sobota, 14 maja 2016

"Red Rising. Gwiazda Zaranna" Pierce Brown

Dziękuję!

Nadzieja umiera ostatnia…
Darrow au Andromedus nie ma już nadziei. Stracił wszystko, o co walczył.
Przyjaciel zdradził go w dniu Triumfu. Towarzysze broni, Synowie Aresa, zostali zabici. Rodzina trafiła do niewoli okrutnego Szakala. Ukochana zniknęła bez słowa. Tajemnica jego przemiany z Czerwonego górnika w Złotego arystokratę wyszła na jaw. Jego misja, by siać chaos wśród Złotej Elity, straciła sens. Zamknięty w mrocznej, kamiennej celi Darrow powoli popada w obłęd. Jednak nie wszyscy buntownicy zginęli. Ci, którzy przeżyli, podjęli walkę i próbują wydostać Darrowa z więzienia. Muszą się śpieszyć. Wśród PodKolorów rodzi się powstanie przeciw władzy. A wśród Złotych powiększa się rozłam. W Układzie Słonecznym wybucha wojna.
Tylko Darrow może poprowadzić uciśnionych do zwycięstwa.

Pierwszymi słowami, jakimi Was powitam w niniejszej recenzji, to nazwa Pierca Browna, która przyszła mi na myśl -  Master of Disaster (Pan Zniszczenia, Pan Zagłady).

Kolejna epicka lektura Browna, która miażdży system! Nie wiem jak mam się zabrać za tę recenzję. Nie wiem jak mam to wszystko opisać. Nie wiem czy zdaję sobie sprawę z tego, że to już koniec... Nie wiem czy chcę, żeby to był już koniec, ostatni tom! Nie chcę! Ja chcę dalsze losy bohaterów. Tak bardzo... Ale niestety... Niestety z bólem serca oświadczam, że to już koniec Red Rising. A ja już wiem, że przeczytam całą trylogię już niebawem. Raz, dwa razy, trzy... Może nawet dziesięć, bo warto, bo wiem, że tak trzeba. Bo chcę! Bo jest to seria tak GENIALNA i NIEPOWTARZALNA i w ogóle NAJLEPSZA!

Wiecie co? Nie wiem czy w ogóle się do tego przyznawać, ale na pierwszy rzut oka na pierwszy tom, stwierdziłam, że ta seria chyba nie jest dla mnie. Biję się teraz w pierś, gdyż mogłam przegapić tak cudowną trylogię, która jest dla każdego, kto lubi wybitne, epickie, cudowne i misterne książki. Pierce Brown to nie jest zwyczajny autor. Nie. To, proszę Państwa jest MISTRZ Pierce Brown - czapki z głów, szacunek ogromny, miłość czytelnicza po wsze czasy, oda do radości. Nie. Nie przesadzam. Powiedziałabym nawet, że to wszystko, te wszystkie słowa... To niewiele, bo o wiele więcej trzeba by rzec na temat kunsztu pisarskiego autora, mistrza mistrzów i w ogóle wszystkiego, co tyczy się Red Rising. Aż strach pomyśleć, że mogłam sobie darować takie dzieło <kręci głową>.

Dobra przejdźmy do konkretów, bo właściwie cała trylogia składa się tylko i wyłącznie z konkretów, idealnie i perfekcyjnie dopracowanych najmniejszych detali. Świetnych i obrazowych opisów. Rewelacyjnie wykreowanych postaci, cudownej stylistyki i ogromnego geniuszu! - Znowu ta moja oda pochwalna. Musicie mi to wybaczyć. Inaczej się nie da, a przynajmniej ja inaczej nie potrafię. No i oczywiście ten humor, który wpleciony został idealnie w dialogi i pewne sytuacje. Palce lizać. 

Może coś o postaciach... Ci, którzy czytali moje poprzednie recenzje, wiedzą, że upodobałam sobie Sevro. Cudowna paskuda, cudowna! Uwielbiam tego wyszczekanego, małego, wesołego, kurdupla i szaleńca. No uwielbiam gościa! Chociaż w zasadzie... Każda z postaci Mistrza Browna, jest świetna, unikalna, barwna... Cała feeria barw. A najlepsze jest to, że Mistrz Brown (Master of Disaster) potrafi idealnie manipulować czytelnikiem za pomocą swoich bohaterów. Oj potrafi! Sprawia, że czytelnik aż głupieje, wiecie w stylu - co? jak to? ale, że hę?!  - i szczena opada po kilkanaście razy, jak nie lepiej.

Próbka humoru (rewelacja) i jednocześnie maluteńki spoiler poniżej!



Mistrz Brown ma wyobraźnię, której chyba nikt nie jest w stanie ogarnąć. I talent do przelania tego na papier, którego mogą mu pozazdrościć rzesze pisarzy. Jest jednym z najlepszych pisarzy, jakiego miałam przyjemność (ogromną, swoją drogą) poznać. Jestem pod ogromnym wrażeniem jego talentu. Brak mi słów po prostu, żeby opisać to, jak zawładnął mną ten autor, dzięki swoim powieściom. Brak słów. 

O emocjach bym zapomniała, to wszystko z tych emocji <wzdycha teatralnie>. Mistrz Brown rozwalił moje serce na drobne cząsteczki i rozrzucił we wszechświecie. Jak On mógł?! Często w swoich recenzjach wspominam, że jakaś lektura złamała mi serce... Tutaj zostało ono rozwalone. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi. Kilka razy miałam ochotę rzucić książką o ścianę, żeby zmienić bieg wydarzeń, ale później patrzyłam na nią, taką zamkniętą, niedokończoną i nie mogłam jej skrzywdzić. Po kilku głębszych wdechach i wydechach wracałam do lektury, by ponownie z ogromną chęcią ją zamknąć i z mordem w oczach wziąć zamach. I tak w kółko. Możecie więc sobie wyobrazić, jakie emocje wzbudza w czytelniku Red Rising. 

Pierwszy tom był świetny, drugi był rewelacyjny, a jego zakończenie... Aż do wydania ostatniej części nie mogłam do siebie dojść. A trzeci tom? Trzeci tom miażdży! Całość - trzy tomy - R-E-W-E-L-A-C-J-A-! Powiadam Wam! Musicie mieć tę trylogię, przeczytajcie a pokochacie. Jestem tego pewna, w stu procentach! Jeśli myślicie, że Red Rising nie jest dla Was, bądź, że może Wam się nie spodobać, to... JESTEŚCIE W BŁĘDZIE! 



Zapraszam do zapoznania się z moją opinią na temat:

3 komentarze:

  1. Fantastyczne zdjęcia książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabieram się za nią być może jeszcze dziś! :D

    Bookeaterreality

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno sięgnę po serię. Muszę się przekonać na własne oczy o jej fenomenie ;)

    Pozdrawiam!
    http://myfantasticbooksworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń