czwartek, 24 lipca 2014

Uwaga: książka, kamera. Akcja!

Gatunek: Thriller, Romans, Sci-Fi
Produkcja: USA
Premiera: 5 kwietnia 2013 (Polska) 22 marca 2013 (świat)
Reżyseria: Andrew Niccol
Scenariusz: Andrew Niccol
Ocena ekranizacji: 3/10
Nie tak dawno temu obiecałam Wam posta w którym będę rozwodzić się na temat ekranizacji książek. Zastanawiałam się jak skonstruować niniejszy artykuł. Czy przeplatać dobre ekranizacje z tymi kiepskimi, czy po prostu podzielić to na dwie części. Zdecydowałam, że zacznę od napisania artykułu o tych gorszych, a w następnym przedstawię te, które uważam za bardzo dobre. Wydaje mi się, że tak będzie przejrzyściej.

Tak więc zacznijmy od ekranizacji książki Stephanie Meyer „Intruz”.

Kilka słów o papierowej wersji:

„Przyszłość. Nasz świat opanował niewidzialny wróg. Najeźdźcy przejęli ludzkie ciała i umysły, wiodąc w nich na pozór normalne życie.”

Zacznę od tego, że pomysł na książkę autorka miała świetny. Po wybiciu się na świat sagą „Zmierzch” zaserwowała nam ponownie swój talent autorski . „Intruz” to książka zupełnie się różniąca od aktualnie popularnych paranormali, nie znajdziemy tutaj żadnych wampirów, wilkołaków, elfów, a i prawdę mówiąc ludzi tutaj mało (jeśli chodzi o ścisłość). Za to są Dusze. Zupełnie odrębna bytność, która przemierzając wiele światów, wzięła sobie pod „opiekę” Ziemię, twierdząc, że my szarzy ludzie dążymy do jej zagłady (w sumie gdyby się tak nad tym głębiej zastanowić, to czyż właśnie tego nie czynimy?). Dusze sądzą, że ludzie jako priorytet obrali sobie samozagładę i nie zasługują, aby zamieszkiwać tak piękną planetę – tym samym ją niszcząc. Dlatego też oto wybawiciele –samozwańczy – postanawiają przejąć ciała zwykłych śmiertelników i osiedlić się tutaj na stałe. Niestety, jak to się często zdarza – znajdą się i tacy, którzy się z tym nie zgadzają. Tacy, którzy chcą żyć, rebelianci. Taką rebeliantką, pragnącą żyć jest Melanie, która sądzi, że prócz niej i jej brata nie ma już nikogo, kto mógłby jej pomóc. Jednak pewnego wieczoru narażając swe życie, by zdobyć pożywienie dla swojego brata i siebie udaje się do domu intruzów i wpada na Jareda. Chłopaka, który tak samo jak ona myślał, że jest jedynym człowiekiem na tej planecie…

Książka wypadła bardzo dobrze, jednak przeniesienie jej na wielki ekran okazało się kompletną porażką…

Z ręką na sercu przyznaję, że nie dotrwałam do końca filmu. Po prostu nie mogłam znieść tej tragicznej wizji reżysera. Wszystko zostało spłycone do granic możliwości. Gra aktorska? Ci aktorzy mieli czasami takie miny, jakby zastanawiali się „gdzie ja jestem i co tutaj robię?”. Zero emocji. Zero akcji. Zero jakichkolwiek porywających momentów. Jak książka wzbudziła we mnie zainteresowanie, tak film kompletnie nie. Całość była… Sama nie wiem, jak mogłabym to określić, ale pasuje mi tutaj jedno słowo, którego użyję: sztuczna. Nie polecam ekranizacji tej książki. Osobiście zniszczyłam sobie dobre wrażenia z książki.

W rolach głównych między innymi:
Melanie / Wanda: Saoirse Ronan, Jared Howe: Max Irons, Ian O’Shea: Jake Abel,

Kolejną klapą reżyserską/aktorską okazał się film pt. „Czerwień rubinu” autorstwa Kerstin Gier. Trylogia Czasu należy do jednej z moich ulubionych młodzieżowych serii o podróżowaniu w czasie. Stwierdziłam więc, że tak dobrej trylogii nie da się „zepsuć” przenosząc ją na ekrany kin. Jakżeż się myliłam! Najpierw kilka słów o tomie pierwszym:
Gatunek: Fantasy
Produkcja: Niemcy
Premiera: 14 marca 2013 (świat)
Reżyseria: Felix Fuchssteiner
Scenariusz: Katharina Schöde, Felix Fuchssteiner
Ocena ekranizacji: 3/10

W części pierwszej poznajemy Gwendolyn. Główną bohaterkę która jest uroczą szesnastoletnią dziewczyną. Dar przenoszenia się w czasie w jej rodzinie był bardzo wyczekiwany. Zakładano, że jego posiadaczką jest kuzynka Gwen, Charlotta, która przez całe swoje życie była przygotowywana do wypełnienia swojego przeznaczenia. Miała nawet symptomy odpowiadające właśnie temu zjawisku. Wszystko poszło jednak nie po myśli rodziny, jak i Strażników czasu, gdyż los chciał, że to właśnie nieprzygotowana na przygody w czasie, Gwendolyn stała się podróżniczką. Czy nasza urocza bohaterka poradzi sobie z tym wyzwaniem? Na pewno pomocny w tym jej będzie nie kto inny jak wspaniały Gideon – podróżnik z linii męskiej. Chronograf (urządzenie służące przeskoków w czasie) zostało skradzione, teraz Gideon i Gwendolyn są zmuszeni je odnaleźć.

To typowa powieść dla młodzieży, chociaż sądzę, że tym starszym czytelnikom może przypaść do gustu. Bardzo długo wyczekiwałam ekranizacji tej trylogii. Sądziłam, że będzie ona dorównywała swym poziomem pierwowzorowi. Jakżeż się pomyliłam… Jako, że moja opinia o tejże ekranizacji została już umieszczona na portalu, nie chcę dublować postów. Dlatego też pozwolę sobie Was odesłać: TUTAJ.

W następnych postach spodziewajcie się mojej opinii co do ekranizacji takich książek, jak np.: „Chłopiec w pasiastej piżamie”, „Zielona mila”, „Gwiazd naszych wina”, „Zmierzch”, „Igrzyska śmierci” i wiele innych!

Tekst napisany dla portalu:

7 komentarzy:

  1. "Intruz" w wersji książkowej zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie. Z filmem na pewno było gorzej, ale nie oceniłam go aż tak krytycznie. Natomiast "Czerwień rubinu" to prawdziwa katastrofa. Jak dla mnie, to wcale nie była ekranizacja książki, tylko jej parodia. Strasznie byłam rozczarowana. Nie wiem jak można na podstawie tak genialnej książki, zrobić coś takiego :(

    OdpowiedzUsuń
  2. W 100% zgadzam się z Twoimi wyborami, obie ekranizacje to dwie osobne tragedie, a w szczególności ta druga. :) Do mojego zestawienia dodałabym jeszcze "Igrzyska Śmierci" oraz "Złodzieja pioruna", ale ten drugi tytuł tylko w zestawieniu z książką, bo jakby zapomnieć o istnieniu książki to wypada całkiem nieźle, jednak porównując do powieści - masakra. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z Trylgoią czasu było tak, że najpierw obejrzałam film, a potem czytnęłam dwia tomy serii. I w obu wersjach tej historii jestem zakochana, pomimo tego, że ciężko mi zdzierżyć z moim obecnym gustem książki młodzieżowe. A co do Intruza - książka bardzo mi się podobała, a ekranizacja... cóż, cały film cisnęłam z niego polewę ze znajomą. Ogólnie to do ekranizacji podchodzę z dystansem...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ekranizacja Intruza jest okropna. Ubolewam, bo lubię książkę. W sumie do takich klap dorzuciłabym Zmierzch, pierwszą część Igrzysk Śmierci ( druga już mi się spodobała). Chyba znalazłabym jeszcze.sporo takich ekranizacji... Chociażby Constantine (serial natomiast może być super) albo próbę ekranizacji Delirium, którego co prawda nie czytałam, ale na ekranie wypadło to okropnie. Za to co do Rubinrot... Nie było aż tak tragicznie, po prostu nie był amerykański, a Niemcy kręcą filmy trochę inaczej, ale jak dla mnie nie było tragedii. Może drugą część wyszłaby im lepiej... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "Intruza" oglądałam jeszcze przed przeczytaniem książki i podobał mi się, a później... cóż - przeczytałam powieść i stwierdziłam, że ekranizacja jest beznadziejna. Uwielbiam Trylogię Czasu, ale to, co zrobili z filmem jest straszne. Nie dotrwałam nawet do jego końca.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się co do "Trylogii Czasu". Książka jest fantastyczna, ale film... Obejrzałam do końca, ale strasznie go zepsuli. A zwiastun drugiej części wcale nie zapowiada się lepiej. :(
    A "Intruza" nie czytałam, ale może kiedyś się za niego zabiorę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się, co do "Intruza" - wynudziłam się na nim niemiłosiernie. A szkoda, bo książka była naprawdę dobra (aż dziw bierze, że ta sama autorka napisała "Zmierzch"). Co do "Czerwieni rubinu", to cała trylogia jeszcze przede mną, ale film, według mnie, nie wypadł źle. Mnie się w każdym razie podobał. ;)

    OdpowiedzUsuń