sobota, 2 stycznia 2016

"Wszystkie jasne miejsca" Jennifer Niven

Odważna opowieść o miłości, przeżywaniu życia i dwojgu młodych ludzi, którzy znajdują siebie nawzajem, gdy stoją na skraju przepaści.
Theodore jest zafascynowany śmiercią. Codziennie rozmyśla nad sposobami, w jakie mógłby pozbawić się życia, a jednocześnie nieustannie szuka – znajdując – czegoś, co pozwoliłoby mu pozostać na tym świecie. Violet żyje przyszłością i odlicza dni do zakończenia szkoły. Marzy o ucieczce od małego miasteczka w Indianie i niemijającej rozpaczy po śmierci siostry.
Kiedy Finch i Violet spotykają się na szczycie szkolnej wieży – sześć pięter nad ziemią – nie do końca wiadomo, kto komu ratuje życie. A gdy ta zaskakująca para zaczyna pracować razem nad projektem geograficznym, by odkryć „cuda” Indiany, ruszają – jak to określa Finch – tam, gdzie poprowadzi ich droga: w miejsca maleńkie, dziwaczne, piękne, brzydkie i zaskakujące. Zupełnie jak życie.
Wkrótce tylko przy Violet Finch może być sobą – śmiałym, zabawnym chłopakiem, który, jak się okazuje, wcale nie jest takim wariatem, za jakiego go uważają. I tylko przy Finchu Violet zapomina o odliczaniu dni, a zaczyna je przeżywać. Jednak w miarę jak świat Violet się rozrasta, świat Fincha zaczyna się gwałtownie kurczyć.

"Wszystkie jasne miejsca" to książka, której nie mogę jednoznacznie sklasyfikować. Nie mogę powiedzieć, że jest to zwykła czy niezwykła młodzieżówka. Nie mogę powiedzieć, że jest to w ogóle książka typowo młodzieżowa. Jest to książka dla każdego. Smutna, przygnębiająca, zabawna i poruszająca do łez, aczkolwiek te pojawiają się dopiero po bardzo dokładnym poznaniu postaci i w zasadzie, w kulminacyjnym momencie całej treści. Historia prawdziwa, aczkolwiek nie do końca. Sama autorka bowiem włożyła w nią całe swoje serce i garść swoich doświadczeń życiowych. Za co jeszcze bardziej cenię sobie refleksję, która narodziła się podczas czytania. Po zakończeniu stwierdziłam, że moje czytelnicze serce popękało na kilka drobnych kawałeczków. I zdaję sobie sprawę, że nie każdy wyciągnie z tej książki tyle i takich emocji, jak ja. Bardzo lubię takie pokręcone postaci, czy ogólnie mówiąc, pokręcone powieści. Powieści, które jedni kochają całą osobą, a inni niczego konkretnego w nich nie dostrzegają. Każdy wyciąga z powieści swoje wnioski i każdy odbiera ją inaczej...

Zacznę od tego, że gdyby nie główna postać Theodora Fincha, to książka nie byłaby tak dobra, jak jest. To właśnie Theo czyni ją wyjątkową. To właśnie ta jego osobowość, przykre doświadczenia, charakter i całokształt sprawiły, że nie mogłam się od niej oderwać. Theodor jest postacią nietuzinkową, oryginalną, a nawet kojarzył mi się z Aleksem Woodsem z książki "Wszechświat kontra Alex Woods". Obie postaci męskie, których nie da się zapomnieć. Sama Violet, która gra drugą kluczową rolę w "Wszystkie jasne miejsca", również zaskarbiła sobie moją sympatię. Jednak nie jest aż tak wyrazista, jak Theo. Dlatego sądzę, że prędko o niej zapomnę.

Przepiękny cytat, który czytany zaraz po pewnych okolicznościach, jakie mają miejsce w książce, wzrusza do łez:
"Przy tobie czuję się szczęśliwy,
Gdy jesteś obok, zatapiam się w twoim uśmiechu.
Przy tobie czuję się przystojny,
Chociaż wiem, że mam zbyt wielki nos.
Przy tobie czuję się wyjątkowy,
O niczym nigdy tak bardzo nie marzyłem.
Przy tobie czuję, jak cię kocham,
Być może to największa rzecz, do jakiej zdolne było moje serce.
Przy tobie czuję się cudowny,
Tak cudownie być cudownym dla tego, kogo się kocha..."


Kolejnym aspektem, o którym pragnę wspomnieć jest fakt, że ogólnie rzecz biorąc, pierwsze dajmy na to 280 stron (nie wiem ile ma papierowa wersja, ja miałam w wersji ebook stron 337) było bardzo dobre, ale większego szału nie odczułam. Natomiast ostatnie kilkadziesiąt stron zrobiło na mnie piorunujące wrażenie i właśnie one sprawiły, że ciężko mi się pozbierać po tej powieści. Autorka świetnie przedstawiła nam postaci, ich historię, ich życie... Dzięki temu, mogliśmy się z nimi zżyć, wczuć się w ich sytuację... A później, kiedy dzieje się to, co się dzieje... Możemy całym sobą odczuć ten grom z jasnego nieba, jaki nam serwuje...

We wstępie wspomniałam, że książka jest dla każdego. Nie szufladkujcie jej "napisane, że młodzieżówka, to jej nie przeczytam, bo ja młodzieżówek nie czytam". Przez takie podejście może Wam przejść koło nosa naprawdę dobra powieść. W życiu każdego z nas, były momenty straty, cierpienia i bólu... Powieść Niven, porusza ważne tematy, dla nich samych warto zapoznać się z treścią niniejszej książki.  Jak sama autorka napisała:

"Chciałam napisać coś śmiałego.
Chciałam napisać coś współczesnego.
Chciałam napisać coś trudnego, ciężkiego, smutnego, ale i zabawnego."
Droga autorko, niewątpliwie wszystko, co chciałaś napisać, ukazało się w "Wszystkie jasne miejsca".

I na koniec jedna z moich ulubionych piosenek, która idealnie wpasowała się (moim zdaniem) w powieść Niven:

11 komentarzy:

  1. O kurczę, czuję się niesamowicie zachęcona! Na pewno przeczytam ją w 2016 ;) Do tego bardzo podoba mi się okładka.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, okładka ładna, aczkolwiek... Zagraniczna ładniejsza :)

      Usuń
  2. Mam zamiar ją niedługo przeczytać i mam nadzieję, że się nie zawiodę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam nadzieję, że się nie zawiedziesz :) Mamy podobny gust czytelniczy, więc może będziesz całkiem zadowolona z powieści jak ja :)

      Usuń
  3. Książkę czytałam i wywarła na mnie niesamowite wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio bardzo dużo się pisze o tej powieści, a ja i tak nie mam na nią ochoty. Jak to się stało?!
    Pozdrawiam
    moment-for-book.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz tak samo jak ja wobec innych powieści :D Kto wie, może kiedyś się przekonasz :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. 280 stron to trochę dużo, jak na początek rozwoju akcji :D

    ksiazkowy-termit.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń