piątek, 23 września 2016

"Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu" Anna Lange

Dziękuję!

Clovis LaFay ma kłopoty rodzinne. Nieżyjący już ojciec miał reputację czarnego maga, znacznie starszy przyrodni brat jest wrogo nastawiony, a dzieci tego ostatniego… No cóż, na pewne zaburzenia nie ma jeszcze nazw – jest rok 1873 – co nie znaczy, że nie istnieją te zjawiska.
John Dobson, dawny przyjaciel Clovisa i nadinspektor świeżo utworzonej jednostki wydziału detektywistycznego londyńskiej policji metropolitalnej również ma liczne problemy. Z pieniędzmi nie jest najlepiej, z prowincji przyjechała młodsza siostra, podwładni krzywo patrzą na zwierzchnictwo młodego eksporucznika artylerii, a najgorsze, że w Londynie drastycznie brakuje egzorcystów!
Alicja Dobson waha się: zamążpójście czy pielęgniarstwo? Sęk w tym, że konkurenci się nie tłoczą, a zajęcia z magii leczenia na kursie pielęgniarskim okazały się nie całkiem tym, na co miała nadzieję. Clovis LaFay chętnie służy pomocą w tym drugim problemie, a kto wie, może i w pierwszym? Chociaż czegoś się jakby boi…

Mam w zwyczaju doceniać świetną szatę graficzną danej książki. I tutaj patrząc na samą okładkę niniejszej książki, chce się ją przeczytać w ciemno. Naprawdę mamy się czym pochwalić jeśli chodzi o grafików, rysowników czy ilustratorów, bo - jak widać - nie odbiegamy za bardzo od zagranicznych, przykuwających wzrok okładek.Poza tym... Jeśli chodzi o książkę "Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu" treścią również nie odbiega ona o zagranicznych książek tego typu. Jestem dumna z tego faktu, bo raczej sięgam po fantastykę zagraniczną, gdyż prawie zawsze nachodzą mnie obawy, iż ta "nasza" nie jest taka dobra. A tutaj niespodzianka!

Z czytaniem tej pozycji było różnie... Początek bardzo mi się spodobał. Później po kilkudziesięciu stronach strasznie mi się dłużyło, aby wciągnąć mnie całkowicie. I chociaż w trakcie czytania zdarzały się momenty, w których zdarzało mi się być odrobinkę znużoną opisami, to jednak książka i tak bardzo mi się podobała. 

Na pewno największym plusem tej książki są postaci. Sam tytułowy Clovis LaFay jest rozbrajającym młodzieńcem, którego polubiłam od samego początku. Alicja i John również po bliższym poznaniu wypadają bardzo dobrze. Kolejnym plusem jest świat wykreowany: po pierwsze Londyn, bardzo lubię powieści, których akcja rozgrywa się w Anglii... A już w ogóle jeśli chodzi o XIX wiek i wiktoriańska Anglia działają na mnie jak magnes. Byłam ciekawa, jak autorka poradzi sobie z przedstawieniem świata z opisu, jaki przeczytałam na okładce. I powiem... Poradziła sobie koncertowo!

Postaci, świat przedstawiony... Jeszcze wszystkie magiczne wątki, które przecież są w tej książce priorytetem. Ghule - zupełnie inna wizja tych stworzeń od tej, jaką dane mi było poznać. Nekromancja, której ostatnio mi strasznie w książkach brakowało, a za którą wprost przepadam. Jestem bardzo zadowolona z lektury! Lange postawiła na konkret i moc. A ja konkretne powieści bardzo lubię, wprost ich łaknę.

Anna Lange zadebiutowała z mocą. To muszę przyznać. Gdybym nie przeczytała, że jest to jej debiutancka powieść, w życiu nie powiedziałabym, że to debiut. W życiu! Przemyślane zwroty akcji, barwne opisy i świetnie wykreowane postaci. Szok i jednocześnie bardzo duże zadowolenie z faktu, że mamy tak zdolnych autorów. Co więcej... Czekam na kolejne historie, które wyjdą spod pióra Lange. Jestem ciekawa, jak rozwinie się autorka w kolejnej powieści, bo jej styl przypadł mi do gustu. 

3 komentarze:

  1. Niby mi się podobała, ale gdzieś coś mi w niej nie do końca pasowało. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajna książka i udany debiut - potwierdzam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam, ale jak tylko zobaczyłam tę książkę w zapowiedziach, to wiedziałam, że to coś dla mnie :D Intryguje mnie tym bardziej, iż jest debiutem, a ostatnio udaje mi się trafić na same dobre pierwsze powieści :d

    OdpowiedzUsuń