Najpierw była impreza. Potem bójka. Następnego ranka Hayden, najlepszy przyjaciel Sama, nie żyje. Zostawił tylko playlistę z dołączonym liścikiem: "Dla Sama – posłuchaj, a zrozumiesz". Chcąc poznać prawdę o tym, co się wydarzyło, Sam musi polegać na piosenkach z listy i własnych wspomnieniach. Z każdym kolejnym utworem jednak uświadamia sobie, że jego pamięć nie jest tak wiarygodna, jak sądził. I że uda mu się poskłada historię swojego przyjaciela z rozrzuconych kawałków tylko wtedy, gdy wyjmie z uszu słuchawki i otworzy oczy na ludzi dookoła. I że to może zmienić jego własną historię.
Dzisiaj premierowo!
"Playlist for the dead. Posłuchaj, a zrozumiesz" jest trzecią książką, która opowiada o samobójstwie nastolatka, jaką ostatnio miałam okazję czytać. Trzecią równie poruszającą, jak dwie poprzednie. Owszem, poruszany w niej temat jest ciężki, ale bardzo prawdziwy. Nie ma tutaj zabawnych anegdotek, głupawych postaci... Jest przemyślany wątek, który utkwi w pamięci każdego czytelnika. I właśnie to, tak bardzo mi się podoba. Historia, która mnie poruszy. Historia, która utkwi w mojej głowie.
Wiecie co jest najlepsze? Każda z tych trzech książek, które czytałam się od siebie różni. Każda jest inaczej przedstawiona. "Playlist for the dead" jest oryginalna dzięki temu, jak całą historię zobrazowała nam autorka. Plus za tajemniczość i za tych kilka wskazówek, dzięki którym mogliśmy sami dążyć do prawdy. Co takiego wpłynęło na decyzję Haydena? Co nim kierowało? I tym podobne. Michelle Falkoff co jakiś czas podrzucała nam poszlakę, dzięki której mogliśmy się nieco pogłowić i spróbować zrozumieć motywy kierujące chłopcem, który targnął się na swoje życie. Ale nie tylko...
Postać Sama jest główną postacią w niniejszej pozycji, ale ja bardziej zżyłam się z Haydenem, którego historia bardzo mnie poruszyła. Nie zrozumcie mnie źle, Sam również jest fajną postacią i to dzięki niemu odkrywamy, co się wydarzyło. Jednak jakoś nieszczególnie się z nim polubiłam. Drugoplanowe charaktery również odgrywają ważną rolę w powieści, bo mają wiele wspólnego z wydarzeniami, które miały miejsce w przeszłości Haydena i Sama. Dlaczego o nich wspominam? Ponieważ warto zaznaczyć, że cała gama tych wszystkich postaci jest barwna i różnorodna. Są czarne charaktery, te szare i... Chciałoby się napisać "te białe", ale niestety... W tej książce nie ma podziału na : czarny i biały. Jest w niej wiele szarości, a to czytelnik decyduje czy te szarości są bardziej w stronę białą, czy czarną. I to jest kolejny plus powieści Falkoff.
Co jeszcze mi się spodobało? Tytuły piosenek z playlisty Haydena, które rozpoczynały każdy rozdział. Wiele z tych utworów znam i kiedy takowy się pojawił, kiwałam głową z aprobatą. Hayden miał gust co do muzyki, to trzeba mu przyznać.
Teraz przychodzi czas na to, czy i komu polecam tę powieść. Nie jest to powieść lekka i niezobowiązująca - to na pewno. Dlatego polecam ją osobom, które nie szukają byle czego. Osobom, które lubią dokopywać się do sedna sprawy... W zasadzie mogłabym ją polecić każdemu, bo mnie bardzo się podobała. Tak więc wybór należy do Was.
Bardzo intryguje mnie ta powieść - ostatnio natrafiam na same pozytywne opinie, co jeszcze mocniej przekonuje mnie do sięgnięcia po "Playlist for the dead".
OdpowiedzUsuńMuszę sobie kupić tę książkę, bo ciągle o niej czytam i słucham i wydaje się naprawdę fajna. :P
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam i bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńTo naprawdę wartościowa lektura, z jednej strony lekko przedstawiona, ale mówiąca o bardzo trudnym temacie.
OdpowiedzUsuńJestem w trakcie jej czytania, ale jak na razie zachwyt umiarkowany :)
OdpowiedzUsuńTematyka wpada w moje gusta (jakkolwiek dziwnie to brzmi) :3 Jestem ciekawa czy sama polubię bardziej Haydena od Sama i ogólnie jak odbiorę tę książkę :D Może skłoni mnie do przemyśleń jak Wybacz mi, Leonardzie...
OdpowiedzUsuńNiedawno skończyłam czytać i spisałam swoje wrażenia. Zgadzam się, Hayden zdecydowanie wiedział co to dobra muzyka! :) Początkowo myślałam, że wszyscy bohaterowie są wyidealizowani, ale potem pojawiły się te "szarości", o których wspomniałaś.
OdpowiedzUsuń