czwartek, 25 sierpnia 2016

"Wyśnione miejsca" Brenna Yovanoff



Dziękuję!


Są dwie Waverly.
Pierwsza: ma nieskazitelny wygląd, popularnych przyjaciół, najlepsze oceny w szkole i świetne wyniki w sporcie.
 Druga: to tajemnicza dziewczyna, która zagłusza myśli bieganiem do utraty tchu. W nocy zastanawia się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby zrzuciła maskę, którą nosi za dnia.
Jest dwóch Marshallów.
Pierwszy: bad boy, który nadużywa alkoholu, ryzykując wydalenie ze szkoły. Nie ma to dla niego znaczenia – w końcu jest nikim.
 Drugi: ten, który czuje więcej, niż przyznaje sam przed sobą. Zmaga się z ciężarem, o którym inni nie wiedzą.
Waverly i Marshall spotykają się… we śnie. Jest to miejsce, gdzie oboje mogą być sobą. I gdzie dotyk wydaje się równie prawdziwy jak na jawie. Czy odważą się swoje wyśnione miejsca zamienić na rzeczywistość?
Jako, że jestem sroką okładkową, to zapragnęłam mieć tę powieść, bo sami przyznajcie... Ta okładka jest przepiękna! I właściwie wiele mówiąca o samej treści książki. W ogóle przemówił do mnie motyw snów. Szkoda tylko, że autorka tematu nie zgłębiła, a powierzchownie nam go przedstawiła. Coś tam o metodach relaksacyjnych, świeczki, liczenie wstecz itp. No zbyt wiele mi to nie wyjaśniło, jakim to sposobem Waverly przenosiła się snem w real. I to jest (moim zdaniem) duży błąd. Dlatego, że bardzo chciałabym wiedzieć skąd autorka wytrzasnęła ten świetny pomysł i, jak to wszystko działa. Książek z motywem snu jest całkiem mało (przynajmniej tak mi się wydaje), a bardzo lubię ten temat i zawsze łaknę nowości z nim związanych. Autorka miała genialny pomysł, ale nie do końca sobie z nim poradziła, albo lepiej zabrzmi - nie do końca go wykorzystała.

W zasadzie sama nie wiem o czym była ta książka. Znaczy... Wiecie, chodzi mi o to, że do końca nie jestem przekonana jaki jest jej fenomen. Jest dziewczyna i jest chłopak. Ona ma problem ze snem, a on nie potrafi poradzić sobie ze swoim życiem. Ok. Tyle rozumiem. Ale ten motyw, kiedy ona przenosi się we śnie za każdym razem tam, gdzie on? Hm... Dlaczego? Czy to jakaś kwestia przyciągania? I co w związku z tym? Bo nie rozumiem. Może mnie ktoś oświeci. Nie chodzi o to, że książka mi się nie podobała, bo podobała.

Jeśli chodzi o historię jaką przedstawia nam autorka w "Wyśnionych miejscach", to można pomyśleć, że to kolejny romans dla nastolatków. A i owszem, jednak tym razem jest to coś nieco innego. W zasadzie najważniejszym wątkiem (tak mi się zdaje) jest relacja i to rodzące się uczucie pomiędzy dwójką bohaterów. Co więc jest tutaj nieschematycznego? Moim zdaniem osobowości. Dużo książek dla młodzieży opiera się na schemacie: on - piękny, seksowny, wysportowany ach, och i ech. Ona - szara myszka, zamknięta w swojej wieży czekająca na księcia z bajki. Yovanoff pokazała nam zupełnie inny obraz nastolatków. W zasadzie można przyjąć, że odwróciła role. Główna bohaterka to pani perfekcyjna, wszystko musi być na tip top, we wszystkim musi być najlepsza i w ogóle bez skazy. Główny bohater, to ten, któremu nic się nie udaje, życie mu się nie układa i w zasadzie to właśnie ona, Waverly okazuje się księżniczką, która wyciąga z wieży ogra. I muszę przyznać, że poniekąd mi się to podobało, tylko, że bohaterka była dla mnie przesadnie idealna. Tym samym przechodząc do oceny tej dwójki... 

Waverly -  cóż, nie zapałałam do niej sympatią. W zasadzie dziewczyna była mi obojętna i nie do końca wydawała mi się ona konkretna. Czasami dziwnie się zachowywała - spokojna i idealna, a tutaj ni stąd ni zowąd - pyskata jędza - nie wiem skąd jej się to brało. Może taki był zamysł autorki... I to, jak szufladkowała ludzi, nawet tych, których nie znała. Wystarczyło, że rzuciła na nich okiem. Tym już na samym starcie straciła w moich oczach.   Za to Marshalla polubiłam od samego początku. Chłopak cały czas był sobą, nie miał dziwnych akcji typu "a teraz będę cwaniakiem, bo tego ludzie ode mnie oczekują".  Ale jedno,  z czym się nie zgadzam, to to, że Mashall jest bad boyem. Nie wydaje mi się. On jest zwykłym, zagubionym chłopakiem, któremu niełatwo odnaleźć się w sytuacji, w jakiej się znajduje. Tyle.

Plusem prócz okładki i wyżej wspomnianego nieschematycznej relacji, jest styl autorki, która swoim lekkim piórem sprawiła, że przez książkę się płynie. Bardzo przyjemnie się ją czyta. W dodatku pomysł, który może nie do końca został wykorzystany, ale i tak jest dla mnie sporym plusem. Niewątpliwie wątek Marshalla, który skupiał na sobie całą moją uwagę oraz jego szczerość bycia - może dziwnie to zabrzmi - ale wydawał mi się taki... Prawdziwy. 

"Wyśnione miejsca" to książka, którą polecam głównie nastolatkom, bo to właśnie do nich jest ona kierowana. Sądzę, że to właśnie ta grupa wiekowa idealnie się w niej odnajdzie. 

3 komentarze:

  1. Chyba sobie ją odpuszczę urocza okładka i nie schematyczne relacje jakoś mnie nie przekonują.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam szczerze, że nie do końca jestem przekonana do tej książki. Faktycznie, okładka piękna, ale jednak wydaje mi się, że reszta może nie przypaść mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Większość osób ją wychwala, a ja nadal bronię się przed nią rękami i nogami. Nie wiem dlaczego tak jest. Może niezbyt ciągnie mnie do tego motywu snu? Słyszałam wcześniej, że nie zostaje on wyjaśniony, dlaczego tak, a nie inaczej... Nie lubię czegoś takiego i myślę, że to chyba właśnie to tak bardzo odpycha mnie od tej pozycji.
    Może kiedyś po nią sięgnę, jednak jak na razie podziękuję i zabiorę się za książki, które naprawdę chciałabym przeczytać.

    Pozdrawiam serdecznie ^^

    OdpowiedzUsuń