Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo W.A.B.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo W.A.B.. Pokaż wszystkie posty

piątek, 15 lutego 2019

"Okrutne pragnienie" Araminta Hall


Konsekwencje sekretnej gry kochanków mogą być zabójcze!
Związek Verity i Mike’a nie należał do konwencjonalnych. Verity ukształtowała Mike’a, mężczyzna pozostawał pod jej przemożnym wpływem. Kochankowie upodobali sobie swoistą grę, która często kończyła się namiętnym seksem.

To jednak już przeszłość. Verity planuje poślubić innego mężczyznę. Gdy Mike dostaje zaproszenie na ślub, traktuje je jak wstęp do kolejnej, bardziej wyrafinowanej rundy dawnej gry. Wierzy, że jeśli będzie bacznie obserwował ukochaną, dostrzeże wyczekiwany znak...

Mroczny, silnie oddziałujący na emocje thriller psychologiczny, który pozostaje w pamięci jeszcze długo po lekturze!
Szczerze? Po tę książkę sięgnęłam w ciemno. Nie słyszałam o niej kompletnie niczego. Nie zagłębiałam się też w opis, więc jej lektura była dla mnie zaskoczeniem. Jednak czy to zaskoczenie było pozytywne? Po jakimś czasie, kiedy ją przeczytałam, zapoznałam się z kilkoma opiniami o niej w sieci. Gdzieś usłyszałam, że jest strasznie słaba. Gdzieś przeczytałam, że ktoś się na niej zawiódł. Ale znalazłam też pozytywne opinie. A jaka będzie moja? Zapraszam do lektury.

Mamy tutaj thriller psychologiczny z prawdziwego zdarzenia! Jako czytelnik, mamy okazję dogłębnie poznać psychikę głównego bohatera. Wiemy dokładnie co nim kieruje, poznajemy jego emocje w danej sytuacji, dlaczego zachowuje się tak a nie inaczej. A czasem przerażająco i niezrozumiale. Poznajemy psychikę osoby, która jest stalkerem, a takich książek - przyznaję - nie miałam okazji czytać. Jednak ta, na pewno zapadnie mi na długo w pamięć. Oj na pewno. 

Przerażał mnie tok myślenia głównego bohatera, który nie dał sobie wyperswadować wielu rzeczy. Nie dał sobie przegadać do rozumu. Ciągle przeinaczał fakty, słowa i znaczenie tych słów. Naprawdę autorka Okrutnego pragnienia, stworzyła tak kontrowersyjną i niepowtarzalną w literaturze postać, że brak słów. Nigdy nie spotkałam się z takim bohaterem w książce, czy filmie. Czasami aż mnie to śmieszyło, że Mike potrafił ze wszystkiego wybrnąć i przeinaczyć fakty. 

Aż do samego końca książki zastanawiałam się, kto jest tym złym. Czy prześladowana Verity czy chory psychicznie (z miłości) Mike. I dosłownie po ostatnią stronę, ciągle się wahałam. Czy to może ona go nie podjudza, nie podpuszcza i wykorzystuje? Właściwie, to nawet (co najśmieszniejsze) teraz się zastanawiam!

W książce mamy dużo opisów, ponieważ autorka prowadzi fabułę w teraźniejszości, ale też często wraca do przeszłości bohaterów. Wszystko dlatego, żeby czytelnik mógł dobrze poznać bohaterów i zgłębić temat od początku. Ja tam nie miałam nic przeciwko. Nawet powiem Wam, że bardzo mi się to podobało. Dzięki temu mogłam jeszcze lepiej zrozumieć Verity i Mike'a. Poza tym musicie się przygotować na to, że akcja nie mknie niczym Hyperion w Energylandii, acz spokojnie i powolutku jest budowane napięcie. Co dla jednych może być minusem, a dla innych plusem. Dla mnie zdecydowanie, jeśli chodzi o tę książkę, jest to plus. Jakoś nie nastawiałam się na szybką jazdę. Ale za to pieprznięcie w kulminacyjnym momencie, było naprawdę dobre!

poniedziałek, 4 lutego 2019

[Przedpremierowo] "Tam gdzie jesteś" Tomasz Betcher


PREMIERA KSIĄŻKI 13.02.2019 r.
 Jest jak w piosence: kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością. Oboje na życiowym zakręcie, potrzebują wsparcia i bliskości jak nigdy wcześniej. Czy będą umieli znaleźć je w sobie nawzajem?
Ania Turska ma trudny okres w życiu. Zamierza na dobre uwolnić się od męża, domowego tyrana. Za nią już wyprowadzka z domu i złożenie pozwu rozwodowego, teraz czas na uporządkowanie reszty spraw. Powinna wreszcie sprzedać domek letniskowy, który odziedziczyła po ojcu. Gdy przyjeżdża do Jantaru, aby zrobić zdjęcia, zastaje tam Adama, bezdomnego, który znalazł tu schronienie na nadchodzącą jesień i zimę. Nieoczekiwanie nawiązuje się między nimi nić porozumienia. Ta znajomość to czyste szaleństwo. A jednak czują się w swoim towarzystwie tak dobrze, że tylko szaleństwem byłoby nie spróbować. Jedno tylko martwi Anię: Adam zdaje się skrywać jakiś mroczny sekret...
Do przeczytania tej książki skusiły mnie dwie rzeczy. Fakt, że rzadko czytam romanse napisane przez polskich autorów - jeśli już, to zdarza mi się czytać romanse napisane przez polskie autorki. Dwa, nie wiem właściwie czemu, ale słowa Pana Janusza Leona Wiśniewskiego krzyczały do mnie "przeczytaj!". I przeczytałam. A co o tym sądzę? 

Historii jak ta, gdzie On i Ona po przejściach, z bagażem doświadczeń - jest wiele. I w zasadzie ta nie bardzo różni się od nich wszystkich. Z tym, że lektura "Tam gdzie jesteś" ma jakiś taki swoisty klimat, który może ją wyróżniać. Nie potrafię tego opisać, więc jestem pod tym względem mało przydatna... Niemniej, książkę Betchera czyta się naprawdę szybko, a to chyba sprawa przystępnego i lekkiego języka, jakim posłużył się autor. Bez bicia przyznaję, że przeczytałam ją w dwie godziny. Raz dwa, prawda? 

Co ja mogę napisać o postaciach... Nie zapałałam jakimś głębokim uczuciem ani do Anny, ani do Adama. Chociaż to, co przeszedł Adam poruszyło coś w moim sercu. Nie mogłabym przejść obok tego obojętnie. Nie chcę przez to powiedzieć, że bohaterowie tejże książki są niefajni. Nie. Po prostu w swoim życiu przeczytałam już całą masę książek i mam już wyrobione zdanie o pewnych charakterach książkowych. Te mnie nie zachwyciły, co nie znaczy, że Wam się nie spodobają. Poza tym, Adam i Anna są naprawdę dobrze wykreowani. Mają swoją historię, wyrazistą przeszłość i nie mam im nic do zarzucenia. 

Tomasz Betcher, jak już wcześniej wspomniałam, ma lekki styl pisania. "Tam gdzie jesteś" czyta się jednym tchem. Fabuła i bohaterowie są tak poprowadzeni, jakby oglądało się fajny film. Mnie ta książka nie chwyciła za wszystkie zmysły - jak to opisał Pan Wiśniewski. Ale na pewno jest to historia która umili Wam wieczory, jeśli tylko zdecydujecie się po nią sięgnąć.

środa, 25 kwietnia 2018

"Alice i Oliver" Charles Bock

Dziękuję!


Nowa przejmująca LOVE STORY XXI WIEKU
Alice Culvert ma w sobie prawdziwą moc: jest pełna pasji, niezależna, bystra i prześliczna. Przyciąga uwagę wszędzie, gdzie tylko się pojawi, nawet w gwarnym Nowym Jorku lat 90. – i jest tym zachwycona. Żyje bardzo intensywnie – tym trudniej uwierzyć, kiedy poznaje lekarską diagnozę swego stanu... Tak pełna energii osoba nie może przecież po prostu zniknąć. Życie Alice i jej męża Olivera nagle sprowadza się do jednego: walki o przetrwanie. Para walczy z chorobą, stawiając również czoła meandrom systemu opieki zdrowotnej, dobrym intencjom bliskim i głębokiemu, niebezpiecznemu stresowi, który odpycha od siebie małżonków.

Charles Bock szczerze, humorystycznie, mądrze i czule opisuje niezapomnianą historię pewnej rodziny – zainspirowaną jego własnymi, osobistymi przeżyciami.


Książek o tak ciężkim temacie, jakim jest wyniszczająca choroba, przerobiłam naprawdę sporo. Rzadko na nie narzekałam, bo zdaję sobie sprawę z tego, że takie książki nie są lekkie ani w napisaniu, ani w odbiorze. Nie sprawiają, że czytelnik czuje się lepiej…. Niemniej sprawiają, że po przeczytaniu takiej historii przemyśli kilka spraw. Zrobi reorganizację w priorytetach życiowych, zastanowi się nad wieloma rzeczami. Przynajmniej tak jest ze mną. We mnie tego typu powieści zawsze wzbudzają burzę emocji, a ja uwielbiam kiedy książka wywołuje emocje. Niewątpliwie historia Alice i Oliver do takich tytułów należy. Chociaż muszę zaznaczyć, że nie są to emocje takie, jakie towarzyszą mi podczas czytania fantastyki, czegoś śmiesznego czy pełnego zawrotnego tempa akcji.

Jak już wspomniałam, nie jest  to książka lekka, wesoła i poprawiająca nastrój, ale na pewno taka literatura jest potrzebna. Myślę jednak, że żeby docenić taką literaturę, trzeba do niej dojrzeć, dlatego polecam ją głównie osobom, które raz: są gotowe na dużą dawkę opisów o dorosłych ludziach i ich problemach. Dwa: lubią tego typu powieści. I trzy: są dojrzałe emocjonalnie. Warto to napisać, bo myślę, że Alice i Oliver to historia, którą należy docenić, spodziewając się tego, że nie jest to powieść na jeden wieczór.

Historia naprawdę fajnego małżeństwa, takiego "z życia" wziętego, któremu los spłatał dużego figla, bo przecież nie może być za dobrze, prawda? Przyznać muszę, że pierwsze strony podobały mi się, później przez kilkanaście, czy nawet może kilkadziesiąt stron, historia tej dwójki nieco mi się dłużyła. Później wszystko wróciło na dobre tory i jednogłośnie oceniam książkę, jako dobrą. Dała mi do myślenia i poruszyła mnie - właśnie tego od niej oczekiwałam. W dodatku pomimo ciężkiego tematu, a może właśnie dzięki niemu, okazała się ciepłą, dobrą i taką… wbrew pozorom pozytywną powieścią, którą chętnie Wam polecam.

czwartek, 21 grudnia 2017

"Krew" Bartosz Szczygielski

Dziękuję!


Życie w szpitalu psychiatrycznym płynie inaczej niż poza jego murami. Na własnej skórze przekonuje się o tym komisarz Gabriel Byś. Snujący się między niszczejącymi budynkami pacjenci obserwują każdą nową twarz. W Tworkach dochodzi do makabrycznego zdarzenia, którego nie da się racjonalnie wyjaśnić. Sprawy komplikują się, gdy na miejscu zbrodni zaczynają pojawiać się ludzie, wierzący w to, że wydarzył się cud. Ile z tego, co Gabriel widzi, jest prawdą, a ile to tylko wymysł jego otumanionej lekami głowy?

Kiedy zostaje popełniona kolejna zbrodnia, Gabriel czuje, że traci grunt pod nogami i popada w obłęd. Do czego będzie zdolny się posunąć, by poznać prawdę?


Drugi tom pruszkowskiej trylogii noir! Krew jest równie emocjonująca i okrutna jak pierwsza część powieści Bartosza Szczygielskiego – „Aorta”. Ten utalentowany autor z doskonałą precyzją wciąga czytelników w brutalny i skomplikowany świat swoich bohaterów, w którym nic nie jest oczywiste. 
 

W mojej głowie ciągle siedzi zakończenie Aorty, którym Bartosz Szczygielski po prostu mnie rozwalił. Tak bardzo byłam ciekawa, jak po tym wszystkim, potoczą się losy Gabriela Bysia. I tego, co zaserwował autor, zupełnie się nie spodziewałam. Szpital psychiatryczny? Serio?! Z początku nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Z jednej strony pomyślałam sobie "aż tak Bysiowi odwaliło", zaś z drugiej, że to może być bardzo ciekawa historia. I była ciekawa! A Bysiowi wcale tak bardzo nie odwaliło, tak na marginesie. 

Gabriel przeszedł naprawdę wiele, jest to taki bohater, którego polubiłam od samego początku i przeżywałam to, co go spotkało. Inteligentny, zabawny i pewny siebie mężczyzna, który wie czego chce, ma swoje zasady i dąży do celu. Jednym słowem - konkret. W tomie drugim, autor przedstawia nam go w trochę innym świetle. Poznajemy Bysia, jako tego słabego, zagubionego. Tego, który nie może sobie poradzić z cierpieniem, ze stratą i z tym zmienionym diametralnie, otaczającym go światem. Jeszcze jest jedna główna postać drugiego tomu. I tutaj po prostu Bartosz pojechał po bandzie! Kaśka ma po prostu (przepraszam, ale inne słowo nie przychodzi mi do głowy) przesrane. Nie mogę sobie nawet wyobrazić tego, co ta dziewczyna musiała przejść, co przechodzi i to, co jeszcze ją czeka. Po prostu, tak przegranej postaci w książkach jeszcze nie spotkałam!

Bardzo podoba mi się to, że Szczygielski tchnął w swoich bohaterów drugie ja. Bardzo cenię sobie postaci literackie, które się rozwijają, które ciągle pokazują czytelnikowi coś nowego o sobie. Chociaż właściwie, to przecież zasługa autora, bo to on kreuje wszystko od A do Z. Szacun!

Krew, odebrałam zupełnie inaczej, niż poprzedni tom. Jakoś bardziej podobała mi się Aorta, aczkolwiek nie to, żeby tom drugi mi się nie podobał. Nie! Bardzo mi się podobał, wszystko było intensywniejsze, nieco bardziej brutalne, na plus zagmatwane, tajemnicze. Autor włożył w ten tom wiele pracy i to widać, bo nie mogę znaleźć niczego, co było by na minus. Postaci, wydarzenia, język, po prostu... Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Bartosz to wszystko przedstawił. Naprawdę jestem na tak. A powiem więcej! Mamy w Polsce takiego autora, którego możemy bardziej wychwalać od tych zagranicznych. Przyznam, że czytałam kilka zagranicznych kryminałów, które są wychwalane pod niebiosa, a tak naprawdę, to wiecie co? Szczygielski jest od nich lepszy, ot co! Nie będę wymieniała z nazwisk, bo nie o to chodzi, niemniej takie jest moje zdanie. 

Jeśli lubicie dobre kryminały, świetnie wykreowane charaktery, to musicie, ale to MUSICIE zapoznać się z pierwszym i drugim tomem książek Bartosza Szczygielskiego. Nie ma innej opcji. Nie zawiedziecie się, tego jestem pewna!

piątek, 4 sierpnia 2017

"Ktokolwiek widział" Claire Douglas


Dziękuję!
Nowa powieść autorki bestsellerowego thrillera Siostry! Są wspomnienia, które potrafią prześladować całymi latami.

Są sekrety, przed którymi nie sposób uciec. Są zagadki, które domagają się rozwiązania. Czasami jednak lepiej zostawić przeszłość tam, gdzie jej miejsce. Odkryta po latach prawda może okazać się zbyt przerażająca...


Frankie Howe po raz pierwszy od kilkunastu lat wraca do rodzinnego Oldcliffe. Stara się rozwikłać tajemnicę zaginięcia swojej szkolnej przyjaciółki, Sophie. Brat Sophie – Daniel – jest przekonany, że dziewczyna została zamordowana. Ich prywatne śledztwo w tym kierunku nie przynosi jednak żadnych rezultatów. W dodatku tragiczne wspomnienia i przygnębiająca atmosfera miasteczka fatalnie wpływają na psychikę Frankie...

Przyszła pora na kolejną mroczną, tajemniczą i zastanawiającą historię. Tym razem postawiłam na Ktokolwiek widział autorstwa Claire Douglas. I powiem Wam, że dobrze postawiłam. Bardzo dobry kawał tekstu. Bardzo dobry. Powiem Wam, że jeśli szukacie czegoś, co sprawi, że na końcu książki szczena Wam opadnie i poturla się po podłodze, to znaczy, że ta książka jest dla Was, ponieważ takiego zakończenia to nawet ja się nie spodziewałam. Owszem, podejrzewałam wiele różnych rozwiązań, ale nie. Tego kompletnie nie przewidziałam. Jednak o tym nieco później...

Okładka? Całkowicie mnie kupiła jej prostota. Pomimo tego, że jest stonowana, to idealnie do mnie przemawia. Świetnie oddaje treść i wygląda estetycznie. Jej faktura idealnie nadaje się do miziania, przyłapałam się na tym, że podczas czytania gładziłam okładkę po kilka razy. 
Opis wydawcy? Zaintrygował mnie i to bardzo. Ostatnio sięgam po mocniejsze książki i ta idealnie wpasowała się w moje gusta. Jest misternie uknuta intryga, jest zaskoczenie, napięcie, mroczna tajemnica i często pojawiały się ciary! Ja mam dość bogatą wyobraźnię i kiedy pojawiały się straszniejsze wizje w książce, to automatycznie sobie to wszystko wyobrażałam. Ze szczegółami! A autorka naprawdę potrafi zbudować klimat i ciekawie wszystko opisuje.

Teraz przejdę konkretów. Frankie, której oczami poznajemy praktycznie całą treść książki, jest zapracowaną, pogubioną kobietą, która nadal bardzo przeżywa tragedię, jaka wydarzyła się pamiętnego dnia na pewnym pomoście. Doszło do tragedii, życie straciła jej najlepsza przyjaciółka. Frankie po tym zdarzeniu wyprowadza się wraz ze swoją rodziną do Londynu. Wydaje się, że już po wszystkim, kiedy pewnego dnia kobieta odbiera telefon i dowiaduje się, że znaleziono szczątki Sophie. Po kilkunastu okazuje się, że teraz już jest pewność.... Sophie nie żyje. Jednak czy na pewno? I jak do tego doszło? Daniel, brat zaginionej prosi Frankie, by ta przyjechała i mu pomogła rozwikłać sprawę. Coś nie daje mu spokoju... Coś go nurtuje i mężczyzna nie chce odpuścić. Nawet po tylu latach... Frankie wraca do miasteczka i wraz z Danielem odkrywają pewne nieścisłości. Dzieją się przerażające rzeczy. Kobieta ma omamy, widzi różne rzeczy, ktoś ją prześladuje. O co w tym wszystkim chodzi? Dowiecie się sięgając po Ktokolwiek widział. Mam nadzieję, że to zrobicie, bo naprawdę warto!

Treść trzyma w napięciu, aż do samego końca. Daje do myślenia i ciągłego drążenia sprawy wraz z bohaterami. Wiele rzeczy się nie zgadza, coś jest nie tak i jest ktoś trzeci. Cała sprawa mówiąc brzydko, śmierdzi. Zaskoczyło mnie kilka rzeczy, ale najbardziej zakończenie, o czym już wyżej wspomniałam. Claire Douglas napisała rewelacyjną historię i nie mogę się doczekać, aż sięgnę po Siostry. Jak mogłam przegapić tamtą powieść?! 

środa, 21 grudnia 2016

"Aorta" Bartosz Szczygielski



 Dziękuję!

 Pruszków spokojnie żyje w cieniu niedalekiej Warszawy. Mało kto pamięta o mafii pruszkowskiej, która rządziła miastem w latach dziewięćdziesiątych. Byli mafiosi albo odsiadują wyroki, albo zakamuflowali się i zeszli do podziemia…
Kiedy w mieszkaniu na luksusowym osiedlu dwóch tragarzy znajduje zmasakrowaną kobietę, wszyscy są zszokowani. Sprawa trafia do komisarza Gabriela Bysia z Komendy Stołecznej. Byś musi ją szybko rozwiązać – po ostatniej wpadce to jego zawodowe „być albo nie być”. Tymczasem ma tylko niezidentyfikowane okaleczone zwłoki z wyłupionymi oczami.
Niebawem okazuje się jednak, że to morderstwo jest wierzchołkiem góry lodowej, a wszystkie tropy prowadzą do pewnego niebezpiecznego człowieka. Czy Byś wypowie otwartą wojnę mężczyźnie, który rządzi podziemnym Pruszkowem?
Bartosz Szczygielski w swoim gorzkim i przewrotnym debiucie stworzył postać bezkompromisowego komisarza, jakiego jeszcze nie znacie, a poznać powinniście!
"Aorta" to książka, po której zakończeniu ciężko mi dojść do siebie. Cały czas myślę o tym cholernym zakończeniu. Bartoszu Szczygielski, jak mogłeś! W zasadzie rozumiem, że jak charakterny autor, tak charakterna książka, ale kurczę no!  Łudziłam się, że będzie ciut delikatniej. Chociaż to zakończenie idealnie pasuje do "Aorty", więc wybaczam, a co!

Dobrze, dość już tych pseudo żali, przejdźmy do konkretów, których swoją drogą jest wiele, bo "Aorta", to konkretna książka. Oj, konkretna. Wiele się w niej dzieje, więc nie będziecie się przy niej nudzić. Autor stworzył charyzmatyczne postaci, weźmy pod uwagę głównego bohatera, Gabriela Bysia. Komisarz Byś, to taki twardy i konkretny mężczyzna, który mówi co myśli, robi co uważa za stosowne i kocha najbardziej na świecie swoją żonę - chociaż nie często to okazuje. Bardzo polubiłam Gabriela, który wydaje się facetem z krwi i kości, autor nie wykreował go na bożyszcza kobiet, nie. Gabriel to taka surowa, męska osobowość, która dzięki właśnie takiej kreacji, nabiera w oczach czytelnika prawdziwości. Ma swoje wady i zalety (chociaż czasami miałam wrażenie, że więcej wad) dlatego nie jest to typowa "papierowa" postać. W zasadzie Bartosz Szczygielski każdej swojej postaci dodał takiego realizmu, właśnie poprzez to, jak je ukazał. Nie wyidealizował żadnej z nich, wręcz przeciwnie, każda ma coś za uszami... Najbardziej polubiłam Gabriela, Alicję, Kaśkę oraz Monikę. I bardzo chciałabym poznać dalsze losy tych bohaterów.

Zbrodnia niemalże doskonała. Żadnych śladów, odcisków... I jak tutaj rozwiązać sprawę? Sporo niedomówień, mało dowodów, za to podejrzanych kilku. Wraz z komisarzem i jego ekipą bawimy się w detektywa i rozwiązujemy sprawę. Przyznam, że jest coś w "Aorcie", co sprawiło, że nie byłam jedynie biernym czytelnikiem. Wczułam się w sprawę, emocjonowałam się kolejnymi wydarzeniami, to wszystko za sprawą świetnego stylu autora. Czułam się jak jedna z postaci, a to naprawdę fajna sprawa.

Autor wie jak budować napięcie, wie jak zaciekawić czytelnika, by ten nawet na chwilę nie chciał odłożyć jego książki. Jestem niesamowicie dumna z tego, że rodzimy autor pisze tak świetnie, czasami zastanawiałam się czy to aby na pewno nie jest książka jakiegoś zagranicznego i rozchwytywanego pisarza. Serio. Ma mężczyzna talent! 

Jeżeli lubicie mocne książki, brutalne zbrodnie, oryginalne postaci i nieustającą akcję, to gorąco polecam Wam książkę "Aorta". Nie będziecie się nudzić, bo od pierwszych, aż po ostatnią stronę trzyma w napięciu. Poza tym uważam, że każdy kto lubuję się w kryminałach i wszelakich mrocznych seriach, powinien zapoznać się z "Aortą". Ja niecierpliwie czekam na kolejne książki Bartosza Szczygielskiego, bo autor ma talent! I temu nie można zaprzeczyć. Świetna robota!


środa, 2 marca 2016

"Między książkami" Gabrielle Zevin

Przepis na komedię romantyczną a la Notting Hill w książkowym wydaniu!
 Urokliwa opowieść o właścicielu przytulnej, ale kiepsko prosperującej księgarenki, który próbuje poskładać życie na nowo po śmierci żony. Odnalezienie porzuconej między książkami dwuletniej dziewczynki-sieroty i spotkanie z energiczną przedstawicielką małego wydawnictwa wywróci jego świat do góry nogami. Pogodna opowieść o tym, że zawsze jest czas na nowy początek.
Znacie to uczucie, kiedy wpada w Wasze ręce książka niepozorna? Książka, którą tak po cichu, gdzieś w kącie ktoś zachwala, ale nie do końca chce Wam się wierzyć, że będzie tak dobra, jak mówią? Albo nawet lepsza? Dokładnie tak było ze mną i z "Między książkami". Książka okazała się jeszcze lepsza, niż mogłam przypuszczać. Skradła moje serce i teraz pragnę przeczytać inne powieści autorki, bo Zevin ma świetny styl, który chcę zobaczyć również w innych jej dziełach. 

W gruncie rzeczy spodziewałam się przepełnionej miłością książki, która w pewien sposób będzie przewidywalna. Owszem "Między książkami" jest przepełniona miłością. Miłością do książek, do ludzi, do kogoś konkretnego. Ale również jest pełna innych emocji, zmian, podejmowanych decyzji, które zaważają na całym życiu bohaterów. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to książka inna niż wszystkie. Tak czuję. Wiem to. Ta niepozorna książka wzbudziła we mnie wiele przyjemnych uczuć. Przeczytałam ją praktycznie w jeden wieczór i na pewno przeczytam ją ponownie. Tak bardzo mi się spodobała i będę ją polecać. Kupujcie i czytajcie, bo warto. Każdy, kto uważa się za mola książkowego powinien ją przeczytać. Dlaczego? Dlatego, że w pewnym sensie jest to książka o nas. O naszej miłości do papierowych światów. 

"Żaden człowiek nie jest wyspą.
Każda książka jest wszechświatem"

Gabrielle Zevin zabiera czytelnika do pewnej księgarni Island Books, gdzie jest pewien księgarz. Księgarnia jest jego domem, a książki oddanymi przyjaciółkami. Ajay Fikry jest zrzędą i snobem, z którym ciężko się dogadać. Jednak pewne wydarzenia sprawią, że jego podejście do ludzi i świata nabierze innych kolorów. Wszystko za sprawą pewnej słodkiej dzieciny, której na imię Maja. Ta mała istotka zrewolucjonizuje świat księgarza, który stracił nadzieję na lepsze życie i chciał ze sobą skończyć. Będziemy światkami przemiany tego bohatera. Przemiany, która mnie ujęła.

W ogóle ta urocza powieść chwyciła mnie za serce i nawet sprawiła, że troszku popękało... Zakończenie na pewno było nie do przewidzenia. Przynajmniej ja nie spodziewałam się tego, co otrzymałam. Ta cieniutka, mała i niepozorna książka o przepięknej w swojej prostocie szacie graficznej skradła moje serce. Mam nadzieję, że i Wy dacie jej szansę i Wasze serca również skradnie. Historia w "Między książkami" jest urocza, emocjonująca i taka... Spokojna. Idealna na jeden wieczór, a później myślę, że będziecie jeszcze do niej wracać. Polecam gorąco!

piątek, 19 września 2014

Stanowcze: NIE!


źródło
Dzień dobry, cześć i czołem!

Ostatnio wzięłam sobie za punkt honoru dokończyć serie, które ujęły mnie za serducho. Rzadko zdarza się aby wydawnictwa wydawały jednotomówki. Częściej w ich ofercie znajdują się trylogie bądź serie. Ja w swojej czytelniczej karierze zaczęłam całą masę serii. Jedne sukcesywnie ukończyłam, inne czekają. Różnie to bywa, bo niektóre komplety są już na mojej półce, a ja najzwyczajniej nie mam na nie czasu, bądź ochoty. Natomiast w większości jest tak, że kolejne tomy wychodzą na bieżąco. Tym razem jednak przedstawię Wam serie, których nie mam zamiaru dokończyć, bo albo były słabe, albo porażająco beznadziejne. 

Nocna szkoła - C.J. Daugherty

Czytałam pierwszy tom, który okazał się tak słaby, absurdalny i niedopracowany, że podziękowałam za ciąg dalszy. Nudna, przewidywalna książka, a od schematów aż się roi. W dodatku postaci są beznadziejne i zlewają się w jedną szarą masę. Sądzę, że gdybym przeczytała całość - a na szczęście skończyłam w połowie - to mój mózg zamieniłby się w kaszankę. Totalne dno! Tak, zdaję sobie sprawę, że większości się podoba, cóż, ja nie jestem większością.

Bezmyślna - S.C. Stephens

Totalne nieporozumienie. Masakra, rzeźnia, dno wodorosty i trzy metry mułu. Można dosadniej? Szczerze, z całego serca - NIE POLECAM TEGO CZEGOŚ. Chyba, że chcecie to coś przeznaczyć na podpałkę. Kurde... Tyle drzew musiało skończyć ścięciem tragicznym, żeby powstała kupa kartek o niczym. Jeśli jesteście ciekawi całej mojej recenzji, pełnej oburzenia, to zapraszam KLIK.

Błękitna miłość -  S. C. Ransom

Niby książka nie była tragiczna, ale dobra też nie była. Nie sięgnę po kontynuację, bo nawet nie pamiętam zbyt wiele z pierwszej części. Taka książka dla dzieciaków. Trochę naiwna, bardzo przewidywalna. Moja pełna opinia: KLIK.

Ja, diablica - Katarzyna Berenika Miszczuk

Autorkę szanuję i lubię jej książki: Wilk, Wilczyca i Druga szansa. Jednak serią o Diablicy kompletnie mnie rozczarowała. Ani to zabawne, ani dobre. Skończyłam jeden tom, mam pozostałe dwa, ale nie mam zamiaru ich czytać - nigdy! Jeśli ktoś jest zainteresowany moją opinią na temat tomu I zapraszam: KLIK. Napisałam tam, że muszę poznać dalsze losy bohaterów, a teraz sądzę, że nie muszę, a nawet - nie chcę.

Dotyk Julii - Tahereh Mafi

Pierwszy i (dla mnie) ostatni tom o Julii. Kolejna pozycja którą większość się zachwyca. Nie rozumiem tych zachwytów - ale co ja tam wiem! Początek był świetny, taki... nie do ogarnięcia, psychologiczny - rewelacja. Po krótkim czasie ten świetny początek zmienia się w farsę. Główna bohaterka jest tak nieciekawa, mdła i niedopracowana, że ciężko było mi czytać jej przygody. Więcej na temat moich wrażeń znajdziecie tutaj: KLIK

Na chwilę obecną tylko tyle pozycji przychodzi mi do głowy. Na pewno jest ich więcej, więc jeśli znajdę chwilę czasu i wenę, to na pewno przygotuję kolejnego posta z seriami/trylogiami, których nie będę kontynuowała. Dlaczego nie będę ich kontynuowała? Bo szkoda mojego cennego czasu. 


piątek, 4 lipca 2014

"Pułapka uczuć" Collen Hoover



Ciągle sobie powtarzam, że będzie w porządku.
Nie można wszystkich uszczęśliwiać bez końca.


Z twórczością Collen Hoover miałam już przyjemność się poznać czytając książkę "Hopeless", której recenzję możecie przeczytać TUTAJ. Tym razem padło na "Pułapkę uczuć" i – jak poprzednio – Hoover porusza ciężki temat straty. Poznajemy nastoletnią Layken, która wraz ze swoim bratem oraz matką jest zmuszona przeprowadzić się z Teksasu do Michigan. Rodzeństwo nie chce opuszczać swojego rodzinnego domu, w którym przeżyło swoje dzieciństwo, jednak matka z jakiegoś powodu nalega na ten wyjazd i zmianę. Zmianę otoczenia… Na zmianę, która pomoże im przezwyciężyć ciężkie chwile, które jeszcze na nich czekają. Kiedy rodzina Cohenów dociera do swojego nowego lokum poznaje dwójkę braci, Cooperów, których życie również nie jest usłane różami. Starszy Will jest wyraźnie zainteresowany Layken, a ich znajomość rozwija się w jednym kierunku, którego wszyscy mogą się domyślić…

Nie ogarniam...


Zacznę od podzielenia książki na dwie połowy.
Połowę gorszą i połowę lepszą. Chociaż trafniej byłoby powiedzieć, że tylko 1/3 książki była dobra. Sam początek był ciekawy, jednak szybko przeszedł w banał. Banalne spotkanie dwójki głównych bohaterów, banalny flirt/romans. Banalna miłość, która powstała tak naprawdę z niczego. Ledwie się poznali, a już darzą się wielką miłością. Czy tylko ja wyczuwam tutaj absurd? Ja rozumiem zauroczenie, ale tutaj autorka trochę przesadziła, bo zauroczenie trwało jakiś kwadrans. W dodatku jak szybko się zaczęło, tak szybko się skończyło. Serio? Nie dało się tego wszystkiego jakoś rozbudować? Zero napięcia, oczekiwania na to, co będzie dalej. Kompletny niewypał – takie wrażenie miałam w pierwszej połowie. Dopiero w momencie, kiedy wyjaśnia się sytuacja i poznajemy prawdziwy powód, dla którego rodzina Cohenów przeprowadziła się do nowego miejsca, zaczyna dziać się coś, co wciąga czytelnika na tyle, że ten chce wiedzieć, co będzie dalej... Pragnie tej wiedzy.

Same postaci nie wzbudziły we mnie większych emocji. Nie twierdzę, że ich nie polubiłam, jednak sądzę, że szybko o nich zapomnę. Nie są one na tyle wyraziste, żeby nie zostały zastąpione innymi, o wiele lepiej wykreowanymi charakterami. Na tym polu pani Hoover się nie popisała.

Podobał mi się pomysł na książkę, mimo iż sztampowy. Podobał mi się motyw ze slamem. Podobały mi się utwory wygłaszane przez bohaterów w czwartkowe wystąpienia. Podobały mi się cytaty rozpoczynające każdy rozdział. Jest więc kilka rzeczy, które naprawdę mi się w książce podobały, ale nie zmienia to faktu, że 2/3 książki nie przypadło mi do gustu.

Teraz przyszedł czas na kluczowe pytanie oraz odpowiedź. Czy książkę polecam? Hmm... Szczerze powiem, że nie polecam jej każdemu. Ta cukierkowa miłość, która wzięła się znikąd nie spodoba się każdemu. Wiele sytuacji w książce było dla mnie nużących i absurdalnych. Prawdę mówiąc podobało mi się ok 100 ostatnich stron. Jeśli chodzi o ocenę całości to dałabym jej 6-/10 - co może się wydawać wysoką oceną. Jednak poruszane kwestie takie jak: radzenie sobie ze stratą, przyjaźń, wsparcie, oddanie czy też przygotowanie się na to, co nieuniknione - poruszyły mnie, ale nie powaliły na kolana i nie wycisnęły morza łez. Zatem, czy polecam Wam lekturę "Pułapki uczuć"?

Bo czasami ciężko być dla kogoś oparciem, wiedząc, że nie możemy nic zrobić...

I wiem, że potrzebujesz mnie w pokoju obok
Ale tkwię tutaj zupełnie sparaliżowany.

czwartek, 11 lipca 2013

"Ja, diablica" Katarzyna Berenika Miszczuk


Tom: I
Liczba stron: 416
Rok wydania: 2010
ISBN: 9788374148245
Wydawnictwo: W. A. B.

"Gdy dwudziestoletnia Wiktoria zostaje zamordowana, zaczyna nowe życie. Dosłownie. Trafia do piekielnego Los Diablos, gdzie dostaje intratną posadę diablicy. Jej zadaniem jest targowanie się o dusze zmarłych, czyli potencjalnych nowych obywateli Piekła. Jednak Wiktoria nie potrafi pogodzić się ze swoją przedwczesną śmiercią, dlatego ciągle wraca na ziemię. Postanawia też zawalczyć o miłość swojego życia i... wybrać między przystojnym diabłem Belethem a śmiertelnikiem Piotrem. Ja, diablica to wybuchowa mieszanka dwóch rzeczywistości - ziemskiej i piekielnej; to również korowód barwnych postaci, takich jak neurotyczna Śmierć, narcystyczna Kleopatra (tak, TA Kleopatra) czy diaboliczny Azazel, którego plan przewiduje zdobycie władzy nad całym światem piekielno-niebiańskim. "
    Z twórczością autorki "Ja, diablica" - Katarzyny Bereniki Miszczuk, miałam przyjemność się już spotkać czytając "Wilka" i "Wilczycę". Obie te pozycje wspominam bardzo mile - chociaż czytałam je już naprawdę dawno temu. Nie byłam wtedy może wyczulona, tak jak teraz, na różne uchybienia, mankamenty czy nielogiczności dlatego się nie czepiam - a może takowych rzeczy nie było? Nie wiem, nie będę się nad tym rozwodzić. Podobało mi się i już. Niestety jeżeli chodzi o serię, w której pierwsze skrzypce gra życie pozaziemskie Wiktorii Biankowskiej... Cóż, szału nie ma. A szkoda, bo po tym wszystkim, czego się o tej książce naczytałam, spodziewałam się czegoś zgoła innego, ale o tym nieco niżej...

   Zacznę może od minusów tej książki, a później przejdę do tych przyjemniejszych rzeczy. Otóż minusem na pewno jest główna bohaterka. Może nie jako całokształt, ale jej zachowanie bardzo często mnie irytowało. Ja ogólnie jestem uczulona na głupiutkie i naiwne postaci kobiece. Zarówno w literaturze, w życiu jak i w filmie. Niestety razi mnie to strasznie, kiedy postać sobie ubzdura coś i powtarza to przez cały czas trwania książki. To "Piotrusiowanie" Wiktorii do prawdy było żenujące. Piotruś to, a Piotruś tamto, a Piotrusiowi coś, a Piotruś nie może tego wiedzieć, co sobie Piotruś pomyśli. No na Boga! Ileż można, już oczami przewracałam przy każdym głupim tekście Wiktorii o Piotrusiu. To było jedno, a drugie? Hmm sądzę, że Wiktoria nie jest do końca ukształtowaną - że tak powiem - bohaterką. Dlaczego? Raz właśnie zachowuje się jak głupiutka nastolatka, zaś następnym razem gra twardą i seksowną diablicę. Coś mi tutaj nie gra i po prostu się nie podoba. Teraz Beleth. I tutaj się zawiodłam na całej linii - nie ukrywam. Sądziłam, że Beleth, to będzie takie ciacho aroganckie, nieustępliwe, tajemnicze i mroczne (w końcu diabeł no!). Niestety jest to diablątko, które ugania się za Wiktorią... W dodatku zbyt jawnie. Żadnych fajnych zaczepek, żadnych fajnych podchodów... W swojej wyobraźni miałam go jako niedostępnego. Już bardziej podobał mi się Azazel. Niemniej sądzę, że w kolejnym tomie bardziej się to jakoś rozwinie, czy też ustabilizuje i, tym samym  ja będę pocieszona.

   Tak więc bohaterowie, to moim zdaniem największe niedociągnięcie tej książki, gdyż świat, jaki wykreowała nam Miszczuk jest naprawdę kawałem dobrej roboty! Co prawda w tym tomie wizja Aniołów mi niezbyt przypadła do gustu, niemniej wszystko się jeszcze może zmienić na lepsze. Piekło (Los Diablos) jest świetnie przedstawione. Wszystkie te nazwy, porównania... Wiele razy się uśmiałam czytając co też pisarka przekształciła na "swoje". Naprawdę przyjemnie to wszystko zaserwowała czytelnikowi. 
Natomiast jeśli chodzi o język? Prosty, zgrabny i łatwy w odbiorze, co również działa na plus!

   Autorkę bardzo sobie cenię i na pewno sięgnę po jej książki. Zwłaszcza, że dwa kolejne tomy Diablicy czekają na półce! Muszę się przekonać, co też będzie dalej i czy zajdą jakieś zmiany w bohaterach, którzy mimo, iż nie w pełni zaskarbili sobie moją przychylność, to i tak ich polubiłam. Może Wiktorię trochę mniej niż resztę, ale wszystko się może zmienić. Prawda?