzone, więc... W roli męża Kate, Evana, obsadzono Josh Duhamel - tego pana nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Prawda, drogie panie? Zagrał w filmach: "Bezpieczna przystań" czy "Transformers". Trochę go było mało w omawianym filmie i nie niestety nie miał okazji się za bardzo wykazać. Niemniej aktorzy - pierwsza klasa. 

"Nie jesteś sobą" to wzruszająca i niesamowicie przekonująca historia, w której nie znajdziecie wesołych gagów... Można powiedzieć, że to taka filmowa lekcja życia, która zmusza do zastanowienia się nas sobą, swoimi relacjami z innymi ludźmi. Gorąco polecam Wam ten film. Na mnie wywarł ogromne wrażenie.


wtorek, 2 lutego 2016

"Stop prawa" Brandon Sanderson


Dziękuję!
Trzysta lat po wydarzeniach opisanych w trylogii „Zrodzonego z Mgły”, Scadrial unowocześnia się, koleje uzupełniają kanały, ulice i domy bogaczy oświetlają elektryczne lampy, a w niebo wznoszą się pierwsze drapacze chmur o żelaznej konstrukcji.
Kelsier, Vin, Elend, Sazed, Spook i pozostali są teraz częścią historii – lub religii. Jednakże, choć nauka i technika wznoszą się na wyżyny, stara magia Allomancji i Feruchemii wciąż odgrywa rolę w odrodzonym świecie. Na pograniczu zwanym Dziczą są podstawowymi narzędziami dzielnych mężczyzn i kobiet, którzy starają się zaprowadzić tam prawo i porządek.
Jednym z nich jest Waxillium Ladrian, rzadki Podwójny, który dzięki Allomancji może Odpychać metale, a dzięki Feruchemii zmniejszać lub zwiększać swój ciężar. Po dwudziestu latach spędzonych w Dziczy, Wax został zmuszony przez rodzinną tragedię do powrotu do stolicy Elendel. Z dużą niechęcią musi odłożyć broń i przyjąć obowiązki przynależne głowie arystokratycznego rodu. W każdym razie tak mu się wydaje, do chwili, gdy boleśnie przekonuje się, że posiadłości i eleganckie ulice Miasta mogą kryć w sobie większe niebezpieczeństwa niż piaszczyste równiny Dziczy.

Brandon Sanderson - autor, którego podziwiam i, którego książki pochłaniam z czystą przyjemnością.

To, jak skończyła się 'trylogia' "Ostatnie Imperium" pozostawię bez komentarza. Serce złamane, łzy poleciały... Po prostu coś genialnego w swojej genialności. Smutno mi było ze świadomością, że skończyłam swoją przygodę z tamtą trylogią, że tamtych bohaterów już nie ma. Zastanawiałam się jak to będzie z pozycją "Stop prawa", która rozpoczyna naszą wędrówkę po kolejnym, a właściwie tym samym, acz zmienionym/unowocześnionym  świecie Allomantów. Muszę przyznać, że trochę się obawiałam tej powieści. Jak się okazało... Zupełnie niepotrzebnie!

Nowi bohaterowie, nowa historia, nowe perypetie i humor - to wszystko i więcej, znajdziecie w "Stop prawa", którym jestem oczarowana. Zwłaszcza bohaterami, którzy skradli moje serce, a głównie to chyba skradł je Wayne, którego teksty są jedyne w swoim rodzaju. Wax oczywiście też jest świetny, ale nieco mniej zabawny, może właśnie dzięki temu, że tak się różnią charakterami, te ich przepychanki słowne są przepyszne.
Wydawało się, że oboje macie jedną z tych chwil „mądrej rozmowy”. Wolałem nie przeszkadzać.
 – To rozsądne, bo twoja głupota bywa zaraźliwa.
Można powiedzieć, że świat jest ten sam. Tyle, że ulepszony. W końcu wydarzenia są rozgrywane trzysta lat po wydarzeniach, gdzie główną rolę odgrywała Vin, Elend i cała śmietanka towarzyska, której nigdy nie zapomnę. W zasadzie autor często przypomina nam o swoich wcześniejszych bohaterach. Może nie personalnie, ale wiele rzeczy czy miejsc, nosi w sobie ich imię. Co bardzo mi się spodobało. Jest to jakaś spójność. I oczywiście magia, która nie zniknęła. Allomancja nadal istnieje, ba! Niektórzy z bohaterów jak Wayne czy Wax, a i jeszcze inni, mogą pochwalić się podwójnymi zdolnościami, a takich jak oni zwie się "Podwójnymi". Są silniejsi od zwykłych Allomantów, ale to też zależy od tego, jakie moce posiadają. Nie ma tylko broni białej, ale wkracza do akcji broń palna. Opisy walk są świetnie dopracowane. 

Bardzo boleję nad tym, że ten tom jest taki cieniutki, bo zaledwie 300 stron, a kolejne ciut grubsze. Niemniej nie narzekam, bo każda z tych stron jest na wagę złota dla fanów Sandersona. Na końcu tej, jak każdej książki z serii "Ostatnie Imperium" znaleźć można spis metali, oraz ich objaśnienia, właściwości itp. Oraz krótką informację i trzech sztukach metalicznych. I jeszcze ta mapka na samym początku. uwielbiam mapki! Powieść dopracowana w każdym szczególe. Ja chcę więcej i nie mogę się doczekać kolejnych tomów.

Komu polecam? Każdemu. Brandon Sanderson jest genialny w swojej twórczości i pewnie się powtarzam, ale grzechem jest nie poznać jego dzieł. Zatem jeśli nie znacie Pierwszych trzech tomów "Ostatnie Imperium" to szybciutko nadrabiajcie. Co prawda "Stop prawa" można czytać, nie znając poprzedniej historii, ale ja gorąco polecam zapoznanie się z nią.