Pomyśl o mężczyźnie, którego kochasz najbardziej. Pomyśl o każdej wspólnej chwili wypełnionej rozmowami i milczeniem, o lepszych i gorszych dniach, o budzeniu się u jego boku. A teraz wyobraź sobie, że go tracisz. Ktoś wyszarpał, wydarł ukochanego z Twojego życia i zostawił pustkę. Cholernie niesprawiedliwe.
prawda? Mogłabym odpuścić, zapomnieć, wyjechać… Jednak czy zrobiłabyś to samo, gdyby w grę wchodziło odzyskanie każdego wspólnego dnia z ukochanym? Do tej pory cierpiałam. Teraz postanowiłam zawalczyć, nawet jeśli to oznacza, że inni też będą cierpieć. Bo miłość zawsze boli i nadszedł czas, by przygotować się na rany i blizny. A Ty, mimo moich win, nie potępisz mnie. Widzę, że już się wahasz, patrzysz w stronę ukochanego i myślisz, ile byłabyś w stanie poświęcić, by go odzyskać.
O.
„Mimo moich win” to pierwsza część historii Olivii, Caleba i Leah. Powieść o tym, że serce można oddać tylko raz, a pozostałe związki są jedynie echem pierwszej miłości.
Wszyscy zachwalali. Wszyscy polecali, więc chciałam wiedzieć o co chodzi. O co ten szum, ochy i achy. W kilku opiniach wyczytałam, że jest trójkąt miłosny, za którym osobiście nie przepadam. Dlatego też miałam małe opory i obawy, czy książka mi się spodoba. I kiedy zagłębiałam się w jej treść, rzeczywiście nie do końca mi to pasowało, aczkolwiek właśnie w tym tkwi fenomen tej powieści. Wywiera ona niesamowicie silne emocje. A to jest plus ogromny i ja jestem tym plusem zachwycona. A sama powieść Tarryn Fisher bardzo mi się spodobała. Chociaż nie należy do tego typu powieści, jakie darzę sympatią, więc to coś musi znaczyć.
Główna bohaterka jest specyficzna. Nigdy nie przepadałam, ba! Wręcz nie lubiłam bohaterek jej pokroju. Hejtowałam je, skreślałam na samym początku. Dlatego sama zastanawiam się dlaczego polubiłam Olivię? Wiecie, Olivia jest złą osobą... Jej uczynki, podejmowane decyzje i dziwne wybory mogły sprawić, że nie zapałałabym do niej sympatią, ale... No właśnie "ale". Dziewczyna ma w sobie coś takiego, co mnie do niej zbliżyło. Coś, co rozumiałam, ale z czym nie do końca się zgadzałam. Wiedziałam jednak, co powoduje, że jest taka, a nie inna i dlatego wydawała mi się prawdziwa. Niewyidealizowana, nie wymuskana, nie przesadzona w swoim istnieniu. Robiła to wszystko z miłości i chociaż często nie rozumiałam jej postępowania, to rozumiem to uczucie, które sprawia, że człowiek podejmuje wiele niezrozumiałych decyzji.
Jeśli już zaczęłam o Olivii, to nie mogę tylko na niej skończyć. Caleb... Hmm. I tutaj autorka mnie zmyliła. Z początku wydaje się uroczym, szarmanckim i dobrym gościem, który potem przeistacza się w typowe amerykańskie ciacho, poniekąd robiące na złość Olivii. I sama nie wiem co o nim myśleć. Lubię go, ale z drugiej strony jego zachowanie mnie drażniło. I właśnie tutaj wspomnę o tym, że autorka postawiła na emocje zaczynając od samych postaci, które czytelnik polubił i nienawidził, i tak w kółko.
Emocje, emocje, emocje... Powiedziałabym, że ta książka jest kontrowersyjna. Znajdą się tacy, którym się ona nie spodoba, ale znajdą się również tacy (w tym ja), którym bardzo się spodoba i będą łaknąć więcej. "Mimo moich win" na pewno nie jest sztampową historią. Jest... Ciężko mi nawet znaleźć odpowiednie słowo... Ale na pewno sięgnę po kolejne dwa tomy, bo bardzo się wciągnęłam w historię Olivii i Caleba... No i jeszcze tej rudej małpy.
Czy polecam? Jasne, że tak! Sami musicie stwierdzić czy Wam ta historia przypadnie do gustu, ale mam nadzieję, że tak!
Troche odstraszasz mnie Oliwią, bo widzę, że bohaterka pomimo tego czegoś może mnie irytować. Jednak jestem ciekawa fabuły, więc będę ją miała na uwadze.
OdpowiedzUsuńCzytałam pierwszą część już jakiś czas temu i przyznam się, że jakoś nie zapadła mi szczególnie w pamięci choć zła nie była
OdpowiedzUsuńJa zdecydowanie sięgnę po tę książkę. Wydaje mi się, że może mi się spodobać. Też nie przepadam za trójkątami miłosnymi, ale może warto spróbować. :)
OdpowiedzUsuńmoonybookishcorner.blogspot.com
Nigdy nie skreślam od razu książek z trójkątem miłosnym, więc może będzie to coś dla mnie;0
OdpowiedzUsuńhttp://zapiskizgredka.blogspot.com/
No właśnie ochy, achy, dlatego sięgnęłam i przyznam, że byłam zaskoczona, bo jak dla mnie Oliwia może była podła i niezbyt miła, ale tak zła, jak sugerowano, to na pewno nie. Jej tzw. evil nie przekonał mnie, zupełnie jakby autorka nie chciała przekroczyć pewnej granicy.
OdpowiedzUsuńA pewnie w wolnej chwili sprawdzę czy to moja bajka :D
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
Przyznam szczerze, że nie jestem jeszcze do końca przekonana do tej książki...
OdpowiedzUsuńNie jestem przekonana do tek książki, ale może dam jej szansę :)
OdpowiedzUsuńhttp://oddychajaca-ksiazkami.blogspot.com/2016/08/podsumowanie-sierpnia.html