wtorek, 25 października 2016

[Przedpremierowo] "November 9" Colleen Hoover

Premiera 9 listopada!
Dziękuję!

„Kryminał kończy się, gdy zabójca zostaje schwytany. Biografię wieńczy ostatnie słowo o opisywanym życiu. Historia miłosna powinna połączyć zakochanych, prawda? W takim razie to chyba nie jest opowieść o miłości...“
 9 listopada to data, która zaważyła na losach Fallon i Bena. Tego dnia spotkali się przypadkiem i od tej chwili zaczynają tworzyć dwie historie: jedna to ich życie, drugą pisze Ben zauroczony swoją nową muzą. Choć los postanawia ich rozdzielić, to wzajemna fascynacja jest na tyle silna, że nie może pokonać jej ani czas, ani odległość. Co roku 9 listopada rozpoczyna kolejny rozdział historii - tej realnej i tej fikcyjnej. Gdy nieubłaganie zbliża się koniec powieści, szczęśliwe zakończenie wydaje się jedynie mrzonką, bo historia na papierze zaczyna różnić się od tej, w którą wierzy Fallon…
 „Zagubiliśmy się między fikcją a rzeczywistością. Nieważne, jaką wersję poznacie. Nieważne, który z ostatnich rozdziałów okaże się tym prawdziwym. Ważne jest tylko jedno: zawsze będę ją kochał“.
Nowa książka Colleen Hoover to opowieść o młodym pisarzu, jego niezwykłej muzie i przeznaczeniu, które ukrywa między wierszami coś więcej niż miłość.

Nie wiem od czego zacząć. Od tego, że pokochałam tę powieść? Niezbyt banalne? Może od tego, że jest to najlepsza (moim zdaniem) powieść Hoover, jaką do tej pory czytałam? A czytałam wszystkie, prócz jednej, więc mam wyrobione zdanie na temat jej książek. Dlatego nie myślcie sobie, że rzucam te słowa na wiatr. Kurczę! "November 9" zawładnęło moim sercem. Wzruszyło mnie kilka razy do łez - tak bardzo odebrałam tę powieść i tak bardzo zżyłam się z jej bohaterami. Dlatego jeszcze raz powtórzę - kocham tę powieść. 

Jeden dzień w roku, który zmienił życie dwójki bohaterów na zawsze. W tym jednym dniu Ben przeżył coś ważnego, druzgocącego. Jeden dzień, jedna chwila i Fallon straciła szansę na przyszłość, o której zawsze marzyła. Straciła cząstkę siebie... Ten jeden dzień, każdego kolejnego roku będzie dniem wspomnień, dniem przeżyć... Dniem, na który oboje będą niecierpliwie czekać. 9 listopada - dniem, który wszystko zmienił. 

"November 9" nie jest zwyczajną książką. Jest piękną opowieścią o miłości, przeznaczeniu, cierpieniu i wybaczaniu. O drugich szansach, pierwszych miłościach, rozczarowaniach... Jest taka prawdziwa i piękna. Zachwycam się nią, ponieważ skradła moje serce i nie znajdziecie w tej recenzji żadnego negatywnego słowa o niej. Jestem nią totalnie oczarowana - co na pewno widać!

Emocji, jakie towarzyszyły mi podczas czytania książek Hoover nie da się zapomnieć. Pamiętam dokładnie każdą książkę tej autorki. Jednak "November 9", to moim zdaniem jej najlepsza i najbardziej emocjonalna powieść.Śmiałam się czytając niektóre wydarzenia, nawet czasami przez łzy. Wzruszałam się w tych odpowiednich momentach, emocjonalnie odczuwając to wszystko, co działo się w książce. Powiem tak, przez pierwszą połowę było niemożliwie uroczo. Autorka rozbudziła we mnie przekonanie, że będzie to powieść miłosna... Może nawet zbyt słodka, ale jak ją znam, to domyślałam się, że nastąpi przełom. Przełom, który albo mnie rozdrażni, albo powali na łopatki. Eh ta Hoover! Nie powiem, żeby ten przełom mi się podobał, ale w zasadzie nie mogę również powiedzieć, że nie przypadł mi do gustu. Na pewno był potrzebny. Przez to właśnie, ta historia wydawała się prawdziwa. Bohaterowie wydawali się realni.

Właśnie, bo ja tutaj paplam... Może nawet bez ładu i składu -  ale wybaczcie, emocje po przeczytaniu nie opadły. Przejdę może do tego, co większość może zainteresować. Wątek miłosny i ocena postaci. Wiecie... Ja nie przepadam za takim wątkiem miłosnym, gdzie wszystko dzieje się szybko (zupełnie tak, jak Fallon) i myślałam, że tutaj też tak będzie. Na hop siup, bo wszystko na to wskazywało. Autorka jednak mnie zaskoczyła. Podrzuciła pewną myśl, która z biegiem fabuły nabierała jasności, a tutaj bum! Nagle stała się ciemność. No, może przesadzam. Ciut się przyciemniło. Zaskoczeniom nie było końca. I chociaż kilka rzeczy było do przewidzenia, to jednak w większości było "ale jak to?!".  Wracając do miłości. "November 9" idealnie pokazuje jak mało ważny powinien być wygląd, jeśli się kogoś kocha. I za to chyba najbardziej uwielbiam Bena, bo chociaż Fallon jest "zniszczona" bliznami, to on kocha ją najbardziej na świecie i uważa, że jest piękna. Najpiękniejsza na świecie. Wręcz ją czci nie zwracając uwagi na to, co tak naprawdę mało ważne. Dlaczego? Dlatego, że liczy się to co ma w środku, to, kim jest. A jest dobrą, wrażliwą dziewczyną i naprawdę mało ważne jest to, że ma blizny. To jest jedna z wartości, jakie można wyciągnąć z tej książki i przemyśleć kilka spraw. 

Bohaterowie... Humor Bena jak najbardziej w moim guście. Uwielbiam tego chłopaka! Fallon należy do nielicznych bohaterek powieści tego typu, które obdarzyłam dużą sympatią. W jednym malutkim momencie mnie rozczarowała, ale szybko jej wybaczyłam. Postaci poboczne również super wykreowane. No i tak! Pojawia się Ian, Tate i uwaga fanki "Ugly Love" Miles! Osobiście uważam, że bohaterowie zasługują na ogromny plus!

Zatem... Czy warto poznać tę książkę? Czy polecam? Myślę, że jeśli przeczytaliście moją opinię na jej temat, to to pytanie jest zbędne. Niemniej odpowiem. Tak! Gorąco i z całego serca polecam Wam "November 9", ja osobiście jestem nią totalnie zauroczona. Polecam! Polecam! Polecam!

8 komentarzy:

  1. Mam na liście i jak najbardziej chętnie poznam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim razie od razu trafia na moją listę książek do zdobycia ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie muszę chyba dać szansę tej książce. Mam za sobą trzy powieści Hoover, ale żadna nie stała się jedną z moich ulubionych, więc może tej w końcu się uda.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na moim blogu trwa właśnie konkurs, w którym można wygrać "Zaginionego"- gorąco zachęcam do wzięcia udziału :)

    www.word-is-infinite.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Książki Hoover wchodzą mi jak świeże bułeczki więc przeczytam w przyszłości :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam dokładnie rok temu w oryginale. I do tej pory jest to jedna z moich ulubionych historii.
    Całkiem niedawno została wydana ilustrowana edycja tej pozycji, w twardej oprawie. Niestety dosyć droga - 19$, dlatego czekam na promocję i będzie moja! :) :D
    Polecam jeszcze "Confess" i "It Ends With us"naprawdę dobre historie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moją najlepszą książką tej autorki jest "Maybe Someday". Z chęcią sięgnę po tę książkę, bo już dawno mnie zaciekawiła i zobaczę, czy przebije "Maybe..." Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pomimo, że do książek Coleen Hoover nie jestem przekonana to tą recenzją zachęciłaś mnie do przeczytania November 9 ♥ Chyba się za nią niedługo zabiorę bo brzmi naprawdę świetnie, mam nadzieję, że się nie zawiodę.
    Pozdrawiam cieplutko ♥
    Book Princess

    OdpowiedzUsuń