Patrząc na okładkę, można się nieźle pomylić co do samej treści. Przyznam, że kiedy pierwszy raz ją ujrzałam, pomyślałam sobie, że będzie to taka typowa obyczajówka, jakich na rynku wydawniczym jest wiele. Niemniej jednak, kiedy zagłębiłam się w treść, odkryłam coś zupełnie innego...
Tytuł jest adekwatny do samej treści, ponieważ główna bohaterka, Monika, znika w ostatni dzień roku, w którym rozgrywa się powieść. Wychodzi z domu bez torebki, bez komórki... Nie zostawia żadnego listu. Po prostu znika. Nikt nie wie dlaczego, co się stało, gdzie się podziewa. Czy gdzieś wyjechała? Ktoś ją porwał? Ktoś zrobił jej krzywdę? Przecież była szczęśliwą mężatką, kochaną córką i siostrą. Miała dobrą pracę... Co się stało z Moniką?
Mijają pełne rozpaczliwych poszukiwań dni, tygodnie i miesiące. Rodzina zaginionej szuka jej wszędzie: w sektach, szemranych spelunach ze striptizem, za granicą. Zgłaszają się anonimowi życzliwi, których jedyną motywacją jest szansa na wyłudzenie paru groszy. Historią młodej mężatki, która przepadła bez śladu, zaczynają się interesować media. Przy okazji na jaw wychodzą skrzętnie dotąd ukrywane rodzinne tajemnice, a cały dotychczasowy, bezpieczny świat głównej bohaterki bezpowrotnie się rozpada. Magda dowiaduje się, że kilka miesięcy przed zaginięciem siostra usiłowała popełnić samobójstwo. Słyszy też od matki, że tato nie jest biologicznym ojcem Moniki. Dziewczyna stara się być podporą dla zrozpaczonych rodziców i pogrążonego w depresji szwagra, sama jednak kompletnie traci kontrolę nad własnym życiem. Rzuca studia, zrywa z chłopakiem i włóczy się po nocach, wikłając w przypadkowe znajomości z mężczyznami, jakby chciała się ukarać za to, że jej siostrę spotkał tak okrutny los. Mija rok i półtora. Pomimo pracy kilku detektywów, pomocy jasnowidzów i starań całej rodziny po dziewczynie wciąż nie ma śladu. Ale nadzieja umiera ostatnia, a w oczekiwaniu na cud zawsze jest cień nadziei.
Powiem tak, pierwsze (około) sto stron było wciągające. Powiedziałabym nawet, że świetne. Ten element dramatu okraszonego tajemnicą i małą dozą czegoś strasznego, był nie tyle ujmujący, co przekonujący. Miałam nadzieję, że książka będzie utrzymana w tym tonie do samego końca. Niemniej, gdzieś, coś zaczęło się psuć... Magda (siostra Moniki), której oczami przemierzaliśmy stronice powieści zaczęła mnie irytować. Jak wcześniej pałałam do niej dużą dozą sympatii, tak gdzieś powoli ta sympatia malała. Może przez jej niedojrzałe zachowanie? Może przez to, że ciągle się nad sobą użalała i oczekiwała, że inni również będą się nie tyle nad nią, co nad sobą użalać. Ileż można? Ja rozumiem, że to, co spotkało tę rodzinę jest czymś okropnym. Ta niewiedza, ciągła nadzieja, że Monika gdzieś tam jest, że wróci... Niemniej, takie "radzenie" sobie z tą traumą, z tym żalem, jakie zaserwowała nam Magda nie jest czymś, co ja aprobuję, nie przekonało mnie to.
Pomysł i wykonanie jak najbardziej na plus. Chociaż autorka mogła się bardziej skupić na tym wątku zaginionej Moniki, a nie na tych jednopoziomowych uczuciach, jakimi zarzucała nas Monika. Chciałam więcej tego dreszczyku emocji, napięcia, które trzymałoby mnie do samego końca w swoich szponach. A tutaj otrzymałam monotematyczność. Magda smutna. Magda zraniona. Magda sama nie wie czego chce. I tak w kółko. Sądzę, że gdyby Katarzyna Misiołek poświęciła więcej uwagi na wątek Moniki, wyszłoby to o wiele bardziej na plus. Jednak to jest moje zdanie. Widziałam kilka opinii, które wskazywały na to, że odbiorca był zachwycony powieścią i sądzę, że wielu z Was może się zachwycić "Ostatnim dniem roku"; tego Wam życzę.
Książka jest fajnie napisana. Przez treść się po prostu płynie. Porusza bardzo ważny temat, który (niestety) zawsze będzie na czasie, ponieważ coraz więcej osób ginie w nieznanych okolicznościach. Rodzina i przyjaciele ich poszukują, często bez rezultatu. Nie chciałabym się znaleźć w podobnej sytuacji, a ta książka z jednej strony sprawiła, że poczułam się jakby Monika była moją siostrą. Z drugiej zaś strony autorka pokazała mi, że nie wolno tracić ani chwili, trzeba spędzać jak najwięcej czasu z bliskimi i docenić to, że się ich ma. I pomimo kilku minusów, i tak bardzo mi się podobała i czytałam ją z niemałą przyjemnością. Chociaż coś z tym zakończeniem nie do końca wyszło...
Szkoda, ze zakończenie nie do końca ten teges hehe
OdpowiedzUsuńCoś czuje, że zakończenie tej powieści nie podejdzie mi do gustu. Może kiedyś się skusze, ale jeszcze nie teraz.
OdpowiedzUsuńCoś ostatnio często zdarzają się na naszym rynku książki, których okładka jest zupełnie nie adekwatna do treści powieści. A co do samej lektury - pewnie nigdy bym po nią nie sięgnęła i teraz w sumie też nie jestem specjalnie przekonana, ale na plus poczytuję fakt, że miło spędziłaś przy tej lekturze czas, nawet jeśli podejmowała trudny temat.
OdpowiedzUsuń