sobota, 31 sierpnia 2013

"Papierowe miasta" John Green

„Nastoletni Quentin Jacobsen spędza czas na adorowaniu z oddali żądnej przygód, zachwycającej Margo Roth Spiegelman. Więc kiedy pewnej nocy niegrzeczna Margo uchyla okno i, zakamuflowana jak ninja, wkracza na powrót w jego życie, wzywając go do udziału w tajemniczej i misternie zaplanowanej przez siebie kampanii odwetowej, Quentin oczywiście podąża za dziewczyną. Gdy ich całonocna wyprawa dobiega końca i nastaje nowy dzień, Quentin przychodzi do szkoły i dowiaduje się, że zagadkowa Margo w tajemniczych okolicznościach zniknęła.” 
Odkąd przeczytałam „Gwiazd naszych wina”[recenzja], John Green stał się jednym z tych, którego książki muszę mieć na swojej półce. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym po jakąś nie sięgnąć. Tak mnie omamił swoim stylem, tym, jak buduje napięcie i wyzwala emocje, że jego książki są dla mnie po prostu ważne. Kiedy więc usłyszałam o kolejnym jego bestsellerze pt. „Papierowe miasta”, rzecz jasna, musiałam po nią sięgnąć. Czy wywarła na mnie tak wielkie wrażenie, jak „Gwiazd naszych wina”? O tym nieco niżej.

Poznajemy głównego bohatera, któremu na imię Quentin, dla przyjaciół po prostu Q. Chłopak ma osiemnaście lat i ma fioła na punkcie swojej sąsiadki, w której zakochał się, jeszcze gdy byli dziećmi – Margo Ruth Spiegelman. Wystarczyło jedno wydarzenie z tamtych czasów, aby wszystko się zmieniło. Obecnie Q i Margo niewiele łączy. W szkole udają, że się nie znają. Należą do zupełnie innych światów. A może tak im się tylko wydaje? Q nadal darzy Margo wielką sympatią, więc kiedy dziewczyna wpada na szalony pomysł i w środku nocy wyciąga chłopaka z łóżka, by ten mógł jej pomóc w jego realizacji, on nie jest do końca przekonany, ale szybko zmienia zdanie. Tym samym nie wie, co go czeka po tej szalonej przygodzie.

Wstępnie wspomniałam jedynie o dwóch postaciach: Margo Ruth Spiegelman – tajemniczej dziewczynie, której do tej chwili nie potrafię zrozumieć – i Quentinie Jacobsenie, który jest główną, a zarazem jedną z najbardziej charyzmatycznych postaci w tej książce… A przecież jest tutaj jeszcze kilka innych, o których aż grzech nie wspomnieć! Mam na myśli niezmiernie śmiesznego i bardzo sympatycznego Bena, jednego z najlepszych przyjaciół Q, który wbił się w moją pamięć dwoma słowami: „królisie” – zwrot, którego Ben notorycznie używa wobec dziewczyn – oraz „o tak!” – jako odpowiedź na wszystko. Jest również geniusz informatyczny – Radar – któremu nic nie jest straszne, a znalezienie informacji w Internecie – nawet tych trudnych dla normalnego człowieka – jest pestką.

Humor, humor i jeszcze raz humor! Autor zieje humorem w tej książce, że aż miło. W dodatku jest to humor, że tak powiem, na poziomie i inteligentny, a nie niby śmieszne słowa rzucane, ot tak, żeby tylko było. Uśmiech nie schodził mi z ust i między innymi to właśnie dlatego cenię sobie Johna Greena. W jednej powieści sprawia, że czytelnik zalewa się łzami, a w drugiej, że śmieje się w głos. Jestem ogromnie ciekawa kolejnej książki Greena „Szukając Alaski” i tego, z której strony tym razem pokaże się nam ów autor. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo lubię styl, w jakim tworzy swoje dzieła. Zwłaszcza to, jak barwnie opisuje wydarzenia i uczucia, które targają bohaterami, tym samym idealnie, niczym wytrawny magik żongluje naszymi emocjami… Ogromnie go za to szanuję i cenię, gdyż nie każdy pisarz to potrafi.

Jeżeli chodzi o fabułę, to z pewnością nie jest to sztampowa powieść, co to, to nie. Co prawda, jest nastoletnia miłość, ale zupełnie różniąca się od tych, które spotykamy w niemal każdej książce dla młodzieży. Tak samo przygoda, w której uczestniczą bohaterowie, jak i czytelnik. Śmiem sądzić, że nie spotkaliście się z taką tajemniczą i wciągającą, a nawet detektywistyczną akcją. O tak! Cała masa tutaj zagadek i tajemnic. Czytelnik nie znajdzie czasu na nudę, gdyż autor zapewnił mu wiele poszlak, które czasami wodzą za nos, a czasami doprowadzają do jeszcze większej ilości tropów.

Dlatego naprawdę polecam, nie tylko tym, którzy lubią lekkie i przyjemne powieści, oryginalne wątki czy detektywistyczną akcję. Polecam każdemu, ot tak, po prostu, bo naprawdę warto.

Powyższy tekst ukazał się również na portalu:

19 komentarzy:

  1. "Gwiazd naszych wina" bardzo mi się spodobało, a na "Papierowe miasta" poluję od dawna :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym przeczytać tą książkę :)

    weronine-library.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno kiedyś się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  4. humor był na pewno bardzo ważną cechą tej książki, ale moje serce zdobyła głównie dzięki przesłaniu. znaczeniu słowa "papierowy", tak jak rozumie to Green. o wyobrażeniach i wierzeniu w nie. magia! książka o wiele lepsza niż Gwiazd naszych wina!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejny autor, na którego w księgarni nie zwróciłabym uwagi, a który zyskał tak pozytywne recenzje. Zwykle gustuję w fantastyce, ale coraz częściej trafiam na książki bez paranormalnych wątków, które sprawiają mi wiele przyjemności. Myślę, że zapoznam się z tym autorem, ale chyba zacznę od Gwiazd naszych wina.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Papierowe miasta" to fenomenalna książka! Humor, bohaterzy, pomysł, przesłanie, wszystko bez zarzutu! Z pewnością ta historia pozostanie długo w mojej pamięci :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Muszę przeczytać, nie czytałam jeszcze nic Greena, a wszyscy tak chwalą! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam "Gwiazd naszych wina" i nie mogę się doczekać aż przeczytam i tę powieść;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Humor to największy znak rozpoznawczy Johan Greena, który dało się też zauważyć w "Gwiazd naszych wina" (oczywiście po tym, jak otarło się łzy wzruszenia). Niestety dla mnie "Papierowe miasta" nie okazały się dobrą lekturą, a wszystko to przez zakończenie. Jakoś inaczej odebrałam tę książkę. Dla mnie numerem jeden jest "GNW", a dopiero później dużo niżej "PM" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie również "Gwiazd naszych wina" jest nr jeden! :D

      Usuń
  10. Wszyscy tą książkę czytają. Wszyscy się nią zachwycają.. to podejrzane. Nie zmienia to jednak faktu, że sama zaczynam się zastanawiać czy po nią nie sięgnąć.. ale troszkę się boję, że się rozczaruję..

    OdpowiedzUsuń
  11. Koniecznie muszę sięgnąć ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie byłam zdecydowana, ale dziś ją zamawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo polubiłam "Gwiazd naszych wina" i mam zamiar sięgnąć po następną książkę Johna Greena. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będę miała okazję przeczytać "Papierowe miasta"

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam ochotę na całą serię już ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja zacznę od "Szukając Alaski", a potem zapewne sięgnę i po tę, bo po recenzjach przypuszczam, że nie ma opcji, żeby książki Greena mogły się nie podobać ;D

    OdpowiedzUsuń
  16. "Polecam każdemu, ot tak, po prostu, bo naprawdę warto". To musi być naprawdę świetna książka! Gdybym nie miała jej jeszcze w planach, to Twoja recenzja by mnie przekonała. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Obowiązkowo w kolejce do przeczytania :) Pozdrawiam :0

    OdpowiedzUsuń