sobota, 21 stycznia 2017

"Jak gdybyś tańczyła" Diane Chamberlaine


Dziękuję!
Czy kłamstwo lepsze jest od najgorszej prawdy? Czy wydarzenia z przeszłości mogą wpłynąć negatywnie na przyszłość? Czy rodzina może nas skrzywdzić? Jak pogodzić się z prawdą?
Molly ma fajne życie, ciekawą pracę, kochającego męża i… pilnie strzeżoną tajemnicę z przeszłości. Ich rodzina wkrótce się powiększy – pojawi się w niej adoptowane dziecko, tymczasem Molly walczy z niepewnością i lękiem. Czy pokocha maleństwo, którego nie urodziła? Czy będzie dobrą matką? Uświadamia sobie, że prawdziwa rodzina powinna być zbudowana na prawdzie. Dwadzieścia lat wcześniej w tragicznych okolicznościach straciła ukochanego ojca. Nigdy nie wybaczyła bliskim kłamstw, jakimi ją karmili. Odeszła z domu i przed światem udawała sierotę. Teraz musi wyznać mężowi, że jej matka wcale nie umarła na raka, a jej krewni wciąż mieszkają w Morrison Ridge, małej miejscowości w Karolinie Północnej. Co więcej, Molly ma dwie matki – adopcyjną i biologiczną. I obie nigdy o niej nie zapomniały. Molly boi się teraz, że wyznanie prawdy przekreśli jej największe marzenie, by zostać matką i zrujnuje jej małżeństwo. Skoro pragnie być dobrą mamą, musi jednak znaleźć sposób, by pogodzić się ze swoją przeszłością i uwierzyć w przyszłość.

Bardzo lubię powieści tej autorki. Niesamowicie mnie wciągają i każda z nich niesie ze sobą pewne mądrości, nad którymi rozmyślam po zakończeniu lektury. A najlepsze jest to, że każda jest wyjątkowa. I nie spotkałam się jeszcze z jakimś jej tytułem, który by mi się nie spodobał, a to już coś znaczy. Przynajmniej dla mnie.

"Jak gdybyś tańczyła" to dwie historie jednej bohaterki. Jedna toczy się w przeszłości, Molly jest nastolatką, która nie ma łatwego życia, ale jednocześnie jej życie jest szczęśliwe. Dziewczyna radzi sobie z problemami dojrzewania i żyje, jakby pod kloszem - ochroną rodziny. Wielu rzeczy nie jest świadoma, ale może to i lepiej, bo jako czternastolatka czerpie z dzieciństwa to co najlepsze, nie mącąc sobie umysłu. Niestety pod wpływem pewnych osób, traci na swojej dziecinności i niewinności, która powinna jeszcze trwać. Nastoletnia Molly bardzo kocha swojego tatę, ich relacja jest wręcz bajkowa, bardzo mi się podoba. Jest taka szczerość w tym wszystkim, oddanie i moc miłości - coś pięknego. Szkoda tylko, że jest też pewien smutek, który ciąży nie tylko na ich relacji, ale na całej rodzinie... A przede wszystkim na ojcu Molly, który nie może sobie poradzić ze śmiertelną chorobą, z którą i tak dzielnie sobie radzi.

Druga historia, toczy się w rzeczywistości na bieżąco. Dorosła Molly wraz ze swoim mężem pragnie mieć dziecko. Niestety nie mogą mieć go w sposób naturalny, dlatego też postanawiają postawić na adopcję otwartą. Poznajemy Molly zupełnie z innej strony. Kobieta ukrywa przed swoim mężem swoją przeszłość, w której wydarzyło się coś okropnego, a o czym sam czytelnik dowiaduje się z biegiem fabuły. I chociaż można się powoli domyślać o co chodzi, to i tak koniec końców jest zasmucony finałem...

Autorka świetnie pokazała nam, jaka okropna jest choroba wyniszczająca krok po kroku człowieka i jego człowieczeństwo. A jest nią stwardnienie rozsiane. Okropne cholerstwo, którego nie da się wyleczyć, a i żyć z tym naprawdę ciężko. Wzruszyłam się niejeden raz, kiedy pewne momenty były wprost nie do opanowania łez. Autorka wie, jak wzruszyć czytelnika. Zwłaszcza jeśli ten miał doświadczenie z daną sytuacją. Kolejny motyw to adopcja i problemy z jej, że tak powiem - sfinalizowaniem. Chamberlaine zgrabnie pokazuje nam jej trudy, ale również te słodkie i ważne momenty.

W książce tej jest wiele ciepła, ale i smutku. Główni bohaterowie są prawie namacalni... Autorka bardzo fajnie ich wykreowała i muszę przyznać, że każda z postaci mi się podobała. "Jak gdybyś tańczyła", to powieść emocjonująca... mówi nam o sile miłości, sile przetrwania, ważnych wyborach, żalach, stracie, dokonywaniu ważnych wyborów, przebaczeniu... Mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Najlepiej będzie, jeśli sami sięgniecie po nią i przekonacie się na własnej skórze. Ja gorąco Wam polecam lekturę "Jak gdybyś tańczyła", jest naprawdę wspaniała. 

3 komentarze:

  1. Już od dawna mam ochotę na tę książkę, a twoja recenzja tylko mnie utwierdziła w tym, że jest to dobry wybór. Obawiam się jednak, że mogę wylać morze łez w związku ze stwardnieniem rozsianym, które w pewnym stopniu jest mi bliskie.
    Mimo wszystko i tak mam ochotę na poznanie nowej Chamberlain i mam nadzieję, że uda się to jak najszybciej. :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze jak ksiązka daje nam emocje. Nie znam jeszcze autorki, ale mam w planach :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubię twórczość Chamberlain, więc cieszę się, że ten tytuł czeka już na czytniku. Zapowiada się kolejna emocjonująca historia.

    OdpowiedzUsuń