Claire i Ben, z pozoru idealne małżeństwo, od wielu lat bezskutecznie starają się o dziecko. Kolejne porażki kładą się cieniem na ich związku. Claire jest gotowa zrezygnować z marzenia o założeniu rodziny i żyć dalej, Ben nie chce dać za wygraną. I wtedy jego najlepsza przyjaciółka proponuje, że podda się sztucznemu zapłodnieniu i urodzi im dziecko.
Romily jest przekonana, że poradzi sobie w roli matki zastępczej, skoro samotnie wychowuje córkę i nie chce mieć więcej dzieci. Jednak ciąża z Benem wyzwala w niej burzę emocji, tym większą, że jest on jedynym mężczyzną, na którym kiedykolwiek jej zależało.
Romily i Claire stają przed dylematem: która z nich powinna zatrzymać przy sobie ukochane maleństwo… i ukochanego mężczyznę.
Odkąd tylko książka pt „Drogie maleństwo” ukazała się na rynku wydawniczym powiedziałam sobie, że muszę ją mieć. Po przeczytaniu opisu spodziewałam się wielu emocji, które będą mną targać podczas czytania treści. Nie pomyliłam się. Książka jest świetna. Nie zawiodłam się na niej, co bardzo mnie cieszy, ponieważ ostatnia książka tegoż wydawnictwa była strasznie rozczarowująca. Przyznaję, obawiałam się tego, że im więcej szumu i samych pochlebstw o „Drogie maleństwo” (tak jak w przypadku „Dziesięć płytkich oddechów”) tym słabsza okaże się ta pozycja. Na szczęście obawy były bezpodstawne.
Nie każdemu pisane jest zostać rodzicem. Są tacy, co pragną potomka każdą komórką swojego ciała. Starają się o nie, ale nie wychodzi. A to powoduje frustracje, nerwy i stres. Znajdą się i tacy (a tych jest mam wrażenie więcej), którzy nie doceniają szczęścia i cudu, jakim jest posiadanie dziecka. Wiele się słyszy o wyrodnych matkach, incydentach, które mrożą krew w żyłach. Incydentach, które powodują, że zwykły, normalny człowiek pała chęcią mordu z powodu krzywdy, jaką matka/ojciec wyrządzają niewinnej i bezbronnej istocie. Julie Cohen w swojej książce idealnie przedstawia obraz pragnienia, miłości i zarazem desperacji, która ogarnia głównych bohaterów.
Jak wiecie (albo i nie), nie przepadam za trójkątami miłosnymi. Zazwyczaj bywa tak, że w fajny związek wpycha się jakaś larwa i drąży, drąży dotąd, aż nie zepsuje tej sielanki. A mnie to doprowadza do szewskiej pasji! W książce pani Cohen była podobna sytuacja, a ja myślałam, że wybuchnę. Na szczęście autorka zaskoczyła mnie wieloma zwrotami akcji, które zbijały mnie z tropu co rusz i sprawiały, że moja irytacja przechodziła jak ręką odjął.
Wielki szacunek za stworzenie wzruszającej i tragicznej historii, która skradła moje serducho. Nie zapomnę o tej książce, bo po prostu się nie da. Historia Bena, Claire i Romily zagnieździła się w moim serduchu i mile będę ją wspominała. Ba! Zapewne kilka razy do niej wrócę, ponieważ jest to kawał dobrego, babskiego czytadła.
Nie każdemu pisane jest zostać rodzicem. Są tacy, co pragną potomka każdą komórką swojego ciała. Starają się o nie, ale nie wychodzi. A to powoduje frustracje, nerwy i stres. Znajdą się i tacy (a tych jest mam wrażenie więcej), którzy nie doceniają szczęścia i cudu, jakim jest posiadanie dziecka. Wiele się słyszy o wyrodnych matkach, incydentach, które mrożą krew w żyłach. Incydentach, które powodują, że zwykły, normalny człowiek pała chęcią mordu z powodu krzywdy, jaką matka/ojciec wyrządzają niewinnej i bezbronnej istocie. Julie Cohen w swojej książce idealnie przedstawia obraz pragnienia, miłości i zarazem desperacji, która ogarnia głównych bohaterów.
Jak wiecie (albo i nie), nie przepadam za trójkątami miłosnymi. Zazwyczaj bywa tak, że w fajny związek wpycha się jakaś larwa i drąży, drąży dotąd, aż nie zepsuje tej sielanki. A mnie to doprowadza do szewskiej pasji! W książce pani Cohen była podobna sytuacja, a ja myślałam, że wybuchnę. Na szczęście autorka zaskoczyła mnie wieloma zwrotami akcji, które zbijały mnie z tropu co rusz i sprawiały, że moja irytacja przechodziła jak ręką odjął.
Wielki szacunek za stworzenie wzruszającej i tragicznej historii, która skradła moje serducho. Nie zapomnę o tej książce, bo po prostu się nie da. Historia Bena, Claire i Romily zagnieździła się w moim serduchu i mile będę ją wspominała. Ba! Zapewne kilka razy do niej wrócę, ponieważ jest to kawał dobrego, babskiego czytadła.
Za emocjonujące chwile z książką "Drogie maleństwo" dziękuję księgarni
Marzę o tej pozycji i już Ci zazdroszczę możliwości jej przeczytania.
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo ciekawie, choć pewnie w najbliższym czasie jej nie przeczytam, ponieważ mam ogrom sprawdzianów i prac domowych :/
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. Tyle małżeństw nie może mieć dzieci, a tam, gdzie praktycznie nie chcą ich mieć i traktują je jak zbędny bagaż jest ich aż nadto. Szkoda mi takich maluchów, które nie zaznają ciepła prawdziwego domowego ogniska.
OdpowiedzUsuńJa również niechętnie podchodzę do trójkątów miłosnych, gdyż ta rywalizacja czasami mnie męczy. Jednak czasami bywa tak, że bez tego cała historia nie ma sensu.
Książka wydaje się bardzo ciekawa, poruszony temat wręcz prosi o to, bym po to sięgnęła. Znowu muszę powiedzieć nie i smutno opuścić głowę. Może kiedyś nadarzy się okazja, bym bliżej się z nią zapoznała. ;)
#Ivy
http://pokoj-ksiazkoholiczki.blogspot.com/
Czekałam na tę recenzję, bo książka i mnie bardzo zaciekawila, ale listę upragnionych nabytków mam tak długą, że czasem obawiam się brać coś w ciemno. Teraz czuję się o wiele bardziej przekonana i chyba upchnę ją jakoś bliżej w tej kolejce.:)
OdpowiedzUsuńTytuł chwycił mnie za serce, przeczytam z przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńSam opis sugeruje, że książka jest ciekawa i pełna emocji - cieszę się, że pokrywa się to z rzeczywistym stanem rzeczy. Na pewno kiedyś przeczytam!
OdpowiedzUsuńTrójkąty miłosne też mnie odrzucają, ale po tę książkę na bank sięgnę, bo czaję się na nią już od paru dobrych tygodni. :)
OdpowiedzUsuńDrogie maleństwo bardzo mi się podobało, ale moim zdaniem, podobny temat tylko jeszcze pełniej oddany znajdziesz w książce "Dobranoc, kochanie" Dorothy Koomson
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki! Właśnie szukałam jakiejś podobnej historii ;)
UsuńAleż mnie zachęciłaś do tej lektury :) Uwielbiam tego typu książki i tę z pewnością przeczytam :)
OdpowiedzUsuńwierzę w to, że jest to naprawdę dobra książka z przesłaniem i mądrym wnętrzem, poza tym okładka nastraja, jednakże nie czuję potrzeby lektury. być może w przyszłości :) pamiętać będę!
OdpowiedzUsuńPiękna historia, choć zakończenie ma gorzki smak.
OdpowiedzUsuńNigdy o tej książce nie słyszałam, ale zachęciłaś mnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Alpaka
http://alpakowerecenzje.blogspot.com/
Z tą książką będę musiała się zapoznać.
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam niczego wzruszającego, chyba więc po Twojej recenzji znalazłam taką pozycję, dzięki!
OdpowiedzUsuńSłyszałam tyle dobrego o tej pozycji, że chyba w końcu nie wytrzymam i pobiegnę po nią do księgarni ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!