poniedziałek, 12 czerwca 2017

"Flower, jak kwiat" Elizabeth Craft & Shea Olsen

Dziękuję!

Ona miała plan. Wtedy spotkała jego…
Osiemnastoletniej Charlotte nie w głowie chłopaki, randki i wielkie miłości. Ma jasno określony plan i dopnie swego. Pójdzie na studia, zrobi karierę, udowodni coś rodzinie, a przede wszystkim sobie. Przecież zawsze wiedziała, czego chce, a zwłaszcza, czego chce uniknąć – głupich, nastoletnich zauroczeń, złamanego serca, niechcianej ciąży. Gdy w jej życiu pojawia się ON, nagle o wszystkim zapomina…
A zjawia się znikąd. Wkracza do jej świata bez uprzedzenia czy pytania. Z dnia na dzień wywraca jej poukładane życie do góry nogami. Ale takim chłopakom się nie odmawia. Tate jest przystojny i pewny siebie. Ma niski, zmysłowy głos, za którym – jak się okazuje – kryje się niejedna tajemnica. Czy Charlotte go posłucha? (Którego głosu posłucha Charlotte? Tate’a czy swojego serca?)
Flower jest historią uczucia, które nie powinno rozkwitnąć. To zderzenie dwóch, zupełnie różnych światów. To w końcu miłość, która – jak zwykle – przychodzi niespodziewanie i przynosi ze sobą trzęsienie ziemi.

Flower, to przede wszystkim piękna w swej prostocie okładka. Te kolory, jeden kwiat, milusia faktura. Sam opis zaintrygował mnie już, kiedy zobaczyłam ją w zapowiedziach, ale ciągle nie było mi z nią po drodze. Aż w końcu, kiedy już wpadła w moje ręce, nie mogłam się jej oprzeć i czym prędzej się za nią zabrałam. Miałam pewne obawy co do schematyczności, bo w końcu opis narzuca, że jest to kolejna powieść o nieszczęśliwej miłości. I faktycznie tak jest, niemniej schemat, schematem, ale autorki zrobiły z niby schematycznej książki, coś fajnego, coś urozmaiconego... I coś, co bardzo mi się spodobało - przeczytałam ją w jeden dzień, tak dobrze mi się czytało!

Książka o miłości, jakich wiele - chciałoby się rzec. Można w niej znaleźć schematy, jak w każdej jednej książce. Można się czepiać "ale to już było". Można wiele rzeczy, ale po co, skoro Flower, jak kwiat jest fajną historią, która ma wiele ciekawych plusów? Ciekawe postaci, ciekawe zwroty akcji, ogólnie cała jest ciekawa. Co prawda czasami miałam udusić głównych bohaterów, no dobra! Nie udusić, ale tak troszkę poddusić, bo ewidentnie by im się to przydało. Niektóre ich decyzje były po prostu dziwne, ale suma summarum wszystko wychodziło tak, że byłam usatysfakcjonowana. Dlatego też, moi drodzy bohaterowie, wyszliście cało z opresji. Znajcie moją łaskę!

A tak poważnie, to bardzo polubiłam Charlotte i Tate'a. Sympatyczni, inteligentni, z poczuciem humoru młodzi ludzie, których historię czytało mi się z ogromną przyjemnością. Powiem więcej, ta relacja, jaka się między nimi utworzyła z początku trąciła dziecinadą, ale.... ALE! Było to bardzo urocze, więc nawet się tego nie będę czepiała. Z początku sądziłam, że będzie to powieść bardzo pozytywna i wesoła. Owszem taka jest, niemniej jest tutaj też kilka całkiem przykrych sytuacji, które mimo, iż nie wycisnęły ze mnie łez, to jednak mnie zaniepokoiły.

Flower, jak kwiat, to historia, która opowiada nam o obawie przed zranieniem. Opowiada nam o ponownym zaufaniu i oddaniu się drugiej osobie, o dawaniu szansy na lepsze życie... Może też niektórych zmusić do refleksji. Aczkolwiek, na pewno jest to przyjemna lektura na jeden wieczór, dzień. Weźcie ją pod uwagę, dajcie jej szansę i przekonajcie się sami!

1 komentarz:

  1. Rzeczywiście bardzo piękna okładka ;) Treść także zapowiada się obiecująco, więc muszę dodać tą książkę do swojej listy do przeczytania w najbliższym czasie :D

    OdpowiedzUsuń