czwartek, 21 marca 2019

"Kłamca" Jakub Ćwiek


Jest jeden Bóg. To znaczy był, bo odszedł i dziś nikt nie wie, gdzie się podziewa.
Zanim jednak zniknął na dobre, dał ludziom wyobraźnię, wolną wolę i siłę wiary, a ci wykorzystali owe dary, by stworzyć sobie nowych bogów, półbogów, tytanów i innych, którzy zasiedlili ziemię i wprowadzili nowe porządki.
Aniołowie potrzebują sojusznika, którego nie obowiązują ich rygorystyczne zasady i prawa. Kogoś, kto pomoże im wygrywać w toczących się na ziemi starciach i bez problemu odnajdzie się zarówno pośród istot mitycznych, jak i współczesnych ludzi.
Wybór archaniołów pada na Lokiego, boga ognia i kłamstwa z panteonu Asów. Współpraca zaczyna się obiecująco, ale czy ktoś taki jak on da się długo trzymać na krótkiej smyczy?
O "Kłamcy" autorstwa Jakuba Ćwieka jest głośno już od dawna. Ja ciągle miałam z nią nie po drodze. Nadszedł jednak ten dzień i mam za sobą pierwszy tom o Lokim! I tak... Liczyłam na coś zgoła innego. Spodziewałam się ciągu akcji, a nie przeskoków z jednego przypadku do drugiego, jakoś mi to średnio podeszło. Może w kolejnych częściach będzie inaczej? A może ja podejdę do tego inaczej? Oby! Ponieważ na swoją kolej czekają kolejne tomy! Poza tym, spodziewałam się lepszego humoru i mocniejszego uderzenia! Niestety Loki też jakiś taki... Hmmm... Jednak nadzieja jest, bo czytałam, że w kolejnych częściach jest lepiej.

Nie tak dawno wspominałam, że bardzo lubię olbrzyma z mitologii nordyckiej, jakim jest Loki. Sprytny, wyszczekany, cwany, cholernie zabawny i bardzo złośliwy. Temu Ćwiekowemu po troszeczku tego wszystkiego zabrakło, ale nie zrozumcie mnie opacznie - nie jest źle! Loki czyli tytułowy Kłamca, jest naprawdę fajnym, dziarskim typkiem. Ja wiem, że on dopiero się rozkręca.  

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMgthpO2DV_7GuEF6UKvOXld6bAQiycnagG_sNO3CxiYcGpXY3bmOjGqzqevXZwJVn-EI7KduZZeKn6T5sIch4hyphenhyphenJ0MOJHFSYuBo1V20lE3UZ1FiEtj1l6gEfwqIHIOoRtl3caeHDL2hE/s400/nj.gif

Pierwszy i zarazem wprowadzający nas w świat bogów i archaniołów tom, jest dobry. Nie jest fenomenem, nie robi też wielkiego szału, ale jest dobry. Autor ma fajny styl pisania. To już wiem, bo czytałam i zachwycałam się jego "Chłopcami". Dzięki temu "Kłamcę" czyta się szybko, bardzo szybko, biorąc pod uwagę, że zawiera ona tylko 300 stron. 

Pomysł na książkę, jak najbardziej na plus. Wykorzystanie go, dobre. Kreacja postaci dobra, ale mogłoby być lepiej. Zarówno biorąc pod uwagę głównego bohatera, jak i postaci poboczne. Ogólnie rzecz ujmując, jestem zadowolona z lektury, ale mam niedosyt. Niebawem zabiorę się za kolejny tom i zobaczymy, jak to będzie.

wtorek, 19 marca 2019

"Zakochany przez przypadek" Yoav Blum


W tej powieści nie ma miejsca na przypadek. Wszystko, co w niej znajdziecie, zostało starannie zaplanowane, a każde działanie profesjonalnie wykonane przez wykwalifikowanego agenta.
Po przeczytaniu tej książki nigdy więcej nie spojrzycie na zbieg okoliczności w ten sam sposób.

A jeśli rozlany drink, spóźnienie na pociąg lub znalezienie na chodniku kuponu na loterię nie jest dziełem przypadku? A jeśli to część większego planu? A jeśli nie ma czegoś takiego jak przypadkowe spotkanie? A jeśli ludzie, których nie znamy, kształtują nasze przeznaczenie? A może nawet planują losy świata?

Troje pozornie zwyczajnych ludzi, nazywanych kreatorami przypadków, Guy, Emily i Eric, pracuje dla tajnej organizacji pozorującej zbiegi okoliczności. To, co reszta świata odbiera jako wypadki losowe, to w rzeczywistości starannie zaplanowane akcje, które mają zainicjować znaczące zmiany w życiu ich celów – naukowców stojących u progu przełomowych odkryć, artystów czekających, aż pojawi się wena twórcza, albo po prostu zwykłych ludzi, jak ty czy ja…

Kiedy pewnej nocy Guy otrzymuje misję najwyższej rangi, wie, że będzie to najtrudniejszy i najbardziej niebezpieczny zbieg okoliczności, do jakiego kiedykolwiek musiał doprowadzić. Zwłaszcza że nawet kreator przypadku nie może do końca przewidzieć jego konsekwencji. W końcu niezbadane są ścieżki losu, ludzie mają wolną wolę, a miłość – ogromną moc…

Inteligentna, nieprzewidywalna i pełna emocji powieść – połączenie thrillera i love story.
Niepozorna, nieoczywista, urocza i zaskakująca. Tak opisałabym tę książkę w czterech słowach. Przyznaję, że nie od początku mnie porwała. Ciężko miałam wbić się w treść. Zastanawiałam się o co w ogóle chodzi. Co też ten Blum wymyślił... Jednak kiedy już okiełznałam historię i poczynania postaci, zakochałam się w tej książce.

Czy przypadki rządzą światem? Czy wszystko dzieje się przez przypadek? Ta książka świetnie pokazuje nam, że może niekoniecznie sami decydujemy o tym, co w danej chwili chcemy zrobić. Yoav Blum pokazał to na przykładzie swoich bohaterów i tego, że gdzieś tam są kreatorzy przypadków, którzy ustawiają wszystko pod daną postać, tak aby ta się zakochała, zdobyła, czy straciła pracę i tak dalej. 

Bardzo polubiłam bohaterów. Nie wiem kogo najbardziej, naprawdę! Zarówno Guy, Emily, jak i Eric to bohaterowie świetnie wykreowani, którym nie mogę niczego zarzucić. Guy, to ten spokojny, sprawiedliwy, dobry i grzeczny... Emily, to niepoprawna romantyczka, która jest po uszy zakochana w swoim przyjacielu. A Eric? To ten kombinator z dużym poczuciem humoru, łobuz o złotym sercu i nieprzewidywalny typ. Każda z postaci jest zupełnie inna i każda wnosi do książki naprawdę wiele. 

Przyznaję, że autorowi udało się mnie zaskoczyć. A jeśli wziąć pod lupę zakończenie "Zakochanego przez przypadek", to muszę powiedzieć, że tak dobrego zakończenia dawno nie czytałam. Rewelacja! I totalnie niespodziewana akcja. Ja raczej przewiduję niektóre sytuacje, a tutaj przyznać muszę, że tego, co się stało, kompletnie się nie spodziewałam.

Historia, jaką napisał dla nas Yoav Blum jest o trudnych wyborach, wielkiej miłości, tej utraconej i tej odnalezionej. Autor porusza w niej kwestie, które zapewne zadaje sobie każdy z nas. Myślę, że każdemu może się spodobać. Jest naprawdę przyjemna, chociaż początek może być lekko zawiły. Ja jestem zachwycona i cieszę się, że mogę ją dodać do tych oryginalnych powieści. Polecam gorąco!

niedziela, 17 marca 2019

"Zostań ze mną" K.A. Tucker


Nowa powieść bestsellerowej autorki K. A. Tucker!
Calla Fletcher nie miała nawet dwóch lat, gdy matka wywiozła ją z Alaski, nie mogąc dłużej znieść izolacji i wiejskiego trybu życia. Dwudziestosześcioletnia dziewczyna zna tylko życie w wielkim, zatłoczonym Toronto. Kiedy dowiaduje się jednak, że dni jej ojca, który pozostał na Alasce, są policzone, zdaje sobie sprawę, że nadszedł czas na długą podróż do odległego miasteczka, w którym się urodziła.
Calla stawia czoła dzikiej przyrodzie, dziwacznym porom naturalnego światła, wygórowanym cenom, nawet konieczności korzystania z wychodka, a wszystko to, by poznać ojca. Podczas gdy dziewczyna stara się przywyknąć do surowego środowiska, nieuczesany, arogancki miejscowy pilot, który pomaga w prowadzeniu firmy czarterującej samoloty jej ojca, nie potrafi sobie wyobrazić życia w jakimkolwiek innym miejscu na świecie. I z chęcią odstawi Call do domu, przekonany, że jest zbyt rozpieszczona, by poradzić sobie na odludziu.
Niebawem jednak między dwojgiem zupełnie różnych ludzi, rodzi się nieoczekiwane uczucie. Calla nie zamierza jednak zostać na Alasce, a Jonah nigdy z niej nie wyjedzie.
Czy przystojny pilot i rozkapryszona dziewczyna z Toronto znajdą w końcu do siebie drogę? Czy będą potrafili poświęcić się dla miłości? Czy powtórzy się historia rodziców dziewczyny?

Jeśli macie ochotę na przyjemną historię obyczajową, to z całym sercem polecam Wam "Zostań ze mną". Już sama okładka wprawia w taki spokojny i nostalgiczny nastrój.

Bardzo cieszy mnie to, że wydawnictwo posłuchało swoich czytelników (ogromne brawa!) i zostawiło powyższą okładkę. Jestem w niej zakochana. W tej prostocie, zieleni i... W kapeluszu dziewczyny ze zdjęcia. Też chcę taki! 

K. A. Tucker już znam z jej poprzednich książek. Mam za sobą "Przez niego zginę", która bardzo mi się podobała. Jest również "Dziesięć płytkich oddechów", która kompletnie mi się nie podobała. A teraz przyszedł czas na "Zostań ze mną", która sprawia, że nawet teraz się uśmiecham. I jest dowód na to, że warto dawać szanse autorom, nawet jeśli kilka ich książek nam się nie podobało, bo może nam się nie podobać 5 książek tego autora. Natomiast ta 6 nas w sobie rozkocha. 

Pokochałam każdą z postaci, jakie stworzyła Tucker. Podczas czytania tej książki, przeżywałam wszystko, co się z nimi działo. Nie wiem czy już ochłonęłam po tej lekturze, bo pisząc tę opinię, nadal targają mną emocje, ale spróbuję coś sklecić. Wracając do postaci. Calla, jako główna bohaterka tej powieści jest postacią bardzo sympatyczną (jak każda w tej książce). Opuszcza swoje wygodne życie i wyrusza w podróż. Surowy klimat Alaski niekoniecznie jej pasuje, ale co zrobić. Z początku myślałam, zupełnie tak samo jak Jonah, że Calla jest taką wymuskaną, delikatną i próżną dziewczyną, która nie odnajdzie się w tym surowym klimacie. Okazuje się jednak, że oboje z Jonahem się myliliśmy, bo to naprawdę konkretna i twarda dziewczyna!

Jonah, to ten typ bohatera męskiego, który ja bardzo lubię. Surowy, męski, zabawny, złośliwy, taki trochę mruk, ale bardzo opiekuńczy i o złotym sercu. Bohater, do którego trzeba się przekonać, ale kiedy już to zrobicie (a szybko do tego dojdzie), pokochacie go. Jonah nie miał łatwego życia i to właśnie ono sprawiło, że jest taki, a nie inny.

Ojciec i matka Calli, nastoletnia Mabel, Agnes oraz Simon - nie znajdziecie tutaj toksycznego charakteru. Mam wrażenie, że Tucker podczas tworzenia ich postarała się jak nigdy. Już dawno nie czytałam powieści w której byłyby tak pozytywne, sympatyczne postaci. Tworzą one kwintesencję "Zostań ze mną".

Poza tym bardzo podobał mi się pomysł na fabułę. Motyw przebaczenia i powrotu w rodzinne strony. To ogromne poświęcenie prawdziwej miłości. Autorka kupiła mnie również samym miejscem, w którym odbywa się główny wątek - Alaska. Przepięknie! Niech napisze jeszcze coś, co będzie miało miejsce w Australii i będzie kolejna miłość z mojej strony. 

Jeśli chodzi o "Zostań ze mną", to ja jestem ogromnie na tak i Wam również polecam tę powieść. Z całego serca!

piątek, 15 marca 2019

"Okrutny książę" Holly Black



 Krwawa zbrodnia na zawsze odmienia los trzech sióstr. Zostają porwane do świata elfów, bajecznego Elysium. Upływa dziesięć lat; Jude pragnie za wszelką cenę odnaleźć swoje miejsce w krainie elfów – lecz dumni elfowie gardzą śmiertelniczką, a wzgardliwszy od innych jest książę Cardan, najmłodszy i najokrutniejszy z potomków Najwyższego Króla.
By zdobyć pozycję na Dworze, musi rzucić Cardanowi wyzwanie – a następnie ponieść konsekwencje.

Jude poznaje labirynt intryg i ułudy, odkrywa własną przebiegłość i to, że zdolna jest zadać ból, a nawet śmierć. Gdy za sprawą zdradzieckich knowań elfowym dworom zagraża niebezpieczeństwo pogrążenia się w chaosie krwawej wojny, Jude gotowa jest narazić życie, by ocalić siostry i Królestwo.

Pierwsza część trylogii o podstępach i żądzy władzy, czarach i magii – razem z Jude odkrywamy misterną sieć elfowych intryg.
Ho ho! O tej książce chyba słyszał każdy, kto siedzi w temacie książek. Było o niej bardzo głośno na Instagramie czy YouTube. Można śmiało napisać, że jest to książka dość kontrowersyjna, ale wiecie co? Bardzo dobrze! Ja lubię, kiedy o jakichś książkach jest głośno, bo: albo totalnie odechciewa mi się z jakąś pozycją zapoznać (głównie chodzi o erotyki), albo pragnę się przekonać czy dana pozycja mi się spodoba, czy może rzeczywiście coś z nią nie tak (wszystko, prócz erotyków). 

Napiszę tak: książka, jeśli chodzi o całość, podobała mi się. Nie jestem nią zachwycona, ale też nie twierdzę, że była słaba. Nie poczułam wielkiej sympatii do głównych bohaterów. Jedynym, który zaskarbił sobie moją sympatię był Loki. W ogóle, ja jakoś upodobałam sobie tego psotnika i w niemalże każdej książce, czy filmie przyciąga mnie do siebie swoją osobą. 

Jeśli chodzi o tematykę elfów, mam za sobą sporo książek, w których główną rolę grały te postaci. I jeśli chodzi o kogoś, kto dopiero wchodzi w świat fantasy i elfiego świata, to książka Holly Black jest jak najbardziej dla niego. Jeśli chodzi o osoby, które lubują się w fantastyce i znają się z elfami w różnej postaci - mogą być zawiedzione. Ja osobiście mam jedną z ulubionych elfich serii i jest to seria autorstwa Julie Kagawa "Żelazny dwór". Żałuję, że nie wydano kolejnych tomów. Zaś nie przypadł mi do gustu cykl "Talon". Niemniej... twórczość Holly Black znam z innych jej powieści i twierdzę, że jest dobrą pisarką. 

Dlaczego nie polubiłam się z Jude i Cardanem? Hm. Jak dla mnie, są to postaci zbyt - nie wiem czy to idealne stwierdzenie, ale - wymuskane, wypracowane jakby na siłę? Nie czułam tutaj tej lekkości ich bycia. Co prawda Jude, to postać konsekwentna od początku, do końca - gdzieś już widziałam to określenie i się z nim zgadzam. Cardan zaś niby powinien być zabawny i powinien mieć postawę takiego pokrzywdzonego łobuza, a moim zdaniem jest taki... Niestety taki... nijaki. 

Najlepsze jest jednak to, że jestem niesamowicie ciekawa, jak potoczą się losy Jude i Cardana. Ponoć 2 tom jest zupełnie inny, więcej w nim mrocznej i politycznej intrygi.

czwartek, 14 marca 2019

"Cymanowski Młyn" Stefan Darda, Magdalena Witkiewicz


Małżeństwo Moniki i Macieja przechodzi głęboki kryzys.
Oboje łudzą się, że tajemniczy prezent: urlop w leśnym pensjonacie, z dala od ludzi i cywilizacji, może jeszcze wszystko uratować. Początkowo ulegają romantycznym chwilom, jednak nagły wyjazd Macieja budzi demony przeszłości. Łukasz, przystojny syn właściciela, do złudzenia przypomina Monice jej byłego narzeczonego. Czy to tylko przypadkowe podobieństwo?
Wyjazd, który miał ratować związek, okazuje się początkiem trudnych do wyjaśnienia i niepokojących zdarzeń. Nic nie jest oczywiste, bohaterowie głęboko skrywają tajemnice, a na światło dzienne wypływają przerażające wspomnienia o krwawych zbrodniach sprzed lat.
Kim tak naprawdę jest Łukasz? Czy małżeństwo Moniki i Maćka przetrwa próbę sił? I jaką rolę pełni dziewczynka ze starej wyblakłej fotografii?

Jak pewnie wiecie, ja nieczęsto sięgam po twory polskich pisarzy. Jeśli już to robię, to zastanawiam się trzy razy - czy aby na pewno chcę, to przeczytać. Dlatego jeśli polecam Wam coś, napisanego przez rodzimych twórców, to na pewno nie będzie to coś złego. "Cymanowski młyn" zaciekawił mnie dlatego, że zobaczyłam tekst "Mistrzowskie połączenie thrillera i powieści obyczajowej". Jeśli chodzi o słowo "mistrzowskie" - poddawałam to w wątpliwość, ale reszty byłam bardzo ciekawa. Jak więc wypadł ten misz-masz powieściowy? Zapraszam do lektury!

Początek był interesujący. Poznając Macieja i Monikę stwierdziłam, że będzie interesująca. Nie wyglądali mi na jakieś wyjątkowo dobrane małżeństwo. Jak się później okazało, przytłoczyła ich rzeczywistość. Ciągły stres i życie w dzikim pędzie. Pędzie za doskonałością, luksusem i życiem idealnym. Niestety coraz częściej widzę takie zaślepienie. Ludzie nie dostrzegają i co najważniejsze: NIE DOCENIAJĄ - tego, co już mają. Często szukają przygody, ekscytacji, czegoś nowego. A przeważnie, takie poszukiwania nie przynoszą niczego dobrego. Nie mam tutaj na myśli chociażby takiej przygody, jak wycieczka, której pragnęliśmy już od dawna. Mam głównie na myśli niby niewinny flirt, zdradę - potrzebę zmiany, bo komuś życie z ukochaną osobą się znudziło. A przecież życie jest zbyt krótkie, aby je poświęcić jednej osobie - CO ZA BZDURA! Jak słyszę taki tekst, to słabnę. Serio.

I właśnie małżeństwo MM okazało się czymś takim, jak wyżej napisałam. W tej książce dzieje się naprawdę wiele. Jednak sądzę, że ten fantastyczny motyw, jest przesadzony i taki... Nie wiem sama, mnie się nie podobał i kiedy tylko "zaistniał" w treści, jakoś tak, książka podobała mi się coraz mniej. Myślę, że gdyby autorzy inaczej rozegrali ten aspekt powieści, byłoby naprawdę super. A tak... ja mam niedosyt. 

Kreacja bohaterów naprawdę na plus. Pomysł na książkę - super! Cała ta intryga szła w dobrym kierunku i tak do połowy książki oceniam ją dobrze, ale im dalej w las, tym słabiej. A szkoda. Plus za lekkość całości. "Cymanowski młyn", to książka z tych, które czyta się szybko i przyjemnie. Widać, że autorzy są doświadczeni w pisaniu powieści. Komu polecam? Właściwie, to każdemu. Przekonajcie się sami, czy Wam się spodoba! Zapraszam do "Cymanowskiego młyna", jedno jest pewne -  będzie się działo.


sobota, 9 marca 2019

"Dzieci krwi i kości" Tomi Adeyemi


Niegdyś kraina Orisza tętniła życiem i magiczną mocą, ale to już przeszłość. Teraz, pod rządami bezwzględnego władcy, magowie są ofiarami okrutnych prześladowań. Zélie straciła matkę, a jej lud – wszelką nadzieję. Kiedy jednak nadarza się okazja, aby pokonać monarchę, dziewczyna nie zamierza się poddać! Z pomocą zbuntowanej księżniczki planuje przechytrzyć następcę tronu, który chce położyć kres istnieniu magii.
Orisza to niebezpieczna kraina, królestwo złowrogich śnieżnych lampartusów i mściwych duchów. Ale największym zagrożeniem dla Zélie jest ona sama, musi bowiem zapanować nad własną mocą i coraz silniejszym uczuciem do wroga…

Och! Jakie to było dobre. Tak, bardzo dobre fantasy. Przymierzałam się do zakupu tej książki w oryginale, bo szczerze powiedziawszy nie wiedziałam, że zostanie wydana u nas. Nie wiem, jak mogło mi to umknąć. Tym bardziej się cieszę, że grupa wydawnicza Publicat postanowiła wydać tę perełkę. W dodatku w oryginalnej szacie graficznej. Podczas czytania "Dzieci krwi i kości" bawiłam się wyśmienicie. Niektórzy psioczyli na pewną przewidywalność czy schematyczność. A ja powiem Wam szczerze, nie zwróciłam na to uwagi! Ba! Uważam, że to będzie jedna z książek, jaką umieszczę w moim top 2019 r. jeśli chodzi o powieści fantastyczne. Tak, tak bardzo mi się podobała. 

Mamy tutaj trzy główne postaci, chociaż trochę żałuję, że nie cztery, bo jednak Tzain też mógłby zostać wybrańcem autorki. Chciałabym poznać historię z jego punktu widzenia, tak, jak miało to miejsce w przypadku Amari, Zelie czy Inana. W końcu on przez cały czas towarzyszy reszcie i jest w każdej sytuacji wspominany. Niemniej, nie będę już na to marudzić, to taki mój maluteńki wywodzik. 

Walka dobra ze złem? Tylko kto jest tym złym. Niby wszystko wydaje się jasne, ale... No właśnie, później okazuje się, że pojawia się wiele wątpliwości. Nie tylko w głowach czytelników, ale również w głowach samych bohaterów. Można by tutaj się pokusić o stwierdzenie: no tak, znowu dobro i zło, co za schemat. A jednak nie do końca, bo widzicie...  W tej książce dzieje się naprawdę wiele. Nie można się nudzić podczas jej lektury i niby wydaje się, że coś wiemy, że czegoś jesteśmy pewni, a po chwili sami zadajemy sobie pytanie "czy aby na pewno?!". Nawet jeśli wziąć pod uwagę relacje między bohaterami, nie można powiedzieć, że są one schematyczne... Może tylko troszeczkę. Tak, ciut, ciut.

Świat pełen magii, ciekawych zwrotów akcji, barwnych postaci, wielu zagadek, walki o swoje prawa, o lepsze życie. Historia miłości, poświęcenia, przyjaźni i straty. To wszystko i wiele więcej, znajdziecie w książce Tomi Adeymi.

Jest to oczywiście fantasy młodzieżowe, ale ja jako dorosły czytelnik, który lubuje się w fantastyce bardziej dla dorosłych, bawiłam się wyśmienicie. Dlatego myślę, że spodoba się każdemu, kto rozpoczyna swoją przygodę z tym gatunkiem, ale również takim czytelnikom, którzy kochają fantasy. Myślę, że się nie zawiedziecie. Zakończenie zwiastuje kolejny tom, czy się nie mylę? Bardzo chciałabym przeczytać kontynuację. Oj, bardzo!

czwartek, 7 marca 2019

"Sól morza" Ruta Sepetys


Zima 1945 roku. Troje młodych ludzi. Trzy tajemnice.

Druga wojna światowa zbliża się ku końcowi. Tysiące uchodźców szukają ratunku przed nadciągającą Armią Czerwoną. W trakcie ewakuacji Prus Wschodnich krzyżują się drogi trojga nastolatków. Emilia, Joana i Florian – każde z innego kraju, każde dręczone poczuciem winy, strachem i wstydem – muszą zrobić wszystko, by dostać się na pokład Wilhelma Gustloffa. Tylko czy zdołają sobie zaufać? I czy to wystarczy, żeby przetrwać? 
Zakochałam się w prozie Ruty Sepetys po przeczytaniu "Szarych śniegów Syberii" i Wam również z całego serca polecam ten tytuł. Bardzo lubię historie dobrze osadzone w czasach wojennych, a Ruta Sepetys niewątpliwie rewelacyjnie radzi sobie z tematem. Jej historii się nie czyta, je się pochłania! Rewelacja.

Na "Sól morza" czekałam bardzo długo, ale warto było! Dawkowałam sobie przyjemność czytania tejże lektury, bo była tak smakowita, że chętnie wrócę do niej tak, jak wracam do "Szarych śniegów...". Były emocje, napięcie, smutek, żal, niewiadoma, zaskoczenie i niepokój. Były dobrze skonstruowane postaci. Był niepokojący świat. Była lekkość w treści, która nie porusza lekkiego tematu. Była ogromna przyjemność z czytania. 

Poznajemy historię czterech (o ile się nie mylę) postaci z ich własnego punktu widzenia na przemian. Jeśli chodzi o to moje "o ile się nie mylę", już wyjaśniam. W tej powieści poznajemy więcej niż cztery postaci, ale są one poboczne i ich punktu widzenia nie mamy. Je poznajemy dzięki Alfredofi, Florianowi, Emilii i Joanie. Każda z tych postaci boryka się z własnymi demonami oraz z dwoma dobrze znanymi wszystkim. Rosjanom i Niemcom. Każda z tych postaci straciła coś cennego i kogoś bliskiego... Każda nie wie co ją czeka i czy w ogóle przeżyje kolejny dzień.

Ruta Sepetys, jak już wcześniej wspomniałam - ma niebywałą lekkość w przedstawianiu nawet tych drastycznych wątków. My, jako czytelnicy odczuwamy to, jako przyjemność czytania. Miałam wrażenie, jakbym oglądała film - często wspominam o takim wrażeniu, ale tylko przy tych książkach, gdzie moja wyobraźnia widzi wszystko wyraźnie. Postaci, wydarzenia, krajobrazy... Świat. I kiedy książkę czyta mi się wyjątkowo przyjemnie. 

Jeśli lubicie motyw wojny, ale przedstawiony w świetnej formie, to polecam Wam gorąco "Sól morza". Ba! Nawet jeśli nie przepadacie za takimi historiami, to polecam, ponieważ jest to niezwykła i ważna powieść.

środa, 6 marca 2019

"Piękno, które pozostanie" Ashley Woodfolk



Autumn, Shay i Logan chodzą do tej samej szkoły. Wydaje się, że nic więcej ich nie łączy. Nic poza stratą i muzyką.​
Autumn od zawsze wiedziała, kim jest – utalentowaną artystką i lojalną przyjaciółką.
Shay definiowała siebie poprzez więź z siostrą bliźniaczką oraz swoją muzyczną pasję.
Logan z reguły zaczynał pisać piosenki o miłości, kiedy jego własne życie uczuciowe zaczynało odbiegać od ideału.
Kiedy jednak każde z nich dotknęła tragedia, muzyka nagle przestała im wystarczać. Teraz Logan nie może przestać oglądać vloga swojego zmarłego chłopaka. Gniew, żal i poczucie winy całkowicie go obezwładniają. Chłopak wie, że nic nie zdoła cofnąć przykrych słów, które kiedyś wypowiedział. Shay próbuje nie widzieć w sobie odbicia siostry, a pochłaniające ją mrok i ataki paniki stara się ukryć, imprezując z chłopakami na koncertach. Autumn zaś bez końca wysyła wiadomości do swojej najlepszej przyjaciółki, chociaż wie, że już nigdy nie dostanie od niej odpowiedzi.
Mimo wszelkich przeciwności losu, trójkę obcych sobie osób połączy muzyka jednego zespołu. ​Czy mimo wszystkich problemów znajdą coś, co zdoła ich ocalić? Czy muzyka jest wystarczającą siłą, by udowodnić tej trójce, że piękno nadal kwitnie w tych, którzy pozostali z nami?
Piękno, które pozostaje jest pełną emocji opowieścią o tym, jak jednoczy nas muzyka, jak tragedia sprawia, że się od siebie odsuwamy oraz o tym, jak życie potrafi się zmienić w ciągu jednej chwili – na lepsze lub gorsze. Musicie to przeczytać! Bustle.com

Chyba większość z nas borykała, bądź boryka się z żałobą po kimś bliskim. Strata kogoś bliskiego, nie jest łatwym tematem. Tym, co przeżywamy w swoim sercu, w swojej głowie nie zawsze się dzielimy. Piszę My, bo ja w swoim życiu przechodziłam żałobę po bliskich już kilka razy, więc wiecie... Mam doświadczenie i wiem o czym piszę/mówię. Dlatego pozwólcie, że będę właśnie tak pisać "my". Wiele osób z naszego otoczenia myśli, że jeśli zaraz po stracie bliskiej osoby, uśmiechamy się, nie płaczemy ciągle po kątach, to znaczy, że wszystko jest dobrze, albo że po prostu jesteśmy nieczuli. A najlepsze jest to, że takie słowa wypowiadają ci, którzy nigdy nie musieli żegnać się z bliskimi na zawsze. Tak, to też wiem z doświadczenia. I wiecie co? Takim osobom nie ma czego tłumaczyć, bo one nie zrozumieją... Dlatego, kiedy przeczytałam o czym jest książka "Piękno, które pozostanie" - o stracie, żałobie i radzeniu sobie z nimi - zapragnęłam poznać punkt widzenia autorki. Byłam ciekawa, jak ona to wszystko przedstawi, bo wiecie co? W żałobie nie chodzi o obnoszenie się ze swoją stratą, z cierpieniem. Chodzi o to, aby żyć dalej, nawet jeśli to cholernie boli i jest trudne. Trzeba próbować poradzić sobie ze stratą, próbować być sobą, choć w nocy płacze się w poduszkę,
a czasami chowa się ze łzami tak, aby nikt nie widział, bo często litowanie się nad cierpiącym, jest bardzo wkurzające. 

Czy Ashley Woodfolk poradziła sobie z tematem? Myślę, że tak. Pokazała nam trzy różne osoby, które na swój sposób radzą sobie ze stratą przyjaciół, ukochanych, rodzeństwa. Każda historia jest wyjątkowa i żadnej z nich nie mam nic do zarzucenia. 

Historia trzech zupełnie innych strat. Historia trzech różnych osobowości, które tylko pozornie
są sobie obce. Shay straciła siostrę bliźniaczkę, która zmagała się przez długi czas ze straszną chorobą. Patrzeć, jak ktoś odchodzi po trochu każdego dnia, nie jest fair. Naprawdę nie jest. W dodatku wiedząc, że nie można w żaden sposób pomóc ukochanej osobie, tylko być. A może AŻ być. Tak po prostu. Jednak kiedy już po wszystkim nie można dla niej być? Jak sobie z tym poradzić? 

Logan ma wyrzuty sumienia po tym, co powiedział tuż przed śmiercią swojego przyjaciela i zarazem ukochanego. Nie tak miało być. Wszystko się posypało, jednak wydaje się, że chłopak dobrze sobie radzi ze wszystkim. Próbuje jednak zrozumieć, co takiego się stało... Jak doszło do tak nagłej śmierci jego miłości.

Autumn nie może pogodzić się ze śmiercią swojej najlepszej przyjaciółki, która była dla niej jak siostra. Były nierozłączne, zwierzały się sobie ze wszystkiego, pomagały sobie w trudnych sytuacjach i co teraz? Tak nagle los postanowił zerwać tą nić łączącą dwie nastolatki jednym, bolesnym cięciem. Gdyby tylko poszła z nią na imprezę, było by inaczej...

"Piękno, które pozostaje", na pewno nie jest zwyczajną i typową powieścią młodzieżową.
Co to, to nie, więc jeśli liczycie na zabawną i odmóżdżająca lekturę, to sięgnijcie po coś innego.
Ta książka zawiera wartościowe wnętrze, opowiada życiowe historie i zmusza do refleksji, a nawet
w pewnym sensie uważam, iż jest lekiem. O tak. Jeśli w Waszym sercu panoszy się smutek po stracie kogoś ważnego, to radzę udać się do księgarni i kupić ten tytuł. Myślę, że Wam pomoże, jeśli nie uleczy Was całkowicie, to chociaż ukoi cierpienie i zagłuszy żal. 

Gorąco polecam!

poniedziałek, 4 marca 2019

"Lista życzeń" Devney Perry


Poppy wiedzie szczęśliwe życie z mężczyzną swoich marzeń, którego poznała podczas studiów. I nagle wszystko się zmienia. Nagle przestaje być żoną i obiektem zazdrości przyjaciółek-singielek. Teraz ludzie patrzą na nią z litością, szepcąc za jej plecami jedno słowo: wdowa.
Po kilku latach od tragicznej śmierci Jamiego, pełnych bólu, cierpienia i tęsknoty, Poppy postanawia zrealizować jego urodzinową listę życzeń i zrobić wszystko to, co zawsze chciał zrobić - bo, kto wie, może dzięki temu zacznie żyć na nowo.

Dawno nie czytałam takiego romansu z prawdziwego zdarzenia, więc tym bardziej cieszy mnie to, że w moje ręce wpadł tytuł "Lista życzeń". Historia o ogromnej stracie i radzeniu sobie z cierpieniem po niej. O tym, że nawet jeśli świat nam się zawali, to zawsze możemy go odbudować. O nadziei, miłości i wierze w lepsze jutro. W dużym skrócie właśnie takie mam wrażenia po przeczytaniu "Listy życzeń". 

Dzięki tytułowej liście, Poppy radzi sobie ze stratą męża... A może lepiej byłoby napisać, że przez nią zaczyna dostrzegać świat na nowo? Owszem, spełnienie życzeń zmarłego męża, który sam nie zdołał ich spełnić, ponieważ został zamordowany, wcale nie łatwe. Nadal nie znaleziono mordercy. Jak sobie z tym poradzić? No jak, skoro morderca bezkarnie krąży po świecie i korzysta z życia, pomimo, iż pozbawił tego luksusu niewinne osoby? Poppy dodatkowo obwinia się o śmierć Jamiego, w końcu sama nalegała by ten tego dnia i o tej porze musowo udał się na zakupy... W dodatku rodzina męża jakby odsunęła się od niej. Został jej tylko dziadek Jamiego, który wspiera dziewczynę i nawiasem mówiąc, jest z niego niezły gagatek! 

W życiu młodej wdowy pojawia się pewien mężczyzna i w zasadzie, to właśnie dzięki liście Poppy go poznaje. Wiadomym jest, jak to się zakończy - to niestety jest do przewidzenia, ale ta przewidywalność nie boli aż tak bardzo. Ona samotna, pokrzywdzona przez los i powstająca jak Feniks z popiołów. On silny, przystojny, prawy i honorowy przystojniak. Można się domyśleć, jak to się potoczy. Niemniej jednak, historię tej dwójki czyta się bardzo przyjemnie i szybko. Podobała mi się ta lekkość w stylu Perry, dzięki niej czułam się w pełni odprężona czytając jej książkę.

Komu mogę polecić "Listę życzeń"? Na pewno romantycznym duszom, kobietom, które lubią lekkie, refleksyjne powieści obyczajowe i romanse. A ogólnie, to każdemu, kto tylko ma na nią ochotę, bo to naprawdę fajna lektura!

piątek, 1 marca 2019

"Dom Jętki" James Hazel



To znowu się dzieje.
W lesie zostaje znalezione ciało mężczyzny z rozszarpaną klatką piersiową.
Wszystkie dowody wskazują, że ofiara sama się okaleczyła, żeby uśmierzyć niewiarygodne cierpienia.
Były detektyw Charlie Priest zostaje napadnięty we własnym domu przez mężczyznę, który twierdzi, że posiada poufne informacje na temat tajnego stowarzyszenia. Kiedy następnego dnia napastnik zostaje brutalnie zamordowany, Priest staje się głównym podejrzanym.
Jedynym wyjściem na oczyszczenie z zarzutów jest rozwiązanie zagadki, która sięga dramatycznych wydarzeń z przeszłości. W miarę postępów śledztwa odnajduje połączenia z Domem Jętki - tajnym stowarzyszeniem, które zamierza wcielić w życie śmiertelny plan.
Zaczyna się szaleńczy wyścig z czasem. Czy Priestowi uda się zatrzymać bieg historii i sprawić, by się nie powtórzyła?

 Z tą pozycją miałam tak, że początek był wyśmienity, później jakby wszystko zwolniło i powoli się rozwijało, a ja potrzebowałam czegoś z mocniejszym przytupem. Miałam ochotę przeplatać tę książkę z inną, bardziej dynamiczną, ale jakoś nie mogłam przestać myśleć o tym wszystkim, co dzieje się w tytule "Dom jętki"... I nie sięgnęłam po inną. A to znaczy tylko jedno... Ta książka ma coś takiego, że nie mogłam się od niej oderwać. Nawet pomimo tej - czasami - monotonnej akcji. 

Mam za sobą wiele książek o tematyce wojennej. Jeśli dany autor dobrze radzi sobie z zobrazowaniem interesujących faktów historycznych, wplatając współczesność, cieszy mnie to. Czy Hazel sobie z tym poradził? Jak na debiut, moim zdaniem poradził sobie całkiem nieźle. Podobał mi się pomysł, bohaterowie, wojenne eksperymenty medyczne, tortury... a przede wszystkim wciąga. "Dom jętki" posiada wszystko to, co dobry thriller posiadać musi. 

Poznając Charliego, zastanawiałam się czy go polubię. Przyznam, że trochę mnie wkurzał i myślałam, że jego postać jest z lekka przerysowana. Ale szybko zmieniłam zdanie. Nie zapałałam może ogromną sympatią do tego bohatera, ale przyznaję, że ma on ciekawie skonstruowaną osobowość i na pewno nie jest postacią tuzinkową. Bardzo polubiłam siostrę głównego bohatera, Sarę. Kobietę która bardzo ceni sobie rodzinę, ale ma trudności z przebaczeniem swojemu drugiemu bratu... I przechodzimy do bardzo tajemniczej i bardzo interesującej mnie postaci o imieniu William. Mężczyzna przebywa w zakładzie psychiatrycznym po tym, co zrobił. Nie będę więcej zdradzała, ale mam nadzieję, że w dowiem się jeszcze więcej o tym bohaterze w kolejnych tomach.

Książkę czyta się naprawdę szybko, może też dlatego, że czytelnik pragnie dowiedzieć się o co chodzi z tymi jętkami. Z tymi przerażającymi zbrodniami, z tym, co stało się w przeszłości i w ogóle... rozgryźć to wszystko, o czym mowa w treści. Mnie ciekawość wręcz zżerała, więc myślę, że jeśli sięgniecie po "Dom jętki", to z Wami będzie tak samo. Ja lekturę polecam.