17-letni Zac jest chory na raka. W zasadzie mieszka w szpitalu i z pełnym rezygnacji optymizmem znosi wszystkie niewygody takiego życia. Coś się zmienia, gdy do pokoju obok wprowadza się Mia – zadziorna, wściekła na cały świat fanka Lady Gagi. Bardzo wiele ich dzieli – w prawdziwym świecie pewnie nigdy by się nie spotkali. Tu jednak obowiązują inne reguły, więc ich relacja, rozpoczęta stuknięciem w ścianę, staje się coraz silniejsza. Pobyt w szpitalu wymaga odwagi, ale żeby z niego wyjść, potrzeba jej jeszcze więcej. Czy Zac i Mia spotkają się poza szpitalem – i już razem pozostaną?
Bardzo emocjonalna, pełna humoru, realna opowieść o relacji dwojga nastolatków w obliczu groźnej choroby.
Często porównuje się nowości/zapowiedzi konkretnych tytułów, do znanych już książek, które rewelacyjnie się dotąd sprzedawały. Po co? Ano po to, by i te nowe sprzedawały się równie dobrze, jak te znane już niemalże wszystkim. Na ten przykład "Mroczne umysły" - "Najbardziej niepokojąca książka od czasów „Igrzysk śmierci”!" Czy "Zac&Mia" - "Książka porównywana do bestsellera „Gwiazd naszych wina” Johna Greena".
Ja rozumiem, że książka musi się sprzedać, ale poważnie? Jak jakaś książka jest ociupinkę podobna, to koniecznie trzeba ją porównywać do innej? Dla mnie jest to nieco niepokojące i gdy widzę takie slogany reklamowe, to mam dość i działa to na mnie odwrotnie, do zamierzeń wydawnictwa. Do czego piję? Do tego, że gdy pojawiła się książka Betts o nastolatkach, którzy cierpią z powodu ciężkiej choroby, to automatycznie wszyscy biorą się za porównywanie jej do książki Greena "Gwiazd naszych wina". A guzik prawda! Nastolatki - zgadza się. Walka z chorobą? - Zgadza się. Jednak ani przez myśl mi nie przeszło by te dwie książki w jakikolwiek sposób porównać do siebie. Green po mistrzowsku co rusz wzruszał mnie do łez, a Betts niestety nie ma już tego daru (przynajmniej nie pokazała go w "Zac&Mia"). Niemniej jest to bardzo przyjemna książka, która... NIE JEST GNW! To tyle jeśli chodzi o wstęp. Skupmy się teraz na Zaku i Mii, a nie na Hazelopodobieńswie i Gusopodobieństwie.
Zac i Mia, to tytułowe postaci, które dostały potężnego kopa od życia. Ta dwójka nastoletnich bohaterów musiała dojrzeć szybciej, i szybciej zrezygnować z beztroskiej młodości. Wszystko przez chorobę, która zrujnowała im wiele opcji na życie. Diagnoza? Nowotwór. Jak wszystkim wiadomo, choroba ta potrafi powalić na łopatki nawet najsilniejszego z najsilniejszych. Nie należy się jednak poddawać, trzeba walczyć. I tutaj mamy Zaca, który walczy z chorobą i się jej nie poddaje. Dzielnie radzi sobie ze wszystkim, co zgotował mu los, mimo iż rokowania nie są najlepsze. Chłopak nie traci nadziei i walczy dla siebie i najbliższych. Po drugiej stronie mamy dziewczynę o imieniu Mia. Mia to wystraszone dziewczę, które tylko udaje twardzielkę. Odsuwa od siebie najbliższych i twierdzi, że nie potrzebuje pomocy. Dla niej los przygotował nowotwór w wersji light - że tak to ujmę. Jej rokowania są o wiele lepsze. Mimo wszystko dla niej to koniec świata.
Te dwa światy zderzają się i powstają dwa punkty widzenia, do których czytelnik ma wgląd. Przez co może się utożsamić z jedną i, z drugą postacią. Zac bardziej przypadł mi do gustu, może przez to, że nie użalał się nad sobą. Niemniej Mia również jest bardzo sympatyczną osobą, którą potrafię doskonale zrozumieć.
Zac i Mia, to tytułowe postaci, które dostały potężnego kopa od życia. Ta dwójka nastoletnich bohaterów musiała dojrzeć szybciej, i szybciej zrezygnować z beztroskiej młodości. Wszystko przez chorobę, która zrujnowała im wiele opcji na życie. Diagnoza? Nowotwór. Jak wszystkim wiadomo, choroba ta potrafi powalić na łopatki nawet najsilniejszego z najsilniejszych. Nie należy się jednak poddawać, trzeba walczyć. I tutaj mamy Zaca, który walczy z chorobą i się jej nie poddaje. Dzielnie radzi sobie ze wszystkim, co zgotował mu los, mimo iż rokowania nie są najlepsze. Chłopak nie traci nadziei i walczy dla siebie i najbliższych. Po drugiej stronie mamy dziewczynę o imieniu Mia. Mia to wystraszone dziewczę, które tylko udaje twardzielkę. Odsuwa od siebie najbliższych i twierdzi, że nie potrzebuje pomocy. Dla niej los przygotował nowotwór w wersji light - że tak to ujmę. Jej rokowania są o wiele lepsze. Mimo wszystko dla niej to koniec świata.
Te dwa światy zderzają się i powstają dwa punkty widzenia, do których czytelnik ma wgląd. Przez co może się utożsamić z jedną i, z drugą postacią. Zac bardziej przypadł mi do gustu, może przez to, że nie użalał się nad sobą. Niemniej Mia również jest bardzo sympatyczną osobą, którą potrafię doskonale zrozumieć.
Książki o tematyce, gdzie choroba i śmierć idą ze sobą w parze, są naprawdę ciężkie. Zarówno dla samego autora, jak i dla czytelników. Autor bowiem musi wczuć się w rolę czytelnika i grać na jego emocjach niczym Chopin wygrywający z największą łatwością najtrudniejsze sztuki na fortepianie oddając tym samym swoją miłość do muzyki. Autor musi wiedzieć, w którą strunę uderzyć, aby ta skradła serce czytelnika, aby go wzruszyła i sprawiła by ten pokochał jego dzieło. Betts poradziła sobie z tematem i bardzo ciekawie przedstawiła swoją wizję. Natomiast jeśli chodzi o wzruszenie... Cóż, może raz zdarzyło mi się zasmucić na tyle, że było blisko łez. Szkoda, bo naprawdę lubię sobie popłakać przy tego typu książkach.
Na koniec powiem tylko, że po książkę warto sięgnąć. Jeśli lubicie tego typu powieści, to "Zac&Mia" powinna przypaść Wam do gustu. Ja na pewno jeszcze kiedyś do niej wrócę.
Dużo czytałam o tej książce. Zazwyczaj same pochlebne recenzje. Twoja również jest zachęcająca, dlatego myślę, że książkę przeczytam. Jakoś nie mogę przekonać się do jej okładki.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, okładka jest taka... nijaka. Jednak treść jest ciekawa i polecam :)
UsuńMam tę książkę w najbliższych planach. Naczytałam się o niej tyle dobrego, że po prostu musi być dobra :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i również uważam, że porównania do GNW są po prostu chwytem reklamowym, który zarówno interesuje jak i odpycha czytelnika... Ja również tylko raz się bardziej wzruszyłam...
OdpowiedzUsuńWidzę, że mamy podobnie :)
UsuńA ja przyznam sie szczerze nie za bardzo przepadam za Greenem. Nie podoba mi sie po prostu jego młodzieżowy styl. Co idzie z niechecią do autora, "Gwiazd naszych wina" nie urzekła mnie. A może po prostu nie lubie czytać o takich rzeczach? Takie ksiażki są troszke przewidywalne... Zgaduje, że jeden z bohaterów umrze? Nie czytałam, ale może kiedyś z nudów przeczytam? :D
OdpowiedzUsuńhttp://papierowa-kraina.blogspot.com/
Każdy ma inny gust :) Ja Greena uwielbiam za GNW ponieważ tematyka jest mi bliska i moim zdaniem nie jest przewidywalna. Ze zgadywaniem to jest pewna loteria, a tutaj czy ktoś umrze... Nie powiem :P
UsuńWstyd mi przyznać, ale nie spojrzałabym na nią w księgarni. Okładka jest taka... mam wrażenie, że zawartość jest dla młodszego czytelnika. Ale nie ocenia się książki po okładce. Opis wydaje się ciekawy, choc porównanie do GNW faktycznie nie na miejscu. Rak to nie musi byc GNW. Szkoda, że tak często promuje się nową książkę poprzez inną, bo kiedy w istocie jest jakieś podobieństwo, to już i tak nie zwraca się uwagi. I jeśli muszą coś porównywać to wolałabym, żeby był to styl autora.
OdpowiedzUsuńZaca i Mii nie czytałam, ale chętnie się przekonam, co ciekawego w znajdę w tej książce.
I chyba znów się rozgadałam.:)
Okładka jest nieciekawa, to fakt. Pewnie gdyby nie opis też bym nie zwróciła na nią uwagi no i ten chwyt reklamowy (ała). Jednak książkę dostałam w prezencie i jak przeczytałam, to cóż, polubiłam ją.
UsuńLubię kiedy się rozgadujesz :D
Skoro książka jest ciekawa i warto po nią sięgnąć, to ja to chętnie zrobię, dobór okładki dla mnie się w tym momencie nie liczy :)
OdpowiedzUsuńTe wszystkie porównania nie robią dobrze nowo wydanym książkom, a często wręcz przeciwnie - ludzie napalają się na cudo na miarę pierwowzoru, a później czują zawód. Po tę książkę sięgnę z pewnością, ale postaram się potraktować ją jako zupełnie odrębną powieść, niczym nieprzypominającą "Gwiazd naszych wina" (mam nadzieję, że będzie lepsza!).
OdpowiedzUsuńDokładnie tak! Robią im krzywdę, no ale... Lepsza od GNW to ona nie jest, ale to tylko moje zdanie :) Mam nadzieję, że Ci się spodoba!
UsuńCzytałam, bo chciałam zobaczyć jakie jest to nawiązanie do "GNW" i czy jest ono słuszne. "Mia to wystraszone dziewczę, które tylko udaje twardzielkę." <- bardzo trafne! O ile Zaca polubiłam, tak Mia... Można było opuścić jej narrację. Dobrze, że to opowieść w jednym tylko tomie :)
OdpowiedzUsuńTak, Mia często swoją nieodpowiedzialnością i rozwydrzeniem mnie irytowała i bardziej podobała mi się narracja z punktu widzenia Zaca :)
UsuńMam na nią coraz większą ochotę :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, kiedyś jeszcze raz ją pochłonę;)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że czytałam, ale moja recenzja jest mniej pozytywna od Twojej ;)
OdpowiedzUsuńNiestety mnie ten tytuł się nie spodobał. Liczę na to, że kolejne powieści z serii będą lepsze :)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu wielu pozytywnych opiniach mam ją w planach :D
OdpowiedzUsuńOd dawna na liście, ale chyba nie podrodze mi niestety do niej. Tak to jest, gdy nagle na półce stoi dwadzieścia książek do przeczytania. I jak tu się skupić na czymkolwiek, gdy one tak kuszą! :D
OdpowiedzUsuńJestem strasznie cięta na porównania do innych powieści, sama rzadko ich używam. Tą pozycję mam od dawna na liście, więc chyba niedługo się za nią zabiorę.
OdpowiedzUsuń[wachajac-ksiazki.blogspot.com]
Myślę, że może mi się spodobać. Kiedyś po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńŚwięta prawda! Porównania porównaniami, ale zawsze jedna z porównywanych książek jest gorsza lub lepsza (patrz: Brudny świat gorszy od Wichrowych wzgórz - oczywiście to moja opinia ><). Nie lubię tego zabiegu przez wydawnictwa bo tak samo jak ciebie mnie zniechęca... Co do Zac & Mia przeczytam, żeby zobaczyc jakie wrażenia we mnie wywoła i nie mam zamiaru porównywać jej do GNW :3
OdpowiedzUsuńW pełni się zgadzam z tymi porównaniami!
OdpowiedzUsuńhttp://halcyon-days-blog.blogspot.com/