środa, 9 lipca 2014

"Na krawędzi zawsze" J.A. Redmerski


Dziękuję!
"Nasza historia się zakończyła, ale nasza podróż trwa.
 Ponieważ zawsze będziemy żyć na krawędzi, aż do śmierci...
Kilka miesięcy wcześniej Camryn i Andrew, spotkali się w autobusie w drodze donikąd. Zakochali się w sobie i dowiedli, że gdy dwoje ludzi jest sobie przeznaczonych, los znajdzie sposób by ich połączyć.
 Teraz, w niecierpliwie oczekiwanej kontynuacji "Na krawędzi nigdy" Camryn i Andrew oddają się w pełni swej miłości do muzyki, pełnymi garściami czerpiąc z życia, tak jak sobie to obiecywali. Ale kiedy wydarza się tragedia, ich związek wystawiony zostaje na ostateczną próbę. O ile Camryn próbuje zagłuszyć swój ból, to Andrew podejmuje śmiałą decyzję - żeby ich życie wróciło na dawny tor, muszą znowu wyruszyć w drogę. Razem odnajdą namiętność, przygody i wyzwania których nie spodziewali się w najśmielszych snach"
Zacznę od tego, że sama nie wiedziałam czego się spodziewać po tej kontynuacji. Jednak jedno wiem na pewno - okazała się ona klapą po całości... Jak pierwszy tom przypadł mi do gustu, tak tom drugi w ogóle mógł nie zostać wydany. Mam wrażenie, że autorka na siłę próbowała coś stworzyć. Stworzyła to coś, co czytało mi się strasznie topornie. Coś, czego nie mogę nazwać godną kontynuacją, a jedynie mdłym i do bólu przewidywalnym czytadłem dla mało wymagającego czytelnika. Coś strasznie ogłupiającego. Zawiodłam się na "Na krawędzi zawsze", które zmieniło mój stosunek do postaci z jedynki. Nad czym najbardziej ubolewam... Sądzę, że jest to przykład tego, żeby nie pisać kontynuacji za wszelką cenę.

Zacznę od tego, że wydarzenia w tomie drugim są kontynuowane, to znaczy, że nie powinniście odczuć większej różnicy w przerwie, na oczekiwaniu ciągu dalszego. Jak wydarzenia w pierwszej części były mniej lub więcej wciągające, tak w kontynuacji były nieciekawe, przewidywalne i opierały się głównie na jednym cukierkowym wątku - miłości dwójki głównych bohaterów. Niby coś się działo, ale tak naprawdę nic. Tutaj tragedia, tutaj skrywane tajemnice - obie te kwestie mało rozbudowane, obie zgaszone przez autorkę w zalążku. Może gdyby sprawa z pierwszą Lily była bardziej opisana, tak, żeby można było się w nią wgryźć i wczuć się w sytuację Camryn, czy Andrew, ale niestety autorka nie dała mi tej szansy. 

Postaci. Jak polubiłam Camryn i Andrew w tomie pierwszym, tak w drugim ich znielubiłam. Andrew wcześniej wywarł na mnie wrażenie faceta, który jest męski, stanowczy i po prostu da się go lubić. Tym razem okazał się totalnym milusim misiem, który robi maślane oczka, ciągle tuli, całuje mówi miłe słówka... To wszystko jest taaaakie tęczowe. Nie romantyczne, nie urocze... Zbyt sztuczne. Nie lubię takich facetów zarówno w życiu, jak i w książce, czy też na ekranie. Nie wiem dlaczego ta postać zmieniła się tak diametralnie, bo albo ja miałam mylne wrażenie z części pierwszej, albo rzeczywiście Andrew zmienił się w zastraszającym tempie. Kolej na Camryn, użalającą się nad sobą, niezdecydowaną i wiecznie skamlącą dziewczynę, która - mam wrażenie - myśli tylko o sobie. Bohaterowie jak widać, również mnie nie powalili. 

Nie wiem co więcej mogę napisać o tej książce. Wiem jednak, że są tacy, którym książka się spodobała i to szanuję. Są również tacy, którzy niecierpliwie na nią czekali, i pewnie tak czy siak ją nabędą. Ja nie odradzam im tego absolutnie. Każdy zrobi to, co uważa za stosowne. Nie polecam jej jednak tym, którzy nie chcą się zawieść i zepsuć sobie wrażenia z jedynki.

Książkę można nabyć w księgarni Libroteka: Na krawędzi zawsze

Recenzja tomu pierwszego: Na krawędzi nigdy

12 komentarzy:

  1. Po jedynkę chętnie sięgnę, ale po dwójkę, jak wynika z Twojego opisu, może lepiej się nie brać... Cenię sobie miłe wspomnienia z książki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Do jedynki mnie trochę przekonałaś, ale i na nią straciłam ochotę, gdy tak opisałaś tom drugi... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak przeczytasz jedynkę i TYLKO jedynkę, to powinna Ci się spodobać. Tylko nie sięgaj po kontynuację :)

      Usuń
  3. Mnie się ksiązka podobała, choć niewątpliwie pierwszy tom był lepszy

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam pierwszą część i uważam ją za całkiem niezłą, ale nie skaczę z zachwytu. Po drugą też pewnie sięgnę, z ciekawości.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dla mnie jedynka też jest okropna, jedynie ostatnie 60 stron tekstu mają jakaś wartość. No a po dwójce tym bardziej nie spodziewałam się niczego specjalnego.

    OdpowiedzUsuń
  6. A mnie się podobała druga część, choć brakowało mi tam jakiegoś zaskakującego "bum".

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie jestem przed lekturą jedynki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam obie książki tej serii. Jestem ich ogromnie ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierwszy tom bardzo, ale to bardzo chcę w końcu przeczytać, ale trochę ostudziłaś mój entuzjazm - skoro druga część dużo słabsza, pewnie powinnam ją sobie odpuścić, ale zapewne nie będę umiała przejść obok niej obojętnie, jeśli poprzedniczka przypadnie mi do gustu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Martwią mnie te wszystkie negatywne recenzje drugiego tomu... Mam nadzieję, że jednak mnie pozytywnie zaskoczy.

    Przy okazji zapraszam do mnie na książkowy konkurs: http://heaven-for-readers.blogspot.com/2014/07/richard-paul-evans-michael-vey-bunt_10.html - 5 książek do zgarnięcia dla jednej osoby (do wyboru z wielu!) :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Aguś, masz literówkę w tytule posta. :)

    OdpowiedzUsuń