środa, 30 grudnia 2015

Zdobycze grudniowe!

Ho! ho! ho!

Dzień dobry, cześć i czołem! Witam Was w ostatnim poście i ostatnich "zdobyczach" tego roku :)

Brzuszki pełne? Buzia uśmiechnięta? Znaleźliście pod choinką wymarzone prezenty? Końcem listopada i w grudniu wpadło w moje łapki kilka piękności, które możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu. Ogromnie cieszę się z sagi o Wiedźminie <3

"Podaruj mi miłość" - bardzo fajny zbiór opowiadań. Nie będzie w tym roku recenzji, być może pokuszę się o nią w następne święta :)
"Świąteczny sweter" - za takie grosze? No żal się nie skusić!
"Dar morza" - to finalna wersja, którą czytałam w postaci ebooka [KLIK]
"Ogień i woda" - efekt nowej współpracy. Już przeczytana, przeczytać o niej możecie --> [KLIK]
"Przekraczając granice" - wznowione wydanie przez Papierowy Księżyc. Może PK wyda swoim nakładem serię o Wiedźmie -  Olgi Gromyko? Bo Fabryka Słów się wypięła na czytelników -.-
"Podwieczność. Wieczna więź" - przepiękne wydanie!
"Tuwim, najpiękniejsze wiersze" - prezent od Egmont
"Dziecko śniegu" - kolejna perełka za grosze :)
"Ocalenie Callie i Kaydena" - kontynuacja, którą zdobyłam dzięki wymianie na LC
I na koniec moja mała duma <3 Cała saga o Wiedźminie, w dodatku to wydanie, które mi się od dłuższego czasu marzyło!

Jak Wam się podobają zdobycze? Czytaliście już coś z powyższych książek? Coś polecacie szczególnie?

Książkowego, zdrowego i szczęśliwego Nowego Roku

poniedziałek, 28 grudnia 2015

"Ogień i woda" Victoria Scott


Dziękuję!
W życiu 16-letniej Telli Holloway wszystko jest nie tak. Jej brat jest umierający, a gdy kilkunastu lekarzy nie może ustalić, co mu dolega, rodzice decydują się zamieszkać w „Zapadłej Dziurze w Montanie”, by Cody miał „świeże powietrze”. Tella traci ukochane życie w Bostonie i przyjaciół, rodzice doprowadzają ją do szału, jej brat jest bliski śmierci, a ona – kompletnie bezradna…
…dopóki nie odbiera tajemniczych instrukcji, jak wystartować w Piekielnym Wyścigu prowadzącym przez dżunglę, pustynię, ocean i góry, by wygrać nagrodę, której Tella rozpaczliwie pragnie: lekarstwo na chorobę brata. Ale wszyscy uczestnicy pragną leku dla kogoś, kogo kochają, i walczą zaciekle – nie ma gwarancji, że Tella (lub ktokolwiek inny) przetrwa wyścig. Może liczyć tylko na swoją pandorę – zwierzątko, które powinno mieć niezwykłe zdolności, ale Tella nie ma pojęcia jakie, a nawet… czy w ogóle je ma.
Wyprawa jest mordercza, zegar tyka, a Tella wie, że nie może ufać nikomu, nawet członkom swojej grupy. Czy może zaufać przynajmniej Guyowi? Czy rodzące się uczucie pomoże jej wygrać wyścig, czy będzie przyczyną jej klęski?

"Ogień i woda" to książka, która swoją treścią mnie zaskoczyła. Już Wam wyjaśniam dlaczego. Otóż, kiedy zaczęłam zagłębiać się w treść, pomyślałam sobie z rozczarowaniem, że ta książka nie jest dla mnie. Główna bohaterka na starcie nie została przedstawiona korzystnie, wręcz powiedziałabym, że irytująco. Ot naiwna dziewoja, której największym problemem jest to czy ma na przykład - zrobione paznokcie. Pomyślałam sobie, że coś tutaj nie gra. Taka dziewczyna ma wziąć udział w Piekielnym Wyścigu? Nie, nie i jeszcze raz nie. Po kilkunastu stronach? Wielkie BUM! Nie mogłam oderwać się od lektury. Tella przeszła dużą zmianę w zachowaniu i dzięki temu, i ja zmieniłam o niej zdanie, taki obrót o 180 stopni. I jak początek do mnie nie przemówił i pomyślałam sobie, że będzie to raczej negatywny odbiór niniejszego tytułu, tak teraz piszę pozytywną opinię. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żebym zmieniła nastawienie do postaci, która tak mnie zirytowała na początku. Dlatego też wielki plus i szacun dla Victorii Scott. 

Teraz przejdę do konkretnego opisu pomysłu, postaci, świata i tak dalej. Nie będę streszczała, ani też specjalnie opisywała Wam fabuły. Staram się nie spoilerować i nie psuć Wam w ten sposób zabawy odkrywania świata przedstawionego w książce. 

Na pierwszy ogień pójdzie pomysł i jego wykorzystanie. Trzeba zwrócić uwagę na to, że cały zamysł jest bardzo podobny do Igrzysk Śmierci. Oczywiście różni się pod wieloma względami, ale jednak wyczuwa się to podobieństwo. Niemniej nie odczułam jakiegoś kopiowania, czy coś w ten deseń. Nie. Niech więc Was nie zniechęci to podobieństwo, bo książka jest naprawdę przyjemnym czytadłem. Sama wyczekuję kontynuacji, ponieważ zakończenie było nader interesujące. Victoria Scott miała dobry pomysł na serię dla nastolatków (nie tylko!) i przyznaję, że równie dobrze go wykorzystała. Mimo, że nie pieję z zachwytu i historia czasami bywa naiwna, to "Ogień i woda" mi się podoba. 

I coś nowego - pandory. Nadprzyrodzone stworzenia, które zostały przygotowane specjalnie dla każdego uczestnika na czas Piekielnego Wyścigu. Każde jest inne, przypominają istoty żywe, w większości zwierzęta, a ich zadaniem jest pomóc swojemu właścicielowi wygrać wyścig. Spodobał mi się ten pomysł i sama chciałabym mieć taką swoją osobistą pandorę. 

Jest wątek heroiczny - pomoc bratu. Wkroczenie w niebezpieczeństwo tylko dlatego, aby zdobyć cudowne lekarstwo dla ciężko chorej osoby. To główny wątek tej powieści, ale jest jeszcze wątek przyjaźni, poświęcenia i miłości. Ten ostatni bardzo fajnie skonstruowany i nie można mu kompletnie nic zarzucić.

"Ogień i woda" jest książką interesującą i wciągającą. Może nie od pierwszych stron, jak w moim przypadku, ale po pewnym i niedługim czasie na pewno. Autorka popisała się wyobraźnią, a czytelnik dzięki temu ma frajdę z poznawania treści. Polecam w głównej mierze nastoletniemu czytelnikowi, chociaż i temu starszemu się spodoba. Osobiście czekam na tom drugi. Ciekawość mnie zżera! 


niedziela, 27 grudnia 2015

" Tylko martwi nie kałamią" Katarzyna Bonda

Dziękuję!

Profiler policyjny musi rozwikłać zagadkę śmierci śmieciowego barona, którego ciało znaleziono w jednej z katowickich kamienic. Wszystkie poszlaki wskazują na biznesowe porachunki, ale Hubert Meyer czuje, że sprawa może mieć związek z morderstwem sprzed 17 lat.

Kolejny tom o psychologu śledczym, Hubercie Meyerze. Kolejna sprawa mrożąca krew w żyłach i nowe postaci. Kataryna Bonda po raz drugi zaprasza czytelników do świata, gdzie rozwikłanie tajemniczej zbrodni nie jest wcale takie proste, jakby mogło się wydawać. Tajemnice, krew, mroczne sekrety i interesujące postaci - tymi słowami można podsumować książki Bondy. Niemniej moim zdaniem czasami po prostu (niestety!) wiało nudą. Myślę, że znaczna część opisów była niepotrzebna i niewiele wnosiła do sprawy, jaką badaliśmy z Hubertem. Bardziej podobała mi się "Sprawa Niny Frank". Tam był, że tak powiem, konkret. Za to niewątpliwym plusem było wprowadzenie konkretnej, żeńskiej postaci. Bardzo polubiłam postać Weroniki. Szerszeń również jest równy gość, więc i do niego zapałałam sympatią.

Przyznać muszę, że ciężko było mi się wgryźć w treść... Były dobre i słabsze momenty. Dobre, to te, kiedy niniejszy tytuł czytało mi się rewelacyjnie, a te słabe, gdy treść mnie nudziła... To pewnie przez te przydługie i mało interesujące mnie opisy. 

Wątek kryminalny jest w książkach o psychologu śledczym kluczowy i powiem, że jest on świetnie skonstruowany. Skomplikowany, intrygujący, nie do odgadnięcia, aczkolwiek to zakończenie nie do końca mi podeszło. Tak samo jak w "Sprawa Niny Frank". Jakoś nie przekonują mnie te zakończenia, jakie serwuje autorka. Są trochę tak jakby naciągane i nijak mi nie pasują do całokształtu. 

Polubiłam postaci, jakie stworzyła autorka. Duży plus za tytułowego Huberta Meyera, którego surowość i konkretny charakter polubiłam już w tomie pierwszym. Pani prokurator, Weronika to pewnego rodzaju świeżość, której moim zdaniem brakowało. Bardzo fajna i konkretna postać, a takie lubię najbardziej. Reasumując wątek postaci: charakterni i interesujący bohaterowie, którzy są plusem całości.

Jak na chwilę obecną drugi tom wyszedł słabiej niż pierwszy. Przede mną jeszcze "Florystka" i mam nadzieję, że się nie zawiodę!

środa, 23 grudnia 2015

"Święta Miłośniczek Czekolady" Carole Matthews

Dziękuję!


Czekolada jest dobra na wszystko!

 Co robić, gdy święta już za pasem?
1 Kupić prezenty pod choinkę
2 Spotkać się z przyjaciółkami
 3 Zjeść w ich towarzystwie ulubioną czekoladę
 Życie czterech Miłośniczek Czekolady jest pełne zawirowań. Lucy jest tak zaabsorbowana prowadzeniem kawiarenki Czekoladowe Niebo, że nie ma czasu dla swojego chłopaka. Poza tym na horyzoncie pojawia się były narzeczony. Nadia od dawna trzyma mężczyzn na dystans, ale poznaje kogoś, kto wyraźnie ją pociąga. Chantal ma wątpliwości, czy jej małżeństwo przetrwa, mimo że mają małą córeczkę. Autumn, rozczarowana swoim partnerem, marzy o lepszym związku.
W trudnych chwilach jak zwykle niezawodna okazuje się przyjaźń i... duża porcja czekolady.
„Święta Miłośniczek Czekolady” to kontynuacja losów bohaterek zabawnych i wzruszających powieści „Klub Miłośniczek Czekolady” i „Dieta Miłośniczek Czekolady”.
Przyszła pora na pierwszą lekturę świąteczną! W końcu święta na dniach. Poza tym, kocham święta Bożego Narodzenia. To moje ulubione święta i pomimo tego, że śniegu za oknem nie widać (to się nie godzi!), to i tak czuję ten klimat. Wracając do lektury... "Święta Miłośniczek Czekolady" to idealna książka na czas świąteczny, kierowana do kobiet. Przyjemna, lekka i klimatyczna. 

Poznajemy cztery przyjaciółki, które mają bzika na punkcie czekolady. Chociaż... nie znam kobiety, która nie ma słabości do tego niebiańskiego, słodkiego tworu. Osobiście sama mam, ale nie aż w tak zaawansowanym stopniu, jak Lucy, Nadia, Chantal czy Autumn. Cztery szalone kobiety, które są swoim zupełnym przeciwieństwem, a jednak łączy ich miłość do czekolady...

Co prawda miłośniczki czekolady w odsłonie świątecznej są kontynuacją,  nie odczułam jednak szczególnego braku znajomości poprzednich tomów. Aczkolwiek, historia Matthews na tyle przypadła mi do gustu, że z miłą chęcią zapoznam się z wcześniejszymi perypetiami przyjaciółek.

Postaci literackie, jakie nakreśliła nam autorka są przesympatyczne! Historia ciepła, zabawna i taka... "prawdziwa". Dlatego nie mogłabym nie polecić  Wam tej książki. Przeczuwam, że co roku w czasie świątecznym będę wracać do niej i odwiedzać Czekoladowe Niebo.

Nie będę się bardziej rozpisywała na temat niniejszej pozycji. Krótko i na temat: polecam!

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Ho! Ho! Ho! Świąteczny klimat!


Ho! Ho! Ho!

Dzisiaj przychodzę do Was z książkami, które sama przeczytałam, czytam i mam zamiar przeczytać w okresie świątecznym (zimowym). Przedstawię Wam książki w wątkiem świątecznym i zimowym. Nie ma śniegu, więc trzeba sobie jakoś podrasować klimacik. Prawda? Przechodząc do rzeczy...A! Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa, piękne, prawda? <skromnisia>

"Święta Miłośniczek Czekolady" - niebawem recenzja. Powiem tylko, że to ciepła, klimatyczna i zabawna lektura. 
Sądzę, że często w czasie świątecznym będę do niej wracała. Idealna na odprężenie, po świątecznych bojach i wariacjach.
Nic tylko wziąć kubek gorącej czekolady, zawinąć się w kocyk i zasiąść do lektury :)

Teraz coś smutniejszego, poruszającego do łez. Pięknego i zimowego.
"Szare śniegi Syberii", to książka, której chyba nie trzeba nikomu przedstawiać nie trzeba. Przepiękna szata graficzna jest idealna na przywołanie śniegu! Co prawda ostatnio ciężko ją zdobyć, ale dla chcącego nic trudnego, a warto, bo jest świetna! Link do mojej recenzji: KLIK

Książka, której jeszcze nie czytałam, ale mam zamiar to uczynić jeszcze tej zimy. Ponoć piękna opowieść. Liczne opinie utwierdziły mnie w przekonaniu, że powinnam się z nią zapoznać. Czaiłam się na nią już od dłuższego czasu, a że kosztowała 10 zł, nie mogłam jej powiedzieć: nie. 

Zbiór świątecznych opowiadań pod tytułem "Podaruj mi miłość".
Czytam sobie je wybiórczo, w zależności, który tytuł danego dnia do mnie przemawia :) Na razie bardzo przypadła mi do gustu opowieść Cud Charliego Browna - Stephanie Perkins oraz Północ - Rainbow Rowell. Przede mną jeszcze m. in. opowiadanie Gayle Forman, którego jestem niezmiernie ciekawa, Holly Black, Kiersten White czy Ally Carter. Sądzę, że niektóre z tych opowiadań, będą mi towarzyszyć co roku, w ten świąteczny czas ;)

Coś polskiego ;) "Garść pierników, szczypta miłości".
Co prawda można powiedzieć, że dopiero zaczęłam, ale już mi się podoba :) Okładka jest piękna, opis kuszący... Nic tylko czytać. 
Myślę, że po skończeniu lektury będę zadowolona. W końcu tyle osób mi ją polecało!

Polecam również "W poszukiwaniu szczęścia" - piękna powieść, która skradła moje serce. "Zimową opowieść" oraz "Jej wszystkie życia". A na sam koniec książka kucharska, która zawiera same perełki ciasteczkowe! "Moje wypieki i desery" :)

Pozdrawiam cieplutko i życzę spokojnych świątecznych bojów :)
Wesołych, książkowych, spokojnych świąt w gronie najbliższych kochani!

czwartek, 17 grudnia 2015

"Serce ze szkła" Kathrin Lange


Dziękuję!

Juli nie jest szczególnie zachwycona, gdy ojciec prosi ją, by spędziła zimową przerwę świąteczną na wyspie Martha’s Vineyard. Jej zadaniem ma być rozweselenie Davida, syna pracodawcy ojca Juli, którego narzeczona niedawno zginęła, spadając z klifu. Po przybyciu na wyspę odczuwa budzącą grozę aurę domu i spotyka zamkniętego w sobie Davida. Mimo że przystojny chłopak traktuje Juli chłodno, ona jest nim coraz bardziej zafascynowana. Wkrótce dziewczyna odkrywa, że wiele kobiet na wyspie zginęło tragiczną śmiercią, a wszystko podobno za sprawą dziewiętnastowiecznej klątwy, od wielu lat skłaniającej młode kobiety do rzucenia się z urwiska w morską otchłań. Wkrótce Juli zaczyna słyszeć głosy i przestaje rozróżniać, co jest prawdą, a co iluzją. Kiedy zakocha się w Davidzie, znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
 Serce ze szkła jest pierwszą częścią trylogii dla młodego czytelnika zainspirowaną  słynną powieścią Daphne du Maurier Rebeka,zekranizowaną przez Hitchcocka w 1940 roku.
Zacznę od tego, że ciężko mi się było przekonać do tej książki. Bardzo chciałam ją przeczytać, ale nie wiem czemu, ciągle odkładałam ją na później. Może przez to, że jest ona kierowana do młodego czytelnika - przez co rozumiem, nastoletniego. Sama nie wiem. Niemniej przyznam, że dobrze mi się ją czytało. Przyjemna, niezobowiązująca lektura, której poświęciłam swój czas i tego nie żałuję. 

"Serce ze szkła" jest tomem otwierającym cykl o tym samym tytule. Nie wiem czy sięgnę po kolejne tomy, ponieważ wątpię, żeby autorka w kolejnych czymś mnie zaskoczyła, aczkolwiek wiem, komu mogłabym sprezentować cały ten cykl. 

Zacznę od bohaterów, którzy są sympatyczni, jednak mało dopracowani i trochę niespójni. Weźmy na to Davida, który był kreowany na takiego bohatera dramatycznego. Wychudzony, zdruzgotany, melancholijny nastolatek, który widzi świat w czarnych barwach. Poznając Davida właśnie takiego, przyzwyczaiłam się do niego i ciągle miałam jego obraz właśnie jako takiego dramatycznego... Jednak autorka czasami sprawiała, że zachowania tego bohatera nijak nie miały się do jego całokształtu. I tym samym gdzieś zatraciła się jego, że tak powiem "prawdziwa natura" (o ile można tak powiedzieć o postaci literackiej, ale niech będzie. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi). Tak samo z postacią Juli. Niby taka niefrasobliwa, rozrywkowa i twarda, a często ma zachowania rozwydrzonej nastolatki. Niemniej i tak polubiłam postaci, jakie stworzyła Lange.

Klimat, jakim oprószona jest historia bardzo mi się spodobał, ale trochę przerysowane były te akcje z pokojówką? Grace. Ale może tylko ja odniosłam takie wrażenie. Niemniej tajemniczość i ten lekko mroczny klimat bardzo mi się spodobał i dodawał całości swoistego uroku. W dodatku autorka bardzo fajnie zaskakuje czytelnika. Może nie za każdym razem jej się to udaje, bo czasem historia jest przewidywalna, ale zakończenie było dobre. 

Język również nie jest skomplikowany i przyjemnie "płynie" się przez treść, przez co nawet nie zauważyłam, kiedy dobrnęłam do końca "Serca ze szkła".

wtorek, 15 grudnia 2015

"Red Rising: Złoty syn" Pierce Brown


Dziękuję!

Człowiek może stać się potworem, ale żaden potwór nie stanie się człowiekiem.
 Darrow au Andromedus, sławny absolwent Instytutu Marsa, wspina się coraz wyżej po szczeblach kariery wśród Złotej Elity. Jego drogę znaczy krew nie tylko wrogów, lecz i przyjaciół. Jednak celem Darrowa nie jest awans i bogactwo. Młodzieniec wypełnia inną misję – próbuje osłabić Złotych tyranów od wewnątrz i obalić ich bezwzględne rządy nad ludzkością. Wydaje się, że jest już blisko osiągnięcia celu, gdy ponosi klęskę. Świat Złotych gardzi przegranymi i spycha ich na dno bez litości. Nie ma tu przyjaźni, lecz tylko sojusze – dawni bracia stają się wrogami, a śmiertelni wrogowie aliantami. Darrow boleśnie się o tym przekona.
Czy uda mu się podnieść? Czy zdoła wypełnić swoją misję? Czy też stanie się potworem jak inni i polubi okrucieństwo, w którym nauczył się żyć?

Pamiętam jak zachwycił mnie tom pierwszy Red Rising: Złota krew. Były ochy i achy. Był zachwyt, bo to przecież debiut! Tak wspaniały debiut. Jeden z lepszych, jakie dane mi było przeczytać. Z niecierpliwością oczekiwałam tomu II, jednocześnie bałam się, żeby ten nie okazał się słabszy, żeby wszystko w nim - kolokwialnie mówiąc - grało. Pamiętam jak byłam zadowolona z postaci, ze stylu, z oryginalności... Jeśli jesteście ciekawi, jak ogromne wrażenie wywarł na mnie tom pierwszy, to zapraszam [KLIK].

Dzisiaj przyszedł czas na podzielenie się z Wami moją opinią na temat Red Rising: Złoty syn. Wydawnictwo zmieniło szatę graficzną tej trylogii (czy też może serii? sama nie wiem). Przyznam, że kiedy po raz pierwszy zobaczyłam ją w internecie, nie byłam zachwycona. Bardziej podobała mi się okładka pierwsza, pierwszego tomu (nadal mi się podoba). Jednak, kiedy te cudne dwa tomy wpadły w moje ręce i zobaczyłam je na żywo, stwierdzam, że wydawca zrobił dobre posunięcie. Okładka ma to "coś". To "coś", co ma również sama treść, którą jestem oczarowana. Ba! Stwierdziłam, że jest to numer jeden na mojej liście najlepszych książek wydanych w tym roku. 

Red Rising ma w sobie coś takiego, co sprawia, że czytelnik nie może się jej oprzeć. Jeśli zacznie ją czytać, to przepadł. Na Amen. Nie ma przebacz. Powieść Brown'a porywa go w swoje odmęty i nie puszcza... A wszystko przez ciągłą akcję i to, jakie autor narzuca jej tempo. Nie ma ani chwili spoczynku! To jest w niej najlepsze, to, że ciągle coś się dzieje, ciągle coś zaskakuje czytelnika, a ten pochłania książkę z takim głodem, że nie potrafię tego ubrać w słowa. Ta książka/historia jest bardzo absorbująca, więc drogi czytelniku, jeśli chcesz się z nią zapoznać, to przygotuj się na to, że zarwiesz nockę, może nawet niejedną i dzień. To na pewno.

W ogóle ten kosmiczny świat (dosłownie kosmiczny!). Jestem zachwycona! Nie przepadałam nigdy za science - fiction, ale to nie jest typowe sf. O nie! Mars, Ziemia, Wenus... Interesująca, ale nieprzesadzona (opisowo) technologia, opis miejsc i zjawisk... Po prostu... Nie da się tego opisać. Autor ma tak rozbudowaną wyobraźnię i tak niespotykany dar przedstawienia tego w formie słów, że ciężko mi to opisać.

Każda postać, jaką wykreował autor, jest specyficzna, charakterna i nie sposób o niej zapomnieć. Ja upodobałam sobie Sevro, który rozbroił mnie w tomie pierwszym, a kiedy tylko pojawił się w drugim, oszalałam ze szczęścia. Brakowało mi tego wyszczekanego i oklętego małego drania. Właściwie w Red Rising jest sporo postaci, ale ani jednej nie da się pomylić z drugą (co często mi się zdarzało w innych książkach). Można powiedzieć, że mamy tutaj całą paletę barwnych postaci. Jedne są tymi "złymi" inne "dobrymi"... Jednak ciężko je ocenić w tych kryteriach: dobro, zło. I to też czyni je wyjątkowymi. 

Warto również zaznaczyć, że autor nie cacka się z bohaterami swojej powieści. O, co to, to nie. A tutaj uśmiercimy tego pana, a tutaj stracimy tę panią. I właśnie dzięki takim zabiegom często moje oczy się "pociły". Nie spodziewałam się, że sf będzie wyciskaczem łez. A tutaj niespodzianka. 

Tę trylogię/serię pragnę polecić każdemu. Z ręką na sercu. Ja ją pokochałam i mam nadzieję, że i Wam przypadnie ona mocno do gustu. W tej recenzji nie opisałam wszystkiego tak, jak chciałam, ale nigdy nie potrafię przelać wszystkich odczuć po przeczytaniu książki, która wywarła na mnie ogromne emocje. I to zakończenie... Miazga! Nadal nie mogę dojść do siebie, po tym, jaki los zgotował swoim bohaterom Pierce Brown. 

niedziela, 13 grudnia 2015

"Stigmata" Beatrix Gurian

 Dziękuję!
Siedemnastoletnia Emma jest w rozpaczy po nagłej śmierci matki. Od zawsze były tylko we dwie – skryta, zamknięta w sobie pielęgniarka, która poświęcała się dla pacjentów, i jej córka – skupiona na sobie nastolatka, która niewiele wie o przeszłości matki, poza tym, że przed laty przeżyła wielką miłość – a ona, Emma, jest jej owocem. Zanim rodzice wzięli ślub, jej ojciec umarł na służbie, pracując wśród Lekarzy bez Granic. A teraz matka zginęła w wypadku – jej samochód wpadł do głębokiego jeziora. Ciała Agnes nie znaleziono.
 Z odrętwienia po śmierci Agnes wyrywa Emmę tajemnicza przesyłka – niemal pusty album z dziwnymi niepokojącymi fotografiami, i jedno krótkie pytanie – Chcesz, żeby mordercom twojej matki uszło to na sucho?
Emma zaczyna działać. Kierując się wskazówkami w tajemniczej przesyłce, ubiega się udział w obozie młodzieżowym organizowaną przez tajemniczą organizację Transnational Youth Foundation – i trafia do położonego na odludziu myśliwskiego zameczku. Oprócz niej jest tu jeszcze trójka uczestników.

Czytając opis książki nastawiłam się na powieść grozy. W dodatku te mroczne ilustracje, które sprawiały, że czytanie w porze nocnej, wydawało mi się czymś strasznym... "Stigmata", która miała mnie wprowadzić w świat pełen grozy, sprawiła, że wydawało mi się jakbym oglądała horror klasy B. A wszystko przez główną bohaterkę, która doprowadzała mnie do szału, a czasami (z przymrużeniem oka) do myśli samobójczych. 

Emma, to ten rodzaj bohaterek, które przez całą powieść non stop uciekają, mdleją, uginają się pod nimi nogi, są przerażone widząc własny cień... A z początku wydawała się taka normalna. Po pewnym czasie zastanawiałam się, dlaczego ona nie leczy się u jakiegoś psychiatry. Poważnie. Nie spodobała mi się główna postać, a i te poboczne jakoś niespecjalnie trafiły w moje gusta. Zdarza się.

Jeśli chodzi o klimat, to jak najbardziej na plus. Kilka sytuacji go psuło, czasem nawet raz za razem, ale ogólnie rzecz biorąc klimat, pomysł, zakończenie i ilustracje to jedyne pozytywne elementy niniejszej powieści. A i jeszcze okładka. Nie można zapomnieć o tym ślicznym wydaniu! Wydawnictwo się postarało. 

Właściwie... To może ze mną jest coś nie tak, bo nie spotkałam się jeszcze z negatywnym odbiorem "Stigmaty". Dlatego też zastanawiam się nad swoim postrzeganiem świata wykreowanego. Może przemyślę jeszcze raz wszystko i napiszę czy coś się zmieniło. A nie. Jednak nie. Nic się nie zmieniło. Pozostaję przy swoim. Nie znaczy to oczywiście, że musicie się ze mną zgadzać, gdyż być może Wam "Stigmata" przypadnie do gustu bardziej.  Powiem szczerze, że gdyby główna bohaterka nie była tak... kolokwialnie mówiąc "niezrównoważona", a silna charakterem i psychiką, to uratowałaby całość. Niestety, postać Emmy jest najbardziej na minus.

Pomysł dobry, wykorzystanie go całkiem zgrabne. Postaci niestety słabo dopracowane... Zabrakło tego klimatu grozy, którego się spodziewałam. 

czwartek, 10 grudnia 2015

"Złodziejska Magia" Trudi Canavan


Dziękuję!

Pierwszy tom niecierpliwie wyczekiwanej kolejnej trylogii najpopularniejszej autorki fantasy ostatniego dziesięciolecia.
 W świecie, w którym magia napędza rewolucję przemysłową, student archeologii, Tyen, odkopuje księgę zwaną Vella, która posiada zdolność odczuwania. Vella – niegdyś młoda czarodziejka zajmująca się introligatorstwem – została zmieniona w pożyteczne narzędzie przez jednego z najpotężniejszych czarnoksiężników wszechczasów. Od tamtej chwili zbiera informacje, między innymi kluczowe wskazówki na temat katastrofy czekającej świat Tyena.
 Tymczasem w krainie rządzonej przez kapłanów Rielle, córkę farbiarza, nauczono, że posługiwanie się magią oznacza okradanie aniołów. Wie jednak, że ma do tego talent, i że w mieście przebywa pewien zdeprawowany człowiek, który chętnie nauczy ją, jak się nią posługiwać – jeżeli tylko odważy się zaryzykować gniew aniołów. 
Nie wszystko jednak jest zgodne z przekonaniami, w jakich wychowano Tyena i Rielle. Ani natura magii, ani prawa ich krajów.
A nawet ludzie, którym ufają.

Ponoć książki Trudi Canavan czarują swoją treścią czytelników. Dlatego też i ja chciałam zostać przez nią zaczarowana. Ani przez chwilę nie wątpiłam, że "Złodziejska magia" nie sprosta moim czytelniczym wymaganiom. Czy słusznie?

Fajne w tej książce jest to, że autorka podzieliła ją na części, które są o dwojgu różnych bohaterach. Dzięku temu mamy wrażenie, jakbyśmy czytali dwie zupełnie inne książki. Jednym z bohaterów jest Tyen - student magii, który podczas jednej z wypraw znajduje niezwykle cenną magiczną księgę. Drugą postacią jest Rielle - dziewczyna, która uczęszcza do szkoły zakonnej. Rielle obdarza uczuciami osobę, która nie jest akceptowana w jej świecie.

Obie postaci są wyraziste i bardzo od siebie różne. Tyen jest takim poszukiwaczem przygód, który jest bardzo odważnym młodzieńcem, stawiającym czoła niebezpieczeństwu. Natomiast Rielle jest delikatną dziewczyną, która pragnie wolności i miłości (ta niestety zostaje jej odebrana). Bardzo polubiłam się z tymi postaciami i brakowało mi ich po skończeniu książki. Na szczęście już zabieram się za drugi tom!

Mamy tutaj niesamowitą przygodę i zakazane uczucie. W jednej książce - dwie historie, dwa różne światy, które łączy tylko i wyłącznie magia. Natomiast dzielą je prawa w nich istniejące. Podczas czytania "Złodziejskiej magii", zastanawiałam się, czy Riell i Tyen w końcu się spotkają. Czy ich światy się ze sobą zderzą. W końcu łączy ich tak wiele: oboje sprzeciwili się swoim bliskim, oboje musieli uciekać... A wspólnym czynnikiem ciągle była magia, co prawda każda inaczej przedstawiona. 

Tytułowe "Prawo milenium", pojawiło się w treści, a jego znaczenie zostało wyjaśnione. Na pewno jest to jeden z kluczowych elementów, który będzie coraz lepiej przedstawiany w kolejnych tomach. Tutaj był jedynie jego zalążek, aczkolwiek bardzo mnie on zaintrygował.

"Złodziejska Magia", to bardzo dobrze rozpoczynająca się przygoda, którą polecam fanom fantastyki, ale nie tylko im. Każdy, kto szuka czegoś innego, przygody, która go wciągnie i sprawi, że zapomni o realnym świecie, powinien zapoznać się z tą serią.

wtorek, 8 grudnia 2015

Liebster Blog Award - zabawa blogowa

Do zabawy zaprosiła mnie Patrycja (Layla A.) z bloga in-my-different-world.blogspot.com

Dziękuję. Bardzo spodobały mi się pytania :) 

Jak uważasz, która pora roku jest wprost wymarzona dla książkoholika ?
Dla książkoholika, chyba każda. Aczkolwiek jeśli się tak dłużej nad tym zastanowię, to stwierdzam, że jesień i zima.

Jaką książkę zaproponowałabyś/zaproponowałabyś mi na zimne Grudniowe wieczorki ?
Zależy jakie książki lubisz, chociaż w tym czasie stawiałabym na takie klimatyczne i świąteczne, więc "Podaruj mi miłość" albo "W poszukiwaniu szczęścia".

Ostatnio ulubiona powieść?
Ostatnio? "Red Rising. Złoty syn" :)

Co chciałabyś dostać od św. Mikołaja ?
Co prawda, Mikołaj już u mnie był i przyniósł mi piękne prezenty, ale i tak powiem, że chciałabym Sagę Wiedźmin, która marzy mi się od jakiegoś czasu albo zawieszkę do bransoletki.

Lubisz gdy jest śnieg w święta czy nie za bardzo ?
Uwielbiam!

Twój ulubiony gatunek Literacki na zimę ?
Hmm... Lekkie, klimatyczne i ciepłe powieści. Dobrym fantasy też nie pogardzę ;)

Twój ulubiony napój w zimie ?
Kakao.

Czy kupujesz swoim bliskim prezenty pod choinkę w postaci książek ?
Zależy od tego, czy byli grzeczni.

Jaką książkę chciałabyś mocno przeczytać w tej chwili ?
Wiedźmina :D Mam ostatnio taką fazę/chętkę na Wiedźmina... Nie wiem skąd mi się to wzięło.

Lubisz spędzać święta w dużym gronie czy może bardziej w samotności i z książką ?
Zależy. Uwielbiam spędzać czas z rodziną i zapewne tak spędzę te, jak i każde święta, ale znajdzie się również chwila na samotnie spędzenie czasu z książką :)

Ulubiony film na zimowe wieczory ?
Najlepiej jakaś komedia.

Co dla ciebie oznaczają ŚWIĘTA ?
Spokój, spędzenie czasu z najbliższymi. To bardzo ważny dla mnie czas, którego co roku nie mogę się doczekać ;)

I bez czego nie mogłabyś ich spędzić ? 
Bez najbliższych.

poniedziałek, 7 grudnia 2015

"Niezwyciężona. Pojedynek" Marie Rutkoski


Dziękuję!
Nigdy nie mieli być razem. 17-letnia Kestrel, córka generała, prowadzi ekstrawaganckie życie i cieszy się wieloma przywilejami. Arin nie ma nic poza koszulą na grzbiecie. Kestrel jednak, pod wpływem impulsu, podejmuje decyzję, która nieodwołalnie związuje ich ze sobą. Chociaż oboje próbują z tym walczyć, nie mogą nic poradzić na to, że rodzi się między nimi miłość. W imię bycia razem muszą zdradzić swoich ludzi… a w imię lojalności krajowi muszą zdradzić siebie nawzajem.

Seria "Niezwyciężona" jest chyba znana większości. Na zagranicznych booktubach, ciągle się o niej słyszy, w dodatku same pochwały. Bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam, że i polskie wydawnictwo wzięło ją pod swe skrzydła i wydało ją tak ładnie. Powiem tak: "Pojedynek" mną zawładnął. Od pierwszej strony czytałam książkę jak w jakimś transie. Nie mogłam przerwać i takim oto sposobem, przeczytałam ją w jeden wieczór, zahaczając o kawałek nocy. Domyślałam się, że tak będzie; że książka tak bardzo mi się spodoba. Cieszę się, że historia, jaką zachwalało wielu, mnie nie zawiodła. 

Zacznę może od tego, że opis nie wydaje się jakoś szczególnie nastawiający na tak zwane "wow". Jednak efekt "wow" był niejeden raz. Może postaci z początku nie będą się wydawać nietuzinkowe, bo przecież nastoletnich, silnych bohaterów w książkach jest cała masa. Jednak Kestrel i Arin skradli moje serce już w chwili, kiedy ich poznałam. Może świat przedstawiony nie należy do oryginalnych, bo wojny pomiędzy światami, tudzież ludami też już były. Jednak sposób, w jaki autorka ukazała nam to wszystko, sprawił, że poczułam, jakbym pierwszy raz czytała książkę, w której dwa zwaśnione narody prowadzą wojnę. Może zakazana miłość już była w innych powieściach. Jednak w tej, konkretnej powieści jest ona tak fajnie ukazana, że poczułam niesamowitą więź emocjonalną z bohaterami. Może więc czytelniku nie osądzaj książki po opisie i nie mów, że to już było i nie masz zamiaru tego czytać; że to raczej nie dla ciebie; że nie dasz jej szansy bo "coś tam". Daj jej szansę! Zachęcam cię, do tego, abyś przeczytał tę książkę, bo może się okazać, że będziesz żałował, że tego nie zrobiłeś.

Marie Rutkoski stworzyła piękną opowieść nie tylko o miłości, ale również o upadku, poniżeniu i tym, jaką siłę daje chęć podniesienia się z kolan, by walczyć z przeciwnikiem. Opowieść o tym, że zdrada boli najbardziej; o tym, jak można uwierzyć w drugiego człowieka, zaufać mu pomimo tego, że jest "wrogiem". Należy jednak robić to ostrożnie... Ponieważ wpuszczając ludzi do swojego serca, można zyskać naprawdę wiele, ale równie wiele można stracić. O czym przekonali się bohaterowie "Niezwyciężonej".

Książkę polecam gorąco. Sama spędziłam przy niej bardzo miłe i niezapomniane chwile.
Niecierpliwie wyczekuję tomu drugiego!

piątek, 4 grudnia 2015

"Świetlna układanka" Anna Głuszczak-Turska



W Irysie, małym polskim miasteczku, zaczynają stopniowo znikać dzieci oraz ludzie nauki i sztuki. Zjawisko rozszerza się na cały świat, a właściwie na dwa światy… Pewnego dnia znika ojciec bliźniaczek — Gosi i Ani — które, przeszkolone przez znających tajniki dwóch światów nauczycieli, wyruszają na poszukiwania… Z pomocą przychodzą im poznani rówieśnicy, a przede wszystkim ich własna babcia, jedna z niewielu osób mających moc łączenia zagubionych bratnich dusz i posiadających klucz do świetlnej układanki.
Czy uda się im dotrzeć do przerażającej Próżni, gdzie utknął ich ojciec? Jakie tajemnice odkryją po drodze?

Osobiście nie zakupuję, nie czytuję i nie interesuję się nowościami wydawnictwa Novae Res, gdyż miałam już styczność z kilkoma książkami, które miały kiepskie tłumaczenie, bądź beznadziejną korektę. Jednak tym razem sama autorka napisała do mnie z propozycją wysłania mi książki do recenzji. Stwierdziłam więc, czemu nie. Nie spodziewałam się w sumie niczego konkretnego, aczkolwiek szczerze przyznam, że sądziłam, iż książka będzie całkiem niezła. Niestety, całkiem niezły okazał się pomysł, jednak wykonanie nie do końca mi spasowało. 

Trochę to wszystko zagmatwane, niespójne i takie naiwne... No sama nie wiem. Nie przekonała mnie ta historia. Miałam wątpliwości czy po kilku rozdziałach czytać dalej, czy może sięgnąć po coś innego. Takie naiwne książki nie są już chyba dla mnie. Może dla nastoletnich, młodszych czytelniczek owszem. I może to właśnie im spodoba się "Świetlna układanka". Miałam styczność z wieloma książkami z wątkiem paranoormalnym/fantastycznym, jednak książka Anny Głuszczak - Turskiej mnie nie zaskoczyła, i nie wniosła w moje czytelnicze doświadczenie nic nowego. 

Jak wspomniałam, pomysł na historię był dobry. Tylko wykonanie zawiodło. Brakowało mi konkretniejszego opisu tych dwóch światów, jakie stworzyła autorka. Brakowało mi wciągającej fabuły. Nie zżyłam się również z bohaterami, którzy nie byli dobrze wykreowani. Nie byli, że tak powiem skonkretyzowani, charakterni. 

Bardzo natomiast podobały mi się ilustracje, które ja osobiście sobie cenię w każdej książce. A trzeba przyznać, że niestety w większości powieści ich nie ma. I chociaż w "Świetlnej układance" nie było ich wiele, to i tak skradły moje serce. 

Komu mogę polecić niniejszą powieść? Młodzieży. Głownie młodzieży. Sądzę, że dorosły czytelnik może nie poczuć tej magii (mój przykład), natomiast młodszy, doceni całokształt i te małe detale, które pomimo iż książka ogólnie jest niezła, sprawią, że wydaje się magiczna. 

wtorek, 1 grudnia 2015

"Sprawa Niny Frank" Katarzyna Bonda



Dziękuję!


Pierwsza na polskim rynku powieść kryminalna, której bohaterem jest tzw. profiler, czyli psycholog wykonujący portrety psychologiczne nieznanych sprawców. 
 Akcja powieści rozgrywa się w dwóch światach: jeden to sielska miejscowość przygraniczna - Mielnik nad Bugiem, gdzie do tej pory nie działo się nic oprócz lokalnych skandali, a życie płynęło leniwie, drugi - to high life stolicy, w którym żyje najpopularniejsza aktorka polskich seriali - Nina Frank. Prawdę o niej poznajemy z dziennika internetowego, który zaczyna prowadzić w pewnym momencie swego pełnego skandali życia. Dowiadujemy się o jej dwuznacznej drodze do kariery, licznych kochankach, nałogach, różnego kalibru świństwach i grzeszkach. Jednocześnie w swoim życiu odgrywa role szczęśliwej i dobrej - jak grana przez nią postać zakonnicy Joanny, która przyniosła jej pieniądze i sławę. Kochają ją miliony telewidzów i wierzą w wykreowany wizerunek. Te dwa światy przeplatają się przez całą książkę, by spotkać się w kulminacyjnym punkcie akcji, gdy dochodzi do wyjaśnienia zagadki śmierci Niny Frank. 
Kiedy aktorka zostaje znaleziona w swoim dworku nad Bugiem martwa, do Mielnika nad Bugiem przyjeżdża Hubert Meyer - profiler policyjny i zaczyna po kolei odkrywać tajemnice gwiazdy. Poznając sekrety Frank i próbując stworzyć profil jej mordercy, Hubert Meyer analizuje także swoje życie, atakują go wspomnienia i przy okazji badania zbrodni dociera do skrywanych przed sobą własnych tajemnic.

Zacznę od tego, że miałam już styczność z twórczością Katarzyny Bondy, tyle, że nie była to powieść, a poradnik "Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania" (jeśli jesteście zainteresowani co o nim myślę, kliknijcie w tytuł). Jak nie czytam poradników, tak ten był w porządku. Fajnie i nieprzesadnie napisany. Nie ciągnęło mnie jednak wtedy do sięgania po kryminały. Od pewnego czasu dałam szansę Polskim autorom/autorkom i tak (imienniczka Bondy) Katarzyna Puzyńska, pokazała mi, że są w naszym kraju autorki, które dają czadu w swoich książkach. Postanowiłam sięgnąć po Serię o Psychologu śledczym, napisaną przez Bondę. Wiele osób wszem i wobec zachwala książki tejże autorki, więc nie przechodząc obok tego obojętnie, zaznajomiłam się z książką pt. "Sprawa Niny Frank". Czy ta "znajomość" była czymś miłym? Zapraszam na ciąg dalszy...

Początek książki niespecjalnie mnie zainteresował. Nie sprawił, że treść mnie wciągnęła. Niemniej po kilkudziesięciu stronach zaczęło się coś dziać. Pojawiło się trzymające w napięciu śledztwo, które wraz z głównym bohaterem pragnęłam rozwiązać. Kto zabił znaną aktorkę, tytułową Ninę Frank? Mąż? Kochanek? Despotyczny fan? Wiadome było jedno - nie była to osoba w pełni władz umysłowych... Przynajmniej po opisie zbrodni tak sobie pomyślałam. Kto mógł w tak bestialski i chory sposób zamordować kobietę? Wciągnęłam się w fabułę i ciężko było mi odłożyć książkę na "później".

Bonda w swojej książce miała wszystko przemyślane, aczkolwiek nie jestem usatysfakcjonowana zakończeniem. Nie spasował mi sprawca i to, jak śledczy do niego dotarli. Po prostu zabrakło mi tego, tak zwanego "Wow". Niemniej, jak wspomniałam wyżej, autorka bardzo zgrabnie stworzyła swoje nietuzinkowe postaci, a właściwie głównego bohatera książki Huberta Meyera. Hubert to mężczyzna surowy w obyciu, poważny i zdecydowany, aczkolwiek też i zagubiony. Postaci drugoplanowe całkiem szybko zatarły się w mojej pamięci. Niestety. Jednak sądzę, że w tomie drugim autorka mnie miło zaskoczy. O tym przekonam się już niebawem.

Jeśli lubicie zagadki, kryminały i trzymającą w napięciu historię, to sięgnijcie po niniejszą powieść. "Sprawa Niny Frank" jest interesującą książką, a sam główny bohater zaintrygował mnie na tyle, by poznać dalsze jego losy.