piątek, 19 maja 2017

"Nic do stracenia. Początek" Kirsty Moseley

Dziękuję!

W dniu szesnastych urodzin Anna Spencer bawi się w klubie ze swoim chłopakiem. Wyjątkowy wieczór szybko się kończy, a poznany przypadkiem Carter Thomas, handlarz broni i narkotyków, zamienia kilka lat jej życia w piekło.
Dzięki jej zeznaniom Carter zostaje skazany, ale z więzienia wciąż wysyła listy z pogróżkami. Ojciec Anny, wpływowy senator i kandydat na prezydenta, zrobi wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo.
Ochroną Anny zajmie się przystojny komandos, Ashton Taylor. Aby nie wzbudzać podejrzeń, ma udawać jej chłopaka. Cierpliwie stara się sprawić, by pokonała dręczące ją koszmary i pogrzebała przeszłość. Anna zaczyna czuć się bezpiecznie, a udawanie zakochanych powoli przestaje być grą.
Jednak kolejne dni przynoszą złe wiadomości. Wkrótce ma odbyć się rozprawa apelacyjna i Carter może wyjść na wolność. Jeśli tak się stanie, Ashton i Anna znajdą się w niebezpieczeństwie.
Kolejna książka Moseley i niestety tym razem wypadła słabo. Nie podobała mi się... A szkoda, bo jako schematyczna młodzieżówka, miała potencjał. Jednak nic mi tutaj nie grało. Już sam początek był taki jałowy, wszystko za szybko, ażeby tylko napisać ten początek, zmęczyć go, byleby był. Nie podoba mi się takie podejście. Nijakie i właściwie zastanawiałam się czy czytać dalej. Jednak zobowiązanie, to zobowiązanie. Musiałam  trochę przemęczyć treść, co prawda były lepsze momenty, ale... Nic do stracenia mi się po prostu nie podobało.

Byłam nastawiona na to, co Moseley serwowała w poprzednich swoich książkach. Na coś fajnego, całkiem miłego, coś w czym będę mogła się chociaż troszkę zatracić, a tutaj. Puf! Moje nastawienia posypały się jak domek z kart. Główna bohaterka tak mnie drażniła, że po prostu miałam ochotę rzucić książką w cholerę i do niej nie wracać. Ostatnio sporo durnych bohaterek się przewinęło w lekturach, ale serio, Anna przebiła je wszystkie. Autorka strasznie przerysowała tę postać, a to oczywiście nie wyszło jej na dobre. Bo nasza Anulka, to taka niby pokrzywdzona przez los (ta akcja z przetrzymywaniem, to trochę żenada, tak samo to zabójstwo jej chłopaka). Moseley mogła się bardziej wysilić i opisać tamto wydarzenie tak, jak należy, a nie łubudu i tyle. Wielkie halo przez całą książkę o traumę bohaterki, a tak naprawdę guzik opisane. Jestem pewna, że gdyby autorka wysiliła się bardziej, to poczułabym cień zrozumienia dla Anny, ale nie poczułam nic. Zmarnowany potencjał - ale to już chyba pisałam.

Ashton, młody komandos, a raczej komandofoka. Też jakiegoś specjalnego wrażenia na mnie nie zrobił. Oczywiście gdybym miała wybierać, to postać Ashtona zdobyłaby wszystkie plusy, jakie miałabym do zaoferowania, niemniej kurczę. Brakowało mi w nim tego czegoś. Brakowało mi komandosa w komandosie. Równie dobrze mógłby pracować jako bramkarz w jakiejś dyskotece, bo inwencji komandosa nie wykazał. Niczego komandosowego nie dojrzałam w jego postawie, chyba, że miało być hasło komandos i to miało roztopić moje serce. Niemniej, nie roztopiło, taka ze mnie twardzielka.

Za mało mi opisów - tak, ja to napisałam. Osoba, która nie przepada za rozbudowanymi opisami. Jednak wręcz przepadam za czymś, czego ciągle mi brakowało. Autorskiej analizy ważnych wydarzeń. Brakowało mi emocji, brakowało mi charyzmatycznych postaci... Wszystko było trochę mdłe i kojarzyło mi się z filmem Córka prezydenta. Z tym, że film jest bardzo fajny. Po kontynuację raczej nie sięgnę, bo po prostu nie interesuje mnie ciąg dalszy. 

Wiem, że wielu czytelniczkom ta książka się podobała, więc ja jej absolutnie nie odradzam. Ja nie dostrzegłam w niej plusów, a szkoda, bo naprawdę lubię książki Kirsty Moseley i nie wiem co się stało, że ta tak mnie zraziła do ciągu dalszego. Ode mnie tyle. 


3 komentarze:

  1. Zamierzam przeczytać tą książkę, ale przyznam, że "Chłopak, który chciał zacząć od nowa" mocno mnie zraził do tej autorki.

    pozdrawiam,
    ksiazkowapasja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zdążyłam jeszcze poznać twórczości tej autorki, więc wszystko przede mną. Szkoda, że ta książka tak Cię zawiodła - to strzał prosto w serce, kiedy sięga się po twórczość lubianego pisarza, po czym okazuje się, iż jego nowy utwór napisany jest dość słabo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z Kirsty Moseley jest różnie. Jedna jej powieść bardzo mi się podobała, druga niekoniecznie i po przeczytaniu Twojej recenzji wydaje mi się, że zaliczyłabym tę książkę do drugiej grupy. Nie lubię nijakich bohaterów, a właśnie na takiego mi wygląda Ashton.

    OdpowiedzUsuń