Dziękuję!
W umierającym świecie, w którym ludzie są odurzeni narkotykami i pogrążeni w elektronicznej błogości, gdzie nie ma sztuki, literatury i nie rodzą się dzieci, gdzie niektórzy wolą dokonać samospalenia niż dalej żyć, Spofforth jest najdoskonalszą maszyną, jaką kiedykolwiek stworzono. Mimo tego ma tylko jedno, niemożliwe do spełnienia pragnienie – chce przestać istnieć. Jednak nawet w tych ponurych i przygnębiających czasach pojawia się iskierka nadziei, którą stanowią namiętność i radość, jakie pewien mężczyzna i pewna kobieta odkrywają w miłości i książkach. To nadzieja na lepszą przyszłość, a może nawet nadzieja dla Spoffortha.
Dzisiaj przyszedł czas na moje wrażenia dotyczące książki Waltera Tevisa pt. "Przedrzeźniacz". Nie ukrywam, że na książkę zwróciłam uwagę zaraz po pojawieniu się jej zapowiedzi. Ujęła mnie prosta, acz interesująca okładka, ale również i opis, który zapoczątkował moje oczekiwania względem treści. Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś nieco innego, ale w ogólnym rozrachunku nie zawiodłam się na całości.
Dawno nie czytałam czegoś tak odmiennego od książek, jakie zazwyczaj pochłaniam. Przyznaję, że z początku ciężko było mi się wbić w treść, ale kiedy już do tego doszło, książkę pochłonęłam w bardzo szybkim tempie, a to za sprawą mojej czytelniczej ciekawości, która nie pozwalała mi jej odłożyć. "Przedrzeźniacz" swoją treścią uświadomił mnie, że jest wiele książek o oryginalnej fabule, których jeszcze nie poznałam. Ciężko mi określić historię zawartą w niniejszej powieści... Bardzo mi się ona podobała, a po jej zakończeniu czułam jakbym wróciła z innej planety... Tevis przeprowadził mnie do swojego świata i zamknął wraz z jego głównym bohaterem w szklanej bańce, gdzie wszystko działo się w zwolnionym tempie. Jak wspomniałam, naprawdę nie potrafię ubrać w słowa swoich odczuć, które najbardziej chciałabym Wam przedstawić. Musicie sami przekonać się o czym mówię, sięgając właśnie po "Przedrzeźniacza".
Nie będę przedstawiała Wam treści, ponieważ wydawca świetnie zobrazował nam jej cząstkę w krótkim opisie, który zamieściłam wyżej pod okładką. Nie chcę tym samym wyjawiać tajemnicy, jaka rządzi światem Tevisa. A i o samych postaciach mogę wspomnieć tylko tyle, że są inne niż wszystkie, jakie poznałam dotychczas, niespotykane, wykreowane tak, że ciężko je porównać z innymi.
Niniejsza opinia może i jest chaotyczna, ale nie mogę jej napisać inaczej, ponieważ w mojej głowie kłębią się przeróżne myśli, które ciężko jest mi wyłapać i odpowiednio ułożyć w zdania, ale mam nadzieję, że rozumiecie mój przekaz.
Książka idealna dla osób lubujących się w tego typu powieściach. Dlatego głównie im polecam "Przedrzeźniacza", bowiem to właśnie oni odnajdą się w historii Tevisa najlepiej.
Narobiłaś mi apetytu na tę odmianę
OdpowiedzUsuńOo, myślę, że to książka dla mnie! Trzeba się za nią rozejrzeć...
OdpowiedzUsuńDoszłam do wniosku, że te Artefakty za szybko wychodzą, jeszcze dwóch książek z tej serii nie skończyłam, a tu już pełno następnych (w tym "Przedrzeźniacz", który szczególnie mnie interesuje). ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznaje, nawet mnie ten opis ogromnie zachęcił :)
OdpowiedzUsuńTakże zwróciłam na nią uwagę po przeczytaniu zapowiedzi, ale jeszcze się na nią nie skusiłam.
OdpowiedzUsuńPiekielnie ci zazdroszczę "Przedrzeźniacza" :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy się odnajdę w tej powieści, ale opis brzmi świetnie i mam nadzieję, że przebiję się przez tę treść.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że pierwsze o niej słyszę, ale wygląda naprawdę ciekawie :) Coraz częściej powracam do tego gatunku, więc będę ją miała na uwadze.
OdpowiedzUsuń