O tym,
jak lubię urban fantasy - nie muszę wspominać. O tym, jak uwielbiam serię o
Mercy - też chyba nie muszę podszeptywać. Jeśli jednak jesteście ciekawi, to
odsyłam Was do moich wcześniejszych opinii książek opowiadających o jej przygodach: Zew księżyca oraz Więzy krwi.
Nasze iluzje działają najlepiej
na wzrok i dotyk, nieźle na smak i słuch, ale znacznie gorzej w przypadku
węchu. Większość ludzi ma kiepski węch, więc w zasadzie to bez znaczenia. A ty
już przy pierwszym spotkaniu wyczułaś, że jestem nieczłowiekiem.
Nos na wiatr Mercy! Uroczysko to nie to nie miejsce dla grzecznych dziewczynek.
Pradawni stronią od ludzi. Wolą
swoje rezerwaty, ludzkość nie jest jeszcze gotowa na ich poznanie. Rządzą się
własnymi regułami, ich prawo jest twarde i szybkie... ale nie zawsze
sprawiedliwe.
Mercy spłaca dług zaciągnięty u
swojego mentora, Mrocznego Kowala. Pośród istot, które od wieków żyją w cieniu
tajemnicy musi wytropić bestialskiego mordercę, ale sekrety Uroczyska i
Pradawnych powinna zostawić w spokoju. Dla własnego dobra.
Muszę jednak przyznać, że
"Pocałunek żelaza" okazał się nieco słabszy od swoich poprzedniczek.
Owszem, należy do moich ulubionych, ale nadal sądzę, że jest słabsza. Głównie
chodzi o fabułę, która moim zdaniem nie była tak porywająca, jak te, które nakreśliła
nam autorka w poprzednich tomach. Uważam, że niewiele było w tym tomie chwil,
które zapierałyby dech w mych piersiach, aczkolwiek nie mówię też, że żadne z
wydarzeń tego nie robiło. Zwłaszcza w drugiej połowie książki (działo się, oj
działo się!) znalazłam to, czego szukałam. Czyli swoista rozkosz z czytania
poczynań Mercy, od których nie można się wprost oderwać.
Podobał mi się niesamowicie
rozwinięty wątek o Pradawnych, których autorka świetnie nam nakreśliła. Owszem
wspominała nam o nich co nieco w tomach poprzednich, jak chociażby zapoznanie
nas z Zee, mentorem Mercy i bardzo
bliską jej osobą. Tym razem Briggs
wtajemniczyła nas nie tylko w przeszłość oraz życie tych istot, ale również
pokazała nam miejsce, gdzie mogą spokojnie żyć nie bojąc się, że ktoś wtargnie
w ich życie i zmusi do tego, czego nie chcą zrobić... Zniszczyć ludzkość.
Mercy tym razem będzie miała
ogromne wyzwanie, z którym sama sobie nie poradzi, ale od czego ma się
przyjaciół? Jeden mały kojot przeciwko sile zła, tajemniczemu i potężnemu
mordercy... Powiem tak, patrząc na te wszystkie przygody naszego kojota, nic
mnie chyba już nie zdziwi.
Nieugięta. Bezczelna. Lojalna. I
jak zawsze nieobliczalna.
Znacie to powiedzenie – jeśli
gdzieś są jakieś kłopoty, to Mercy wpadnie w nie na pewno.
Zmiennkoształtna Mercedes
Thompson ma za sobą ciężkie chwile. Najchętniej zamknęłaby się w swoim
warsztacie i zajęła tym, co lubi - naprawą samochodów. Niestety rzeczywistość
nie chce o niej zapomnieć!
Wampiry wydają na nią wyrok
śmierci, despotyczny samiec Alfa wilkołaczej sfory chce z niej zrobić swoją
partnerkę, u przyjaciółki z dzieciństwa zalągł się duch... Na dodatek domu
Mercy nie chce opuścić wyjątkowo samodzielna i magiczna laska.
Przechodząc do opinii na temat 4
tomu serii wspomnę, że ten mnie nie zawiódł w najmniejszym stopniu! Zwłaszcza,
jeśli weźmie się pod uwagę zakończenie tomu poprzedniego, które z jednej strony
było dosyć drastyczne, zaś z drugiej - w końcu wydarzyło się coś, czemu kibicowałam
od samego początku!
Biorąc pod uwagę to, co wydarzyło
się w "Pocałunku żelaza", muszę powiedzieć, że autorka świetnie
poradziła sobie z tym zadaniem (i wysoko postawioną poprzeczką), by Mercy
wróciła do stanu, że tak powiem, używalności. Sama bym pewnie do siebie nie
doszła po czymś takim, no ale... Ja nie jestem kojotem, o! Idealne oddanie
treści w jednym cytacie zaczerpniętym z okładki: To chyba za dużo dla jednego, małego
kojota! No mercy. Mercy!
"Znak kości" to godna
kontynuacja świetnej serii. Kontynuacja, na której się nie zawiodłam.
Nieustępliwa akcja, świetne postaci, ciekawe i inteligentnie prowadzone
dialogi, dopracowana konstrukcja świata przedstawionego i rewelacyjna przygoda... Czego chcieć
więcej?
Na koniec niniejszej opinii mogę
tylko powiedzieć, że serię o Mercy polecam każdemu!
Nie wiem coś mi blogspot wariuje i sam sobie wybiera czcionkę... Nie mam siły z nim walczyć -.-
Książka jak widzę z temperamentem ;) Autorkę już znam i dość miło ją wspominam :)
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, raz czytam bardzo pozytywne opinie, a raz takie... nie chcę brzydko powiedzieć. W każdym razie sama teraz nie wiem, co o tej serii myśleć. Chyba jednak będę musiała sama ją zdobyć i się przekonać, bo czytając różne recenzje co chwila tracę albo nabieram na nią ochoty
OdpowiedzUsuńKurczę, niebawem muszę się zaopatrzyć w Pocałunek żelaza, drugi tom baardzo mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu zabrać się za kolejne tomy tej serii, bo chwilowo utknęłam z jednym przeczytanym :P A przygody Mercy naprawdę są świetne :D
OdpowiedzUsuńInteresujące okładki i widzę, że również wnętrze. Robi mi się coraz dłuższa lista moich "zachciewajek" :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę serię, Mercy jest niesamowita, jej przyjaciele również. Żadna z książek nie zawiodła mnie nawet odrobinę. Uwielbiam przedstawiony tutaj świat, magię tętnicą z każdej strony, barwnych bohaterów i oczywiście język, który sprawia, że słowa się połyka. No i Adam. Jak nie kochać Adama? Nie ma takiej możliwości. A teraz pójdę pomarzyć o kolejnym tomie przygód Mercy. :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń