niedziela, 31 lipca 2016

"Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej" Sarah Dessen

Dziękuję!

Emaline właśnie skończyła liceum i jesienią wyjeżdża na studia. Na początku wakacji niespodziewanie zerwała z Lukiem. Chodzili ze sobą trzy lata i do niedawna myślała, że ten związek jest idealny. Tymczasem w nadmorskim miasteczku pojawia się Theo, nowojorczyk, ambitny student szkoły filmowej. Wakacyjny romans? Czemu nie. Do Colby przyjeżdża też na lato ojciec Emaline, który rzadko utrzymywał z nią kontakt. Emaline pociąga urok wielkiego świata, jaki roztaczają przed nią Theo i ojciec. Ambitna i pracowita, zawsze pragnęła gwiazdki z nieba i jeszcze więcej. Jednak nie można mieć wszystkiego, a marzenia nie zawsze się spełniają.

Do tej pory przeczytałam wszystkie książki Dessen, które zostały u nas wydane. I podobały mi się wszystkie. Jedne ciut mniej od innych. Podoba mi się to, że autorka w każdej książce porusza inny temat. Było o samotnym wychowywaniu dziecka, o podejmowaniu trudnych wyborów. O tym, że czasem warto pośpieszyć się z decyzją, bo zwlekanie może tylko pogorszyć sprawę. Podoba mi się to, jak autorka przeplata lekkie wątki z tymi trudniejszymi, dzięki czemu wychodzi nam przyzwoita opowieść dla nastolatków. Powieść, w której nastolatki znajdą jakiś konkret, a nie infantylną opowiastkę. A za to już jest ogromny plus.

"Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej" to książka, która jest dość nisko oceniana. Sądzę, że może to wynikać ze zbyt rozwlekłej fabuły. Fakt, że można by niektóre opisy uszczuplić, a całość i tak byłaby do przyjęcia. Chociaż w zasadzie jakoś szczególnie mojej osobie to nie przeszkadzało. Może chodzi o to, że jest to kolejna powieść dla nastolatek o miłości? A może o to, że jest sztampowa? Ale w zasadzie, jeśli by zastanowić się nad tym dłużej, to oryginalne powieści dla nastolatek można by policzyć na palcach jednej ręki. No sami przyznajcie. Owszem, czasami w omawianej powieści wiało nudą, a romans był mało porywający. Interesująco zaczęło się robić dopiero po połowie książki. Chociaż to, że "Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej" mnie rozleniwiła (pozytywnie), to świadczy tylko o tym, że fajnie jest się z nią zapoznać właśnie o takiej, wakacyjnej porze. 

Wątek romantyczny mnie nie porwał jakoś szczególnie, ale za to relacja Emaline z jej ojcem była nader interesująca. Może z początku było dziwnie, ale kiedy już się rozwinęło, byłam ciekawa jak to wszystko się zakończy. W ogóle relacje rodzinne zostały interesująco ukazane. Autorka pokazała nam, jak rodzina nas kształtuje, jak przyjaźń jest ważna i miłość może okazać się zgubna. 

Książka ta jest niezobowiązująca, w gruncie rzeczy przyjemna i na pewno lekka. Sarah Dessen ma świetny styl, który spodobał mi się podczas czytania "Ktoś taki jak ty". Książki tej autorki czyta się bardzo szybko. Dlatego też jeśli szukacie książki na tak zwany "raz", to polecam Wam powieści Dessen. Chociaż są one kierowane głównie do młodzieży, to sądzę, że i starszy odbiorca może się do nich przekonać.

sobota, 30 lipca 2016

"Jak powietrze" Agata Czykierda-Grabowska



Dziękuję!
Zwykła dziewczyna, zwykły chłopak, niezwykła miłość.
Niektórym może się wydawać, że Oliwii niczego nie brakuje – przystojny chłopak, świetne studia, wieczory spędzane w warszawskich klubach. Ale gdy los stawia na jej drodze Dominika, w jego bursztynowych oczach dziewczyna dostrzega coś, czego nie dał jej wcześniej nikt inny.
Dominik mieszka w obskurnej kamienicy na Pradze i musi zajmować się młodszym rodzeństwem. W jego życiu nie ma miejsca na rozrywki ani nawet na marzenia.
 Choć pochodzą z dwóch różnych światów, wkrótce okazuje się, że nie mogą bez siebie żyć. On przynosi jej długo oczekiwany spokój, ona jest dla niego jak powietrze.
 Ale czy taka miłość ma szanse przetrwać?
 Czy Dominik potrafi odciąć się od bolesnej przeszłości?
Czy da się żyć bez powietrza?
O tej książce na pewno większość z Was już słyszała. Jest na nią ogromny bum, a w internecie krąży sporo pochwalnych recenzji. Okładka jest cudowna, a kuszący napis "Pierwsza polska powieść NA". W swoim czytelniczym życiu przeczytałam naprawdę sporo książek tego gatunku. Dlatego też byłam bardzo ciekawa, jak poradzi sobie rodzima autorka. Przyznam, że mam mieszane uczucia. Po przeczytaniu niniejszej powieści powiedziałabym, że to takie bardzo, ale to baaardzo delikatne NA. W zasadzie słodyczą i niewinnością bliżej jej do YA, tyle że wiek bohaterów trzeba byłoby zmienić na max osiemnaście lat. 

Pierwsze sto stron - było bardzo fajnie, miło i w ogóle uroczo... Później było kolejne sto stron praktycznie tego samego... I w zasadzie tak do samego końca z małymi przerwami na leciutkie dramaty. Owszem, autorka od początku daje nam subtelne sygnały, że w życiu głównych bohaterów wydarzyło się coś tragicznego, jednak bardzo powoli, a wręcz mozolnie przechodzi do sedna. W zasadzie jakoś niespecjalnie zżyłam się z Dominikiem i Oliwią, a ich tragedie życiowe niespecjalnie złapały mnie za serce. No dobra, może podczas tych pierwszych stu stron stali się mi bliscy, ale później po prostu byli męczący. Agata Czykierda - Grabowska może powinna w pewnym momencie zarzucić czytelnika nawałnicą emocji, a ona raczej obchodziła się z nim jak z jajkiem - takie moje zdanie. Czy to czytając Hoover czy Radmerski albo Sorensen - wzruszałam się, niecierpliwiłam, byłam trzymana w napięciu, a nawet i bywało tak, że łzy się polały. "Jak powietrze" jedynie rozczuliło mnie miłością Dominika do swojego rodzeństwa, albo z początku urocze było to uczucie rodzące się pomiędzy dwójką bohaterów. 

Ja rozumiem, że jest to debiut NA nie tylko autorki, ale w ogóle w Polsce. Dlatego też rozumiem te niedociągnięcia czy przesadną słodycz. Chociaż z drugiej strony autorka zapewne miała świadomość tego, jak taka powieść mogłaby wyglądać, gdyby odjąć jej kilkadziesiąt stron, dodać więcej emocji, trochę więcej goryczy i zmniejszyć ilość cukru. Wracając, jako, że jest to debiut w tym gatunku, to nie powiem, że jest to zły debiut. Nie. Książkę czyta się przyjemnie, autorka ma prosty i nieskomplikowany styl, dzięki któremu książkę czyta się zaskakująco szybko. Osobiście bardzo lubię dzieci i jak czytałam te wątki (a było ich sporo i bardzo dobrze!), w których to właśnie słodkie bliźniacze rodzeństwo Dominika wiodło prym, to byłam bardzo, ale to bardzo zauroczona opisami i dialogami. Było to prawdziwe i rozczulające, chociaż dzieciaki tak ufnie nie podchodzą do obcych, jak pokazała nam autorka na przykładzie Oliwi. Wiem, bo rodzinę mam ogromną, a w niej całą masę różnych, małych charakterków. Niemniej, przymknęłam na to oko. 

Na dobry, jak nie najlepszy (przynajmniej do tej pory) przykład można wziąć sobie Kim Holden i jej cudownego "Promyczka". Jest to najlepsza książka z cyklu Adult, jaką kiedykolwiek czytałam. Oryginalna i godna polecenia w każdej minucie, każdego dnia. Jak już wspomniałam - rozumiem, że to debiut. Dlatego myślę, że jeśli autorka weźmie pod uwagę kilka uwag (niekoniecznie moich, nie jestem jakimś guru), to kolejna powieść wyjdzie jej lepiej, a ja z ciekawością po nią sięgnę.

Jeszcze kilka słów o bohaterach, tych głównych i tych pobocznych. O relacjach, jakie między nimi zaszły i czy podobało mi się to wszystko, czy też może nie do końca. Oliwia i Dominik poznają się w dość ciekawy i nieco zabawny sposób. Cóż... Dziewczyna przetrąciła chłopakowi nogę po prostu wjeżdżając w niego autem. Nie czepiam się, podobało mi się to poznanie ich -  tak, może jestem dziwna, ale to było nieco zabawne. Ta ich znajomość nie zaczęła się miło, ale ich relacja ze zwykłej i przypadkowej znajomości przerodziła się w miłość. O miłości samej w sobie nieco niżej Wam opowiem (ale ta recenzja się ciągnie, co nie?). Oliwia i Dominik mają za sobą pewien bagaż niemiłych doświadczeń. Chłopak sam musi sobie radzić z wychowaniem dwójki młodszego rodzeństwa, a Oliwia... również walczy ze swoją przeszłością.

W zasadzie nie mogę się czepiać wątków problemowych tej dwójki i nie zamierzam. Jednak ich kreacja nie pasuje mi do wieku... Ich mentalność czasami była zbyt płytka. Rozumiem, człowiek zakochany głupieje itp. itd. Chociaż może to też zależy od dojrzałości? Właściwie oboje tych bohaterów wkracza w dorosłość i to może ich nieco tłumaczyć, ale czy te niemiłe doświadczenia z ich życia nie sprawiły, że powinni być bardziej emocjonalnie ustatkowani? Może się mylę, ale wiem z własnego doświadczenia i doświadczenia bliskich, że podobne smutne czy też rozdzierające serce wydarzenia potrafią sprawić, że będąc nawet nastolatkiem - dorasta się szybciej. Człowiek pod wpływem chamskiego losu, który rzuca kłody pod nogi, się zmienia. Staje się twardszy, nie podchodzi naiwnie do życia. Właśnie przez to, co sprawiło mu cierpienie...

O tej miłości słów kilka: wiecie... Fajnie jest czytać o rodzącej się miłości. O tym, jak dwoje ludzi się poznaje, a w ich sercach kiełkuje to piękne uczucie. Autorka bardzo uroczo pokazała nam pierwszą miłość - tę prawdziwą, jak wnioskuję z lektury. Tylko w połowie książki byłam już zmęczona tymi słodkościami, które wygadywali, wypisywali do siebie bohaterowie. I te ich słodkie myśli. Ciągle i ciągle i ciągle... To samo. Do pewnego czasu było to fajne, ale za dużo słodkości w słodkości, obok słodkości. A wszystko to polane lukrem, czekoladą i posypane cukrem pudrem.

Dobra, kończę ten mój "elaborat" na temat "Jak powietrze". W gruncie rzeczy nie będę wspominała tej książki źle. Sądzę również, że wielu osobom się ona spodoba. A tym, którzy wchodzą dopiero w świat YA i NA polecam w szczególności. Będzie to takie lekkie, przyjemne i spokojne wejście w tenże gatunek. Jeśli szukacie przyjemnej, ciepłej, słodkiej książki, którą pomimo dużej objętości czyta się szybko, to "Jak powietrze" będzie idealna na wakacyjny wypad.

piątek, 29 lipca 2016

"Kasacja" Remigiusz Mróz


Dziękuję!
Manipulacje, intrygi i bezwzględny prawniczy świat...
Syn biznesmena zostaje oskarżony o zabicie dwóch osób. Wina wydaje się oczywista, a morderca przez 10 dni nie pozbywa się ciał swych ofiar.
W kancelarii Żelazny&McVay sprawę prowadzi Joanna Chyłka, nieprzebierająca w środkach prawniczka, która zrobi wszystko, by odnieść zwycięstwo w ostatecznej batalii sądowej. Pomaga jej młody aplikant - Kordian. Mimo różnicy wieku ich znajomość rozwija się nie tylko na płaszczyźnie zawodowej. Tymczasem ich klient zdaje się prowadzić własną grę, której reguły zna tylko on sam. Nie przyznaje się do winy, ale też nie zaprzecza, że jest mordercą.
Dwoje prawników zostaje wciągniętych w wir manipulacji, który sięga dalej, niż sami mogliby przypuszczać.

Ileż to ja się nasłuchałam i naczytałam o tym autorze, i jego książkach. Głowa mała! W końcu (nie wiem dlaczego tyle zwlekałam) zapoznałam się z "Kasacją" i... przepadłam. Naprawdę świetna historia! Lubię naszych rodzimych autorów w tym gatunku. Pierwsze miejsce zajmuje Katarzyna Puzyńska, drugie Marcin Grygier, a (na razie) trzecie Remigiusz Mróz. Moja trójca swoich autorów, którą bardzo sobie cenię. Ciekawe czy ktoś jeszcze dołączy do tego mojego zestawu ulubieńców. 

Wracając do "Kasacji"... Porwała mnie od samego początku. Trzymała w swoich szponach do samego końca. To się nazywa wciągająca powieść! Jeśli książka mnie wciąga już na samym starcie, to mam pewność, że będzie to rewelacyjna uczta czytelnicza. I tak też się okazało w przypadku tejże książki Mroza. Nie mogę się doczekać, aż sięgnę po inne książki tego autora. Sądzę, że można go przedawkować... Dlatego będę sobie dozowała tę bezapelacyjną przyjemność czytania jego dzieł.

Przejdę może do bohaterów, którzy są... Palce lizać. Charakterna Chyłka mogłaby być przykładem dla innych autorów, którzy chcą stworzyć konkretną i charyzmatyczną postać kobiecą. Nie ma to, tamto. Joanna Chyłka to kobieta, która nie daje sobie w kaszę dmuchać. Ba! To alfa i omega w jednym. Nie podskakuj chłopie, bo oberwiesz. Zordon (Zordon słyszy Ktosia wiecie, takie nawiązanie do bajki "Horton słyszy Ktosia - tak mnie naszło) mnie zaskoczył. Z początku myślałam, że będzie z niego taki ciapek, ale... Ale! Po kilku stronach się rozkręcił na tyle, że idealnie pasuje do twardzielki Chyłki. Uwielbiam ten duet. Oboje zaskarbili sobie moją sympatię. Nie da się przejść obok nich obojętnie. W dodatku każda z postaci drugoplanowych jest świetnie wykreowana. Brawa dla autora, wie co robi!

Poza tym sprawa, którą prowadzi Chyłka wraz z Zordonem... Niesamowicie dopracowana w najmniejszych detalach konspiracja. Oh! Uwielbiam takie zagmatwane wątki. Niby już czytelnik wie o co biega, domyśla się co, kto i dlaczego... A tutaj bum! Autor śmieje mu się w twarz i jest coś w stylu "a nie ma tak łatwo! Nie przejrzałeś mnie". I przyznam, że podoba mi się to podejście do sprawy, zaskoczenie odbiorcy na pierwszym miejscu. To się chwali. W dodatku to zakończenie. Po prostu... Aż mi mowę odebrało. Muszę sięgnąć po kolejne tomy, w których prym wiedzie ten duet. Zordon słyszy ktosia i Chyłka są niesamowici. Musicie ich poznać!

Czy polecam Wam "Kasację"? Z ręką na sercu i ogromnym przekonaniem TAK! Nie przechodźcie koło tej powieści obojętnie, bo będziecie tego żałować.

środa, 27 lipca 2016

"Powietrze, którym oddycha" Brittainy C. Cherry


Dziękuję!

Ostrzegano mnie przed Tristanem Colem.
„Trzymaj się od niego z daleka”, mówili.
„Jest okrutny”.
„Jest zimny”.
 „Życie go nie oszczędzało”.
 Łatwo skreślić człowieka na podstawie jego przeszłości. Właśnie dlatego łatwo dostrzec w Tristanie potwora.
 Ale ja nie potrafiłam tego zrobić. Zaakceptowałam spustoszenie, które w nim panowało. Sama czułam się bardzo podobnie.
Oboje wypełnieni pustką.
Oboje szukający czegoś innego. Czegoś więcej.
 Oboje pragnęliśmy poskładać roztrzaskane fragmenty naszej przeszłości.
Może wtedy moglibyśmy nareszcie przypomnieć sobie, jak się oddycha.
Są książki, obok których nie można przejść obojętnie. Książki rozdzierające serce, sprawiające, że nie myślimy o niczym innym, jak tylko o nich. O historii w nich zawartych, które pochłaniają całą naszą uwagę, nasze serce, myśli. Książki, które uwalniają nasze wszystkie emocje. I właśnie taką książką jest "Powietrze, którym oddycha". Idealnie wpasowała się w to wszystko, co napisałam. Jest to tak cudowna historia, że brak słów. Sądzę, że spodoba się każdej kobiecie, która szuka przecudownej powieści, która skradnie jej serce. Moje skradła. Myślałam, że to "Promyczek" autorstwa Kim Holden będzie tą powieścią, która skruszy me serce, ale wiecie co? "Powietrze, którym oddycha" jest równie piękna. I cholera, ciężko mi zebrać myśli, aby stworzyć jakąś konkretną wypowiedź na jej temat. Cholernie ciężko.

"Pokaż mi cienie, które nie dają ci spać".

Cieszę się, że seria "Żywioły" weszła na rynek wydawniczy z takim przytupem i blaskiem, jakim jest "Powietrze, którym oddycha", ponieważ mam wrażenie, że teraz będzie już tylko lepiej. Co więcej, nie mogę się doczekać kolejnych wspaniałości, jakie zaserwuje nam owa seria. 

Mam nadzieję, że te pochwały nie sprawią, że przekornie nie sięgniecie po tę powieść. Ponieważ byłby to błąd ogromnej wagi. A wiem, że często tak robicie: "tyle pochwalnych recenzji, nie będę tego czytała/czytał". Nie rozumiem takiego rozumowania, ale cóż. Dlatego apeluję do Was, moi drodzy czytelnicy, uwierzcie mi, że warto sięgnąć po pierwszy tom serii "Żywioły". Sięgnijcie i pokochajcie historię Tristana i Liz tak, jak ja to uczyniłam. 

Dobra, ale teraz może coś o samej treści. I znowu zaczynają się schody... Opis oddaje sporo, ale jest jedynie ułamkiem tego, co znajdziecie w środku. "Powietrze, którym oddycha" opowiada o stracie... O tym, jak ciężko sobie z nią radzić. Jak ciężko przejść do porządku dziennego po tym, kiedy już wyrwano nam z piersi serce. O tym, jak los potrafi sobie zadrwić z człowieka... Pogodzenie się z utratą bliskich nie jest łatwe. Ba! Nie jest nawet ciężkie... Jest to ból nie do opisania, więc nawet nie będę próbowała go opisywać. Kto stracił w swoim życiu bliskich, ten wie o czym piszę. A ten, kto nie stracił dowie się tego, chociaż w ułamku, czytając najnowszą powieść C. Cherry, ponieważ autorka świetnie przedstawiła niniejszy problem. 
"Czasami życie jest dziwne. Musisz radzić sobie z jego okropieństwami i mieć nadzieję, że znajdziesz dziwaków, którzy będą je z tobą dzielić".
Mamy tutaj dwójkę bohaterów, którzy nie wiedzą jak zaczerpnąć tchu po stracie swoich małżonków. Nie wiedzą jak oddychać bez drugiej połowy swojego serca. Nie potrafią odnaleźć się w świecie, gdzie nie ma jego... Jej. Ale za to zostaje rozdzierające cierpienie, z którym nijak nie idzie sobie poradzić. Mówi się, że czas leczy rany. Ale on je tylko zabliźnia. Czasami nasze myśli wracają do pewnych wydarzeń, wspomnień i "dotykają" tych blizn. Może i te rany się nie otwierają, ale nadal bolą. A te blizny przypominają nam, że to miało miejsce i pozwalają nam doceniać to co mamy. Pozwalają nam dostrzegać to, co dobre, to, co tak naprawdę się liczy. I nie jest ważne, to, co mówią nam inni "nie wypada, nie podoba mi się to...". Ważne jest to, czego chcesz ty! Bo to jest twoje życie i twoje wybory. Twoje szczęście...

Brittainy C. Cherry zaskoczyła mnie bardzo, ale to bardzo pozytywnie. "Kochając pana Danielsa" nie przypadło mi aż tak do gustu. Toteż obawiałam się, że z "Powietrze, którym oddycha" będzie podobnie. Myliłam się i to na całej linii. Zupełnie inny wydźwięk, inne emocje... Cudowna historia. Jestem pozytywnie zaskoczona i cieszy mnie to. Naprawdę. Teraz idę sobie pomyśleć o kilku sprawach... Bo wiecie... Ta książka wręcz zmusza czytelnika do refleksji. Dlatego idę się teraz takiej refleksji oddać.

Czy polecam? Wszystkie słowa, którymi wyraziłam swoje emocje świadczą tylko o jednym. Polecam gorąco! Całym sercem. 
I chociaż jest to książka raczej z tych poważniejszych, to znajdziecie w niej również sporo humoru, który przełamuje smutek. 

wtorek, 26 lipca 2016

"Błąd" Elle Kennedy


Dziękuję!

…on lubi zdobywać nie tylko bramki...
John Logan może mieć każdą dziewczynę. Dla gwiazdy hokejowej ligi uniwersyteckiej życie to nieustająca zabawa i szybkie numerki, ale za zabójczym uśmiechem i luzackim wdziękiem kryje się przybierający na sile strach przed nieuchronną przyszłością bez perspektyw, która czeka go po ukończeniu studiów. Spotkanie z seksowną Grace Ivers, studentką pierwszego roku, jest odskocznią, której właśnie tak bardzo potrzebuje… Jednak gdy po bezmyślnym błędzie ona znika z jego horyzontu, Logan postanawia udowodnić, że zasługuje na drugą szansę.

…ale dla niej będzie musiał wejść na wyższy poziom gry…

Po kiepskim pierwszym roku studiów Grace Ivers wraca na uniwerek w Briar starsza, mądrzejsza, a do tego wybiła sobie z głowy aroganckiego hokeistę, któremu niemal oddała dziewictwo. Nie jest już tą naiwną i prostolinijną dziewczyną, która dawała się wodzić za nos, gdy spiknęli się po raz pierwszy. Jeśli John Logan myśli, że ona znów będzie na każde jego skinienie jak wszystkie znane mu hokejowe króliczki, to jest w błędzie. Chce ją odzyskać? Musi się więc mocno postarać. W tej rozgrywce to Grace dyktuje warunki… i ma zamiar dać Loganowi porządny wycisk.

Po przeczytaniu książki "Układ" przyszedł czas na tom drugi z tego cyklu, czyli "Błąd". Przyznaję, że tom pierwszy był fajny, ale nie podbił mojego serca. Miałam nadzieję, że dwójką będzie lepiej i wiecie co? Jest lepiej! "Błąd" wydaje mi się zabawniejszy, bardziej mnie wciągnął, a bohaterowie przypadli mi do gustu. Co prawda główna bohaterka może nie od samego początku zaskarbiła sobie moją sympatię... Ale z biegiem fabuły lubiłam ją coraz bardziej.

Może zacznę od samego tytułu, który idealnie odwzorowuje się w samej treści. Mamy tutaj dwójkę bohaterów, dla których pewien incydent (chociaż można doszukać się niejednego) okazał się błędem. Obojgu przyjdzie za niego zapłacić... Każdy z nas popełnia błędy, w końcu jesteśmy tylko ludźmi. Jedne mają wydźwięk większy, a inne mniejszy... Nie da się ich uniknąć w swoim życiu. Jeśli ktoś ciągle zastanawia się nad tym, czy warto coś zrobić, czy warto podjąć ryzyko, czy ta gra jest warta świeczki - mówię tutaj ogólnie o różnych wydarzeniach, decyzjach - to żyje ostrożnie, ale również popełnia błędy.
Może wtedy jego największym błędem jest strata czasu na zbyt długie podjęcie decyzji?

Bohaterowie Elle Kennedy (mam takie wrażenie) nie zastanawiają się zbyt długo, zanim coś zrobią. Z jednej strony jest to dobre, zaś z drugiej, czasem mogliby się zastanowić chociaż chwilę, czy gra jest warta świeczki. Pamiętając perypetie Hannah i Garrettam spodziewałam się czegoś identycznego względem Logana i Grace. Zastanawiałam się, co też autorka wymyśli tym razem. I wiecie co? Cholernie mi się spodobało to, co otrzymałam. Oczywiście, powieść jest schematyczna, ale wiecie co? Jakoś wcale, a wcale mi to nie przeszkadza! Co więcej, pragnę poznać kolejne powieści autorki. Pal licho, że będą schematyczne, ważne, że przyjemnie się je czyta, a ten drobny szczegół w ogóle mi nie wadzi.

"Błąd" to taka powieść, po którą warto sięgnąć, żeby oderwać się od otaczającej nas rutyny, szarości... Nudy. Elle Kennedy w swoich książkach nie przebiera co prawda w słowach: bohaterowie nie są łagodnymi w obyciu barankami, przeklinają... Ale również w jej powieściach (przynajmniej w "Układ" oraz "Błąd") znajdziecie sporo opisów scen erotycznych. Nie są one jednak niesmaczne, a powieść ma interesujący wątek, który jednak mimo wszystko, wysuwa się na prowadzenie.

Jeśli więc szukacie wciągającej i całkiem lekkiej powieści, która posiada przyzwoitą fabułę, to sięgnijcie po książki Kennedy! Ja z niecierpliwością wyczekuję kolejnych jej książek. Bardzo podoba mi się styl autorki i to, że jej bohaterowie nie przebierają w słowach. Idealna na wakacje, ale nie tylko. 

sobota, 23 lipca 2016

Zdobycze lipcowe!

Dzień dobry, cześć i czołem!

Lipiec nie tylko pod względem książek był obfity. Był cudowny również pod względem wydarzeń, ale nie o tym dzisiaj. Dzisiaj o książkach! A jest ich (jak sami widzicie) naprawdę sporo! Po powrocie z wakacji zostałam zasypana książkami. Wcale nie narzekam! Żeby nie było :D Przybyło do mnie wiele wspaniałości, nawiązałam nowe współprace i... miałam co czytać. Miałam i mam.

Tak oto przedstawia się moje stosiszcze. Wszystkie są do recenzji, tylko dwie są cudownym prezentem od Zmorosławy <3

Okazale, ale mam również coś dla Was. Na instagramie @bookshunter_sol czeka na Was konkurs z bardzo, ale to bardzo fajnymi książkami! Zapraszam :)

A teraz jedziem z koksem. Po lewej stronie znajdują się książki, które już przeczytałam, a większość z nich nawet zrecenzowałam.
"Łaskun" - wciągający grubasek [recenzja]
"Apetyt na życie" - urocza powieść, którą możecie zdobyć w konkursie, o którym wspomniałam wyżej [recenzja]
"Bransoletka pełna wspomnień" - jw [recenzja]
"Strażniczka książek" - każdy miłośnik książek powinien ją poznać [recenzja]
"Miedziana rękawica" - [recenzja]
"W ogień" - [recenzja]
"Chłopak na zastępstwo" - cudowna! [recenzja]
"Ktoś mnie pokocha" - przeczytana, słabsza od wersji zimowej. Niebawem pojawi się jej recenzja.
"Kasacja" - oj, czemu ja dopiero teraz zabrałam się za książki Mroza?! Ale lepiej późno niż wcale. Niebawem recenzja.

A teraz cudowności, które wciąż przede mną!
"Czao-Ra" - jestem niezmiernie ciekawa tej powieści, później powędruje ona do mojej bratanicy.
"Powietrze, którym oddycha" - nastawiam się na wyśmienitą lekturę, chociaż "Kochając Pana Danielsa" nie przypadła mi do gustu... Zobaczymy.
"Naznaczeni" - Zmorosława polecała, tak więc... Będzie czytane :D
"Tak słodko..." - trzecia część z cyklu "Tak blisko...", poprzednie czytałam i bardzo lubię powieści Webber.
"Jak powietrze" - jedna z książek, których nie mogłam się doczekać. Jeszcze trochę poczeka w kolejce :)
"Zapach wspomnień" - wydawnictwo Zysk i S-ka mnie rozpieściło w tym miesiącu <3 Pięknie wydana powieść. Bardzo interesujący opis, co to będzie!
"Mroczniejszy odcień magii" - jw. Tyle dobrego o niej krąży w świecie, mam nadzieję, że się nie zawiodę :)
"Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej" - lubię Dessen, zobaczymy. Okładka bardzo ładna.
"Moje miejsce na ziemi" - bardzo podobała mi się "zimowa" książka tej autorki. Sądzę, że ta będzie równie dobra.
"Przekonaj mnie, że to ty" - cudowna niespodzianka od Prószyński i S-ka. Bardzo dziękuję!
"Idealna" - niespodzianka od Znaku, zapowiada się ciekawie.
"Kamienie elfów Shannary" - niespodzianka od Repliki <3

I na koniec dwie piękności, które dostałam od cudownej Zmorosławy vel Mariki <3 "Królowa Tearlingu" i "Inwazja na Tearling". Okładki są piękne, a ja od dawna się na nie czaiłam. Proszę, życzenia się spełniają. Dziękuję M!!

A oto moje plany czytelnicze na weekend z hakiem :D


Uff... Pewnie znajdzie się ktoś, kto podkradłby mi którąś z tych cudowności :) Kto? I jaką?


Pozdrawiam ciepło! Albo chłodno, bo na zewnątrz gorrrrrąco...

czwartek, 21 lipca 2016

"Chłopak na zastępstwo" Kasie West


Dziękuję!
Przez całe liceum Gia była typem szkolnej gwiazdy. A teraz miała jeszcze fajnego, starszego od siebie chłopaka, o którym tyle opowiadała znajomym, i wszyscy wreszcie mieli go poznać. Ale tuż przed balem maturalnym, podczas którego miała nastąpić prezentacja, już na parkingu, Bradley z nią zerwał. Jak on mógł? Jak mógł postawić ją w takiej sytuacji?! I co tu zrobić, żeby wyjść z twarzą?
Nagle Gia wypatruje w jednym z samochodów nieznajomego, a w jej głowie rodzi się sprytny plan. Przecież nikt nie będzie wiedział, że to nie Bradley, a ona nie okaże się kłamczuchą, która tak bardzo chciała mieć chłopaka, że go sobie wymyśliła…
Co jednak, jeśli przedsięwzięcie wymknie się spod kontroli? W końcu pomysł jest dość ryzykowny…
Jak tylko zobaczyłam tę powieść w zapowiedziach, wiedziałam, że musi być moja. Spodziewałam się lekkiej i uroczej historii, i właśnie takową otrzymałam! I chociaż nie jestem już nastolatką, to bardzo lubię zaczytywać się w takich niewinnych opowieściach. A "Chłopak na zastępstwo" bardzo mi się spodobała. Bardzo! Przeczytałam ją w mig. Autorka ma naprawdę świetny styl. Taki lekki i przyjemny. Jestem na tak!

Ah ta okładka... Bardzo mi się podoba! I idealnie pasuje do wnętrza książki. Jeśli ktoś zapyta mnie o książkę idealną na wakacje, to na pewno między innymi powiem, że "Chłopak na zastępstwo" jest idealną pozycją na wypoczynek. Pozwoli oderwać myśli od codzienności, pomoże zapomnieć o problemach. Przy tej lekturze wypoczniecie, odprężycie się i spędzicie miło czas. To na pewno. 

Wiele razy słyszę, tudzież czytam, że w książkach o miłości wszystko dzieje się zbyt szybko. Bohaterowie się spotykają i jest wielkie bum. W zasadzie coś z niczego. Coś, mało realnego, bo przecież ludzie najpierw się poznają... powoli... wszystko ma swój czas. Kasie West w swojej książce ukazała nam uczucie, które rośnie z biegiem czasu. Powoli i metodycznie zbliża do siebie dwójkę bohaterów, co bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Nie ma niczego na hop siup. Są wzloty i upadki. Dlatego też, jeśli nie lubicie wielkiego miłosnego BUM, to spodoba Wam się rozwijający się, nieprzesłodzony i całkiem realny romans, jaki autorka stworzyła w swojej książce. Ja jestem bardzo zadowolona i zauroczona tą historią. 

Jeśli chodzi o kreację bohaterów, to jest ona jedną z niewielu, którym nie mam nic do zarzucenia. W tej książce jest sporo różnych charakterów. I każdy wnosi coś konkretnego do fabuły... Każdy mi się spodobał. Postaci mają swoje problemy, co prawda z początku mogą się Wam one wydawać błahe, płytkie i w ogóle można by ich nie zaliczać do "problemów życiowych". Niemniej z biegiem fabuły zrozumiecie o co w tym wszystkim chodzi. Podoba mi się to, jak autorka wprowadziła zmiany w głównej bohaterce. Gia to postać, którą polubiłam na starcie, aczkolwiek czasami (rzadko) dawała mi w kość. Sądzę jednak, że jest to mocny charakter kobiecy, a takie lubię. A On? Ah, słodziak! Tyle powiem, bo nie ma co zdradzać więcej. Musicie sami przeczytać, jeśli chcecie dowiedzieć się więcej. 

Czy polecam książkę "Chłopak na zastępstwo"? Oczywiście. Dla mnie jest to bardzo dobra książka. Podobała mi się i totalnie mnie zaabsorbowała, mimo iż należy raczej do tych lekkich. Jeśli jeszcze zastanawiacie się nad jej nabyciem, to nie ma się co zastanawiać! 

środa, 20 lipca 2016

"Magisterium. Miedziana rękawica" Cassandra Clare, Holly Black

Druga z serii powieści Magisterium,autorek popularnych powieści
Dla młodzieży - Cassandry Clare i Holly Black

Letnie wakacje Calluma Hunta w niczym nie przypominają tych, jakie mają zwyczajne dzieciaki. Jego towarzyszem zostaje ogarnięty chaosem wilk Havoc. Ojciec podejrzewa, że Call przeszedł na ciemną stronę mocy. Oczywiście, większość dzieci nie wróci już więcej do szkoły w magicznym świecie Magisterium… Wszystko to nie jest łatwe dla Calla…, a sprawy jeszcze bardziej się komplikują, kiedy w piwnicy swojego domu znajduje ślady wskazujące na to, że ojciec usiłuje pozbyć się jego i Havocka. Call chroni się w Magisterium, ale to tylko pogarsza sytuację. Alkahest – miedziana rękawica mająca zdolność do pozbawiania niektórych magów ich czarodziejskich mocy – została skradziona. Próbując ustalić sprawców, Call i jego przyjaciele ściągają na siebie uwagę bardzo groźnych przeciwników i zbliżają się do odkrycia niezwykle niebezpiecznej prawdy.

"Miedziana rękawica" to tom drugi cyklu Magisterium, napisanego przez dwie popularne autorki. Jedna z nich jest moją ulubioną, a chodzi oczywiście o Cassandre Clare! Dlatego też byłam ciekawa tegoż dzieła. Tom pierwszy "Próba żelaza" mi się spodobał, więc ucieszyłam się, że będzie kontynuacja. Seria ta jest porównywana do Harrego Pottera, ja osobiście nie będę porównywała, bo... Chyba jako jedna z nielicznych osób uchowałam się, nie czytając Pottera. Niemniej Magisterium sobie chwalę. 

"Miedziana rękawica" to nic innego, jak ciąg dalszy przygód Calluma Hunta i jego przyjaciół. Fabuła toczy się swoim rytmem, który został narzucony przez autorki w tomie pierwszym. Czasami się dłuży, a czasami przyspiesza, przez co ogólnie oceniam akcję, jako dobrą. Chociaż spodziewałam się, że porwie mnie ciut bardziej. Niemniej rozumiem, że to młodzieżówka, a ja jestem przyzwyczajona do tych akcji z książek dla starszego czytelnika. Dlatego też nie będę się czepiała, bo w zasadzie, w książce dużo się dzieje.

Zastanawiałam się, czy kontynuacja będzie lepsza od "jedynki". Pierwszy tom był dobry, a drugi niczym od niego nie odstaje. Autorki nie sprawiły, że kontynuacja jest gorsza, jak to czasami ma miejsce. Nie. Otóż moim zdaniem obie książki są na równi. Przy obu bawiłam się dobrze i nie zawiodłam się. Może też dlatego, że jakoś niespecjalnie wysoko ustawiałam tej serii poprzeczkę. Nie nastawiałam się na coś wow, ale naprawdę dobrze się bawiłam.

Postaci należą do tych sympatycznych. Owszem, da się niektóre osobistości znielubić... Jak w każdej książce, ale ja nie zapałałam negatywnymi emocjami względem którejś z postaci. Nie zżyłam się również z żadną, jak to mam w zwyczaju... Sądzę, że autorki mogły trochę bardziej tchnąć życie w swoje postaci, może wtedy miałabym okazję poczuć coś więcej niż czytelniczą, lekką sympatię. Niemniej sądzę, że i tak kreacja postaci nie jest zła. Jest dobra i na pewno znajdą się fani Calluma i jego przyjaciół.

Cykl "Magisterium" kierowany jest głównie do młodzieży i to właśnie jej polecam tom pierwszy i drugi. Sądzę, że ta powieść spodoba się młodszemu czytelnikowi. 

poniedziałek, 18 lipca 2016

"W ogień. Kontrakt" Ewa Seno


Dziękuję!

Czasem przyjaźń jest ważniejsza niż wszystko inne.
Emma i Em są nierozłączne już od przedszkola. Nic nie jest w stanie ich rozdzielić, dopóki jedna z nich po śmierci swojego ojca nie musi wyjechać z matką za ocean. W tym czasie drugą dosięga najmocniejszy cios…
Na co byś się zdecydowała, gdyby ogarnęła cię rozpacz czarniejsza niż piekło? Czy dla pomszczenia śmierci przyjaciółki podjęłabyś współpracę z… diabłem?
Em to zrobiła. A potem… wszystko się zmieniło.

Okładka! Wydawnictwo dba o detale, a okładki tworzy naprawdę piękne.

Dzisiaj przychodzę do Was z moją opinią na temat nowej książki Ewy Seno. Poprzednich jej powieści nie czytałam, dlatego też nie miałam pojęcia o tym, jaki styl posiada autorka. Jak wiecie, ja nieczęsto sięgam po powieści rodzimych autorów. Wyjątkiem są kryminały i z rzadka, obyczajówki oraz, z bardzo rzadka fantasy. Nie wiem czemu, ale ciągle utrzymuję się w przekonaniu, że książki fantastyczne dla młodzieży, z młodzieżowymi bohaterami wychodzą "nam" słabo. A szkoda.

Jak wypadła książka Ewy Seno? 

"Kontrakt" to tom pierwszy, który wprowadza nas w świat Emmy i jej zemsty. Sama się zastanawiam, czy sięgnę po tom drugi, gdyż jakoś niespecjalnie jestem ciekawa dalszych poczynań głównej bohaterki. "W ogień" nie jest zła, ale rewelacji ciężko się tutaj doszukać. Ogromnym plusem i zarazem pochwałą dla autorki jest jej styl. Powieść rewelacyjnie się czyta. Nawet pomimo bardzo irytującej bohaterki, która często mnie denerwowała swoim durnym zachowaniem...

Wiecie, ja nie mam nawet żadnego "ale" względem tego, że w piekle nosi się imiona archaniołów. Najlepsze jest to, że gorliwa katoliczka, jaką jest Emma nawet tego nie zauważa. Co dla mnie jest jawną... ignorancją. Chyba, że to przeoczyłam, wtedy ja wyjdę na ignorantkę, ale nie wydaje mi się, żeby tak było.  Rozumiem, że autorka chciała coś zmienić. Nie chciała tej schematyczności i w zasadzie mi to nie przeszkadza. Ale przeszkadza mi to głupie zachowanie Emmy, które niestety musiałam śledzić przez całą powieść.  W dodatku ta nagła przemiana Emmy ze spokojnej i wierzącej dziewczyny w kobietę wampa naprawdę mnie rozwaliła. Nawet teraz się śmieję i kręcę głową, jak o tym pomyślę. Może autorka za szybko chciała wszystko rozwinąć... Bo właśnie tego rozwinięcia ważnych moim zdaniem wątków, była potrzebna.

Tak jakoś wyszło, że książka jest OK, ale nie jest tą, której kontynuacji łaknę. Nie przemówiła do mnie ta wizja autorki, pomimo, że pomysł naprawdę był fajny. Szkoda, że wykonanie już takie raczej średnie. Myślę jednak, że niektórym może się ona spodobać. Może tym, którzy dopiero wchodzą w świat książek z wątkami fantasy/paranormal. Dlatego, jeśli macie ochotę, to zainteresujcie się niniejszą pozycją. Kto wie, może Wam się spodoba.

niedziela, 17 lipca 2016

"Zaginiona dziewczyna" Gillian Flynn


Jest upalny letni poranek, a Nick i Amy Dunne obchodzą właśnie piątą rocznicę ślubu. Jednak nim zdążą ją uczcić, mądra i piękna Amy znika z ich wielkiego domu nad rzeką Missisipi. Podejrzenia padają na męża. Nick coraz więcej kłamie i szokuje niewłaściwym zachowaniem. Najwyraźniej coś kręci i bez wątpienia ma w sobie wiele goryczy – ale czy rzeczywiście jest zabójcą? Z siostrą Margo u boku próbuje udowodnić swoją niewinność. Jednak jeśli Nick nie popełnił zbrodni, gdzie w takim razie podziewa się jego cudowna żona?
 „Zaginiona dziewczyna" to wartki, piekielnie mroczny thriller z wyrafinowaną intrygą.
Gillian Flynn z właściwą sobie znajomością ludzkiej psychiki stworzyła powieść o małżeństwie, w którym bardzo, ale to bardzo źle się dzieje. Książka natychmiast podbiła serca krytyków i czytelników i przeniesiono ją na ekran w reżyserii Davida Finchera.

O tej książce jest wiele różnych opinii. Jedni uważają ją za świetną, inni zaś nie pałają do niej zbytnią "sympatią". Czytałam te opinie i zastanawiałam się, jakie będzie moje zdanie. Byłam ciekawa, czy opowiem się za którąś z grup, czy może będę pośrodku. Przyznaję, że zaczęłam od filmu na podstawie książki Flynn. Filmu, który jest bardzo, ale to bardzo dobry! A po jego obejrzeniu jeszcze bardziej zapragnęłam zapoznać się z pierwowzorem. Jak wypadło to spotkanie? Przekonajcie się sami. 

Początek trochę dał mi w kość. Nie przeczę. Ciężko było mi się wciągnąć, ale później było już coraz lepiej. Zdarzają się chwilami nużące opisy, ale i tak wciągnęłam się w akcję na maksa. Zwłaszcza, że intryga jest misternie uknuta. Po prostu byłam w szoku, jak bardzo i w najmniejszych szczególikach, autorce udało się tak dopracować swoją powieść. Wielkie wow! Cały czas zastanawiałam się kto? jak? dlaczego? I ciągle zostawałam z niczym, bo okazywało się, że to nie ten bohater, to nie tak i nie dlatego. Brnęłam w "to" dalej i dalej, aż okazało się, że to nie ten... nie tak... ale dlaczego - wyjaśniło się w taki sposób, że kompletnie nie spodziewałabym się tego, gdybym nie oglądała filmu. 

Bardzo podoba mi się, że mamy wgląd w wydarzenia "teraz" oraz "kiedyś". To wyjaśnia wiele nie do końca zrozumiałych sytuacji, pomaga nam zrozumieć bohaterów oraz ich poczynania. Ja wręcz przepadam za takim dwutorowym ukazaniem wydarzeń, dlatego tym bardziej mi się to podobało.

Jak widzicie, chyba jednak jestem po stronie tych czytelników, którym ta powieść bardzo się podobała. Nie mam jej wiele do zarzucenia, a wymieniam praktycznie same plusy. Nieczęsto sięgam po takie powieści, więc tym bardziej się cieszę i doceniam to, że ta była bardzo dobra. 

Mimo, iż oglądałam wcześniej film, to i tak fabuła książki mnie zaskakiwała. To chyba się nazywa mieć talent. A Gillian Flynn niezaprzeczalnie go ma. Omamiła mnie kompletnie. Chciałam więcej i więcej. Na pewno sięgnę jeszcze po jej dzieła! A Wam polecam, jeśli tylko lubicie takie powieści, bo naprawdę warto!

niedziela, 10 lipca 2016

"Księga wieszczb" Erika Swyler

Dziękuję!

Cudowna powieść o potędze książek, rodziny i magii.
Simon Watson, młody bibliotekarz, mieszka samotnie w domu, który powoli osuwa się do zatoki Long Island. Jego matka utonęła w jej wodach, a młodsza siostra Simona, Enola, uciekła do cyrku.
Pewnego czerwcowego dnia, Simon dostaje tajemniczą starą księgę – uszkodzony przez wodę i nadwątlony przez czas dziennik właściciela wędrownego cyrku z końca osiemnastego wieku. Odnotowano w nim dziwne, magiczne zdarzenia – w tym utonięcie cyrkowej syreny. Od tego czasu w każdym pokoleniu w rodzinie Simona tonie „syrena”. Zawsze dwudziestego czwartego lipca. Ten dzień zbliża się wielkimi krokami…
Czy nad rodziną Simona ciąży klątwa i co to ma wspólnego z księgą? Czy Simonowi uda się rozwiązać zagadkę na czas i uratować Enolę?
"Księga wieszczb" to książka z tych magicznych, których nie ma wiele. Książka, która przenosi nas w inny wymiar, która zaskakuje i sprawia, że sami nie wiemy co mamy o niej myśleć. Jedno jest pewne, jest to czarująca i niepowtarzalna powieść. 

Nie spodziewałam się, że "Księga wieszczb" będzie książką, której akcja przez większość czasu dzieje się w cyrku (nie czytałam opisu, rzadko to robię). Przyznaję, że nie czytałam jeszcze nigdy książki, której przygoda dzieje się w takim magicznym miejscu. Cyrk zawsze kojarzył mi się z czymś niezwykłym. Z czymś... jakby to powiedzieć... Nieosiągalnym. Tyle tajemnic, tyle niesamowitych pokazów, wydarzeń. Raz w swoim życiu, w dodatku dawno temu, byłam w cyrku wędrownym, co prawda nie był to jakoś szczególnie pokazowy występ, bo dla dzieci. Niemniej i tak to wszystko było takie wciągające i nie do opisania. Erika Swyler pokazała mi cyrk zupełnie z innej strony. Pokazała mi coś nowego i... osobliwego. Coś, co sprawiło, że zatraciłam się w jej historii. I mam nadzieję, że i Wy zatracicie się w niej, jeśli dacie jej szansę. 

W "Księdze wieszczb" mamy tak jakby dwa światy. Ten "kiedyś" i ten "teraz". Oba są zupełnie inne od siebie, ale oba przypadły mi do gustu. A dzięki tej swojej inności miałam pewność, że nie pogubię się w fabule. Autorka wszystko skrupulatnie opisała, ładnie przedstawiła i dzięki temu, przyjemnie się czyta jej cudowną powieść. W ogóle spójrzcie na tę cudną okładkę. Jedna z piękniejszych, jakie mam w swojej kolekcji. Taka klimatyczna, no oczu nie mogę od niej oderwać. A na żywo jeszcze piękniejsza! 

Wiecie z jaką książką skojarzył mi się ten osobliwy klimat "Księgi wieszczb"? Z "Osobliwymi i cudownymi przypadkami Avy Lavender". Pierwsza przyszła mi na myśl właśnie ta książka. I przyznaję, że te dwie powieści są najbardziej osobliwymi powieściami, jakie kiedykolwiek miałam okazję przeczytać. Oczywiście "Księga wieszczb" ma nieco inny wydźwięk i zupełnie inną fabułę, niemniej ten niezwykły klimat jest ten sam. 

Nie będę streszczała fabuły, gdyż nie jest to w moim stylu. Dlatego napiszę tylko tyle: jeśli szukacie oryginalnych i powieści, które Was pochłoną... całkowicie, to polecam Wam tę przepiękną historię. Na pewno się nie zawiedziecie.

piątek, 8 lipca 2016

"Moje życie obok" Huntley Fitzpatrick


Dziękuję!

Moja mama nigdy nie podejrzewała, że obserwowałam Garrettów. I to przez cały czas. Nie spodobałoby się jej to.
 Garrettowie są absolutnym przeciwieństwem Reedów. Głośni, bałaganiarscy, emocjonalni. Siedząc w swoim punkcie obserwacyjnym Samantha Reed codziennie marzy o tym, by stać się jedną z nich. . . Aż do pewnego letniego wieczoru, kiedy Jase Garrett wspina się na dach obok niej i zmienia wszystko.
 Zakochują się w sobie bez pamięci, przedzierając się przez potknięcia i cuda pierwszej miłości. Rodzina Jase'a przyjmuje Samanthę jak swoją, chociaż dziewczyna początkowo ukrywa swój związek z nim. Wtedy zdarza się coś nie do pomyślenia i świat Samanthy się rozpada. Dziewczyna staje przed niemożliwą do podjęcia decyzją. Która rodzina idealna zdoła ją ocalić? A może nadszedł czas, by sama ocaliła siebie?
Poruszająca powieść o rodzinie, przyjaźni, pierwszej miłości i o tym, jak zachować lojalność wobec jednej osoby, nie zdradzając innej.

Uwielbiam! To pierwsze słowo idealnie oddaje wszystko, co chcę napisać o tej książce. Tak długo na nią czekałam. Oglądałam filmiki zagranicznych booktuberów, którzy zachwycali się niniejszą powieścią i sama zapragnęłam jej poznania. Moja radość z faktu, że wydawnictwo postanowiło ją wydać, była naprawdę duża. A to, że książka okazała się taka cudowna, przeszło moje oczekiwania. "Moje życie obok" to powieść, która zajmuje w moim czytelniczym sercu wysokie miejsce i będę ją polecać wszem i wobec. 

Wiecie... Ja byłam pewna, że ta powieść mi się spodoba. Miałam przeczucie, że mnie nie zawiedzie i nie zawiodła! Zgadzam się w stu procentach z napisem na okładce "Doskonała powieść! Huntley Fitzpatrick wzruszająco uchwyciła intensywność pierwszej miłości". - Publishers Weekley. Pierwsza miłość w tej książce gra pierwsze skrzypce, to jest  niewątpliwe. Niemniej wartość rodziny, miłość rodzinna, wsparcie, przyjaźń, obowiązek, spojrzenie na świat z różnych perspektyw i wiele, wiele innych aspektów, o których mam nadzieję nie zapomnieć w niniejszej (zapewne długiej) recenzji, o których pragnę wspomnieć. Ponieważ tak trzeba. Ponieważ czuję, że muszę oddać wszystko, co ta książka "przynosi" czytelnikowi, inaczej się nie da. A wierzcie mi, że "Moje życie obok" daje do myślenia. Oj daje!

Na sam początek pierwsza miłość, o której wspomniałam wyżej. Samantha i Jase, po prostu tak wyobrażam sobie pierwszą miłość. Fascynację drugą osobą, zrozumienie, nawet bez słów. Dopasowanie się. Nie myślcie sobie, że ta miłość jest opisana lakonicznie, na hop siup i bez polotu. Albo zbyt słodko, cukierkowo itp. Nie... I właśnie to mi się podobało najbardziej! Autorka powoli poznaje bohaterów, zbliża ich do siebie i wszystko ma swoje odpowiednie tempo. Nie ma tak, że ona patrzy na niego, on na nią i bum! Wielka miłość. Nie. To jest coś bardziej realnego, prawdziwie oddane uczucie, a to jest rzadkie. Rzadkie i bardzo urocze. Przyjemnie było mi poznawać tę dwójkę bohaterów i "patrzeć" na to, jak to rodzące się uczucie ich pochłania... Uwielbiam!

Nie myślcie sobie jednak, że wszystko kręci się wokół tematu miłości dwójki bohaterów, bo pomimo, iż jest ona na pierwszym planie, to jest coś jeszcze. Jest miłość rodzinna. Rodzina Garrettów jest CUDOWNA! Liczna, kochająca się, oddana sobie nawzajem i taka... kurczę no! Realna! Bardzo, ale to bardzo polubiłam ten ich chaos. Wiele razy się uśmiałam z sytuacji, jakie miały miejsce z nimi w roli głównej. Wręcz parskałam śmiechem. Uwielbiam ich. Naprawdę ich uwielbiam. Niektóre sytuacje czytałam po kilka razy, tak bardzo były dobre i zabawne. 

Kolejnym co autorka pokazała nam w swojej książce to przyjaźń i jej siła, bądź... jej brak. To zależy, czy ta przyjaźń jest z prawdziwego zdarzenia, czy tylko na pokaz. Tutaj mamy pokazane dwie jej strony. I te dwie strony są świetnie odwzorowane na bohaterach. Ale o tym sami musicie przeczytać w "Moje życie obok". 

Kolejny aspekt to rysa na ideale. Mam tutaj na myśli matkę głównej bohaterki. Idealną panią senator, która jest ślepa na swoje błędy. Zaślepiona dążeniem do władzy nawet kosztem innych. Matka Sam nie przepada za Garrettami. Ba! Czasami odnosiłam wrażenie, iż się nimi brzydzi. Co za kobieta... Miałam ochotę ją palnąć. Mocno, dobitnie. Co zrobić, zawsze znajdzie się czarna owca. 

Ale się rozpisałam! A jeszcze chcę wspomnieć o kreacji bohaterów, która jest świetna! Postaci są charakterne i w zasadzie mamy całą feerię barw jeśli chodzi o osobowości. Każda jest inna, niepowtarzalna. Dzięki temu zapadają nam oni w pamięć, a nawet skradają serce. 

Kolejne co, to swego rodzaju luz... Humor, jakim została przepełniona powieść Fitzpatrick. Po prostu autorka trafiła idealnie w punkt. Świetnie wyważony humor. Naprawdę jestem usatysfakcjonowana śmiesznymi sytuacjami, dialogami i podejściem do kilku spraw. Ale chwila! Nie mogę zapomnieć o zaskoczeniu... W pewnym momencie czytania książki było wielkie WOW! I łzy stanęły w oczach. Tego się nie spodziewałam... Niemniej, jestem cholernie zadowolona z całości tej lektury. Naprawdę uwielbiam tę powieść.

Dlatego pytanie czy polecam Wam "Moje życie obok" jest zbędne, jeśli czytaliście moją recenzję. 

"Dziewczyna z drużyny" Miranda Kenneally


Dziękuję!
Życie Jordan to jej drużyna futbolowa. Nie interesują ją związki i przelotne miłości, tylko sport i prestiżowe stypendium. Jedyną osobą, która może jej to odebrać jest... zabójczo przystojny i utalentowany chłopak, który znienacka pojawia się w szkole. Czy odbierze jej tytuł kapitana? A może totalnie ją zauroczy?

Pierwsze co przyszło mi na myśl, patrząc na niniejszy tytuł, to film "Dziewczyny z drużyny". Następnie zaczytując się w opisie pomyślałam sobie o kolejnym filmie, w którym główna bohaterka bardzo przypomina bohaterkę niniejszej powieści. A mowa tutaj o "Ona to on". Motyw sportu, rywalizacji i miłości -  wszystko podobne, ale jednak... Książka przebija oba te filmy. "Dziewczyna z drużyny" bardzo przypadła mi do gustu. Zabawna, czasami smutna, ale dająca do myślenia  historia, która jest napisana w sposób bardzo przyjemny. 

Muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Spodziewałam się ot takiej tam powieści dla nastolatek. Niczego zobowiązującego. Zaskoczenie było spore, a ja bardzo polubiłam samą powieść i styl autorki. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wpadnie mi w ręce inna jej książka, bo ta naprawdę jest dobra i warto zwrócić na nią uwagę. 

Okładka zapowiada nam powieść wakacyjną i w sumie ta książka idealnie się na ten okres nadaje. Jest lekka, zabawna, fajnie się ją czyta. Pomaga nam oderwać na chwilę myśli, a jeśli się wciągniemy, to ta chwila będzie dłuższa. Postaci są sympatyczne, charakterne i chociaż główna bohaterka czasami wydaje się nam pełna sprzeczności, to nie sposób jej nie polubić. Dialogi są konkretne, opisy ciekawe. A cała powieść posiada swoisty urok amerykańskiej, nastoletniej i młodzieżowej otoczki. I chociaż "Dziewczyna z drużyny" jest skierowana głównie dla nastolatek, to ja bawiłam się przy niej wyśmienicie. Dlatego nie będę jej polecać tylko nastolatkom, ale każdemu, kto szuka tego typu powieści. 

Zatem podsumujmy... "Dziewczyna z drużyny" zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Jest to powieść, która wprawiła mnie w dobry nastrój, poprawiła humor, a nawet nieco wzruszyła. Autorka świetnie poradziła sobie z opisaniem uczuć głównej bohaterki i pewnego chłopaka (tajemnica, trzeba przeczytać!). Bardzo fajnie pokazała siłę przyjaźni i tego, żeby się nie poddawać, a walczyć o swoje. Po okładce można by pomyśleć, że ta książka jest "taka sobie", ale nie dajcie się nabrać! Zwróćcie na nią uwagę. Myślę, że warto. 

czwartek, 7 lipca 2016

"Jesteś tylko moja" Meredith Wild



Dziękuję!
Główna bohaterka Erica Hathaway, mająca za sobą trudną przeszłość, postanawia zacząć życie na własny rachunek. Zaraz po skończeniu szkoły bierze udział w panelu dla inwestorów. Ci nie traktują jej zbyt poważnie. Zwłaszcza jeden, przystojny i arogancki Blake London, próbuje ją zbić z tropu.
Milioner Blake London dorobił się majątku na softwarze. Jest przyzwyczajony, że dostaje wszystko, czego chce. Zauroczony urodą Eriki chce ją jak najszybciej zdobyć. Aby to zrobić stara się pozyskać jej zaufanie . Blake odkrywa jednak jej tajemnice z przeszłości. Gra staje się niebezpieczna. 

Jak po samej okładce można się domyśleć, jest to powieść z rodzaju tych... jak ja to mówię "grzmotliwych". Dlatego też nie zaskoczył mnie zwrot z okładki "Dla tych, którzy uwielbiają Pięćdziesiąt twarzy Greya - ta seria jest genialna". Jednak trochę te słowa napawały mnie swego rodzaju lękiem... dezaprobatą, bo ja fanką Greya nie byłam, nie jestem i nie będę. Obawiałam się, że postać głównej bohaterki będzie mnie irytowała, że będzie ona tak samo tępa jak Anastasia vel Nieogarnięta "cnotka". Kamień z serca, postać Eriki taka nie jest. Całe szczęście! Chociaż Landon ociupinkę Kriszczjana przypomina, to jednak Landon wygrywa starcie. 

Zatem mój werdykt? "Jesteś tylko moja" jest lepsze od "Pięćdziesiąt twarzy Greya". 

Dobrze, pójdźmy trochę w fabułę... Mimo, że książka jest cieniutka, to przecież prócz opisów erotycznych, ma swoją historię, która zbyt porywająca nie jest, ponieważ mało mi w niej konkretów. Niemniej jest interesująca na tyle, aby książkę polubić. Erica to dziewczyna, która pragnie rozwoju swojej firmy, a Landon to przystojny milioner, który ma, tudzież może jej w tym pomóc. Mamy tutaj pewien schemat, który w tego typu powieściach jest raczej nie do przejścia; bóg seksu oraz pokrzywdzona przez los piękność, która nie jest zbyt pewna swoich wdzięków. I jak zazwyczaj irytują mnie takie schematy, tak tym razem przymknęłam na to oko. Może dlatego, że koniec końców Landon jest całkiem fajnym gościem? A może też dlatego, że Erica nie jest taką irytującą kobietą, która na każdym kroku doprowadza mnie do pasji? Pewnie te dwa aspekty przeważyły, bo żeby książka mi się spodobała, muszę polubić jej postaci. A bohaterów Wild łato jest polubić. 

"Jesteś tylko moja" to pierwszy tom z cyklu "Haker" i pewnie z ciekawości sięgnę po kolejny tom, chociaż nie sądzę, aby był on konieczny. Można było zamknąć wszystko w jednym tomie, niemniej skoro autorka ma pomysł na kontynuowanie powieści, to jestem ciekawa, co takiego wymyśli. 

Nie zachwycam się "Jesteś tylko moja", chociaż przyjemnie się ją czytało. Ta książka to taka odskocznia o tych cięższych powieści. Historia nie jest zobowiązująca, lekko i szybko się ją czyta, więc jeśli takowej powieści szukacie, to zwróćcie uwagę na powieść Meredith Wild. 

środa, 6 lipca 2016

"Apetyt na życie" Mary Simses


Dziękuję!

Ellen Branford chce spełnić wyrażoną na łożu śmierci prośbę babci – odnaleźć chłopaka z małego miasteczka, w którym babcia była kiedyś zakochana, i przekazać mu jej ostatni list.
Porzucając Manhattan oraz narzeczonego z wyższych sfer nowojorskich, młoda kobieta wyrusza do Beacon w stanie Maine. Krótka wizyta szybko się komplikuje, gdy Ellen omal nie tonie w oceanie i zostaje wyratowana przez cieślę będącego przypadkowym świadkiem zdarzenia. Za sprawą wypadku Ellen zostaje kimś na kształt lokalnej sławy, co może jej dopomóc w odkryciu starannie ukrywanej przez babcię przeszłości – lub wręcz przeciwnie. W miarę jak młoda kobieta dowiaduje się o babci więcej, a zarazem zaczyna wątpić w słuszność własnych wyborów, staje się jasne, że jednodniowy wypad do Beacon trzeba będzie przedłużyć. „Apetyt na życie” to ciepła i smakowita opowieść o atrakcjach prostszego życia.

Ah! Już jakiś czas nie czytałam tak uroczej powieści. Tą książkę czyta się tak wyśmienicie, jakby oglądało się bardzo dobry film. Swoją drogą... chciałabym, żeby powstał film na jej podstawie. Z ogromną przyjemnością bym go obejrzała. 

Ogólnie wręcz przepadam za książkami obyczajowymi tegoż wydawnictwa, więc byłam przekonana, że "Apetyt na życie" mi się spodoba. Już sama okładka wskazywała na wyśmienitą, wakacyjną i lekką lekturę. A tego obecnie mi było trzeba. Kobiecej dawki romansu, śmiechu i przygody. I to wszystko otrzymałam, jestem jak najbardziej usatysfakcjonowana i sądzę, że każda kobieta szukająca tego samego - również będzie. 

Jeśli szukacie zabawnej książki o miłości, odkrywaniu siebie, potrzebach zmian w swoim życiu, to "Apetyt na życie" idealnie wpasuje się właśnie w te klimaty. Mamy tutaj bardzo sympatyczną i lekko zakręconą bohaterkę, która czasami przypominała mi mnie, ale nie odbiegam już od tematu. Mamy również rodzące się, piękne uczucie. Odkrywanie historii rodzinnej, która okazuje się bardzo podobna do teraźniejszego stanu życia głównej bohaterki. Mamy tutaj sporo humoru, zabawnych sytuacji, ciepła... Uroku. Nie chcę Wam zdradzać nic więcej na temat fabuły, aniżeli zrobił to wydawca, bo nie chcę tym samym odbierać Wam niewątpliwej przyjemności odkrywania powieści. A powieść tą, musicie poznać. Koniecznie!

Wczułam się w życie Ellen, w odkrywanie tajemnic jej babci. Nawet wzruszyłam się w sytuacji, kiedy ona i Roy czytali listy miłosne, pełne pasji, utraconej miłości... Ciężko było "przejść" obok tego wątku obojętnie. Po prostu się nie da.

Kibicowałam panu "cieśli" w zdobywaniu zaufania i sympatii głównej bohaterki. Wiecie... Roy to taki idealny mężczyzna... Nie chodzi mi o wygląd, a o zachowanie. Opiekuńczy, ciepły, wrażliwy, spokojny, zabawny i taki... ciut tajemniczy. Mogę jeszcze wymienić więcej słów, które go opisują, ale chciałabym, abyście sami go poznali. Dlatego już kończę z opisem. 

Klimat wakacyjny również się tutaj idealnie wpasował, dlatego jeśli wybieracie się na wakacje i szukacie jakiejś świetnej książki, to zwróćcie uwagę na "Apetyt na życie". Naprawdę warto! 

"Tytany" Victoria Scott



Odkąd tytany pojawiły się w Detroit, świat Astrid Sullivana obraca się wokół tych pół koni, pół maszyn, które dosiadane przez dżokejów startują w morderczych i emocjonujących wyścigach. Wraz z najlepszą przyjaciółką dziewczyna spędza wiele godzin na torze. Fascynują ją nie tylko emocje związane z wyścigami, ale też to, jak bardzo te zaprogramowane, półmechaniczne stworzenia wydają się prawdziwe. Astrid marzy, by kiedyś dotknąć jednego z nich.…ale też trochę ich nienawidzi. Jej ojciec stracił wszystko na zakładach bukmacherskich. Dziewczyna widzi też przepaść między bogatymi dżokejami, których stać na kosztowne maszyny do jazdy, a jej przyjaciółmi i sąsiadami, którzy czasem ostatnie pieniądze stawiają w zakładach, licząc na łut szczęścia.
Ale kiedy Astrid ma szansę wystartować na jednym z tytanów w derbach, postanawia zaryzykować wszystko. Ponieważ dla dziewczyny stojącej po złej stronie toru wyścigi to coś więcej niż szansa na sławę i pieniądze. To także heroiczna walka o lepszą przyszłość.

Czytałam poprzednią serię Scott i porównując ją do niniejszej powieści stwierdzam, że "Tytany" podobała mi się o wiele bardziej. Może przez to, że bohaterka wydaje się bardziej ogarnięta od tej, z poprzedniej serii? Tak, chyba głównie dzięki temu. 

Zacznę od tego, że pomysł na książkę jest naprawdę dobry. Podobają mi się tytany, ta cała ich wizja i otoczka. Naprawdę fajna sprawa i wykonanie również. Autorka poradziła sobie z pokazaniem czytelnikowi konkretnego świata, konkretnych maszyn i w zasadzie konkretnych postaci. Lubię, kiedy w książkach czuć pewność siebie autora... Pewnie się zastanawiacie o co mi chodzi... Już wyjaśniam. Otóż, często jest tak, że wyczuwam, kiedy autor stracił zapał, pewność siebie, tudzież pomysł na daną postać, wydarzenie czy opis. Chociaż to może wynikać również z tłumaczenia, więc może nie mam racji o pewność autora. Niemniej Victoria Scott i tłumacz, poradzili sobie bardo dobrze, a ja odczułam pełną przyjemność z czytania niniejszej lektury. 

We wstępie wspomniałam o tym, że główna bohaterka przypadła mi do gustu. Astrid jest nastolatką z głową na karku. Nie użala się nad sobą, pomimo iż ma niebanalne problemy rodzinne. Co więcej, bierze sprawy w swoje ręce, ażeby poprawić swoim bliskim oraz sobie byt. Zarówno ona, jej przyjaciółka jak i Gałgan - trochę dziwny starszy pan, który pomaga jej zrealizować marzenie i jeden ważny cel. Te trzy, jak i cała reszta postaci zostały naprawdę fajnie wykreowane. W zasadzie nie mam czego się uczepić, tak więc ocena postaci na bardzo dobry. 

Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś mniej zaskakującego po "Tytanach", a otrzymałam lekturę, która przekonała mnie do siebie już od pierwszych stron. Bardzo się cieszę, że miałam możliwość poznania najnowszej powieści Scott. Co więcej, będę wyczekiwać kolejnych, bo mam wrażenie, że autorka może mnie jeszcze zaskoczyć pozytywnie niejeden raz!

wtorek, 5 lipca 2016

"Oddychaj mną" Abbi Glines

Dziękuję!




Miłość w świecie rocka!
Sadie zatrudnia się jako pomoc domowa w willi rockmana Jaxa na prywatnej wyspie. Nie jest jej w życiu łatwo. Pewnego dnia uświadamia sobie, jak niezwykła będzie jej codzienność u boku gwiazdy. Postanawia zawalczyć o siebie. Jax jednak wie, że miłość w świecie rocka nie ma szans na przetrwanie.
Co zrobić, gdy on nie może bez niej oddychać?

 Czytałam kilka książek tej autorki i jedne były lepsze, inne nieco mniej. Natomiast ta, należała do tych lepszych. Oczywiście nie jest to książka na tak zwane myślenie. Nie daje nam ona powodów do rozmyślań nad swoim życiem. Ona ma na celu odprężenie czytelnika. Sprawienie, że ten wyłączy się a chwile i pożyje życiem bohaterów z książki. I właśnie to mi dała. Tego potrzebowałam. Czegoś lekkiego i niezobowiązującego. Czegoś co wyłączy moje myśli. "Oddychaj mną" to się udało i za to ogromny plus.

Powieść ta głównie skierowana jest do nastoletnich czytelniczek i zapewne im najbardziej się ona spodoba. Opowiada nam ona losy nastoletnich bohaterów; gwiazdy rocka oraz dziewczyny z biednego domu. Owszem, jest to powieść przewidywalna, schematyczna, więc jeśli przeszkadzają Wam schematy, to "Oddychaj mną" może Wam się nie spodobać. Ale w zasadzie, co często powtarzam, ciężko w tego typu powieściach odejść od schematów. One po prostu takie są. Mają opowiadać nam o miłości, a my mamy się przy nich dobrze bawić.

Powieści Abbi Glines są popularne i lubiane za granicą. W zasadzie autorka pokazuje nam miłość, która nieczęsto ma miejsce w realnym życiu - coś w stylu: przystojny bogacz/idol i ona... niewidoczna, skromna, spokojna dziewczyna. Dlatego też czytelniczki uciekają do takich romantycznych uniesień książkowych, które dają im ten dreszczyk... W takich książkach spełniają się marzenia bohaterek typu "szara myszka", a to dodaje czytelniczkom pewnego rodzaju przyjemności, a może nawet podnosi im pewność siebie?

Jeśli szukacie niezobowiązującej, lekkiej i przyjemnej powieści  na wakacje, to zwróćcie uwagę na "Oddychaj mną".