środa, 24 sierpnia 2016

"Dziennik Bridget Jones" Helen Fielding

Dziękuję!

Ta książka sprawi, że polubisz się dokładnie za te cechy, których najbardziej się u siebie wstydzisz. A ponadto w trakcie lektury będziesz co rusz wybuchać śmiechem i wykrzykiwać: „Bridget Jones to ja!”.
 Poznajcie Bridget Jones: singielkę trochę po trzydziestce, która jest pewna, że wszystko się ułoży, jeśli tylko:
•straci na wadze trzy kilogramy
•przestanie palić
 •osiągnie wewnętrzną równowagę.
 Bridget stara się odnieść w życiu sukces albo przynajmniej utrzymać się na powierzchni. Za każdym razem, gdy jej plany biorą w łeb, Bridget daje radę się pozbierać, szuka pociechy w życiu towarzyskim i mówi sobie, że wszystko będzie dobrze już rankiem, kiedy to jej życie będzie inne, wolne od alkoholu, zbędnych kalorii i emocjonalnych popaprańców.
Oto pełna humoru kronika zdarzeń jednego roku z życia druzgocąco samokrytycznej Bridget Jones, roku, w którym Bridges postanawia: zmniejszyć obwód swoich ud o cztery centymetry, chodzić na siłownię trzy razy w tygodniu nie tyko po to, by kupić kanapkę, i stworzyć sensowny związek z odpowiedzialnym mężczyzną.

Już na samym początku tej recenzji informuję, że nie oglądałam filmu, więc nie będę porównywała książki z filmem, który ponoć jest lepszy. Po "Dziennik Bridget Jones" sięgnęłam po przeczytaniu pewnej książki w której była mowa o właśnie Dzienniku. Stwierdziłam, że skoro bohaterka tejże czytanej przeze mnie powieści tak bardzo polubiła Bridget, to i ja muszę ją poznać! I stało się. Bardzo, ale to bardzo spodobała mi się historia tej zwariowanej singielki po trzydziestce! Pewnie nie ma tutaj osoby, która nie znałaby Bridget Jones tej książkowej, czy filmowej, więc nie będę się rozpisywała na temat fabuły. Sam opis książki powinien wystarczyć.

Czytając "Dziennik Bridget Jones" zaśmiewałam się w głos. To nad jej zakręceniem, to nad gafami jakie popełniała, albo nad jej nierozgarnięciem życiowym. Sądzę, że gdybym spotkała Jones w swoim realnym życiu, poszłabym z nią na drinka! Chociaż sądząc po jej wpisach... Cóż... Na jednym by się nie skończyło! Bardzo polubiłam tę wesołą blondyneczkę, która ma dystans do samej siebie, ale i do życia, a przy tym jest niesłychanie cierpliwa w stosunku do swojej rodziny. Mieć tak oddaną przyjaciółkę, jaką jest Bridget, to skarb. Naprawdę. 

Zauważyłam, że są osoby, które uwielbiają niniejszą książkę, ale też takie, które za nią nie przepadają, bądź wręcz jej nie znoszą. Ja należę do tej pierwszej grupy. Książka przypadła mi do gustu i na pewno sięgnę po kolejne jej części. Muszę wiedzieć, co też ta Bridget wymyśli! I co z Markiem, i Danielem... Niby wszystko się wyjaśniło, ale z drugiej strony z tą bohaterką nigdy nic nie wiadomo!

"Dziennik Bridget Jones" to książka idealna na poprawę humoru. Jeśli akurat macie ochotę na coś lekkiego, przezabawnego i zwariowanego, to koniecznie sięgnijcie po właśnie tę powieść. Ona to wszystko ma. Perypetie głównej bohaterki czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Sądzę, że jest ona idealna na każdą porę, jeśli tylko macie na nią ochotę, to nie zastanawiajcie się, tylko bierzcie w dłoń dobre wino i zasiądźcie do lektury. Osobiście polecam!

5 komentarzy:

  1. Moja ulubiona! Niegdyś czytałam ją zawsze jak miałam zły nastrój, ale teraz nie siegałam po nią od dawna, muszę wrócić do starej przyjaciółki. Film też super, ale ja się być może wyłamię i powiem, że wolę książke. Niemniej jednak czekam na nowy film z niecierpliwością:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Do tej pory nie czytałam, ani nie oglądałam, więc chyba w końcu się skuszę. Oczywiście najpierw sięgnę po książkę, może nie teraz, ale kiedyś na pewno. Podobno inaczej się do niej podchodzi w zależności od naszego wieku. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam ją całkowicie! ;) Oglądałam film i czytałam książkę, już sama nie pamiętam w jakiej kolejności, ale do obu wersji mam sentyment. Humor, humor i jeszcze raz Bridget! ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze nie miałam okazji jej przeczytać, ale wszędzie o niej słyszałam. Jestem przekonana że Dziennik Bridget Jones mi się spodoba, bo uwielbiam zabawne książki.
    Pozdrawiam cieplutko!

    lovelybookprincess.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Wstyd przyznać, ale jeszcze nie miałam przyjemności jej czytać.
    :( Wielokrotnie polecała ją na zajęciach moja wykładowczyni od angielskiego mówiąc, że oryginał szczególnie wymiata, a próba pobawienia się w tłumacza przy tej książce jest rozrywką, której "powinno się podjąć po kilku lampkach wina i wieczornym klimacie". <3
    Pozdrawiam!

    bookchilling.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń