Patrząc na okładkę książki „Nie ma tego złego” byłam przekonana, że będzie to lekka i niezobowiązująca lektura, która uprzyjemni mi wiosenny dzień. I wiecie co? Tak właśnie było! Jestem nią oczarowana i poproszę o więcej takich powieści, pani Higgins.
Faith Holland nie ma szczęścia do mężczyzn. Jej pierwszy ukochany okazał się gejem, drugi zresztą też… Zaś każdy kolejny był albo nieudacznikiem, albo żonaty. Nic więc dziwnego, że dziewczyna stwierdziła, że na tej ziemi miłości nie znajdzie. Jednak jej imię w dosłownym tłumaczeniu oznacza wiarę, której nasza główna bohaterka nie straciła. Wciąż wierząc, że gdzieś tam za rogiem czeka na nią odpowiednia osoba, Faith postanawia wrócić w rodzinne strony, gdzie wszystko się zaczęło. Kto wie, jaki będzie tego koniec? Cóż śmiało mogę powiedzieć, że ja już wiem!
Tak pokrótce przedstawia się główny wątek książki pani Higgins, którym przewodnim motywem są poszukiwania prawdziwej i tej jedynej (aż po grób) miłości. Muszę przyznać, że coraz częściej rozglądam się za właśnie takimi, odprężającymi historiami, które umilą mi zarówno dzień, jak i wieczór. Przyziemne powieści, których nie jest zbyt wiele, a które goszczą na moim regale muszą mieć to coś, żebym mogła do nich wrócić, ale również nie włożyć ich do pudła żeby poszły w zapomnienie. „Nie ma tego złego” na pewno w pudle nie wyląduje. Ba! Zajmuje jedno z honorowych miejsc na regale z książkami tego samego gatunku.
Wzruszająca, ciepła i iskrząca humorem historia o wyboistej drodze do prawdziwej miłości, osadzona w urokliwej scenerii amerykańskiej prowincji.
Odnosząc się do powyższego cytatu, który zaczerpnęłam z okładki, muszę przyznać, że zgadzam się z nim w stu procentach. Wspomnę również, że bardzo rzadko zgadzam się z rekomendacjami wydawcy, jakie ten umieszcza na okładce – nie mówię tutaj o konkretnych wydawnictwach… Jednak tym razem wszystko jest dokładnie tak, jak powinno być i – że tak pozwolę sobie rzec – wydawca nie wpuszcza nas w maliny. W książce jest od groma humoru oraz w ogólnej ocenie jest ona ciepła i wzruszająca, głównie za sprawą Faith, której nie da się nie lubić. Pokusiłabym się również o porównanie jej do Bridget Jones… A w dwóch słowach powiem tylko, że główna bohaterka niniejszej pozycji to: konkretna kobieta.
Książka jest świetna. Zabawnych zwrotów akcji znajdziecie w niej bez liku. Nie jest to może powieść tego typu, w których wartka akcja wiedzie prym, jednakże na nudę nie powinniście narzekać, ponieważ perypetie głównej bohaterki są diabelnie wciągające. Lektura na lato, jak znalazł. Polecam!
Recenzja napisana dla literatura.juventum.pl
Lubię nieraz sięgnąć po jakąś lekką i niezobowiązującą lekturę, która nie wymaga nadwyrężania swoich szarych komórek, a jednocześnie nie jest głupkowata. Widzę, że "Nie ma tego złego" to lektura, w którą warto zaopatrzyć się w najbliższym czasie. :)
OdpowiedzUsuńCzytając pierwsze zdanie recenzji myślałam, że za chwilę okaże się, że książka jest beznadziejna i niegodna uwagi, a tu proszę taka niespodzianka :D
OdpowiedzUsuńOsobiście uwielbiam takie książki więc pewnie się za nią rozejrzę :D
Ja również po okładce odniosłam takie wrażenie. Mam wielką ochotę na Higgins :)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie ją przeczytam! Zapowiada się ciekawie :))
OdpowiedzUsuńBardzo spodobała mi się okładka! Ja również lubię takie lekkie powieści od czasu do czasu... z chęcią się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńTa okładka jest tak śliczna, że gdybym spotkała to bym sięgnęła <3
OdpowiedzUsuńLubię takie historie. Chętnie skorzystam z rekomendacji :)
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo mam ochotę przeczytać tę książkę ! :D
OdpowiedzUsuńI ja się skuszę na "Nie ma tego złego"- lekkie, pełne humoru i ciepła powieści też są potrzebne. :)
OdpowiedzUsuńNa leniwe popołudnie przy kawce w sam raz:)
OdpowiedzUsuńZ chęcią bym przeczytała tą książkę. Tak ładnie dziś za oknem, że chce się takie historie czytać.
OdpowiedzUsuń