niedziela, 29 stycznia 2017

[Przedpremierowo] "Bez szans" Mia Sheridan

Premiera 1 lutego
Dziękuję!

Kyland marzy tylko o tym, by przetrwać. Zaciska zęby i robi wszystko, by nie pokonała go bieda i samotność. Nie szuka miłości. Nie zamierza też oglądać się za siebie, gdy uda mu się wyrwać z piekła, w którym przyszło mu dorastać. Dla Ten codzienność to nieustanna walka o własną godność. Zmagania z chorobą matki i ludzką nieprzychylnością wymagają od niej wyjątkowej siły. Oboje rywalizują o bilet do lepszego życia, który może otrzymać tylko jedno z nich. Ktoś odejdzie, ktoś zostanie. Czy po latach zdołają spojrzeć sobie w oczy, jeśli poświęcą miłość dla przetrwania?

Książki Mii Sheridan są chyba większości znane. "Bez szans", to trzecia książka w tej szacie graficznej, w której są również poprzednie tomy, ale nie są one ze sobą powiązane. Każda z nich opowiada inne historie i można je śmiało czytać osobno. Wspominam o tym, ponieważ okładki mogą wprowadzić w błąd swoją szatą graficzną. Niemniej bardzo mi się ona podoba!

Znam twórczość tej autorki i mniej więcej wiem czego się spodziewać po jej książkach. Chociaż autorka lubi zaskakiwać swoich czytelników, to jednak niestety idzie w pewne schematy. Nie jest to rażące i w zasadzie nie będę się tego czepiała, bo cała treść - schematyczna, czy nie - bardzo mi się podobała. O jakim schemacie mówię? Miłość i poświęcenie, których jest całkiem sporo w książkach. Właściwie wątki miłosne są prawie w każdej powieści, a i poświęcenie nie jest nikomu obce, bo z miłością wiąże się chyba zawsze. I szkolne perypetie, chociaż tych w niniejszej powieści jest całkiem mało. Co mnie zaskoczyło i, co okazało się plusem i strzałem w dziesiątkę, jest to, że autorka pokusiła się o taki sam status społeczny swoich bohaterów. Często jest tak, że ona biedna, on bogaty, albo odwrotnie. A tutaj Sheridan pokazała nam "dzielnicę" biedoty i ubogich bohaterów, więc nie ma księcia i brzydkiego kaczątka. Za co plus. W dodatku nie jest tak, że jeden z bohaterów jest bożyszczem, a drugie niezbyt urodziwą istotą. Oboje są urodziwi. Czym również zapunktowała, bo już przejadły mi się zachwyty jednej płci nad drugą i użalanie typu "ale ja jestem nieładna, a on jest bogiem seksu <płacz>". Sami powiedzcie, ileż można? Dlatego "Bez szans" wyróżnia się na tle tych wszystkich powieści, które irytowały mnie właśnie ze względu na wymienione aspekty.

Tyle jeśli chodzi o taką ogólną ocenę. Teraz chciałam Wam nieco przybliżyć treść i bohaterów, ale bez spoilerów czy też, bez zdradzania  konkretów, które zepsują Wam odbiór całości. Całości, którą sami musicie poznać, bo sądzę, że warto. 

Historię zawartą w "Bez szans" poznajemy z dwóch punktów widzenia, dzięki głównym bohaterom. Kyland oraz Tenleigh mieszkają w miasteczku, gdzie bieda szumi i piszczy. Oni sami nie należą do osób, które mogą sobie pozwolić na jakiekolwiek przyjemności związane z dostatkiem czy, życiem na poziomie. Oboje walczą o lepsze życie, a jedyną szansą na nie jest zdobycie stypendium, które finansuje studia i życie w większym mieście. Oboje walczą o to stypendium, o lepsze życie... Jednak nie ma lekko... Wydarzy się coś, co skomplikuje im życie jeszcze bardziej. A tym czymś jest uczucie, którym siebie nawzajem obdarzają, a z którym walczą. Niby miłość prowadzi do czegoś dobrego, a w tym przypadku, cóż, niekoniecznie. 

Poświęcenie, trudy życia, choroba, pierwsza miłość, zawody miłosne, pożądanie i spełnianie marzeń - to wszystko i wiele więcej znajdziecie w tej książce. Ja od początku, kiedy tylko poznałam głównych bohaterów wiedziałam, że ta książka będzie dobra. Wciągnęłam się w nią i kibicowałam bohaterom, chociaż wiedziałam, że autorka będzie rzucała im kłody pod nogi (w tym przypadku, jakże realne!).  Dzięki takim realnym problemom, można sobie wyobrazić sytuację Ky i Ten... Bezproblemowo wczuć się w ich sytuację i im współczuć. Mia Sheridan swoimi historiami potrafi wzbudzić w czytelniku wiele emocji. Każda jej książka, którą do tej pory przeczytałam albo mnie wzruszała, albo drażniła. Niemniej każdą bardzo lubię i mam nadzieję, że w Polsce zostaną wydane wszystkie. Mam sentyment do jej pióra i to się chyba nie zmieni.

"Bez szans" jest książką, którą warto poznać. Nawet jeśli nie znacie poprzednich książek autorki, to sądzę, że możecie zacząć od tej. Nie zawiedziecie się. Polecam!


4 komentarze:

  1. Nie znam twórczości tej autorki, ale chętnie nadrobię zaległości. Fabuła tej lektury mnie kusi, emocje oraz tak jak piszesz - realność.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Bez winy" straszliwie mnie zawiodło, ale mam nadzieję, że "Bez szans" trzyma poziom przynajmniej taki, jakiego doświadczyłam w "Calderze" lub "Eden".

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam już wiele pozytywnych opinii na temat twórczości tej autorki i właśnie przez tę podobną szatę graficzną początkowo byłam przekonana, że to tej jakaś trylogia lub cykl. Na szczęście szybko wyprowadziłam siebie z błędu i tylko czekam, aż w końcu pochwycę w swoje ręce którąś z jej książek. Może właśnie zacznę od Bez szans, bo bardzo mnie zachęciłaś.
    Pozdrawiam xx
    http://absolutnamaniaczka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Już nie mogę się doczekać, aż ta książka będzie w moich łapkach :) uwielbiam dwie poprzednie :) a po Twojej recenzji czuje, że ta też mnie nie zawiedzie :)

    OdpowiedzUsuń