poniedziałek, 11 listopada 2013

"Mroczna geneza" Ian Tregillis



Dzieci wcale nie są takie słodkie, na jakie wyglądają. Przyszłość nigdy nie bywa świetlana, a przeszłość najlepiej zostawić jej demonom. Grzech zawsze jest kuszący. Wojna wymaga rozlewu krwi i co najmniej tuzina ofiar. Strach towarzyszy każdemu. A mrok? On spowije nas wszystkich.

„Niesamowity talent.” Przytoczone słowa Georga R. R. Martina, autora „Gry o tron”, pozytywnie świadczą o twórcy „Mrocznej genezy”. Można by pomyśleć, że taka krótka, acz sugestywna rekomendacja wystarczy, by przekonać potencjalnego czytelnika, do sięgnięcia po wspomnianą książkę. Mnie osobiście nie do końca wystarczyła ta opinia. Książka była moja dopiero wówczas, kiedy rzuciłam okiem na przód okładki i przeczytałam intrygujące słowa: „Szaleni brytyjscy czarownicy kontra nazistowscy obłąkani nadludzie”. Nie można się oprzeć tym trzem czynnikom wspomniany na okładce. Po prostu nie można!
Zacznę więc od okładki, która przedstawia nam długowłosą dziewczynę skrywającą w oczach obietnicę śmierci w męczarniach. Na drugim planie zarysowuje się zagadkowy wybuch, który w sumie niewiele nam mówi. Możemy się domyślać kilku rzeczy, ale na pewno nie tego, że owa dama ucieka z miejsca zbrodni. Powiedziałabym, że przeoczyła jakiegoś delikwenta i właśnie zmierza go, kolokwialnie mówiąc, załatwić. Z początku nie zastanawiałam się, jakie wydarzenie ma miejsce na okładce, lecz po zapoznaniu się z treścią powróciłam myślami do zastanawiającej ilustracji, która okazała się możliwa do odszyfrowania. Wiem już, kim jest owa dziewczyna i mogę się domyślać, co i komu zrobiła…

O samej treści słów kilka. Zacznę od rewelacyjnego prologu, który był nie tylko mroczny, ale tak absorbujący jak żaden inny, który dotąd czytałam. Przemyt grupki biednych dzieciaków do zwyczajnego domu dziecka. [Zaznaczam, że niniejsza akcja prologu ma miejsce w Niemczech, jednak jest przeplatana z inną akcją, która dzieje się w Anglii w 1920 roku. Obie sytuacje rzutują na przyszłość bohaterów.] Grupka głodnych, zaziębionych i niczego nieświadomych dzieciaków ląduje pod skrzydła Herr Doktora, który ma wobec nich plan. Przerażający, okrutny, wręcz nieludzki… Plan. W innym miejscu (w Anglii) poznajemy pewnego chłopca, który wobec panujących realiów nie ma świetlanej przyszłości, a świat w którym żyje, zmusza go do podejmowania głupich decyzji. Jednak dzięki jednemu człowiekowi, którego uwagę przyciąga, w przyszłości będzie kimś ważnym. Niby nic specjalnego, a jednak to napięcie, jakie buduje autor jest porażające. Wszystkie opisy, przekazywane emocje i wizja tego, co może nastąpić. Te domysły, z którymi nas zostawia… Powiem jedno: jest to mroczna książka, na pewno!

Dalsza treść jest wynikiem tego, co nastąpiło w jakżeż obrazowym prologu. Kilkanaście lat później poznajemy dorosłe i przerażające Dzieci von Westarpa oraz mężczyznę, który z niesfornego chłopca stał się ważnym agentem brytyjskiego wywiadu, Rayboulda March. Jest rok 1939, więc jak łatwo można się domyślić, niebawem wybuchnie II wojna światowa, a w jej ramach bitwa Niemiec i Wielkiej Brytanii. Niemcy robią wszystko, by ich oddział był nie do pokonania. Dlatego to, co odkrywa March wraz z innymi agentami, jest epizodem mrożącym krew w żyłach. Czy to możliwe, by niemieccy żołnierze byli nieśmiertelni i potrafili robić rzeczy, których normalny człowiek nie umie dokonać? Otóż za sprawą Herr Doktora powstał pewien oddział, który posiadając paranormalne zdolności, potrafi nie tylko przenikać przez ściany, ale również para się telekinezą. Czy Niemcy będą nie do pokonania? Jak pochwycić Herr Doktora i zaprzestać jego działaniom?

Powiem tyle, że w niektórych momentach fabuła jest tak zakręcona, że aż genialna. Nie mogłam się nadziwić, skąd Tregillis czerpie pomysły do fabuły, ale wiem jedno. Martin ma rację. „Niesamowity talent.” To jak obrazuje nam wydarzenia, jak sprawia, że na przedramionach pojawia się gęsia skórka… Emocje, napięcie i mrok. Takimi trzema słowami opisałabym to, co wywołuje treść. Tempo akcji również imponujące. Pomimo iż ja osobiście nie przepadam za obszernymi opisami, które mnie zanudzają, tak w „Mrocznej genezie” kompletnie mi to nie przeszkadzało. Powiem więcej. Obróciło się to na wielki plus! Akcja nie toczy się mozolnie, lecz szybko. Cały czas coś się dzieje, jednak wspomnę, że czasami autor daje nam chwilę wytchnienia i zwalnia, ale tylko po to, by zaraz rzucić nas w wir walki, tajemnic i niebezpieczeństwa.

W podsumowaniu pragnę zaznaczyć, że wizja II wojny światowej Iana Tregillisa szalenie przypadła mi do gustu. Zachęcać chyba nie muszę, bo ci, którzy cenią sobie dobrą literaturę, na pewno zwrócili uwagę na ów kąsek. Osobiście polecam.

Recenzja napisana dla portalu literatura.juventum.pl
Dziękuję!



11 komentarzy:

  1. Wygrałam tą książkę w konkursie, więc jak tylko będę miała okazję, przeczytam i zobaczę czy mi również się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę nie przeczytać tej książki - rekomendacja pana Martina (którego cenię baaardzo) już mnie kupiła, a Twoja recenzja utwierdziła w przekonaniu, że "Mroczna geneza" jest diabelsko dobra. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tej książki nie było na mojej liście, gdy zobaczyłam zapowiedź, poświęciłam jej zaledwie chwilę i nawet nie brałam pod uwagę. Aż do teraz. Wielkie dzięki za wspaniałą recenzję. Na pewno przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawi mnie ta książka, lecz na razie jestem zmuszona do przełożenia swoich planów jej przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwszy raz słyszę o tej książce,ale zaintrygowałaś mnie tym prologiem:) Poszukam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż zaczęły mnie ręce świerzbić do tego, aby od razu ściągnąć ją z półki :D Jak zawsze świetna recenzja :D I jak zawsze potrafisz mnie zachęcić do książki jak nikt inny :D

    OdpowiedzUsuń
  7. No, no po raz pierwszy słyszę o tej książce, zapowiada się miła rozrywka :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Żeby tylko była w bibliotece, bo z chęcią przeczytam!

    OdpowiedzUsuń