Green udowodnił, że odnalezienie Alaski nie jest wcale takie trudne. Jednak poznanie i zrozumienie jej zajmuje jednak sporo czasu. Nawet kiedy sądzisz, że już ją rozgryzłeś, to tak naprawdę po prostu zagubiłeś się w labiryncie. W labiryncie cierpienia, z którego wyjście wcale nie jest takie proste… O ile w ogóle jest możliwe.
Johna Greena wielbię przede wszystkim za książkę „Gwiazd naszych wina”, podczas czytania której wylałam mały ocean łez. Piękna, głęboka i wzruszająca powieść, którą polecam dosłownie wszystkim. Naprawdę warto. Kolejną książką Greena, z którą miałam styczność to „Papierowe miasta”, które były równie dobre, jak GNW, ale nie przebiły jej wspaniałości. Teraz przyszła kolej na książkę „Szukając Alaski”. Szczerze przyznam, że nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. W końcu to debiutancka powieść autora. Dlatego przed przeczytaniem zapoznałam się z kilkoma niezbyt pochlebnymi opiniami, przez co obawiałam się, że i ja będę zawiedziona. Na szczęście nie było aż tak źle. Zachwytów nie będzie, ponieważ książka nie powaliła mnie na kolana, ale na pewno była ciekawa.
Pragnę zaznaczyć „głośno” i wyraźnie, że te trzy powieści są odrębnymi historiami i nic ich nie wiąże! Czytałam już wiele komentarzy typu „jak przeczytam pierwszy tom, to sięgnę po drugi”. Nie! To są powieści jednotomowe. Chociaż przyznać muszę, że okładki są mylące.
Green słynie z tego, że w każdej jego książce ukryty jest głęboki sens, a postaci to złożone osobowości, które pomimo, iż są nastolatkami, to ich emocjonalność jest nad wyraz rozwinięta. Właśnie za to lubię styl Greena i sądzę, że wyczułabym go wszędzie. Przez historie pisane jego ręką płynie się z lekkością, a czyta się to wszystko z czystą przyjemnością i chociaż „Szukając Alaski” nie jest tak dobra jak wcześniejsze dwie książki, to i tak nie oddałabym jej nikomu i za nic.
Johna Greena wielbię przede wszystkim za książkę „Gwiazd naszych wina”, podczas czytania której wylałam mały ocean łez. Piękna, głęboka i wzruszająca powieść, którą polecam dosłownie wszystkim. Naprawdę warto. Kolejną książką Greena, z którą miałam styczność to „Papierowe miasta”, które były równie dobre, jak GNW, ale nie przebiły jej wspaniałości. Teraz przyszła kolej na książkę „Szukając Alaski”. Szczerze przyznam, że nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. W końcu to debiutancka powieść autora. Dlatego przed przeczytaniem zapoznałam się z kilkoma niezbyt pochlebnymi opiniami, przez co obawiałam się, że i ja będę zawiedziona. Na szczęście nie było aż tak źle. Zachwytów nie będzie, ponieważ książka nie powaliła mnie na kolana, ale na pewno była ciekawa.
Pragnę zaznaczyć „głośno” i wyraźnie, że te trzy powieści są odrębnymi historiami i nic ich nie wiąże! Czytałam już wiele komentarzy typu „jak przeczytam pierwszy tom, to sięgnę po drugi”. Nie! To są powieści jednotomowe. Chociaż przyznać muszę, że okładki są mylące.
Green słynie z tego, że w każdej jego książce ukryty jest głęboki sens, a postaci to złożone osobowości, które pomimo, iż są nastolatkami, to ich emocjonalność jest nad wyraz rozwinięta. Właśnie za to lubię styl Greena i sądzę, że wyczułabym go wszędzie. Przez historie pisane jego ręką płynie się z lekkością, a czyta się to wszystko z czystą przyjemnością i chociaż „Szukając Alaski” nie jest tak dobra jak wcześniejsze dwie książki, to i tak nie oddałabym jej nikomu i za nic.
"Spędzasz całe swoje życie w labiryncie, zastanawiając się, jak któregoś dnia z niego uciekniesz i jakie niesamowite to będzie uczucie, wmawiając sobie, że przyszłość pomaga ci przetrwać, ale nigdy tego nie robisz. Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości."
Język nienaganny, obrazowy i przyjemny. W zasadzie można śmiało rzec, że takim stylem autor dotrze do każdego odbiorcy, ponieważ jest on prosty i zrozumiały. Postaci stworzone (jak zwykle) z lekkością. Sympatyczne, realne i charakterne. Pomysł ciekawy, brak tutaj schematyczności i powielanych do bólu wątków miłosnych, problematycznych nastolatków czy przewidywalnej fabuły. O tak, po raz kolejny udało się Greenowi mnie co rusz zaskakiwać.
Problem polega na tym, że w książce czasami wiało nudą… Ja osobiście czytałam ją, że tak powiem na kilka razy. Trudno mi się było wdrożyć, jednak później szło nieco lepiej. Przez niektóre wątki przebrnęłam z wyżej wspomnianą lekkością, zaś przez resztę trochę trudniej było przepłynąć. Nie było w niej porywających momentów, a akcja przebiegała dosyć monotonnie. Niektórym zapewne to nie przeszkadza, jednak mnie osobiście nużyło. Nie sądzę również, żeby taka leniwa akcja była odprężająca, przynajmniej nie w tym przypadku. Zaznaczyć jednak muszę, że ostatnie sto stron czytałam z zapartym tchem i muszę przyznać, że nie chciałam, żeby ta historia już się skończyła…
Na koniec niniejszej relacji z lektury „Szukając Alaski” pragnę wspomnieć, że książka wywarła na mnie dobre wrażenie i w ogólnym rozrachunku bardzo mi się podobała. Zauważyłam, że Green lubi motyw śmierci i w każdej książce właśnie na śmierci opiera się cała fabuła. W każdej książce ukazuje ten motyw w inny sposób, przez co całość jest ciekawa i na pewno wartościowa. Jeśli szukacie wartościowych książek opowiadających o nadziei, stracie i cierpieniu, to gorąco polecam Wam książki Johna Greena.
"W którymś momencie wszyscy podnosimy wzrok i uświadamiamy sobie, że zgubiliśmy się w labiryncie."
Recenzja napisana dla portalu literatura.juventum.pl
Dziękuję!
Wszyscy tak zachwalają Greena, że i ja muszę coś przeczytać. Mam na półce tę najgłośniejszą, czyli Gwiazd naszych wina, ale jeszcze się za nie nie zabrałam. Ostatnio mam mniej czasu na czytanie, a jak to ja, książki nadal kupuję. Może zabiorę się za Greena w święta, będę miała sporo czasu...
OdpowiedzUsuńDzięki za - jak zwykle- wspaniałą recenzję. Czekam na kolejne. :)
Kochana! Gwiazd naszych wina jest genialne :) Sądzę, że na pewno Ci się spodoba! Bierz się za nią szybciutko i daj znać, jak wrażenia :) Koniecznie.
UsuńOk, to wezmę się za nią w miarę szybko. :)
UsuńCzytałam jedynie "Gwiazd naszych wina" i bardzo bardzo mi się podobały:) Tak więc nie muszę chyba mówić, że mam w planach kolejne książki - zaraziłam się Greenomanią;)
OdpowiedzUsuńMnie bardzo się podobała :) Chyba nawet bardziej od Gwiazd.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji zapoznać się z twórczością tego autora, ale zrobię to jak najszybciej, bo widzę, że rzeczywiście warto :)
OdpowiedzUsuńGreen umie zrobić wrażenie na czytelniku
OdpowiedzUsuńCzytałam tylko GNW, a "Alaskę" bardzo chciałabym znaleźć pod choinką i przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że Green tak lubi śmierć jak Zafon ogień :D Książka już do mnie idzie, nie mogę się doczekać! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Uwielbiam Greena, moją przygodę z nim zaczęłam niesamowitym GNW, czytałam ją jadąc pociągiem, ale nie potrafiłam zapanować nad morzem łez jakie wylałam, no i cóż.. Dziękuję Panie Greenie- patrzyli na mnie jak na niezrównoważoną psychicznie :P. Na półce czeka już na mnie "Papierowe miasta" oraz "Szukając Alaski", nie mogę się doczekać kiedy po nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńword-is-infinite.blogspot.com
mnie Papierowe Miasta podobały się o wiele bardziej niż GNW, więc kto wie - może i Szukając Alaski bardziej przypadnie mi do gustu niż Tobie? mam nadzieję, chciałabym żeby to była kolejna książka, którą ocenię na maksa :)
OdpowiedzUsuń"Gwiazd naszych wina" za mną, "Papierowych miast" nie mogę się doczekać, a po "Szukając Alaski" również mam zamiar sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńEhhh, nie mogę już czytać o Greenie ;( nie mogę w ogóle znaleźć w bibliotekach żadnej książki, bo są wypożyczone. Wszyscy się tak na niego rzucili... Chyba będę musiała je w końcu zamówić. A to, że dużo osób myśli, że to seria, to faktycznie może być przez okładki. Też tak na początku myślałam :D
OdpowiedzUsuńPo lekturze Gwiazd naszych wina, każda kolejna książka tego autora wypada słabo. Szukając Alaski chyba najsłabiej, ale to w końcu debiut.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że przeczytałam książkę za jednym razem, ale z dotychczasowych dzieł tego autora podobała mi się chyba najmniej. Był tam dreszczyk emocji, ale większość akcji taka leniwa właśnie ;)
OdpowiedzUsuńMam w planach pierwszą część. ^^
OdpowiedzUsuńMyBooks - Nasze Recenzje
Mam ją na półce i w końcu muszę się zabrać za jej czytanie.
OdpowiedzUsuń