sobota, 25 lutego 2017

"Podbój" Elle Kennedy

Dziękuję!

On wie, co to podbój, zarówno na, jak i poza lodowiskiem. On wie, jak celnie strzelać….
 Allie Hayes przechodzi kryzys. Zakończenie studiów zbliża się wielkimi krokami, a ona wciąż stoi przed dylematem, którą ścieżkę kariery wybrać. Na domiar złego leczy złamane serce po rozstaniu z wieloletnim chłopakiem. Dziki seks bez zobowiązań, by zapomnieć, nie jest lekarstwem na jej problemy, ale nie sposób oprzeć się Deanowi Di Laurentisowi, przystojniakowi z drużyny hokejowej. Tylko ten jeden raz, bo mimo że przyszłość rysuje się niewyraźnie, to jasne jak słońce, że nie ma w niej miejsca dla króla jednorazowych numerków.
 Lans i pewność siebie nie wystarczy, by ją do siebie przekonać…
Dean zawsze dostaje to, czego chce. Dziewczyny, oceny, dziewczyny, uznanie, dziewczyny… To kobieciarz, zgadza się, i póki co nie spotkał kobiety odpornej na jego wdzięki. Aż poznał Allie... Przebojowa blondynka zawojowała jego świat przez jedną noc – i teraz chce, żeby zostali przyjaciółmi? O nie. To on mówi, kiedy jest koniec. Dean nie ustąpi w pogoni za swoim celem, ale gdy na drodze pojawiają się nieoczekiwane przeszkody, zaczyna się zastanawiać, czy nie nadszedł czas, by przestać zaliczać… a oddać strzał prosto w serce.

O tej książce zrobiło się goręcej po premierze, aniżeli przed nią. I co najlepsze, większość na nią psioczy. Widziałam wiele niepochlebnych słów na jej temat i z niektórymi się zgadzam. Na pewno jeśli chodzi o ordynarność, prymitywność czy wulgarność - te trzy rzeczy na pewno dawały mi w kość podczas czytania Podboju. Czy jest coś jeszcze? I czy jest coś, co podobało mi się w tej książce? Jak w ogólnym rozrachunku mi się ona podoba?

Zacznę od tego, że "Podbój" to kontynuacja poprzednich perypetii gorących hokeistów i ich lasek. Pierwsze dwa mi się podobały. Trochę na nie psioczyłam, ale w gruncie rzeczy są ok, oczywiście jeśli ktoś lubi tego typu książki. Zastanawiałam się jak będzie z "Podbojem", byłam bardzo ciekawa losów Dean'a i tego jak autorka rozwinie jego wątek. Już we wcześniejszych tomach, mogliśmy poznać jego postać i zarys jego osobowości. Nie był niewiniątkiem, nigdy na takiego nie pozował. Rozwiązła bestia od początku do... Pewnego momentu. Dlatego też nie łudziłam się, że "Podbój" będzie grzeczną historią, bez "ciężkawych" opisów erotycznych. Nie będę więc psioczyła na Dean'a, bo przecież wiadome było, że lekko nie będzie. Niemniej...

Jeśli chodzi o sposób, w jaki autorka opisuje niektóre sceny, dialogi czy wydarzenia, to niestety, ale mnie to nie przekonuje. W ogóle mam wrażenie, że całe to "uczucie" dwójki bohaterów - Allie i Dean'a - opiera się tylko i wyłącznie na seksie. Nie dostrzegłam głębszych uczuć, szacunku, wsparcia i oddania. Tak! Ktoś mi powie, że przecież nie było między nimi miłości od początku - nie spoileruję, zaiste wszystko od początku było do przewidzenia. Wracając do tematu... Nie wiem czy któryś realny związek opiera się tylko i wyłącznie na "pieprzeniu", bo jeśli tak, to może jednak ze mną jest coś nie tak. Poza tym, jak lubię Dean'a, to jego prymitywne zachowanie doprowadzało mnie do szału. Zresztą Allie również.

O postaciach słów kilka: Allie - nie lubię jej - jest niespójna. Dlaczego? Niby taka delikatna, cnotliwa... A ukazana w sposób wręcz puszczalski. Jej niezdecydowanie, dziwne jazdy oraz cała ona bardzo mnie irytowały. Dean, jak to Dean, prócz jego wiecznie niezaspokojonego popędu seksualnego, wysławiania się oraz zachowania - nie mam mu kompletnie nic do zarzucenia. A nawet więcej, no kurde, lubię gościa. 

Tym co w tym akapicie czytacie nie piję bezpośrednio do tej książki, ale jestem już zmęczona idealnymi, pięknymi, bestialsko seksownymi bohaterami męskimi i cudami natury jeśli chodzi o kobiece postaci. To naprawdę może wypaczyć rzeczywistość, jeśli ktoś za bardzo wierzy w to, że realnie tacy są mężczyźni czy kobiety. To idealizowanie i ciągłe zaznaczanie, jaki to on nie jest posągowy, cudowny tak, że aż majtki w dół zaczyna mnie rozwalać śmiechowo. I przez to, całe te opisy erotycznych uniesień mnie po prostu bawią. 

Ogólnie rzecz biorąc nie uważam, że "Podbój" jest do szpiku kości zły. Jest dobry, ale tak z przymrużeniem oka. Dean to Dean, jeśli znacie go z poprzednich części, to wiecie o co chodzi. Jednak nie nastawiajcie się na miłość z prawdziwego zdarzenia i emocje temu towarzyszące. Niektóre teksty u jednych wywołują niesmak, a u innych rozbawienie. U mnie w większej mierze było rozbawienie. Czy polecam "Podbój"? Uważam, że dla fanek poprzednich tomów będzie to nie lada gratka. A dla kogoś, kto lubi literaturę erotyczną ciekawa przygoda. 

2 komentarze:

  1. Czytałam pierwszą część i rzuciła mi się wtedy w oczy wulgarność. Mimo tego książka mi się podobała. O Podboju słyszałam już dużo i większość to nieprzychylne opinie. Jak na razie nie mam jej w planach, ale kto wie, może kiedyś?
    Pozdrawiam
    www.The-only-thing-i-love-are-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie się bardzo podobała. Pikantna, dowcipna i niegrzeczna. Super.

    OdpowiedzUsuń