Liczba stron: 560
ISBN: 978-83-245-8699-8
Rok wydania: 2008
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
"Przyszłość. Nasz świat opanował niewidzialny wróg. Najeźdźcy przejęli ludzkie ciała i umysły, wiodąc w nich na pozór normalne życie. W ciele Melanie zostaje umieszczona "dusza" o imieniu Wagabunda, która wie, że ludzkie ciała doznają gwałtownych uczuć, ich zmysły odbierają mnóstwo wrażeń, a wspomnienia potrafią być aż nadto wyraziste. Ale jest coś, czego Wagabunda się nie spodziewa: poprzedni właściciel ciała nie zamierza poddać się bez walki. Wagabunda wertuje myśli Melanie w poszukiwaniu śladów prowadzących do reszty rebeliantów. Tymczasem Melanie podsuwa jej coraz to nowe wspomnienia ukochanego mężczyzny, Jareda, który ukrywa się na pustyni. Wagabunda nie potrafi oddzielić swoich uczuć od pragnień ciała i zaczyna tęsknić za mężczyzną, którego miała pomóc schwytać. Wkrótce Wagabunda i Melanie stają się mimowolnymi sojuszniczkami i wyruszają na poszukiwanie człowieka, bez którego nie mogą żyć."
Wyobraźcie sobie ten sam świat, w którym obecnie żyjemy, ale bez przemocy, agresji, złości, bez chorób. Wszystkiego byłoby pod dostatkiem i za nic nie trzeba byłoby płacić. Niemal idealnie prawda? Dlaczego użyłam słowa "niemal"? Otóż moi drodzy, to łączy się tym samym z brakiem spontanicznego działania, życia mechanicznego. Niestety, ale nie można mieć wszystkiego, a świat idealny nie istnieje...
Zacznę od tego, że pomysł na książkę autorka miała świetny. Po wybiciu się na świat sagą "Zmierzch" zaserwowała nam ponownie swój talent autorski i ciekawą fabułę, która różni się wszystkim od poprzedniego światowego dzieła. "Intruz" to książka zupełnie się różniąca od aktualnie popularnych paranormali czy fantasy, nie znajdziemy tutaj żadnych wampirów, wilkołaków, elfów, a i prawdę mówiąc ludzi tutaj mało (jeśli chodzi o ścisłość). Za to są Dusze. Zupełnie odrębna bytność, która przemierzając wiele światów, wzięła sobie pod "opiekę" naszą Ziemię, twierdząc, że my szarzy ludzie dążymy do jej zagłady (w sumie gdyby się tak nad tym głębiej zastanowić, to czyż właśnie tego nie czynimy?). Dusze sądzą, że ludzie jako priorytet obrali sobie samozagładę i nie zasługują, aby zamieszkiwać tak piękną planetę - tym samym ją niszcząc. Dlatego też oto wybawiciele - samozwańczy - postanawiają przejąć ciała zwykłych śmiertelników i osiedlić się tutaj na stałe. Niestety - jak to się często zdarza - znajdą się i tacy, którzy się z tym nie zgadzają. Tacy, którzy chcą żyć - rebelianci. Taką rebeliantką, pragnącą żyć jest Melanie, która sądzi, że prócz niej i jej brata nie ma już nikogo, kto mógłby jej pomóc. Jednak pewnego wieczoru narażając swe życie, by zdobyć pożywienie dla swojego brata i siebie udaje się do domu intruzów i wpada na Jareda. Chłopaka, który tak samo jak ona myślał, że jest jedynym człowiekiem na tej planecie...
Jak wspomniałam, pomysł naprawdę dobry i wykorzystany również bardzo dobrze. Autorka zadbała o najmniejsze detale. Opisy miejsc, przeszłości bohaterów, emocji jakie się w nich kłębią, oraz pochwalę również same postaci (?) Intruzów/Dusz. Przyznać muszę, że jeżeli chodzi o książkę, to pierwszy raz się z takim czymś spotykam. Obawiałam się po opisie, że może mi się to nie spodobać, ale jak widać jestem naprawdę zadowolona z tego co autorka mi zaserwowała. Kolejną rzeczą, na którą chciałabym zwrócić uwagę jest język jakim posługuje się pani Meyer. Lekki, niewymuszony, elokwentny, barwny i na pewno uprzyjemniający odbiór historii zawartej na stronicach książki. Podobały mi się również wszystkie opisy miejsc i przygód, były tak realistycznie stworzone, że czułam się jakbym sama uczestniczyła w tych wydarzeniach i była w tych wszystkich zaprezentowanych przez autorkę miejscach.
Jeżeli zaś chodzi o postaci... Postać Melanie jakoś nieszczególnie wzbudziła moją sympatię, za to Wagabunda/Wanda o wiele bardziej sprawiła, że ją polubiłam. Co prawda czasami było mi żal Melanie, w końcu była uwięziona we własnym ciele, a sterowała nią zupełnie inna forma życia w postaci Wagabundy/Wandy. Postać Jareda i Iana bardzo fajnie wykreowana, chociaż obaj czasami działali mi na nerwy. Moim ulubionym bohaterem był niezaprzeczalnie brat Melanie, Jamie - bardzo pozytywna postać. Nie mogę się niestety, albo stety, doczepić do żadnej z postaci. Każda według mnie jest świetnie stworzona, każda ma w sobie coś, co sprawiło, że się z nią zżyłam.
Jeśli mam być szczera, to muszę przyznać, że książka nie porwała mnie od pierwszych stron, gdyż autorka trochę przynudzała. Jednak gdy już pierwsze - te mniej ciekawe - opisy były już za mną, zaczęła się prawdziwa pożywka dla mojej wyobraźni. Tak piękna historia, jaką zawiera książka "Intruz" nie może być zignorowana. Piękno tej książki polega głównie na historii, która łapie za serce, ale również to, jak autorka wprowadziła nas w świat Melanie i Wagabundy - tutaj chodzi mi o narrację, którą prowadzi Wagabunda. Właśnie dzięki niej mamy możliwość poznać ją i Melanie najlepiej jak tylko się da, co również sprawia, że wszystkie uczucia, jakie obie postaci odczuwają w danym momencie, przelewają się na nas, jako na czytelnika.
Reasumując, książka jest jak najbardziej warta przeczytania. Już sam pomysł potrafi przyciągnąć uwagę, a co dopiero to świetne wykorzystanie go i stworzenie czegoś tak pięknego. Postaci są niezaprzeczalnie jednym z największych atutów książki. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko zachęcić Was do przeczytania "Intruza".
Za poznanie zupełnie innej wizji świata w jakim żyję dziękuję serdecznie Grupie Wydawniczej Publicat!
Też zawsze byłam za Wandą :)
OdpowiedzUsuńTa filmowa okładka jest beznadziejna, ale sama książka podobała mi się bardzo.
Przeczytałam i jestem bardzo z tego faktu zadowolona. Nie nudziłam się ani trochę. Bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: in-corner-with-book.blogspot.com
Mi również Wagabunda bardzo się podobała, no i Jamie. ;] Chociaż Melanie również nie była złą postacią. W każdym razie książka naprawdę mi się podobała i na pewno za jakiś czas do niej wrócę - czytałam ją dosyć dawno, więc trzeba odświeżyć sobie pamięć.
OdpowiedzUsuńno właśnie - autorka przynudzała na początku... i to bardzo! :) ja kawałek tej książki mam już za sobą :) dokładnie 109 stron i niestety z nudów odłożyłam ją na półkę i stoi tak...hmm.. ze 3 lata :) ale jak pomyślę, że miałabym znów przebrnąć przez ten początek, to mam ciary na plecach... :) słyszałam już wielokrotnie, że to naprawdę dobra książka. i cóż... może kiedyś?! :D
OdpowiedzUsuńRzeczywiście akcja rozwija się trochę powoli i tak naprawdę zaczyna się dziać kiedy Wagabunda i Melanie znajdują już cel swej podróży.
OdpowiedzUsuńW książce chyba najbardziej polubiłam Jamie'go. Meyer doskonale wybrała imię dla niego, imię brzmi tak niewinnie jak on sam.
Baaardzo mi się ta książka podobała :D Super pomysł i dobre wykonanie :D
OdpowiedzUsuńSłyszałam dużo pochwalnych komentarzy na jej temat. Na pewno kiedyś po nią sięgnę, ale nie zależy mi na pośpiechu
OdpowiedzUsuńksiążkę czytałam już dawno, ale emocje jekie we mnie wzbudziła pamietam do dziś. film obejrze na DVD wybierałam się do kina, ale negatywne opinie mnie powstrzymały :)
OdpowiedzUsuńFilm to kompletna porażka... Nie polecam go oglądać :)
UsuńMoja siostra czytała "Intruza" dość dawno temu, ale pamiętam, że bardzo go zachwalała. Teraz na blogach roi się od recenzji tej książki - większość jest pozytywna. Nie pozostaje mi nic innego, jak przekonać się, jakie wrażenie wywrze na mnie ta powieść.
OdpowiedzUsuńMam ją w bliskich planach, więc się cieszę, że jest dobra. Dobrze wiedzieć, że muszę uważać na początek
OdpowiedzUsuńKsiążka czeka na półce na swoją kolej, a po Twojej recenzji muszę jak najszybciej ją przeczytać. Muszę jeszcze oglądnąć film, ale jeśli nie polecasz to odłożę go na inne czasy ;)
OdpowiedzUsuńNie polecam. Naprawdę dno totalne... Po 30min wyłączyłam, bo miałam dość. Wszystko spłycone, zrobione na "odwal się" :)
Usuńochotę mam od baaaaaaardzo dawna, ale koleżanka wciąż mi nie pożycza (pożyczyła innej) :/
OdpowiedzUsuńCzekam, aż ktoś wreszcie zwróci "Intruza" do biblioteki. Co niestety już trochę trwa. :/
OdpowiedzUsuńMam wielką chęć na przeczytanie tej pozycji! Film bardzo mi się podobał (pewnie dlatego, że wersji papierowej nie czytałam) i jestem ogromnie ciekawa, o ile lepsza w tym przypadku jest książka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Niedawno obejrzałam film i trochę żałuję, że nie zaczęłam od książki. Jestem bardzo ciekawa, jak na tej pozycji wypadła Meyer :)
OdpowiedzUsuńJa robiłam dwa podejście do "Intruza" najpierw odpuściłam po ok. 100 stronach, bo mnie strasznie nudził i nużył, ale później za namową koleżanki przetrwałam.. i już gdy Wagabunda przedziera się przez pustynię wiedziałam, że polubię książkę :D
OdpowiedzUsuńFilm też daje radę.. tak nawiasem mówiąc :D
Od dawna ta książka widnieje na mojej liście "chcę przeczytać". Mam nadzieję, że w końcu mi się to uda.
OdpowiedzUsuńSaga "Zmierzch" mnie nie urzekła, ale po tej opinii, chyba dam autorce drugą szansę ^^
OdpowiedzUsuńCzytałam i bardzo mi się ta książka podobała. :)
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałam tą książkę, ale przez nudnawy początek odłożyłam. Przy okazji premiery filmu przeczytałam do końca i w pełni zgadzam się z tobą. Zapraszam do mnie. Sprzedam tanio książki w bardo dobrym stanie :)
OdpowiedzUsuńKsiążka leży u mnie jeszcze nie tknięta... Dobrze, że nie wybrałyśmy się do kina na film, oj żałowałabym bardzo:D
OdpowiedzUsuńWidzę, że po lekturze "Intruza" miałaś podobne wrażenia jak ja. :) Meyer stworzyła książkę przesyconą emocjami, realistyczne, ciekawe postaci, a do tego miała genialny pomysł z tymi Duszami. Miałam jednak początkowo problem z "wciągnięciem się" w powiesć, nie porywała mnie - do pewnego momentu. :) Później połknęłam tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńmam intruza z tą pierwszą okładką filmową:)
OdpowiedzUsuńintruza bardzo szybko przeczytałam:)