sobota, 30 lipca 2016

"Jak powietrze" Agata Czykierda-Grabowska



Dziękuję!
Zwykła dziewczyna, zwykły chłopak, niezwykła miłość.
Niektórym może się wydawać, że Oliwii niczego nie brakuje – przystojny chłopak, świetne studia, wieczory spędzane w warszawskich klubach. Ale gdy los stawia na jej drodze Dominika, w jego bursztynowych oczach dziewczyna dostrzega coś, czego nie dał jej wcześniej nikt inny.
Dominik mieszka w obskurnej kamienicy na Pradze i musi zajmować się młodszym rodzeństwem. W jego życiu nie ma miejsca na rozrywki ani nawet na marzenia.
 Choć pochodzą z dwóch różnych światów, wkrótce okazuje się, że nie mogą bez siebie żyć. On przynosi jej długo oczekiwany spokój, ona jest dla niego jak powietrze.
 Ale czy taka miłość ma szanse przetrwać?
 Czy Dominik potrafi odciąć się od bolesnej przeszłości?
Czy da się żyć bez powietrza?
O tej książce na pewno większość z Was już słyszała. Jest na nią ogromny bum, a w internecie krąży sporo pochwalnych recenzji. Okładka jest cudowna, a kuszący napis "Pierwsza polska powieść NA". W swoim czytelniczym życiu przeczytałam naprawdę sporo książek tego gatunku. Dlatego też byłam bardzo ciekawa, jak poradzi sobie rodzima autorka. Przyznam, że mam mieszane uczucia. Po przeczytaniu niniejszej powieści powiedziałabym, że to takie bardzo, ale to baaardzo delikatne NA. W zasadzie słodyczą i niewinnością bliżej jej do YA, tyle że wiek bohaterów trzeba byłoby zmienić na max osiemnaście lat. 

Pierwsze sto stron - było bardzo fajnie, miło i w ogóle uroczo... Później było kolejne sto stron praktycznie tego samego... I w zasadzie tak do samego końca z małymi przerwami na leciutkie dramaty. Owszem, autorka od początku daje nam subtelne sygnały, że w życiu głównych bohaterów wydarzyło się coś tragicznego, jednak bardzo powoli, a wręcz mozolnie przechodzi do sedna. W zasadzie jakoś niespecjalnie zżyłam się z Dominikiem i Oliwią, a ich tragedie życiowe niespecjalnie złapały mnie za serce. No dobra, może podczas tych pierwszych stu stron stali się mi bliscy, ale później po prostu byli męczący. Agata Czykierda - Grabowska może powinna w pewnym momencie zarzucić czytelnika nawałnicą emocji, a ona raczej obchodziła się z nim jak z jajkiem - takie moje zdanie. Czy to czytając Hoover czy Radmerski albo Sorensen - wzruszałam się, niecierpliwiłam, byłam trzymana w napięciu, a nawet i bywało tak, że łzy się polały. "Jak powietrze" jedynie rozczuliło mnie miłością Dominika do swojego rodzeństwa, albo z początku urocze było to uczucie rodzące się pomiędzy dwójką bohaterów. 

Ja rozumiem, że jest to debiut NA nie tylko autorki, ale w ogóle w Polsce. Dlatego też rozumiem te niedociągnięcia czy przesadną słodycz. Chociaż z drugiej strony autorka zapewne miała świadomość tego, jak taka powieść mogłaby wyglądać, gdyby odjąć jej kilkadziesiąt stron, dodać więcej emocji, trochę więcej goryczy i zmniejszyć ilość cukru. Wracając, jako, że jest to debiut w tym gatunku, to nie powiem, że jest to zły debiut. Nie. Książkę czyta się przyjemnie, autorka ma prosty i nieskomplikowany styl, dzięki któremu książkę czyta się zaskakująco szybko. Osobiście bardzo lubię dzieci i jak czytałam te wątki (a było ich sporo i bardzo dobrze!), w których to właśnie słodkie bliźniacze rodzeństwo Dominika wiodło prym, to byłam bardzo, ale to bardzo zauroczona opisami i dialogami. Było to prawdziwe i rozczulające, chociaż dzieciaki tak ufnie nie podchodzą do obcych, jak pokazała nam autorka na przykładzie Oliwi. Wiem, bo rodzinę mam ogromną, a w niej całą masę różnych, małych charakterków. Niemniej, przymknęłam na to oko. 

Na dobry, jak nie najlepszy (przynajmniej do tej pory) przykład można wziąć sobie Kim Holden i jej cudownego "Promyczka". Jest to najlepsza książka z cyklu Adult, jaką kiedykolwiek czytałam. Oryginalna i godna polecenia w każdej minucie, każdego dnia. Jak już wspomniałam - rozumiem, że to debiut. Dlatego myślę, że jeśli autorka weźmie pod uwagę kilka uwag (niekoniecznie moich, nie jestem jakimś guru), to kolejna powieść wyjdzie jej lepiej, a ja z ciekawością po nią sięgnę.

Jeszcze kilka słów o bohaterach, tych głównych i tych pobocznych. O relacjach, jakie między nimi zaszły i czy podobało mi się to wszystko, czy też może nie do końca. Oliwia i Dominik poznają się w dość ciekawy i nieco zabawny sposób. Cóż... Dziewczyna przetrąciła chłopakowi nogę po prostu wjeżdżając w niego autem. Nie czepiam się, podobało mi się to poznanie ich -  tak, może jestem dziwna, ale to było nieco zabawne. Ta ich znajomość nie zaczęła się miło, ale ich relacja ze zwykłej i przypadkowej znajomości przerodziła się w miłość. O miłości samej w sobie nieco niżej Wam opowiem (ale ta recenzja się ciągnie, co nie?). Oliwia i Dominik mają za sobą pewien bagaż niemiłych doświadczeń. Chłopak sam musi sobie radzić z wychowaniem dwójki młodszego rodzeństwa, a Oliwia... również walczy ze swoją przeszłością.

W zasadzie nie mogę się czepiać wątków problemowych tej dwójki i nie zamierzam. Jednak ich kreacja nie pasuje mi do wieku... Ich mentalność czasami była zbyt płytka. Rozumiem, człowiek zakochany głupieje itp. itd. Chociaż może to też zależy od dojrzałości? Właściwie oboje tych bohaterów wkracza w dorosłość i to może ich nieco tłumaczyć, ale czy te niemiłe doświadczenia z ich życia nie sprawiły, że powinni być bardziej emocjonalnie ustatkowani? Może się mylę, ale wiem z własnego doświadczenia i doświadczenia bliskich, że podobne smutne czy też rozdzierające serce wydarzenia potrafią sprawić, że będąc nawet nastolatkiem - dorasta się szybciej. Człowiek pod wpływem chamskiego losu, który rzuca kłody pod nogi, się zmienia. Staje się twardszy, nie podchodzi naiwnie do życia. Właśnie przez to, co sprawiło mu cierpienie...

O tej miłości słów kilka: wiecie... Fajnie jest czytać o rodzącej się miłości. O tym, jak dwoje ludzi się poznaje, a w ich sercach kiełkuje to piękne uczucie. Autorka bardzo uroczo pokazała nam pierwszą miłość - tę prawdziwą, jak wnioskuję z lektury. Tylko w połowie książki byłam już zmęczona tymi słodkościami, które wygadywali, wypisywali do siebie bohaterowie. I te ich słodkie myśli. Ciągle i ciągle i ciągle... To samo. Do pewnego czasu było to fajne, ale za dużo słodkości w słodkości, obok słodkości. A wszystko to polane lukrem, czekoladą i posypane cukrem pudrem.

Dobra, kończę ten mój "elaborat" na temat "Jak powietrze". W gruncie rzeczy nie będę wspominała tej książki źle. Sądzę również, że wielu osobom się ona spodoba. A tym, którzy wchodzą dopiero w świat YA i NA polecam w szczególności. Będzie to takie lekkie, przyjemne i spokojne wejście w tenże gatunek. Jeśli szukacie przyjemnej, ciepłej, słodkiej książki, którą pomimo dużej objętości czyta się szybko, to "Jak powietrze" będzie idealna na wakacyjny wypad.

4 komentarze:

  1. Już dawno nie napisałaś tak długiej recenzji, a ja tak lubię je czytać :D Co do książki, czytam w formie ebook, jestem gdzieś na 250 str i sam lukier...

    Moja opinia pokrywa się z Twoją.

    Pozdrawiam! ~ Luna

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem zbyt dużo słodyczy szkodzi dobrej historii;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po Twojej recenzji się nawróciłam :) Ostatnio czytałam recenzje u innej blogerki, bodajże Rude recenzuje i straciłam wiarę w tę powieść. A Ty mi ją przywróciłaś :)

    Rewelacyjna recenzja! Szczera i pełna emocji.

    Pozdrawiam,
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  4. Recenzja, która pokazuje plusy i minusy książki w niebanalny sposób. Pierwszy raz u ciebie jestem (zajrzałam z instagrama) i bardzo mi się tutaj podoba.

    Co do książki, tak mi się twoja recenzja spodobała, że aż zakupiłam własny egzemplarz. Może to dziwne, bo nie czytuję takich powieści, ale co tam :)

    Pozdrawiam, Emilia

    OdpowiedzUsuń