Odkąd tytany pojawiły się w Detroit, świat Astrid Sullivana obraca się wokół tych pół koni, pół maszyn, które dosiadane przez dżokejów startują w morderczych i emocjonujących wyścigach. Wraz z najlepszą przyjaciółką dziewczyna spędza wiele godzin na torze. Fascynują ją nie tylko emocje związane z wyścigami, ale też to, jak bardzo te zaprogramowane, półmechaniczne stworzenia wydają się prawdziwe. Astrid marzy, by kiedyś dotknąć jednego z nich.…ale też trochę ich nienawidzi. Jej ojciec stracił wszystko na zakładach bukmacherskich. Dziewczyna widzi też przepaść między bogatymi dżokejami, których stać na kosztowne maszyny do jazdy, a jej przyjaciółmi i sąsiadami, którzy czasem ostatnie pieniądze stawiają w zakładach, licząc na łut szczęścia.
Ale kiedy Astrid ma szansę wystartować na jednym z tytanów w derbach, postanawia zaryzykować wszystko. Ponieważ dla dziewczyny stojącej po złej stronie toru wyścigi to coś więcej niż szansa na sławę i pieniądze. To także heroiczna walka o lepszą przyszłość.
Czytałam poprzednią serię Scott i porównując ją do niniejszej powieści stwierdzam, że "Tytany" podobała mi się o wiele bardziej. Może przez to, że bohaterka wydaje się bardziej ogarnięta od tej, z poprzedniej serii? Tak, chyba głównie dzięki temu.
Zacznę od tego, że pomysł na książkę jest naprawdę dobry. Podobają mi się tytany, ta cała ich wizja i otoczka. Naprawdę fajna sprawa i wykonanie również. Autorka poradziła sobie z pokazaniem czytelnikowi konkretnego świata, konkretnych maszyn i w zasadzie konkretnych postaci. Lubię, kiedy w książkach czuć pewność siebie autora... Pewnie się zastanawiacie o co mi chodzi... Już wyjaśniam. Otóż, często jest tak, że wyczuwam, kiedy autor stracił zapał, pewność siebie, tudzież pomysł na daną postać, wydarzenie czy opis. Chociaż to może wynikać również z tłumaczenia, więc może nie mam racji o pewność autora. Niemniej Victoria Scott i tłumacz, poradzili sobie bardo dobrze, a ja odczułam pełną przyjemność z czytania niniejszej lektury.
We wstępie wspomniałam o tym, że główna bohaterka przypadła mi do gustu. Astrid jest nastolatką z głową na karku. Nie użala się nad sobą, pomimo iż ma niebanalne problemy rodzinne. Co więcej, bierze sprawy w swoje ręce, ażeby poprawić swoim bliskim oraz sobie byt. Zarówno ona, jej przyjaciółka jak i Gałgan - trochę dziwny starszy pan, który pomaga jej zrealizować marzenie i jeden ważny cel. Te trzy, jak i cała reszta postaci zostały naprawdę fajnie wykreowane. W zasadzie nie mam czego się uczepić, tak więc ocena postaci na bardzo dobry.
Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś mniej zaskakującego po "Tytanach", a otrzymałam lekturę, która przekonała mnie do siebie już od pierwszych stron. Bardzo się cieszę, że miałam możliwość poznania najnowszej powieści Scott. Co więcej, będę wyczekiwać kolejnych, bo mam wrażenie, że autorka może mnie jeszcze zaskoczyć pozytywnie niejeden raz!
Świetne zdjęcie :) na tę książkę mam meeeega ochotę! Świetna recenzja :) pięknie tę książkę ubrałaś w słowa.
OdpowiedzUsuńCzytałam "Ogień i wodę" tej autorki oraz drugą część i bardzo mi się podobały <3 "Tytany" już czekają na półce i niebawem się za nie zabieram :D
OdpowiedzUsuń